Ziemowit Malecha
Bohaterami niniejszego artykułu są dwie postacie oraz jeden z najlepszych uniwersytetów na świecie. Claudine Gay, urodzona w 1970 roku, w okresie od 1 lipca 2023 roku do 2 lutego 2024 roku była prezydentem Uniwersytetu Harvarda, pierwszą kobietą oraz pierwszą osobą czarnoskórą na tym stanowisku. To córka imigrantów z Haiti, pochodząca z dobrze sytuowanej rodziny. Zrezygnowała z funkcji zaledwie po pół roku, oskarżana o przychylne stanowisko wobec propalestyńskich manifestacji mających miejsce na jej uczelni. Nadal pracuje na Harvardzie na stanowisku profesora. Drugą bohaterką jest Carol Swain, urodzona w 1954 roku, czarnoskóra emerytowana profesor w dziedzinie nauk politycznych, w przeszłości pracująca m.in. na Uniwersytecie Princeton. Pochodząca z wielodzietnej i bardzo ubogiej amerykańskiej rodziny C. Swain wyszła za mąż w wieku 16 lat oraz urodziła pierwsze dziecko w wielu lat 17. Przeszła bardzo trudną i skomplikowaną drogę edukacyjną, włączając w to zdanie egzaminu GED, który jest odpowiednikiem ukończenia szkoły średniej. Jest postrzegana jako archetyp american dream, gdyż, jak to sama podkreśla, cały swój sukces zawdzięcza bardzo ciężkiej pracy oraz determinacji. Zwraca ona uwagę, że w jej życiu, często pomagali jej biali mężczyźni o bardziej konserwatywnej tożsamości, którzy nigdy nie tratowali jej jako ofiary, lecz przekonywali ją o jej wyjątkowości oraz zachęcali do nauki i pracy.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że obie panie łączy wiele wspólnego, ale nic bardziej mylnego. Jest wręcz odwrotnie. C. Gay jest twarzą wykorzystywaną przez amerykańskie środowiska progresywne, która na fali rodzącej się polityki DEI (Diversity, equity and inclusion – Różnorodność, równość i integracja) została przepchnięta na wysokie stanowiska akademickie, mimo, jak wskazuje na to wiele osób, bardzo słabego dorobku naukowego. Natomiast C. Swain jest antybohaterem środowisk progresywnych oraz celem licznych ataków z ich strony. Dzieje się tak, mimo iż to właśnie ona mogłaby być twarzą polityki DEI. W przeciwieństwie do C. Gay posiada bowiem bardzo bogaty dorobek naukowy oraz jest autorką kilku ważnych książek. Istotne w tym kontekście jest to, że C. Swain otwarcie oskarża C. Gay o splagiatowanie wyników jej pracy naukowej w dysertacji doktorskiej, która była broniona na Harvardzie.
Powyższy konflikt, wynikający z wysoce prawdopodobnego plagiatu, jest zanurzony w szerszym kontekście narzucanej przez środowiska progresywne polityki DEI. Przypadek prof. Swain jest jak wierzchołek góry lodowej, pod którym kryją się dyskusyjne praktyki coraz częściej spotykane na czołowych amerykańskich uczelniach. Krytyczna jest też postawa Uniwersytetu Harvarda wobec prof. Swain, która twierdzi, że w odpowiedzi na jej pismo dotyczące plagiatu w doktoracie C. Gay uczelnia zastraszyła ją podjęciem kroków prawnych przeciwko niej.
Cała sprawa została niedawno przedstawiona w dostępnej na kanale YouTube rozmowie prof. Swain z prof. Jordanem Petersonem, światowej sławy psychologiem klinicznym, zajmującym się między innymi psychologią ideologii oraz systemami totalitarnymi. W przeszłości pracował on m.in. na uniwersytetach McGill, Harvarda oraz Toronto. Prof. Peterson określa obecną narrację wykorzystywaną przez środowiska progresywne wobec mniejszości (rasowych, etnicznych, seksualnych) jako narrację typu kat-ofiara, w której katem jest biała większość, a ofiarą mniejszości.
C. Swain zgadza się z tą diagnozą, stwierdzając, że podczas swojej długiej kariery akademickiej zauważyła istotną przemianę środowiska akademickiego, która polegała właśnie na tym, że mniejszości, zamiast, tak jak było to w jej przypadku, być zachęcanymi do ciężkiej pracy i realizacji swojego potencjału, zostały zepchnięte do roli ofiar, którym zaczęto ułatwiać karierę nie na zasadzie umiejętności i talentów, ale pochodzenia czy orientacji, co jest podstawą polityk afirmatywnych, takich jak DEI. Podkreśla, że będąc w komisjach zatrudniających nowych pracowników naukowych, była świadkiem przyjmowania niekompetentnych przedstawicieli mniejszości rasowych, zwłaszcza takich, których określiła mianem „angry blacks”. Do takich osób zalicza ona właśnie byłą prezydent Harvardu Claudine Gay, która, jak inni do niej podobni, stała się orężem w rękach środowisk progresywnych.
Jak zauważa Jordan Peterson, z punktu widzenia psychologii społecznej podejście reprezentowane przez środowiska progresywne na amerykańskich uniwersytetach jest w zasadzie niczym innym jak klasycznym rasizmem. Środowiska te usiłują się otaczać osobami reprezentującymi mniejszości (w tym przypadku czarnoskórymi), lecz chcą mieć pewność, że mają znaczącą nad nimi przewagę, aby móc nimi manipulować. To prowadzi do konkluzji, że postępowcy w środowiskach akademickich uważają, że mniejszości rasowe i etniczne są gorsze. Tworzą atmosferę, w której przedstawiciele mniejszości czują się ofiarami, natomiast gdy spotykają reprezentantów mniejszości, którzy sprzeciwiają się takiej narracji, wykluczają ich i atakują. Podsumowując, Peterson stwierdza, że w istocie podejście takie ma podobną dynamikę do antysemityzmu, który także ma swoje źródła w dynamice kat-ofiara. Żydzi, będąc mniejszością, byli piętnowani jako wrogowie, gdyż ich przedstawiciele często odnosili sukces.
Takie podejście wzmacniania także poczucie bycia gorszym, gdyż świadomość tego, że jest się przyjmowanym na studia, czy do pracy, nie ze względu na umiejętności, lecz pochodzenie, bardzo silnie sprzyja rozwojowi syndromu oszusta. Ma to także inne negatywne konsekwencje, gdyż osoby, które musiały spełnić wszystkie formalne wymogi przyjęcia na studia czy awansu, spotykając przedstawiciela mniejszości, mogą mieć poczucie, że osoba taka jest niekompetentna.
Jak wskazują Carol Swain i Jordan Peterson, remedium na taką sytuację może być tylko utrzymanie standardów i jednakowych wymogów dla wszystkich. W tym kontekście przywołują oni prace Adriana Wooldridge’a, wieloletniego redaktora „The Economist”, który zauważa, że nieużywanie obiektywnych klasyfikacji w odniesieniu do umiejętności i zasług przy zatrudnianiu oraz awansowaniu prowadzi do nepotyzmu. Jeśli odrzuca się obiektywne testy, to w rezultacie często awansuje się znajomych oraz osoby spokrewnione. Jest to bardzo problematyczne dla polityki DEI, gdyż użycie obiektywnych testów nieuchronnie prowadzi do nierównomiernej reprezentacji studentów czy pracowników ze względu na ich pochodzenie. Mimo to, C. Swain jest gorącą orędowniczką standardów oraz równego traktowania i gorąco wierzy, że podobnie jak w jej przypadku, utalentowanych osób wśród mniejszości jest wystarczająco dużo.
W latach 2010-2014 miałem okazję pracować na kliku uniwersytetach amerykańskich. W moim odczuciu poziom nauczania na studiach magisterskich oraz doktoranckich był nieporównywalnie wysoki, a studenci charakteryzowali się wysoką kulturą osobistą. Należy jednak dodać, że istnieje podział na uniwersytety dla „białych”, gdzie spotyka się także sporą reprezentację studentów i pracowników pochodzących z krajów azjatyckich, Bliskiego Wschodu oraz Europy Środkowo-Wschodniej, oraz dla „czarnych”, gdzie w większości studentami są czarni Amerykanie: University of the District of Columbia, North Carolina A&T State University, Lincoln University. Podział ten w dużej mierze ma charakter historyczno-geograficzny, niemniej najlepsze amerykańskie uniwersytety, takie jak Harvard, zalicza się do „białych”. Pracownicy tych uczelni częściej utożsamiają się z pomysłami lewicowo-progresywnymi, co może rzeczywiście wymuszać pewną potrzebę wprowadzania tam „różnorodności” kosztem jakości.
Degradacja standardów daje się zauważyć także na polskich uczelniach, ale jej podłoże jest inne. Problemy demograficzne w naszym kraju skutkują niską liczbą chętnych na studia. Prowadzi to do negatywnej konkurencji między uczelniami, które często chcą pozyskiwać studentów poprzez oferowanie im coraz niższych kryteriów wejścia na uniwersytet i lepszych warunków studiowania. Niejednokrotnie rozmawiałem z rozżalonymi studentami, narzekającymi na niski poziom nauczania, co skutkowało brakiem motywacji w podejmowaniu przez nich studiów magisterskich. Sprawę pogarsza także narzucany wymóg umiędzynarodowienia, który w praktyce oznacza częste przyjmowanie studentów obcokrajowców, których poziom wiedzy jest znacząco niższy niż wymagają tego standardy akademickie.
Zdarza się także, że uzyskanie wysokiego wyniku na rekrutacji przez obcokrajowców jest łatwiejsze niż uzyskanie podobnego wyniku przez kandydata z Polski, bowiem wymagania maturalne, czy te związane z ukończeniem pierwszego stopnia studiów są często wyższe w Polsce niż w przypadku ich zagranicznych odpowiedników. W tym kontekście warto zwrócić uwagę, iż obcokrajowcy często rekrutują się na kierunki najbardziej oblegane, tym samym konkurując o miejsca z absolwentami polskich szkół. Dodatkowo przyjęcie obcokrajowca wiąże się z wyższą dotacją dla uczelni niż w przypadku przyjęcia studenta z Polski co może wpływać na bardziej przychylne traktowanie kandydatów z zagranicy.
Rozwiązanie tego problemu powinno opierać się na zapewnieniu takich samych wymogów rekrutacyjnych, a w szczególności przyjmowanie tylko absolwentów wybranych szkół czy uczelni zagranicznych, w których poziom nauczania spełnia standardy zbliżone do tych, jakie uznajemy w Polsce. W przypadku kandydatów, dla których niemożliwe byłoby spełnienie takiego warunku, należałoby wprowadzić egzaminy wstępne.
Można zauważyć pewne podobieństwo między „inkluzywną” rekrutacją na uczelniach anglosaskich, dającą dodatkowe punkty za pochodzenie, a uzależnieniem poziomu finansowania uczelni w Polsce od tzw. poziomu umiędzynarodowienia. W obu przypadkach skutkuje to osłabieniem uczciwej konkurencji oraz negatywnie wpływa na poziom kształcenia, ale zapewne także prowadzonych badań i relacje z otoczeniem gospodarczym i społecznym uniwersytetu.
Wróć