Maciej Pietrzak
Niedaleko pada jabłko od jabłoni – taką dziwną kwestię z rozmowy rodziców, dobiegającą z kuchni usłyszałem któregoś jesiennego wieczoru, udając się na spoczynek po pełnym wrażeń dniu, spędzonym na błogim „nicnierobieniu”, które przypisane czasom dzieciństwa, za naganne postrzegane bywa w latach naszej dojrzałości. Nie pojmując jej prawdziwego, metaforycznego znaczenia, następnego ranka po śniadaniu pobiegłem czym prędzej do ogrodu, by sprawdzić, a raczej się upewnić, czy rodzice mają rację. I rzeczywiście – wokół starego, nieco zmurszałego i wyraźnie zdającego sobie sprawę ze swego wieku, bo posadzonego w początkach stulecia, jabłoniowego drzewa dość nieregularnie rozrzucone leżały czerwone, niezbyt kształtne i dorodne jabłka. Wszystko się zgadzało, spadły istotnie niedaleko! Bardzo je lubiłem, bo choć nie grzeszyły owocową – typową dla dzisiejszych czasów, zunifikowaną genetycznymi zabiegami – urodą, to ich niebywałego aromatu i smaku nie jestem w stanie opisać, nawet gdybym do perfekcji – a jest to przecież niemożliwe – opanował arkana pisarskiego kunsztu. Nie dziwiłbym się też wcale, gdyby w wyniku prowadzonych na szeroką skalę interdyscyplinarnych badań okazało się, że to takim właśnie jabłkiem udało się Ewie sprowadzić Adama na nieco – jak się wydaje – niewłaściwą drogę.
Kiedy przyglądałem się rozrzuconym bezładnie wokół drzewa owocom, nie mogłem jednak przypuszczać, iż do tematu ich dyspersji kiedyś jeszcze powrócę, ale już w dorosłym, zawodowym życiu. Zajmując się jako naukowiec ważnymi i nieważnymi problemami tego, mimo wszystko, pięknego świata, przyjmowałem bowiem niekiedy ze zdziwieniem bezkrytyczną, pozbawioną refleksji i braku dystansu do siebie i swoich badań postawę kolegów. Stąd też na poważne pytanie zadane mi kiedyś na niezwykle ważnej konferencji naukowej, która jak zwykle nie wniosła zbyt wiele nowego do naszego pojmowania świata, pytanie: nad czym teraz pracujesz?, równie poważnie (choć prowokacyjnie) odpowiedziałem: nad tym, jak daleko pada jabłko od jabłoni. Widząc zaś zdziwienie pytającego, dodałem: mam już ogólny model, a teraz testuję poszczególne parametry i weryfikuję zmienne, wkrótce opublikuję to w „Journal of Landscape Ecology”, a w sieci udostępnię przypisany do problemu program applemetrics. Będzie kolejne 140 punktów – zauważyłem też tonem, który mógł niesłusznie sugerować rozmówcy, iż mają one dla mnie jakiekolwiek znaczenie, a w jego oczach zdawało mi się z satysfakcją dostrzec nutkę zazdrości, iż sam wcześniej nie wpadł na tak genialny pomysł.
Kiedy po owocnej – jak wspomniałem –konferencji wróciłem do domu, pomyślałem, iż tak żartobliwie sformułowany problem badawczy stwarza jednak dobrą okazję do pozbawionego intelektualnych więzów, akceptowanych paradygmatów, sztywnych reguł i nie wiadomo po co sformułowanych zasad, a tak lubianego przeze mnie spekulatywnego myślenia. Bo cóż to znaczy „niedaleko”? Jeśli poszukiwaną odległość (owo „niedaleko”) oznaczymy jako l, to nie ulega wątpliwości, iż może ona przyjmować wartość od 0 (gdyby jabłko spadło bezpośrednio przy pniu drzewa) do lmax (gdyby znalazło się w największym od niego oddaleniu). Co decyduje jednak o konkretnej odległości (ln) konkretnego jabłka (n)? Wysokość drzewa i pierwotna lokalizacja jabłka na gałęzi (H)? Zasięg jego korony (D)? Średnica pnia (d)? Masa spadającego owocu (m)? Czy jabłka niektórych gatunków (r) spadają bliżej, a innych dalej? A jaki jest wpływ czynników zewnętrznych: prędkości wiatru (v), nachylenia terenu (h), rodzaju (szorstkości) gruntu (z) i czy – jak pamiętamy z lekcji fizyki – także i w tym przypadku kąt padania równa się kątowi odbicia?
Może warto jednak przygotować rzeczony artykuł? W końcu to 140 punktów.
Prof. dr hab. Maciej Pietrzak, geograf fizyczny i ekolog krajobrazu, PWSZ w Lesznie