logo
FA 9/2022 życie naukowe

Urszula Jarecka

Socjolog kultury w internecie

Zapiski spod oblężonej twierdzy

Socjolog kultury w internecie 1

Rys. Sławomir Makal

Pytanie, czy socjolog może śledzić użytkowników mediów bez ich wiedzy, nie jest pytaniem retorycznym. W przypadku treści prywatnych śledzenie aktywności przez „zapuszczenie robaka”, czyli użycie odpowiednio przygotowanego oprogramowania typu spyware nieświadomym użytkownikom sieci, to naruszenie etyki badań. W badaniach socjologicznych nadal ważny jest szacunek dla respondentów, potrzebny jest ich świadomy udział, świadoma zgoda.

Na przełomie stuleci prowadziłam pierwsze poszukiwania badawcze dotyczące zachowań ludzkich w sieci; rozpoczęłam też wówczas analizę dyskursu w odniesieniu do różnych tematów poruszanych w oficjalnych, publicznych, profesjonalnych i prywatnych przekazach w internecie. Od tego czasu zmienił się znacznie kontekst społeczny i kulturowy funkcjonowania internetu, świat przeżył potężny kryzys ekonomiczny (rozpoczęty w 2008 roku), przewracający wyobrażenie o bezpiecznych finansach zachodnich państw; a także pandemię (rozpoczętą w 2020 roku), która wprowadziła do internetu wiele aktywności zawodowych odbywających się dotychczas w realu. Oczywiście znacznie więcej wydarzeń miało wpływ na obecne funkcjonowanie sieci, jak choćby nowe technologie, czyli wprowadzenie smartfonów i mediów społecznościowych, ale rozmiary tekstu nie pozwalają zająć się wszystkim. A wspominam o tym, by pokazać, z jak zmienną materią mamy do czynienia.

Luźne odwołanie w tytule do wiersza Zbigniewa Herberta (Raport z oblężonego miasta) nie jest przypadkowe. W oblężonym mieście nie dzieje się dobrze: „wszyscy chorują tutaj na zanik poczucia czasu”. Tak można skwitować część zachowań użytkowników w sieci: tak zdają się działać gracze internetowi, ludzie uzależnieni od TikToka, osoby dokonujące kwerendy i podążające każdą proponowaną przez wyszukiwarkę ścieżką. Ale sprawa dla badacza jest jeszcze bardziej złożona. Jesteśmy w oblężonej twierdzy, gdy korzystamy z sieci, a raporty pisać mamy z dystansu…

„Sieć, jaką znamy” należałoby przekształcić na wyrażenie „sieć, jaką poznajemy codziennie”. Pojawiają się nowe serwisy, zmiany w funkcjonowaniu starych, nieustanne przekształcenia i korporacyjne przejmowanie danych ujawniły problemy natury prawnej – tak jak w przypadku wielu nowych technologii, prawo dostosowuje się do zmian w rzeczywistości społecznej. Zmienność sieci oraz uczestnictwo badacza jako użytkownika i współtwórcy treści sieciowych bardzo dobrze ilustruje problem, na który zwracał uwagę Max Weber w XIX wieku, pisząc o ideale obiektywności w socjologii czy ogólnie – w nauce. Chodzi o to, że badacz jest częścią świata, który bada. Obserwacja zjawisk ze środka przemian może być nasycona emocjami, uprzedzeniami, założeniami, których badacz nawet nie podejrzewa. Trudno się oderwać od własnych doświadczeń. Od tego, że przygotowując badania, jesteśmy nadal w subiektywnej wersji naszego świata.

Dlaczego twierdza i dlaczego oblężenie?

Przekonanie, że w internecie „jest wszystko” pojawiło się wraz ze stopniowym rozrostem i popularnością tego medium. No właśnie – medium? Internet to raczej meta-medium, platforma absorbująca dawne media (prasę, radio, telewizję) i kreująca nowe. Działając na zasadzie konwergencji, stare media przystosowują się do nowego obiegu. Niegdyś uważano, że internet jest dobrem wspólnym; nie można było, i nadal nie można, wskazać jednego właściciela. A jednak… Dostęp do sieci nie jest darmowy, ktoś przydziela miejsce na serwerze, ktoś handluje domenami. W XXI wieku internet jest jeszcze jednym rynkiem, dość zmiennym, ale też podatnym na manipulację i rozmaite wpływy. Z dobra wspólnego, które może dostarczać wielu tematów do badań, odkryć kulturowych i społecznych, tematów do refleksji, i w którym możemy się dzielić materiałami, metodami badawczymi itd., Internet stał się twierdzą. Twierdzą obsadzoną przez korporacje.

Wydawać się może, że w sieci materiał badawczy jest na „jedno kliknięcie”, że wystarczy przejrzeć oficjalne serwisy tematyczne i zająć się całym morzem tematów; albo wejść do mediów społecznościowych, zajrzeć na dowolny portal informacyjny, dowolną dyskusję i można próbować zbierać dane do badania postaw i opinii. To prawda. Trudnością jest tu nieustanna ewolucja sieci, jedne treści znikają, pojawiają się nowe. Znikają wówczas także komentarze. Poza tym wybrane treści oficjalne, publiczne, umieszczane bywają jednocześnie w różnych serwisach, przez co można mieć wrażenie, że temat jest popularny lub że na dany temat wiadomo bardzo niewiele. Mamy też do czynienia z regionalizacją niektórych materiałów, zwłaszcza filmowych. Pewne treści są niedostępne, na przykład, jak podaje komunikat AI, „w twoim regionie” albo „w twoim kraju”. Choć do końca nie ma tu znaczenia geografia, gdy przebywam za granicą, np. w Wielkiej Brytanii czy w Stanach Zjednoczonych, i korzystam z mojego komputera i sieci, nadal jest on cudzoziemcem, przebywającym „w innym regionie”. A materiały filmowe, widoczne dla siedzącego obok mnie Brytyjczyka czy Włocha, dla mnie są niedostępne.

Przekonanie, że w sieci jest „wszystko” dość szybko okazało się złudzeniem podsycanym przez korporacje. Nie wszędzie w sieci i nie zawsze możemy wejść. Do wielu treści mamy dostęp za opłatą (abonament prasowy, wejścia do bibliotek itd.). Wiele serwisów internetowych utrzymuje się z reklam. Wikipedia – fenomen, który miał szansę stać się wspólnym dziełem ludzkości – jest teraz kontrolowana przez AI; a także boryka się z problemami finansowymi, prośby o dotacje stanowią stały komunikat z witryny. Archiwizacja dziedzictwa napotyka na te same problemy. Instytucje kulturalne ponoszą koszty utrzymania strony, kosztowna jest też sama digitalizacja.

Sieć umożliwia autorom prac naukowych widoczność; cieszymy się z tekstów w otwartym dostępie, zapominając, że często za ten otwarty dostęp płacą właśnie autorzy. Także programy, które ułatwiają analizę danych socjologicznych, są płatne. W wersjach demo czy darmowych dostępne są narzędzia o ograniczonym zasięgu. Płatność za publikacje, płatny dostęp do narzędzi wprowadzają podziały i nierówności wśród badaczy. W niektórych placówkach akademickich będą środki na narzędzia, może nawet na publikacje – w innych nie. Nie każdy może z własnej kieszeni fundować sobie warsztat pracy. To nie zakup długopisu czy ryzy papieru.

Nie zawsze możliwe jest przeprowadzenie badań planowanych przez socjologów. Podstawowe narzędzie badań ilościowych – ankieta – może być przygotowana dzięki specjalnym programom do konstruowania kwestionariuszy badawczych (waham się, czy podać, jakie to programy? Czy to będzie kryptoreklama tych narzędzi? Jeśli mowa jest czasem o „darmowych” wersjach oprogramowania, ceną mogą być nasze dane). Badania takie mają wiele ograniczeń, należy pamiętać, że nie wszyscy potencjalni respondenci korzystają z sieci; nie każdy korzystający jest chętny brać udział w badaniach, a niektórzy korzystają z internetu sporadycznie, nie chcąc zostawiać tu cyfrowych śladów. W przypadku badań sposobu korzystania z sieci konkurencją dla naukowców są badacze zatrudniani przez korporacje żywo zainteresowane nawykami i upodobaniami internautów. Zbierają dane, ochoczo przekazywane niekiedy przez klientów, a także dzięki niektórym aplikacjom mogą prześledzić poczynania człowieka w sieci. Głośna afera Cambridge Analytica pokazuje, jak można wykorzystać wiedzę i narzędzia badawcze do manipulowania w sieci. Ale to niejedyne takie nadużycie w świecie cyfrowym. Ponad 10 lat temu analitycy pracujący dla Facebooka przeprowadzili „badanie” emocjonalnej podatności na treści wyświetlane na profilach znajomych, nieświadomych sytuacji użytkowników. I nie chodziło o niewielką grupę. Kolos taki jak Facebook był w stanie śledzić konta niemal 700 000 osób. I podsuwać odpowiednie treści. Adam Kramer ze współpracownikami w 2014 roku opublikował wyniki tych eksperymentów (zainteresowani mogą poczytać o tym: https://www.pnas.org/content/111/24/8788). Można jednak mieć wątpliwości nie tylko etyczne, ale i metodologiczne. Aby stwierdzić, że „emocjonalna zaraźliwość” ma miejsce także w wirtualnym świecie, w tym wypadku na Facebooku, potrzebne byłoby znacznie bardziej złożone badanie niż analiza publikowanych przez internautów treści. Milczące założenie, że „reakcje” w mediach społecznościowych i komentarze wynikają z autentycznych odczuć użytkowników, nie było potwierdzone należytymi badaniami. To tak, jakby zakładać, że wszystkie kondolencje i gratulacje, słowa „cieszę się” wypowiadane w sytuacjach publicznych emocjonalnie przekraczają konwencję. Konwencja grzecznościowo-towarzyska nie musi wyzwalać reakcji emocjonalnych.

Wracając do badań naukowych, pytanie, czy socjolog może śledzić użytkowników mediów bez ich wiedzy, nie jest pytaniem retorycznym. Odpowiedź jest tu dwojaka. W przypadku analizy publicznych treści, w tym komentarzy, postów, materiałów wizualnych zamieszczanych przez użytkowników sieci, najwyraźniej można, skoro zostały one udostępnione jako publiczne. Choć przez ostatnie 20 lat wśród badaczy trwały dyskusje na ten temat, niektórzy dowodzili, iż i tu należałoby prosić o pozwolenie; jednak w tym czasie zmieniły się też charakter internetu i zachowania użytkowników. Natomiast w przypadku treści prywatnych, śledzenie aktywności przez „zapuszczenie robaka”, czyli użycie odpowiednio przygotowanego oprogramowania typu spyware nieświadomym użytkownikom sieci, to naruszenie etyki badań. W badaniach socjologicznych nadal ważny jest szacunek dla respondentów, potrzebny jest ich świadomy udział, świadoma zgoda. Ta zasada jest źródłem wątpliwości co do udostępniania w sieci wyników badań niegdyś przeprowadzonych. Umieszczanie w archiwach cyfrowych dawnych wywiadów wydawać się może celowe, stanowić mogą one skarb dla przyszłych badaczy. Jednakże ich upublicznienie w sieci godzić może w anonimowość respondentów. Ktoś, kto udzielał wywiadu w latach 90. XX wieku, zgadzał się na wywiad pogłębiony, anonimizowany do celów badawczych, wyrażał zgodę na udział w konkretnych badaniach. Nie mógł wówczas wyrazić zgody na udostępnienie tych treści w publicznie dostępnym archiwum; sieć, jaką znamy, dopiero się rozwijała. A nie wiemy, czy takiej zgody dany respondent dziś by udzielił. Poza tym anonimizacja staje pod znakiem zapytania. Dane metryczkowe wywiadu – jeśli np. nazwa miejsca zamieszkania jest podana, bądź nazwa miejscowości czy inne dane identyfikacyjne padły w trakcie wywiadu – mogą wystarczyć do ustalenia tożsamości „anonimowego” rozmówcy. Jeśli jeszcze archiwista wstawiłby w sieć nagrania wywiadu w postaci plików MP3 czy WAV, to mamy możliwość identyfikacji człowieka po głosie, stylu wypowiedzi itd. Czy badany wyraziłby na coś takiego zgodę? Na takie ujawnienie swoich refleksji?

Co zyskaliśmy dzięki sieci?

Pamiętając o komercyjnych aspektach internetu, warto spytać o zyski z sieci dla badacza. Od początku XXI stulecia kilkakrotnie zmieniły się paradygmaty myślenia o internecie i ramy teoretyczne, które umożliwiają prowadzenie badań, a także analizę i interpretację ich wyników. Wielokrotnie też badacze stawali bezradni w obliczu konsekwencji technologicznych przemian. Sieć uczy pokory. Nie wszystko możemy przewidzieć i zaplanować. Możemy natomiast obserwować skutki działania technologii. Na przykład badania „wpływu” technologii – tak dramatycznie nowych jak telefon komórkowy, a później smartfon – jest niemal niemożliwa, bo poza samą technologią działają jeszcze inne czynniki. Nie da się tego czynnika wyizolować; a poza tym należałoby zrobić badania przed wprowadzeniem technologii. I to nie badania popytowe, ale dotyczące stylu życia, nawyków i postaw, potrzeb, stylów komunikacji itd. A tego nie da się przeprowadzić „tuż przed”; nie zawsze wiadomo, nad czym pracują korporacje. Obserwujemy już zaistniałe zmiany i pewną równoległość procesów w rzeczywistości społecznej, ale już relacji wynikania nie powinniśmy z tego wnioskować.

W socjologii pojawiły się nowe dziedziny i obszary poszukiwań: socjologia internetu, wraz ze szczegółowymi tematami, jak np. socjologia internetowych więzi. Tematem jest tu sam internet i sposób korzystania z sieci. Socjolog kultury zaś obserwuje te zjawiska, które świadczą o przekształceniach społecznych, a które istnieją tylko w internecie i tylko dzięki internetowi, np. blogi; „pokolenie apek” (the app generation). Warto zauważyć, że najwięcej swobody socjolog kultury ma w badaniach treści pojawiających się w sieci. Takie badania są zawsze ciekawe, mają charakter dokumentalny. Również w socjologii mediów zmieniły się charakter i skala zjawisk, aktorzy medialni i styl propagowanych treści. Pole badań przeniosło się w inne rejony i nieco rozszerzyło także w dziedzinach takich jak socjologia wizualna czy socjologia konsumpcji. Sieć bowiem to nowy rynek, także czarny rynek, przestępczość internetowa to kolejne pole do eksploracji, choć zapewne bardzo trudnej. Socjologia pracy oraz nauki o zarządzaniu także mają nowe pole badań, gdyż przekształciła się rzeczywistość miejsca pracy, dzięki sieci pojawiły się na rynku pracy nowe zawody. W 2020 roku sieć umożliwiła wszakże przerzucenie się na pracę zdalną na skalę niespotykaną przed pandemią. Entuzjazm nowości i wygody nieco przygasł, gdy pandemia ujawniła też patologię tego systemu, a także zbyteczność wielu stanowisk i miejsc. Warto się zastanowić, czy ziściły się już przewidywania nowej stratyfikacji społecznej, oznaczającej podział cyfrowego społeczeństwa na digitariat, cogitariat i proletariat? Należy pamiętać, że niecały świat jest w zasięgu sieci, nie wszyscy korzystają z komputerów, nie wszyscy potrafią i nie wszyscy chcą korzystać z cyfrowego świata.

Poza tematami do badań, sieci zawdzięczamy też narzędzia badawcze. Gdyby skoncentrować się na narzędziach dostępnych dla socjologów czy bardziej ogólnie – badaczy nauk społecznych, to właściwie tekst mógłby się składać z katalogu technik i sposobów korzystania z sieci w badaniach, wzbogaconego najciekawszymi przykładami. Wspomnę tu jedynie systemy takie jak Maxqda, CLARIN-Pl, Atlas.ti. Są to narzędzia przygotowane do analizy danych jakościowych i mieszanych, umożliwiają kompleksowe opracowanie wyników badań. Zastanawiam się, czy to nie kryptoreklama, gdyż z wymienionych jedynie CLARIN udostępnia infrastrukturę i zasoby za darmo i jest tworzony przez sieć polskich ośrodków naukowych (http://clarin-pl.eu/). Powstają także narzędzia do analizy mediów społecznościowych. W wielu przypadkach korzystać możemy też z ułatwień w przygotowaniu tekstu do druku i wspólnej pracy nad jednym artykułem (np. Citavi, też komercyjny program).

Podsumowując, w uproszczeniu można uznać, że informatyka i internet oferują narzędzia, ale to badacz nauk społecznych stawia pytania. Przyszłością badań prowadzonych przez internet i prowadzonych w Internecie wydają się prawdziwie interdyscyplinarne i wieloaspektowe badania – z wykorzystaniem algorytmów przygotowanych specjalnie na potrzeby danego projektu. Wiele badań możliwych jest i będzie dzięki współpracy między socjologami a informatykami. Jednakże dostępne obecnie sieciowe narzędzia zazwyczaj mają skazy, nie są w stanie uwzględnić wszystkich aspektów badanych zjawisk. Przyszłość zatem to ścisła współpraca inżynierów informatyków (programistów) z socjologami (w tym także z socjologami kultury), by przeprowadzone badania przynosiły odpowiedzi na ważne dla nauki pytania.

Prof. dr hab. Urszula Jarecka, kierownik Zakładu Teorii Kultury, Instytut Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie

Wróć