Leszek Szaruga
Gusztáv Molnár, węgierski politolog pochodzenia rumuńskiego, rozważając osobliwość zjawiska określanego mianem Europy Środkowej – a że jest to kwestia warta namysłu, niech świadczy dynamika dyskusji wywołanej w latach osiemdziesiątych wokół eseju Miana Kundery Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej – dostrzegł specyfikę historycznego losu tego obszaru. Wskazując na ukształtowanie zrębów imperium Karola Wielkiego, podkreślał: „Ów świat Karola, który rozpościera się od Tuluzy aż po Brno, jest filarem Europy Zachodniej jako organizmu historycznego o jednolitej strukturze. I jest to świat, poza granicami którego znalazły się Węgry i Polska, owe dwa państwa środkowoeuropejskie par excellence. Europa Środkowa należy – już tysiąc lat – do cywilizacji zachodniej, ale nie należy do Europy Zachodniej, rozumianej jako historyczno-polityczny, jednolity korpus według modelu Karola Wielkiego”. Trafna to uwaga, choć cokolwiek ahistoryczna, w czasach Karola bowiem ani Węgier, ani Polski pojmowanych jako samodzielne państwa nie było, a na pewno nie należały te kraje do wspólnoty chrześcijańskiej. Jak wiadomo, Mieszko I chrzest przyjął w roku 966, książę Geza zaś sześć lat później – ten zaś, jak pisze węgierski historyk Ignác Romsics, „tylko w połowie stał się chrześcijaninem”, gdyż, jak dowodzi tego przekaz biskupa Thietmara z Mersenburga, „oddawał cześć zarówno Bogu chrześcijańskiemu, jak i bogom swych przodków, zaś zagadnięty o to przez wysokiego rangą duchownego, z wielkopańską pewnością siebie odpowiedział, że »jest wystarczająco bogaty i potężny, by to czynić«”.
Jak widać, dopasowanie Europy Środkowej i Zachodu od zarania sprawiało problemy, zaś bieg dziejów nie sprzyjał ich łagodzeniu, oba kraje albowiem, w czasie gdy na Zachodzie w dziewiętnastym stuleciu umacniano struktury nowożytnych państw narodowych, pozbawione były suwerenności, a tym samym nie do końca mogły stanowić o swoim losie, w szczególności nie mogły odgrywać podmiotowej roli w polityce zagranicznej, choć akurat Węgrzy, za sprawą skutecznego oporu wobec dominacji Wiednia, doprowadzili w drugiej połowie XIX wieku do pozyskania w ramach imperium Habsburgów stosunkowo szerokiej autonomii, co zresztą pozwalało im – w obszarze Królestwa Węgier – prowadzić dość stanowczy proces madziaryzacji podległych im ludów, jak choćby Słoweńców i Rumunów. Nie zmieniało to faktu, że w tym czasie cała Europa Środkowa – a tym samym Węgry i Polska – pozostawały na peryferiach świata zachodniego, co oczywiście musiało być źródłem powstawania kompleksów, które oba kraje kompensowały sobie odwoływaniem się do świetlanej przeszłości. Oba społeczeństwa zresztą – w odróżnieniu od innych nacji środkowoeuropejskich – powoływały się na swój status „narodu historycznego”, zakorzenionego w doświadczeniach niepodległej, choć utraconej, państwowości.
Ten tok rozumowania nie był wówczas czymś osobliwym. Zwraca na to uwagę Michał Jagiełło w znakomitym eseju Narody i narodowości. Przewodnik po lekturach: „Podział na narody «historyczne» i «niehistoryczne», czyli «rodowości», «ludy», «szczepy», znajdujące się w obrębie narodu «historycznego», nie był jakimś polskim skrzywieniem; należy tę tendencję rozumieć jako pogląd dominujący w ówczesnej Europie: tytuł narodu przysługiwał narodowi „historycznemu”, składającemu się zwykle z paru narodowości, a więc ludów lub inaczej – narodów „niehistorycznych””. Nie dziwią zatem słowa Engelsa: „Wśród wszystkich narodów i narodzików Austrii trzy tylko były nosicielami postępu, czynnie wkroczyły do historii i do dziś nadal są zdolne do życia: Niemcy, Polacy, Madziarzy”. Można zasadnie podejrzewać, że ten sposób myślenia o Europie Środkowej nadal jest rozpowszechniony na Zachodzie, stając się inspiracją dla tak aroganckich uwag, jak te, które spisał w eseju Europa: wyzwanie dla kultury wybitny skądinąd myśliciel francuski Jean-Marie Domenach, który, zwracając uwagę na doniosłość przemian, jakie przyniosły wydarzenia roku 1989, podkreślał: „W ten sposób Europa Środkowa zostaje przywrócona historii i raz jeszcze impuls do działania dały nam narody zniewolone. Proces nie jest zakończony. Choroba może się udzielić także samej Rosji, która – wyrzekając się imperium opartego na dawno już pogrzebanej ideologii marksistowsko-leninowskiej – mogłaby uszczelnić swoje granice i próbować, korzystając z odprężenia, odbudować swoją siłę, powierzając kraje satelickie troskliwej opiece Zachodu”.
Bez tej opieki albowiem państwa owe – zdaje się powiadać francuski intelektualista – z wolnością sobie nie poradzą. Albo inaczej: kraje te winny zawsze być poddane czyjejś pieczy. I choć nie jest to głos dominujący, jednocześnie nie należy do całkowicie odosobnionych. Ich obecność z pewnością nie sprzyja harmonijnemu dopasowaniu dawnych peryferii europejskich i krajów Zachodu: jest rzeczą pożądaną stworzenie takiej opowieści o Europie, która pozwoli na przezwyciężenie nieporozumień, których źródłem jest odmienność dróg dziejowych krajów naszego regionu i tych, które tworzą „korpus wedle modelu Karola Wielkiego”.
Wróć