Marek Misiak
Autor dzwoniący lub piszący do redakcji nigdy nie przeszkadza redaktorom w pracy, gdyż kontakt z autorami i odpowiadanie na ich pytania lub wyjaśnianie wątpliwości stanowią część pracy redakcji. Czasopismo naukowe nie powinno funkcjonować na zasadzie „czarnej skrzynki”, do której z jednej strony wchodzą manuskrypty, a z drugiej wychodzą publikacje lub odrzucenia, a w międzyczasie autor nie wie, co dzieje się z jego pracą. Jednak żaden system sformalizowanego (a często częściowo zautomatyzowanego) informowania badaczy o losach ich manuskryptów nie jest doskonały, zatem autor zawsze ma prawo nie tylko pytać, ale i w rozsądnym czasie otrzymać odpowiedź (ja sam przyjąłem zasadę, że na e-maile przysłane w godzinach pracy odpowiadam tego samego dnia, a na te nadesłane po godzinach następnego dnia). Zawsze ma też pełne prawo czegoś nie wiedzieć, a domysły w obszarze, w którym dobrze się nie orientujemy, często są błędne. Może wreszcie zdarzyć się tak, że kontakt ze strony autora uświadomi redaktorowi, że doszło do opóźnienia lub jakiegoś przeoczenia i w rezultacie podejmie on konkretne działania.
Dzwonieniem lub pisaniem do redakcji nigdy nie można sobie zaszkodzić, chyba że przy tej okazji zostanie ujawniony przejaw nieuczciwości w nauce lub naruszenie prawa (np. autorskiego), ale takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko i nie o nich tu mówimy. Można co najwyżej doznać rozczarowania, gdy odpowiedź na pytanie, które wydawało się formalnością, okazuje się odmowna. Zdarzają się jednak również sytuacje odwrotne, gdy autor jest przekonany, że jest w kłopocie, a tymczasem redaktor może rozwiązać trudności dwoma kliknięciami i nie ma żadnego powodu, aby odmawiać. Taki powód musi wynikać z obowiązujących w danym periodyku reguł, spisanych i dostępnych także dla autorów, aby było się do czego odwołać, konwencji wydawniczej danego podmiotu (która także nie jest dokumentem tajnym, choć niekoniecznie dostępnym na stronie internetowej) albo przyjętych w branży standardów etycznych (np. reguł i zaleceń Committee on Publication Ethics – COPE), nie zaś z dobrej woli redaktora. W świecie nauki, także w publikowaniu naukowym, pewne kwestie zależą od dobrej woli, ale skalę takiej uznaniowości należy jednak możliwie ograniczać.
Po kilku latach pracy w redakcji czasopisma naukowego mogę sformułować listę FAQ – frequently asked questions, czyli często powtarzających się pytań (niektóre periodyki mają osobną zakładkę na stronie WWW o takiej treści). Ich uszeregowanie jest przypadkowe, nie prowadzę w tym aspekcie żadnych statystyk, zatem nie wiem tak naprawdę, jakie pytanie pada najczęściej. W pamięć zapadają przede wszystkim te, na które najtrudniej udzielić jasnej odpowiedzi lub które w największym stopniu idą obok uznawanych w branży standardów.
Cytat, że istnieją kłamstwa, wielkie kłamstwa (w oryginale damn lies) i statystyka budzi mój sprzeciw, gdyż najczęściej przywoływany jest wówczas, gdy dane statystyczne przeczą czyimś ugruntowanym, a całkowicie subiektywnym przekonaniom. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy statystyka – a konkretnie średnia statystyczna – nie jest informacją istotną w odniesieniu do konkretnego przypadku. Systemy do zarządzania obiegiem manuskryptów używane w wielu czasopismach naukowych umożliwiają na ogół ustalenie, ile przeciętnie trwa peer review w danym periodyku, ale jest to możliwe tylko w odniesieniu do wszystkich manuskryptów w danym okresie albo co najwyżej dla poszczególnych typów manuskryptów (prace oryginalne, poglądowe, metaanalizy itd.), a to wciąż duże kategorie, obejmujące dziesiątki lub setki manuskryptów nawet w obrębie tylko kilku miesięcy. Tymczasem długość procesu recenzji zależy od wielu zmiennych, których wpływu nie sposób przewidzieć, recenzenci otrzymują wyraźne wytyczne co do czasu wykonania peer review i z mojego doświadczenia wynika, że na ogół się ich trzymają. Nikt jednak nie jest w stanie zagwarantować, ile czasu potrzebne będzie na znalezienie recenzentów, którzy podejmą się oceny danego manuskryptu. Zależy to od jego tematyki, i to nie ujętej ogólnie (np. onkologia), ale szczegółowo, a takich statystyk czasopisma naukowe na ogół nie prowadzą. Ponadto niektóre periodyki odgórnie ograniczają liczbę rund recenzji np. do trzech, a inne nie i artykuł jest odsyłany do poprawki albo do momentu, gdy recenzenci zarekomendują jego akceptację do publikacji lub odrzucenie, albo aż redaktor naczelny lub tematyczny uzna, że dalsze poprawki nie rokują osiągnięcia przez manuskrypt zadowalającego poziomu. Poziomu nadesłanej pracy w oczach recenzentów nie sposób jest przewidzieć zawczasu i tego żadne statystyki nie ujmą, może kryształowa kula lub karty tarota coś by tu pomogły, ale pewności też nie ma. To dlatego zresztą przeciętny czas recenzji, uczciwie podawany na stronach WWW niektórych czasopism, potrafi być zaskakująco długi. Zawyżają go artykuły, do których długo nie udawało się znaleźć chętnych do zrecenzowania, i te, które wracały do recenzentów po kilka razy.
Chciałbym tu też zauważyć, że zadający takie pytanie autorzy posługują się dwoma sformułowaniami: proszą, bym podał im „przeciętny” lub „orientacyjny” czas recenzji, i zapewne rozumieją pod tymi dwoma określeniami to samo. Tymczasem są to dwie różne rzeczy. Przeciętny czas mogę im podać, to jawna informacja, ale nie będzie on w żadnym sensie „orientacyjny”, gdyż nie da żadnej orientacji w odniesieniu do tego konkretnego artykułu, którego peer review może trwać i znacznie dłużej, i znacznie krócej, i to nie w ramach jakiegoś zdefiniowanego zakresu. Istnieje niebezpieczeństwo, że dany autor przywiąże się do podanej mu liczby i gdy minie tyle czasu, zacznie się niepokoić lub wręcz stawiać żądania. Będzie to jednak bezpodstawne, to, co usłyszał, było tylko wartością statystyczną, ale nie było ani gwarancją, ani predykcją.
Pytanie to istotnie różni się od poprzedniego, gdyż w przeciwieństwie do niego zawiera w sobie założenie, że redaktor ma instrumenty umożliwiające takie przyspieszenie. Proszę mi wierzyć, że często chciałbym mieć taką możliwość, ale nie mam. Jeśli pojawiły się problemy ze znalezieniem specjalistów mogących zrecenzować dany artykuł, to baza peer reviewers żadnego czasopisma nie jest nieskończona jak Biblioteka Babel u Borgesa, a sugerowani przez autorów recenzenci też niekoniecznie muszą się zgodzić. Jeśli zaś dany recenzent opóźnia się z nadesłaniem oceny, mogę go wprawdzie zwolnić z tego obowiązku i poprosić kogoś innego, ale jest to po pierwsze ryzykowne (recenzent mógł już rozpocząć ocenianie i może się poczuć niepoważnie potraktowany), a po drugie wydłuży tylko cały proces, bo nie ma żadnej pewności, czy na miejsce „zwolnionego” recenzenta uda się znaleźć kogoś innego.
Niestety nie mogę się oprzeć wrażeniu, że czasem takie pytanie jest wynikiem wcześniejszego publikowania w czasopismach mało poważnych lub nawet drapieżnych, w których peer review jest tak naprawdę formalnością, więc można zawczasu przewidzieć czas trwania tego etapu. W periodykach z najwyższej półki do recenzji potrafi przechodzić na tyle niewiele artykułów (większość jest odrzucana przy wstępnej weryfikacji), a baza oddanych recenzentów jest na tyle obszerna, że kryzys peer review może ich dotykać w niewielkim stopniu, ale takich czasopism jest niewiele.
Odpowiedź na to pytanie jest powiązana z pytaniem nr 1. Jeśli wciąż trwa peer review, to status artykułu się nie zmienił, wciąż jest on „w recenzji”. Niektóre redakcje automatycznie wysyłają autorom np. raz na dwa tygodnie lub raz na miesiąc wiadomość, że artykuł wciąż jest recenzowany, ale nie jest to reguła. Rzecz jasna w takiej sytuacji warto pytać, choć odpowiedź może być jednozdaniowa i frustrująca.
Tutaj wszystko zależy od polityki danego czasopisma w tym zakresie. Niektóre redakcje wychodzą z założenia, że jeśli artykuł został na jakimś etapie odrzucony, to jest na tyle słaby, że żadne przeróbki mu nie pomogą i autorzy powinni poszukać innego, mniej prestiżowego (a zatem również mniej wymagającego) periodyku. Takie podejście wynika często z założenia, że zadaniem ani redakcji, ani recenzentów nie jest pomoc autorom w pracy nad artykułem, a jedynie doszlifowanie go, jeśli miałby wymagać głębszej interwencji, to tym samym nie kwalifikuje się on do publikacji. W innych czasopismach istnieją natomiast możliwości ponownego włączenia pracy do obiegu, dostępne mogą być dwa sposoby, niewykluczające się nawzajem. Po pierwsze, wiele tytułów zachęca do poprawienia artykułu na własną rękę i złożenia go raz jeszcze jako nowego manuskryptu. Proces recenzji zaczyna się wówczas od nowa i to, że praca była już raz oceniana w danej redakcji, nie ma żadnego znaczenia (i nie ma sensu się na to powoływać). Po drugie, niektóre czasopisma oferują sformalizowaną procedurę odwołania się od decyzji recenzentów lub redaktora naczelnego, decyzja należy wówczas do tego ostatniego lub redaktora naczelnego; jeśli autorzy dobrze uargumentują wniosek, artykuł zostanie wysłany do innych recenzentów i oceniony ponownie (ale ta ocena będzie już ostateczna). Jeśli jednak dane czasopismo nie zezwala na ponownie nadesłanie tego samego manuskryptu (resubmission), lepiej tego nie próbować, systemy do zarządzania obiegiem manuskryptów stosowane w redakcjach umożliwiają szybką identyfikację (np. po nazwiskach autorów) czy dany tekst jest składany ponownie.
Takie pytanie może brzmieć nieco egzotycznie, ale zapewniam, że słyszałem je wiele razy. Niektóre czasopisma oprócz peer review praktykują też osobną recenzję statystyczną – ocenę pod kątem poprawności zastosowania metod i narzędzi statystycznych tych manuskryptów, w których dane poddano tego rodzaju analizie. Wynik takiej kontroli jest równie istotny, jak recenzji merytorycznej, może się zatem zdarzyć, że peer reviewers ocenią artykuł pozytywnie, ale zostanie on odrzucony z racji poważnych usterek statystycznych, których autorzy nie potrafią lub nie chcą poprawić (nie raz widziałem takie sytuacje). Bywa, że wobec trudności z wdrożeniem uwag redaktora statystycznego autorzy proszą o możliwość rezygnacji z oceny statystyka. Argumenty są najczęściej takie, że tematem pracy nie jest statystyka, a np. genetyka, zatem osobna recenzja statystyczna jest zbędna lub wręcz nie na miejscu. Zdarza się też, że autorzy interpretują różnicę zdań między nimi a redaktorem statystycznym tak, że w takim razie niech każdy pozostanie przy swoim zdaniu i opublikujmy pracę tak, jak jest. Widoczne są tu dwa nieporozumienia. Po pierwsze, jak już wskazałem, recenzent statystyczny jest równorzędny recenzentom merytorycznym. Z tymi ostatnimi też można się nie zgodzić, ale jeśli nie zdołamy przekonać ich do naszych racji, musimy wprowadzić ich uwagi pod rygorem odrzucenia pracy. Po drugie, nie mogę darować sobie drobnej złośliwości: recenzja statystyczna to nie opcjonalna usługa, którą można włączać i wyłączać jak roaming w telefonie. Jeśli dane czasopismo uprzedza na swojej stronie WWW, że dokonuje takiej oceny nadesłanych prac, a nasz manuskrypt zawiera sekcję analizy statystycznej, to przejdzie on taką ewaluację bez względu na to, co o tym sądzimy.
Tak, jeśli rycina jest grafiką wektorową lub została zapisana w inny sposób umożliwiający jej skalowanie, czyli zmienianie jej rozmiaru z zachowaniem tych samych proporcji. Poprawianie jakości złożonych wykresów (np. genetycznych), zdjęć lub innych metod wizualnej prezentacji danych może być bardzo trudne i czasochłonne lub po prostu niemożliwe, a redakcja może nie mieć czasu na wykonywanie pracy za autorów, gdyż to do nich należy zadbanie o jakość ilustracji. Dlatego wytyczne dotyczące formatu i jakości rycin należy traktować bardzo poważnie, a nie liczyć na to, że redakcyjny grafik różne kwestie za nas załatwi, niestety jest duże prawdopodobieństwo, że będzie to po prostu nierealne i autorzy i tak będą się tym musieli zająć sami.
Warto zwrócić uwagę na dwie cechy powyższych odpowiedzi. Z jednej strony zawsze warto pytać, gdyż każda sytuacja jest indywidualna i nigdy nie wiadomo na sto procent, czy nasze pytanie jest pozbawione sensu (warto jedynie zapoznać się wcześniej z instrukcjami dla autorów na stronie internetowej czasopisma, gdyż być może znajdziemy tam gotową odpowiedź). Z drugiej jednak strony w wielu obszarach polityka wielu czasopism jest raczej mało elastyczna, a szeregu innych kwestii nie da się załatwić ze względów czysto obiektywnych i w konsekwencji pole do negocjacji jest niewielkie (a dla żądań praktycznie żadne). Natomiast zawsze – ZAWSZE – autor ma prawo do niezwłocznej, uprzejmej i merytorycznej odpowiedzi.
Wróć