Jerzy Skwarzyński
Teoria przekładu literatury nie przestaje się rozwijać. Badacze regularnie wprowadzają nowe kategoryzacje technik tłumaczeniowych, dyskutują nad różnicą między tłumaczeniem a przekładem, ponownie definiują najbardziej pojemne terminy, takie jak ekwiwalencja, drobiazgowymi analizami porównawczymi recenzują tłumaczenia, ilustrują nowe koncepcje lub formy myślenia o przekładzie i pokazują trudności, jakie praktykom nastręczają różnice kulturowe. To istotne tematy – rozważania teoretyczne ukazują nowy sposób patrzenia na znane problemy, a precyzyjne wyjaśnienie pojęć warunkuje produktywną dyskusję. Takie badania zwykle nie są jednak bezpośrednio pomocne tłumaczom. Bardziej użyteczne wydają się te dotyczące pozycji tłumacza i podejścia, jakie powinien przyjąć przy pracy.
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku amerykański tłumacz i przekładoznawca Lawrence Venuti zwrócił uwagę na nacisk branży wydawniczej, recenzentów oraz odbiorców na tłumaczenie literatury w taki sposób, by nie dawała po sobie poznać, że jest przekładem. Środowisko narzuca, by tekst czytało się lekko, aby był płynny, został napisany językiem normatywnym, słowem: by wyglądał i brzmiał jak oryginał. Venuti określił to zjawisko mianem „niewidzialności tłumacza”, gdyż cała jego praca pozostaje niewidoczna. Badacz zaapelował więc o emancypację tego zawodu, walkę z jego kulturową i ekonomiczną marginalizacją i umiejscowienie tłumacza obok autora oryginału jako współtwórcy przełożonego tekstu.
Propozycja Venutiego wiąże się z zalecanym przez niego podejściem do przekładu. Wynika ona z dwóch najbardziej ogólnych możliwości stojących przed tłumaczem. Z jednej strony można tłumaczyć dosłownie, starać się stworzyć wersję bardzo bliską oryginałowi, często kosztem zrozumienia ze strony czytelników przekładu. Przeciwieństwem tego jest tłumaczenie zmieniające oryginał tak, by tekst docelowy był łatwy w odbiorze. O tym podziale pisał już w czwartym wieku naszej ery święty Hieronim, a po nim całe grono filozofów i teoretyków przekładu, nadając tym dwóm podejściom rozmaite nazwy i opisując je z różnych perspektyw. Niejednokrotnie stwierdzano, które z nich jest właściwe, bardziej praktyczne, bardziej etyczne. Podobnie zrobił Venuti. Obie strategie określił jako, odpowiednio, egzotyzację (foreignization) i udomowienie (domestication), po czym wskazał tę pierwszą jako pożądaną, a drugą jako dominującą w praktyce translatorskiej. Jego zdaniem egzotyzacja miała zastąpić udomowienie i wyprowadzić tłumaczy z cienia, w którym do tej pory musieli się kryć, oraz poskutkować tworzeniem przekładów bardziej prowokujących, o obcym brzmieniu, zmuszających czytelników do zmierzenia się nie tylko ze swoim brakiem wiedzy o odmiennych kulturach, ale do skonfrontowania własnego sposobu patrzenia na świat.
Chociaż postulaty Venutiego są w środowisku przekładoznawczym popularne i często komentowane, nie jest on jedynym piewcą określonego podejścia do przekładu. Obecnie powszechne jest propagowanie strategii tłumaczeniowych w imię określonej idei. Poza podkreślaniem istnienia osoby tłumacza mogą to być równouprawnienie kobiet, prawa mniejszości seksualnych, odpowiedź na negatywny wpływ ekspansji imperialnej na kolonizowane społeczności czy uświadamianie czytelników na temat innych kultur.
Myślenie o wpływie przekładu na wszystkie te sfery kultury i życia społecznego jest bez wątpienia zasadne i potrzebne, jednak czy którakolwiek z tych ram wystarcza do próby odpowiedzenia na pytanie o to, jak przekładać i po co? Czy tłumacz, który podczas pracy ogniskuje swój wysiłek na jednym społeczno-politycznym problemie, niezależnie jak ważkim czy palącym, i traktuje go niczym drogowskaz przy podejmowaniu translatorskich decyzji, nie spłyca swojego zadania? Czy nie redukuje swojej roli do adwokata danej sprawy? Czy nie stwarza przez to ryzykownej sytuacji, w której może dojść do przekształcenia znaczeń tekstu tak, by zawierał myśli i podteksty, których w oryginale nie ma? Czy na pewno odpowiedzialność tłumacza obejmuje tego rodzaju działania?
Te wątpliwości prowadzą do pytania o alternatywę. Co w takim razie ma za zadanie tłumacz? Czym ma się kierować i dlaczego? Wielość kontekstów, które wpływają na decyzje tłumacza, uniemożliwia określenie przejrzystej instrukcji. Czas i miejsce powstania utworu, świadoma i powszechnie znana oraz domniemana i podświadoma intencja autora, zmieniające się reakcje na tekst, jego pozycja w kanonie, istnienie i ocena wcześniejszych przekładów tego samego tekstu, osoba twórcy, internetowy dyskurs na temat autora, różnice między kulturą, z której wyszedł oryginał, a kulturą odbiorców tekstu docelowego – to kilka z nich. Każde z tych zagadnień to niewyczerpane źródło tłumaczeniowych wyzwań, dla których nie ma jednego, uniwersalnego rozwiązania, chyba że jasno określimy sprawę, o którą chcemy tłumaczeniem walczyć. Warto wymienić jeszcze jeden element kontekstu istotny z punktu widzenia tłumaczenia: oczekiwania czytelników.
Badania dotyczące tego zagadnienia często ograniczają się do rozważań o czytelniku modelowym, czyli wizji odbiorcy, domniemaniu o jego potrzebach i myślach, a nie o żywej osobie, która sięgnęła po książkę. Czytelnik modelowy jest więc tworem wyobraźni badacza, nawet jeśli powstał w oparciu o najnowsze wyniki badań z dziedziny psychologii rozwoju człowieka i najbardziej wnikliwe obserwacje z życia prywatnego. Biorąc pod uwagę fakt, że cała literatura – także przekładana – powstaje po to, by ktoś ją czytał, preferencje i życzenia odbiorców powinny stanowić jeden z istotniejszych czynników, jakie wpływają na myśl przekładoznawczą oraz decyzje tłumaczy, i choć praktycy bywają czuli na głos czytelników, translatologicznych badań empirycznych z udziałem czytelników powstaje stosunkowo niewiele.
Nie oznacza to oczywiście, że przekładoznawcy i tłumacze powinni słuchać zachcianek swoich potencjalnych czytelników i bezrefleksyjnie je spełniać. Po pierwsze, niemożliwością jest zadowolić wszystkich. Po drugie, zebranie wiarygodnych informacji na ten temat jest trudne z przyczyn logistycznych. Po trzecie, czytelnicy zapytani, czego oczekują od tłumaczeń literatury, często w pierwszym odruchu zamierają, bo nigdy nie zastanawiali się głębiej nad tą kwestią. Po czwarte, takie podejście niczym nie różniłoby się od strategii wspomnianych powyżej. Byłaby to kolejna generalizacja, sprowadzenie wszystkich translatorskich decyzji do jednego, jasno wyłożonego zadania, które należy konsekwentnie realizować na każdym etapie pracy. Jak zatem na proces tłumaczenia wpływa obserwacja, że bez czytelników tłumaczeń przekładanie traci sens?
Nie zapominajmy o innych postaciach, wobec których tłumacz ma pewne zobowiązania: o autorach oryginałów. To po ich teksty sięga czytelnik w księgarni czy bibliotece, to ich utwory polecają sobie nawzajem znajomi, to ich język i styl podlegają krytyce lub dyskusji, to na kanwie ich dzieł powstają fanfiki, czyli fan fiction – amatorska twórczość internetowa wykorzystująca postaci i światy przedstawione innych utworów. Lektura książki tworzy pewną relację odbiorcy z autorem.
Tłumacz ma tę relację umożliwić. Służy więc autorowi oryginału poprzez wprowadzenie dzieła na nowy rynek, poprzez poszerzenie grona jego czytelników, okazanie szacunku do jego tekstu, bo jak inaczej określić miesiące starannego studiowania utworu i ponownego wyrzeźbienia go w nowym języku? Służy też czytelnikowi, bo to dla niego powstaje tekst. Korzyści dla twórcy oryginału, choć znaczące, są poboczne, bo – jak zaznaczyłem powyżej – celem tworzenia literatury jest to, by ktoś ją przynajmniej przeczytał. To czytelnik, nie tłumacz, znajduje się w centrum procesu przekładu. Bez czytelnika całe przedsięwzięcie zostaje pozbawione zasadności.
Zadaniem tłumacza jest więc najpierw zrozumieć oryginał, a potem skomponować przekład tak, by jego czytelnik mógł zrozumieć to samo. Nie chodzi tu jedynie o fabułę, intertekstualność czy gry słów, ale o to, co sprawia, że dana powieść jednego znudzi, a drugiego poruszy i zapadnie mu w pamięć do końca życia. Tego celu nie da się w pełni osiągnąć. Niemożliwe jest pełne zrozumienie żadnego tekstu literackiego. Co miałoby to oznaczać? Dotarcie do sedna utworu, do wszystkich znaczeń między wierszami, do tego, co podyktowała podświadomość autora oryginału, a w konsekwencji osiągnięcie pełnej kontroli nad tym, jakie przekład wywoła reakcje? Wykracza to poza ludzkie możliwości, jednak tłumacz nie jest zwolniony z dążenia do jak najpełniejszego zrozumienia tekstu po to, by jak najlepiej wywiązać się ze swojego zobowiązania wobec czytelnika oraz autora oryginału.
Czytając przekłady beletrystyki, odbiorcy prawdopodobnie zakładają, że mają do czynienia z wersją odzwierciedlającą oryginał możliwie jak najdokładniej. Mogą zapewne przypuszczać, że tłumaczenia od oryginału różni po prostu język. Niewykluczone jest to, że ich zdaniem przeczytanie tłumaczenia książki umożliwiłoby im pogłębioną dyskusję na jej temat z osobą, która przeczytała oryginał.
Powyższe hipotezy mogą być prawdą (ale wcale nie muszą). To, co niektórym wydaje się oczywiste, może nie tylko budzić wątpliwości innych, ale zwyczajnie mijać się z prawdą. Zadaniem przekładoznawców jest próba dotarcia do odpowiedzi na te pytania oraz ich bardziej precyzyjne warianty. Kto najchętniej czyta powieści graficzne i dlaczego? Co sprawia, że książka dla pięciolatka jest atrakcyjna zarówno dla słuchającego i oglądającego ilustracje dziecka, jak i dla rodzica, który czyta ją na głos? Czego od utworu oczekują pasjonaci powieści detektywistycznych? Odpowiedzi na te pytania prawdopodobnie sfalsyfikują postulaty takie jak konieczność walki z „niewidzialnością tłumacza” (to kolejna hipoteza wymagająca sprawdzenia).
Nie ulega jednak wątpliwości, że o preferencjach czytelników wobec przekładanej literatury wiemy niewiele. Próbę wypełnienia drobnej części tej luki stanowi badanie przedstawione w Czytelniku i tłumaczu.
Zdecydowałem się na przeprowadzenie grup fokusowych, czyli dyskusji, w której bierze udział kilkoro uczestników, a rola moderatora sprowadza się do nadania jej kierunku i dbania o to, by nie zbaczała z obranego kursu. Ta metoda tworzyła przestrzeń do w miarę swobodnej rozmowy rówieśników o opiniach na temat interesujący wszystkich zebranych; udział osoby w pozycji władzy, a więc prowadzącego badanie, był minimalny.
Podczas każdej sesji przedstawiałem uczestnikom kilka fragmentów jednej z czterech powieści dla młodych nastolatków: Wolf Hollow Lauren Wolk (2016), Bigfoot, Tobin & Me Melissy Savage (2017), Letters from the Lighthouse Emmy Carroll (2017) oraz The Goldfish Boy Lisy Thompson (2017). Każdy fragment zawierał odniesienie do kultury oryginału, każdy został przetłumaczony kilkakrotnie, za każdym razem z wykorzystaniem innej techniki tłumaczeniowej. Zadaniem uczestników było wybranie wersji, którą uważają za najtrafniejszą, wskazanie, ich zdaniem, wariantu niedopuszczalnego oraz uzasadnienie i przedyskutowanie swoich wyborów.
Z kilku interesujących wniosków wyróżnia się jeden: nastoletni czytelnicy nie mają preferencji co do technik tłumaczenia elementów obcości, ale oceniają stosowność danej techniki do przekładu konkretnego odniesienia kulturowego w danym fragmencie tekstu. Innymi słowy, każdy przypadek jest wyjątkowy, każdy zależy od sytuacji uplecionej z rozmaitych kontekstów, w które uwikłany jest utwór. Ta obserwacja potwierdza więc, że zadaniem tłumacza jest jak najstaranniejsze rozsupłanie tych znaczeń i związanie ich ponownie w możliwie podobny sposób, ale w innej kulturze i w innym języku.
Oczywiście wymaga to dalszych potwierdzeń z udziałem innych grup czytelników i z wykorzystaniem innych metod. W omawianym projekcie udział wzięły 53 osoby, za mało, by przedstawić konkluzje zamykające temat. Zapewne żadne badanie tego nie osiągnie; nie zwalnia nas to jednak z dążenia do jak najpełniejszego zrozumienia tego zagadnienia (jak i każdego innego, które jest dla nas ważne). Badanie z choćby jednym czytelnikiem, a więc reprezentantem rzeczywistości, powie nam więcej niż wszelkie rozważania o czytelnikach hipotetycznych.
Badanie nie miało udzielić definitywnej odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie. Nie było też jego celem sformułowanie instrukcji tłumaczenia elementów obcości w przekładach literatury młodzieżowej. Stanowi ono jedynie drobny krok ku lepszemu poznaniu jednego z obszarów istotnych w podejmowaniu decyzji translatorskich. Mam nadzieję, że badaczy wypełniających kolejne białe plamy na tym skrawku mapy rozumienia literatury będzie coraz więcej.
Artykuł nawiązuje do monografii autora Czytelnik i tłumacz. Przekład elementów obcości we współczesnej literaturze młodzieżowej, która w 2022 roku ukazała się nakładem Wydawnictwa KUL.
Dr Jerzy Skwarzyński, Katedra Historii Języka Angielskiego i Translatoryki w Instytucie Językoznawstwa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II