Rozmowa z prof. Krzysztofem Wildem, przewodniczącym Komisji ds. Sportu Akademickiego KRASP, rektorem PG, która po raz piąty z rzędu wygrała Akademickie Mistrzostwa Polski
Taka seria zwycięstw w XXI wieku nie zdarzyła się jeszcze żadnej uczelni. Proszę zdradzić przepis na sukces.
Pasja i praca – to są dwa główne składniki tego przepisu. Od kiedy pięć lat temu zostałem rektorem, przyświeca mi zasada, by każdemu studentowi, jeśli tylko ma na to ochotę, zapewnić możliwość uprawiania sportu. Robimy wszystko, by umasowić sport, który ma przede wszystkim bawić i relaksować, ale w żadnym razie nie uciekamy od tego, co jest jego solą, czyli rywalizacji. Otwieramy się na nowe formy ruchu: mamy golf, sekcję jogi, trening funkcjonalny, czyli to, co dziś interesuje młodych ludzi. Nie zamykamy przed nimi drzwi, mówiąc: nie, tego u nas nie ma i nie będzie. Wychodzę z założenia, że każda aktywność jest lepsza od siedzenia w domu przed komputerem. Wysyłamy więc zachętę: przyjdź, poruszaj się, bo jak chcesz być dobrym inżynierem czy naukowcem, to sprawność fizyczna też ci się przyda.
Aż dziwne, że tak prosta recepta może dawać tak znakomite efekty.
Pod warunkiem, że jest odpowiednio przygotowana. Stworzyliśmy specjalny fundusz na rzecz sportowców, niezależny od ministerialnego, i funkcjonujący obok systemu stypendialnego. To wydzielone środki na wsparcie naszych sportowców. Nie są to może jakieś wielkie kwoty, ale chodzi o pokazanie studentom, że uczelni zależy na tym, by jeździli na zawody, startowali, sięgali po medale. To niejedyny przykład takich działań. Nie mieliśmy wcześniej strzelectwa kobiet, a były chętne. Zapłaciliśmy więc za amunicję, wypożyczyliśmy pistolety, za darmo wynajęto nam strzelnicę i dziewczyny kilka lat temu pojechały pierwszy raz na AMP-y, zajęły nawet miejsca w połowie stawki. Od tamtej pory regularnie startują w zawodach.
Nieodzownym ogniwem tej układanki są też zapewne trenerzy.
Bez nich to nie miało prawa się udać. Ich zasługi są nieocenione. Wyszukują talenty, namawiają, zachęcają do przyjścia na treningi, spróbowania, zmierzenia się niekiedy z własnymi słabościami. Koordynatorem pionu szkoleniowego jest niezmordowany Andrzej Bussler. W ubiegłym roku pojechał z naszą drużyną piłkarzy do Albanii, gdzie zdobyli srebrny medal w Akademickich Mistrzostwach Europy. Te sukcesy przekonują mnie, że idziemy dobrą drogą. Ale nie zapominamy o detalach, które też są ważne: koszulki, czapeczki, skarpetki – to pomaga identyfikować się sportowo ze swoją uczelnią i pozwala poczuć dumę z reprezentowania jej barw.
Skąd w ogóle wziął się pomysł, by na uczelni technicznej tak mocno postawić na sport?
W trakcie doktoratu mieszkałem przez siedem lat w Japonii. Uniwersytet Tokijski, na którym prowadziłem badania, przenosił do siebie ciekawe rozwiązania wdrożone na amerykańskich uczelniach. To Amerykanie, a nie Europejczycy, byli dla nich wzorem w kształtowaniu uniwersytetu jako całości. A w USA już dawno temu dostrzeżono, że uczelnie najlepiej „reklamuje się” poprzez naukę i sport. Kiedy zostawałem rektorem, połączenie tych dwóch obszarów było więc dla mnie naturalne.
Politechnika Gdańska stoi dziś mocno i na sportowej, i na naukowej nodze.
Przez skromność nie zaprzeczę. Jesteśmy wśród dziesięciu uczelni badawczych. W ostatnim rankingu szanghajskim jako jedyni z Polski zanotowaliśmy awans. W gronie ośmiu polskich uczelni jesteśmy za dwoma gigantami: Uniwersytetem Warszawskim i Uniwersytetem Jagiellońskim. W rankingu „Perspektyw”, mierzącym dydaktykę, też systematycznie idziemy do góry, choć tam trudno jest się przebić takiej stosunkowo niewielkiej uczelni jak nasza. Wiadomo, że na pytanie: gdzie byś chciał, żeby twoje dziecko poszło do szkoły, większość wymienia najpierw Warszawę, Kraków, a dopiero potem inne ośrodki. Tym niemniej zajęliśmy w ostatniej edycji piąte miejsce w rankingu wszystkich uczelni bez względu na profil kształcenia. To rewelacyjny wynik jak na uczelnię na dalekiej północy. Kolejny rok z rzędu utrzymaliśmy też trzecie miejsce w klasyfikacji uczelni technicznych.
Czym jeszcze przyciągacie sportowców, którzy chcą studiować?
Podejściem do nich. Podam przykład Narodowej Reprezentacji Akademickiej. To jest nieco wyższy poziom niż amatorskie treningi, ale dobrze obrazuje, jak traktujemy sportowców w ogóle. W tym programie mamy najwięcej przedstawicieli poza uczelniami o profilu sportowym. Przed nami są tylko dwa AWF-y, a my na trzecim miejscu. To zobowiązuje. Otaczamy studentów-sportowców indywidualną opieką, organizujemy zajęcia, czy to z fizyki, czy z matematyki, dzięki temu mogą skupić się na zawodach. Pamiętam studenta, żeglarza, który w jednym sezonie chyba tylko przez dwa tygodnie był na uczelni, a tak cały czas w rozjazdach: treningi, regaty etc. Ustawiliśmy mu tak rozkład zajęć, egzaminy, zaliczenia, że z powodzeniem zakończył studia inżynierskie. Oczywiście, nie wszyscy wykładowcy podchodzą do tego tak elastycznie, niektórzy kręcą nosem, ale właśnie tutaj widzę swoją rolę jako rektora, by przekonywać ich, że zadowoleni, odnoszący sukcesy studenci są naszą najlepszą wizytówką.
Skoro jesteśmy przy żeglarstwie, nie mogę nie zapytać o przerwaną w tym roku po 10 latach dominację Politechniki Gdańskiej.
To jest sport, raz idzie lepiej, raz gorzej. Nasz najlepszy zawodnik zaliczył dwukrotnie falstart, co wydawało się wcześniej wręcz niemożliwe. Dodatkowe okrążenia zrzuciły nas na drugie miejsce, za Uniwersytet Gdański. Przekornie powiem, że złoto zostało w nadmorskiej rodzinie. Wprawdzie dla niektórych ujmą na honorze była przegrana właśnie z ekipą zza miedzy, ale dla mnie to lepiej niż gdybyśmy mieli ulec Uniwersytetowi Warszawskiemu czy Akademii Górniczo-Hutniczej, które deptały nam wtedy po piętach. Przy okazji, z całego serca chciałbym pogratulować UW świetnego drugiego miejsca, i AGH równie znakomitej trzeciej pozycji w klasyfikacji generalnej. Stać na podium w ich towarzystwie to prawdziwy zaszczyt.
Czy celem na kolejny sezon będzie szósty triumf w „generalce”?
Po tym, jak zmieniono regulamin, nie jestem tego taki pewien. Dla mnie sport akademicki ma być powszechny i ograniczanie wyników danej uczelni tylko do 30 najlepszych rezultatów, a nieuwzględnianie wszystkich uzyskanych przez jej studentów, z pewnością nie jest realizacją idei masowości. Pozwólmy bawić się na AMP-ach, a nie promujmy tym sposobem uczelni, które podchodzą do rywalizacji półzawodowo. To zły kierunek. Moim zdaniem AMP-y powinny być czysto amatorskie – student się uczy, a przy okazji może pokopać piłkę, poćwiczyć jogę albo postrzelać na strzelnicy – zaś profesjonalny charakter mogłyby mieć ligi akademickie, które właśnie inicjuje Ministerstwo Sportu. Jestem zachwycony tym pomysłem, Politechnika Gdańska zgłosiła już swój akces do tego projektu. Mam nadzieję, że ruszy jeszcze w tym roku akademickim. To dopełnienie całego systemu: mamy sport powszechny w szkołach podstawowych i średnich, AMP-y jako przedsionek półzawodowstwa i ligi akademickie stanowiące zaplecze sportu profesjonalnego. Tak to powinno funkcjonować.
Dotychczasowe sukcesy nie byłyby możliwe bez odpowiedniej infrastruktury.
To prawda, mamy nowoczesne centrum z halą do gier zespołowych, baseny, halę tenisową, ścianę wspinaczkową, boisko ze sztuczną nawierzchnią, boiska do siatkówki plażowej i koszykówki 3 × 3, halę aerobiku i do sportów walki, a także wioślarnię. Wkrótce powstaną dwa dodatkowe korty tenisowe. Ale największym marzeniem jest hala widowiskowo-sportowa z widownią na około 1500 osób. Zabezpieczyliśmy już połowę środków, tj. około 30 mln zł. Liczę, że na koniec rozpoczynającej się właśnie kadencji oddamy ten obiekt do użytku. Złożyłem też wniosek do Ministerstwa Sportu o utworzenie Centralnego Ośrodka Sportu przy Politechnice Gdańskiej, jesteśmy na wstępnym etapie, jeszcze za wcześnie na podawanie szczegółów.
Czy wiąże pan nadzieje ze Związkiem Uczelni Fahrenheita również w odniesieniu do sportu?
Jak najbardziej, to naturalny kierunek. Kształcimy w tej chwili około 14 tys. studentów. Uniwersytet Fahrenheita, czyli połączone siły Politechniki Gdańskiej, Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, to w sumie 55–60 tys. studentów. Stawiałoby nas to już w zupełnie innej sytuacji i łączenie drużyn sportowych byłoby oczywistością.
Na ile to wszystko, o czym pan mówi, realnie przyciąga kandydatów na studia w Politechnice Gdańskiej?
Przy okazji rekrutacji pytamy ich, co spowodowało, że wybrali naszą uczelnię. Wielu podkreśla, jak ważne jest przyjazne dla studenta środowisko. Oni nie chcą być na uczelni tylko po to, by się uczyć, ale rozglądają się za szerszą ofertą. Sport jest tym elementem, który idealnie wpasowuje się w pozytywne postrzeganie uczelni przy dokonywaniu jej wyboru. Wtedy nie jest aż tak ważne piąte z rzędu zwycięstwo w AMP-ach, ale bardziej to, że mamy dużo sekcji, a co za tym idzie wiele możliwości realizacji sportowych pasji i zainteresowań.
Rozmawiał Mariusz Karwowski
Materiał powstał we współpracy z Akademickim Związkiem Sportowym.