logo
FA 9/2022 z laboratoriów

Ewa Krawiecka

Mory, zarazy, epidemie

czyli codzienność naszych przodków

Mory, zarazy, epidemie 1

Albrecht Dürer, Czterej jeźdźcy Apokalipsy z Apocalypsisi cum figuris, 1497-98

„Lekarze i inne osoby z obowiązku powołania swego zmuszone zbliżać się do chorych”, unikać mieli szkodliwych wyziewów, ubierać się „w suknie ceratowe i to od stóp aż do głowy”, przestrzegać odstępów: „trzymają się w pewnej odległości od łóżka; od trzydziestu trzech do trzydziestu czterech centymetrów” oraz przeprowadzać dezynfekcję rąk i ciała octem i chlorem.

Ułuda bezpiecznego świata i całkowitego prymatu nowoczesnego człowieka XXI wieku nad wszystkim ostatecznie rozwiała się w obliczu pandemii. Wszyscy zmierzyliśmy się z poczuciem, iż historia zatacza koło. To, co wydawało się odległymi echami raz na zawsze zamkniętego rozdziału dziejów, zapisanymi na kartach kronik, pamiętników, dzieł literackich czy innych artefaktów kultury z czasów szalejących epidemii, nagle dotknęło każdego z nas.

Przeżywanie ekstremalnych i traumatycznych chwil

W roku 2020 rozpoczęłam badania nad modelami komunikacyjnymi w formie oracji i kazań pogrzebowych, XIX-wiecznych z terenu zaboru pruskiego. Założyłam, że kształtują i inicjują projekcje literackie (dzięki bogatemu aparatowi pojęć, topiki, porównań, motywów) oraz społeczne poczucie doświadczenia, polityczne zaangażowanie, a nawet budują system pamięci działań grupowych. Są swoistą i niepowtarzalną metaforą graniczną nie tylko w zakresie szaty i organizacji językowej; są metaforą graniczną, służącą do aktu wywoływania duchów wspólnot utraconych lub dopiero wyczekiwanych (pojęcie wspólnotowości, przynależności regionalnej, narodowej, tożsamości politycznej, kulturowej, europejskiej, wyznaniowej). Czas „covidowy” wykazał, że warto pochylić się również nad podobną sytuacją wywołującą poczucie lęku o istnienie i przetrwanie wspólnoty (rodzina, grupa społeczna, naród, ludzkość). Po przejrzeniu bogatych złóż bibliotek (w tym zbiorów cyfrowych, co także było niebagatelnym przyczynkiem do docenienia wartości digitalizacji tekstów) pozostało tylko, jak przystało na formułę florilegium – bukietu cytatów – uzbierać z nich różnobarwne „kwiatki” opisujące zarazy w XIX wieku.

Graniczność egzystencji od zawsze

W obszernym wstępie wyjaśniam, dlaczego powołałam się na definicję Karla Jaspersa dotyczącą pojęcia sytuacji granicznych. Podstawowe cztery sytuacje graniczne wymienione przez Jaspersa to: przypadek, wina, walka i śmierć. Mogą być one rozszerzone na każdą negatywną sytuację życiową, powodującą rozdarcie wewnętrzne wywołane głęboko frustrującym poczuciem własnej bezsilności wobec nieuniknionych skutków ograniczoności egzystencji (na przykład zdrowie, siła, wola, bezpieczeństwo i zmierzanie ku definitywnemu końcowi).

Sytuacje graniczne, jakimi są choroby, epidemie, lęk przed cierpieniem fizycznym i psychicznym, zagładą (jednostki, wspólnoty), od starożytności budziły grozę, pobudzały do szukania przyczyn w świecie realnym i pozazmysłowym (np. jako kara czy dopust sił nadprzyrodzonych). Efektem mierzenia się z egzystencjalnymi koniecznościami były rozmaite próby opisu, wytłumaczenia przyczyn, przewidywanie i odkrywanie symptomów, dochodzenie do sensu owych niepożądanych, a jednocześnie nieodwołalnych wydarzeń. Wywoływały ekstremalne reakcje: od całkowitej negacji aż po rezygnację i przyjęcie realiów zmuszające do konsolidacji wszelkich sił i sposobów do walki z zagrożeniami. Sytuacje graniczne w „pamięci świata” były pretekstem do rozkwitu przemyśleń natury etycznej, filozoficznej, religijnej oraz inspiracją do szukania skutecznych remediów. Zostały uwiecznione piórem kronikarzy, twórców wszystkich dziedzin sztuki, nauki i wszelakich sposobów ekspresji. Wiek XIX zyskał wiele metaforycznych przydomków: wiek pary, wiek postępu, piękny wiek – to tylko niektóre wskazujące na ogromne nadzieje pokładane w rozkwicie wynalazczości i dominancie rozumności, prymacie nauki. A jednak entuzjastów „szkiełka i oka” nie ominęły wyzwania sytuacji granicznych dawnych wieków i znacznie mniej racjonalistycznych przodków.

Obostrzenia, zakazy i nakazy

Przedmiotem publikacji w drugiej części (w formie antologii) są XIX-wieczne druki ulotne, literatura użytkowa, będące świadectwem doświadczania zaraz, chorób zakaźnych i epidemii oraz zmagań z nimi wraz ze środkami i sposobami prewencji, zaskakująco analogiczne do czasu pandemii koronawirusa, która stała się nowym wyzwaniem człowieka XXI wieku. Autorami testów byli urzędnicy, lekarze, historycy, literaci, publicyści, a nawet kapłani. A oto kilka przykładów zachęcających do zapoznania się z całością.

Większość piśmiennictwa skupiała się głównie na pragmatycznych i doraźnych aspektach dotyczących chorób zakaźnych. Sztuka rozpoznawania oznak nadciągającej śmierci od zarazy, w tym tej najstraszniejszej, „morowej”, szczególnie mogła być przydatna osobom duchownym, odwiedzającym chorych. Władysław Magnuski (1833–1911) był kapłanem i zajmował się pracą translatorską; przełożył dzieło O.J. Debreyne’a O teologii moralnej. Semjotyka czyli wiadomości praktyczne o chorobach ciężkich i śmiertelnych. „Semjotykę” wydał własnym sumptem w roku 1872, uważając, iż szczegółowe wytyczne Debreyne’a co do rozpoznawania oznak rychłej śmierci konieczne są w posłudze kapłańskiej. W myśl zasady fides et ratio dzieło nie tylko zalecało udzielanie pomocy duchowej, ale i zawierało wytyczne zachowania bezpieczeństwa. „Lekarze i inne osoby z obowiązku powołania swego zmuszone zbliżać się do chorych”, unikać mieli szkodliwych wyziewów, ubierać się „w suknie ceratowe i to od stóp aż do głowy”, przestrzegać odstępów: „trzymają się w pewnej odległości od łóżka; od trzydziestu trzech do trzydziestu czterech centymetrów”, oraz przeprowadzać dezynfekcję rąk i ciała octem i chlorem. Ksiądz Magnuski uważał, że najbardziej podatnym na zarażanie czyni strach, a szczególną przyczyną zapadalności są „zatrucia moralne najgorsze […] ze wszystkich, rujnują one i niszczą wprędce sprężyny duszy”.

Wielu XIX-wiecznych historyków, badając dzieje epidemii i przywołując dawne źródła, musiało mieć prawdopodobnie frustrujące poczucie, że mimo postępu nauk, prymatu racjonalizmu i przewidywalności realność zagrożenia i poczucie kruchości istnienia są niezmienne dla każdej epoki. Dżuma, cholera, czerwonka, ospa, grypa grasowały po świecie podobnie jak w czasach pogardzanych przez postępowców „ciemnych wieków”, a to nie koniec ponurej listy trapiących przodków chorób. Epidemię gorączki szpitalnej – tyfusowej – opisał Franciszek Antoni Ignacy Ludwik Brandt (1777–1837), lekarz, tłumacz medycznych dzieł i autor czterotomowego podręcznika anatomii, zwracając uwagę na ważkość przestrzegania higieny (w tym prewencji obejmującej skupiska wojska i więźniów) i usytuowanie lazaretów w miejscach suchych oraz zalecając budowę wysokich, widnych i przestronnych sal dla chorych. Wyliczał zasady utrzymania czystości obowiązujące personel medyczny i pielęgniarski. Obeznany z osłabioną kondycją psychofizyczną chorych, postulował eliminowanie do koniecznego minimum oprawy liturgicznej pogrzebów: „bez odgłosu dzwonów nader wielu osobom, a w szczególności chorym i położnicom przykrego i szkodzącego, tudzież bez śpiewu duchowieństwa równie jak dzwony przerażającego”, co przysłużyć miało się komfortowi psychicznemu, by nie szerzyć depresyjnych nastrojów. Zalecał więc szczególną „dyskrecję” przy chowaniu zmarłych, najlepiej o świcie lub późnym wieczorem. Podawał dokładne instrukcje postępowania dla osób przywożących chorych do szpitala oraz odwiedzających osoby złożone niemocą (między innymi nakaz, by nigdy nie przychodzić z wizytą na czczo, zakaz siadania na łóżkach, całowania; natomiast dopuszczalne było w szpitalu palenie papierosów).

Nie zabrakło nawet ostrej walki toczonej na łamach prasy zwolenników szczepień (przeciwko ospie) z zagorzałymi ich przeciwnikami. Akcje szczepienne mogły stać się nawet elementem manipulacji politycznych; i tak w Królestwie Polskim zaborcy po wybuchu powstania styczniowego zarzucili z zemsty na niepokornych Polakach ową praktykę. Starano się rozwiać obawy przed szczepieniami nie tylko nakazami, ale i odwołującymi się do rodzicielskiej miłości i troski pouczeniami. Ulotny lwowski druk wydany w języku polskim i niemieckim 17 sierpnia 1804 roku poruszał czułe struny: „Mili Rodzice! Widok dziecięcia waszego, gdy na świat przychodzi, napełnia wam serce wielką radością; stąd to jest waszym najgorętszym życzeniem nie utracić go, lecz na pociechę starości swojej wychować. O gdyby już ową straszną przebyło ospę!”. Środek „krowinka” (krowianka) przyrównany został do daru miłosierdzia Boga i jako taki nie powinien być odrzucany: „Lecz wdzięczność wasza ku Bogu byłaby bardzo niedoskonała, gdybyście wzdrygali się, używać tego korzystnego środka to jest szczepienia krowinki”. Ci lekkomyślni rodzice, którzy zaniedbali szczepień, w przypadku śmierci potomstwa wskutek ospy odpowiedzą przed boskim Trybunałem: „O! Natenczas bylibyście zaiste, nic innego, tylko zabójcami waszych dzieci i musielibyście Twórcy wszechmocnemu ciężki zdać rachunek za pogardzenie dobrodziejstwy jego, które zlał na was w ospie ochraniającej, i któremi dzieci wasze przy życiu utrzymać mogliście”.

Ksiądz Wincenty Pixa/Piksa (1835–1927) w wydanym w 1904 roku w Berlinie osobliwym druku O krzyczącej niedorzeczności i strasznej szkodliwości szczepienia ospy przytaczał świadectwa i poglądy z XIX wieku, już we wstępie wyznając, że czyni to w imię Boga i prawdy. Na okładce widniał wiele mówiący o poglądach autora cytat: „Kto walczy przeciwko szczepieniu ospy, ten wyświadcza wielką przysługę ojczyźnie i ludzkości”. Przytaczał liczne wypowiedzi sceptyków o „okrutnym zabobonie”, powoływał się na Ewangelię, opinie papieskie i ortodoksję religijną (według niego zwolennikami szczepień byli heretycy – protestanci). Nie omieszkał w swym dziele umieścić zebrane z całej Europy straszliwe dowody szkodliwości szczepień (między innymi wymieniał choroby i powikłania, jakie miały być skutkiem szczepienia: „powinowactwo z weneryzmem i podobnymi chorobami, jakimi są: gruźlica, szkarlatyna, odra (żarnice), zołzy, suchoty płuc, cholera i rak”). W broszurze, ilustrowanej odstręczającymi do szczepień rycinami, podawał historyczne sposoby walki z narzucanym nakazem prawnym (między innymi obronę mieszkańców Krakowa) wyszczepiania społeczeństwa, które dosadnie określił, iż „jest ono starożytnym i grzesznym zabobonem, hańbą praktyki lekarskiej, zamachem na wolność osobistą, kolosalnym humbugiem, zbrodnią i cygaństwem największem na świecie”.

Mory, zarazy, epidemie 2

Niech żyje nam lekarski stan

Szczególną misję pełnioną dla dobra społeczności oraz postępu nauki, stojącą w opozycji do niewiedzy, ciemnoty i zabobonu, przypisywano lekarzom. Nakaz empirii i ciągłego pogłębiania wiedzy wraz z przestrogami dla „lekarzy niedouczonych” zawarł w swej pracy (O epidemiach w ogólności, o morowej zarazie o ospie w szczególności), promowanej przez „Pamiętnik Lekarski” w roku 1847, doktor Karol Ferdynand Dworzaczek. Ostrzegał przed badaniem chorób epidemicznych bez gruntownego zapoznania się z częścią diagnostyczną, porównując barwnie ową praktykę: „jak do trupa kruki, zlatują się do niego niewykształceni, niemyślący, bez nauki lekarze”. O wyjątkowej misji medyków przekonany był, publikujący również w „Pamiętniku Lekarskim”, Ignacy Lebel – lekarz i publicysta (1792–1861). Uważał, iż już w starożytności narodził się stan lekarski oparty na filarach cnoty i rozumu (nauki). Jednak chęć łatwego zysku i poklasku oraz oczekiwanie ciemnego społeczeństwa zezwoliły na zgubne w skutkach wprowadzanie do zawodu „nieuków” i „najniedołężniejsze głowy”.

A gdy zawiodą wszelkie sposoby profilaktyki i leczenia…

Wiek XIX i początek XX szczyciły się coraz to lepszymi wynikami badań i coraz lepszą organizacją życia społecznego, także w zakresie profilaktyki zdrowotnej i higieny, a jednak, gdy choroby zakaźne, mimo nowoczesnych metod (szczepienia, leki, kwarantanny itp.), zbierały obfite żniwo, zwracano się o pomoc do niebios, przypominając sobie praktyki dewocyjne przodków. Nabożeństwa, litanie, modlitwy, obrazki z wezwaniami do świętych patronów – opiekunów w czasie zarazy: choćby św. Rocha, św. Rozalii, bł. Bronisławy – cieszyły się wielkim powodzeniem.

Jednym z przejawów ludowej pobożności na czas zarazy była obudowana nabożną legendą praktyka modlitwy pokutniczno-błagalnej związanej z krzyżem zwanym karawaka lub karawika, na którym były w specjalny sposób umieszczone litery. Nazywano go też krzyżem cholerycznym, morowym lub krzyżem św. Benedykta. Używano go od XVI wieku. Na tereny polskie trafił w XVIII wieku, szczególną popularność zyskując w XIX stuleciu. Zachowały się przekazy obrzędowości wiejskich wspólnot, które razem, w obliczu nadciągającego niebezpieczeństwa choroby, przystępowały do postawienia krzyża w ciągu doby na granicy wsi jako zabezpieczenie jej granic.

Wczytując się w owe dawne świadectwa licznych sposobów radzenia sobie z zakaźnymi chorobami, zauważamy naszą przynależność do wspólnoty myśli, zachowań, reakcji i emocji ludzkości bez względu na czas i miejsce w chwilach trudnych.

Dr hab. Ewa Krawiecka, prof. UAM, literaturoznawczyni, biblistka, Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Wróć