Mariusz Karwowski
Szerzenie wiedzy proobronnej z ukierunkowaniem na naukę strzelania – taki cel postawiła przed sobą nowa organizacja studencka, która z początkiem czerwca zaczęła działać w Akademii Zamojskiej. Z bronią studenci tej uczelni mają wprawdzie do czynienia nie od dziś, choćby na zajęciach z bezpieczeństwa narodowego, ale Towarzystwo Strzeleckie zapewni im możliwość rozwoju zainteresowań także w wolnym czasie. Planowane są zawody strzeleckie i wypady survivalowe. Chęć dołączenia zgłaszają już także pracownicy naukowi.
W Krakowie z kolei daleko zaawansowane są plany budowy wielostanowiskowej strzelnicy dla Instytutu Nauk o Bezpieczeństwie Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN. W tym między innymi celu zakupiono jeden z najcenniejszych obiektów Twierdzy Kraków – Fort „Bronowice”. Będzie służył celom edukacyjnym wzmacniającym obronność i bezpieczeństwo państwa w postaci kursów doskonalących dla nauczycieli oraz studiów podyplomowych w tym zakresie.
Już tylko te dwie inicjatywy dobrze obrazują obserwowany od pewnego czasu wzrost zainteresowania w społeczeństwie tematyką militarną. Znajduje on swoje odbicie także w środowisku akademickim, gdzie coraz więcej studentów, ale także pracowników, garnie się do strzelania. I uczelnie wychodzą temu naprzeciw. Gdańska AWFiS, jak przekazuje nam jej rzecznik Mikołaj Polak, zgodnie z zaleceniami Polskiej Komisji Akredytacyjnej otworzyła się na współpracę ze środowiskiem strzeleckim i uruchomiła stosowną specjalizację. Pilotażową edycję strzelectwa sportowego i dynamicznego ukończyło pięciu studentów, ale w tym roku będzie ich cztery razy więcej. Mają 60 godzin wykładów i trzykrotnie więcej ćwiczeń, z czego 150 godzin spędzają na strzelnicy.
Na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej, który swojej strzelnicy jeszcze nie ma (na wirtualną przeznaczono już miejsce w nowym gmachu Wydziału Politologii i Dziennikarstwa), studenci obcują z bronią już od sześciu lat, gdy do programu kształcenia wprowadzono podstawy strzelectwa sportowego. Od tamtej pory zajęcia prowadzone przez praktyków, żołnierzy służby czynnej oraz zawodowej, w tym instruktorów stowarzyszenia Legia Akademicka, cieszą się niesłabnącą popularnością.
– To odpowiedź na oczekiwania naszych studentów i jednocześnie szansa na wzmocnienie praktycznego wymiaru kształcenia. Właśnie od momentu wprowadzenia modułów „praktycznych”, nie tylko strzelectwa, ale także systemów łączności i wsparcia dowodzenia czy udzielania pomocy medycznej w warunkach bojowych, obserwujemy niesłabnące zainteresowanie kierunkiem bezpieczeństwo narodowe – przyznaje dr Ewelina Panas, adiunkt w Instytucie Nauk o Polityce i Administracji UMCS.
Co roku programem objętych jest ponad 120 osób, kolejnych kilkadziesiąt wybiera strzelectwo w ramach fakultetu. Zdecydowana większość, co podkreślają rozmówcy także z innych uczelni i czemu trudno się dziwić, preferuje część praktyczną. Ale podobnie jak z prawem jazdy i tu teoria jest niezbędna. Zakres materiału obejmuje: systematykę, klasyfikację broni, teorię oddania strzału, budowę oraz mechanikę działania broni, wprowadzenie do bezpiecznego strzelania. Student dowiaduje się o właściwościach bojowych broni strzeleckiej i amunicji oraz jak bezpiecznie nią się posługiwać, poznaje podstawowe pojęcia z zakresu balistyki i teorii strzału, a także działanie części i mechanizmów.
– Największy nacisk kładziemy na bezpieczeństwo obsługi broni palnej oraz oddanie celnego strzału. Chodzi o to, aby student, który w przyszłości trafi do formacji mundurowych, miał już podstawową wiedzę i umiejętności – dodaje por. Damian Duda z UMCS.
Na ten sam aspekt zwraca uwagę ppłk rez. mgr inż. Andrzej Podhorodecki, w ocenie którego przyszły pracodawca, czy to będzie policja, wojsko, czy straż graniczna, tylko skorzysta na tak wyszkolonych absolwentach, a i im samym ułatwi ubieganie się o etat wszędzie tam, gdzie wymagana jest zdolność prawidłowego, sprawnego i bezpiecznego posługiwania się bronią palną. To obserwowane niemal w całym kraju wzmożenie w ogóle nie dziwi. Jego zdaniem od czasu zniesienia zasadniczej służby wojskowej z wiedzą obronną jest coraz gorzej.
– Edukacja w obszarze bezpieczeństwa u nas kuleje, tymczasem sytuacja geopolityczna wymusza zmianę podejścia. Wśród studentów rośnie świadomość potencjalnych zagrożeń. Zdają sobie sprawę, że zasadne w tej chwili jest, by mieć choćby podstawową wiedzę w tym zakresie – podkreśla Podhorodecki, który jako były zawodowy żołnierz zainspirował żaków Akademii Zamojskiej do założenia Towarzystwa Strzeleckiego.
Jego słowa najłatwiej zweryfikować na uczelnianych strzelnicach. Zwłaszcza tych właśnie na wschodzie Polski, które prawdziwe oblężenie przeżywają od czasu rosyjskiej agresji na Ukrainę, ale i wcześniej nie stały puste. W niektórych ośrodkach słusznie przewidywano, że może to być „strzał w dziesiątkę”. Już w 2013 roku w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji w Rzeszowie oddano do użytku strzelnicę elektroniczną wyposażoną w wierne repliki broni Glock 17 i Beretta Px4 Storm z symulatorem odrzutu, imitującym strzał z prawdziwej broni palnej. Trenażer, w zależności od konfiguracji, pozwala na prowadzenie treningu przy pomocy emiterów laserowych, działających w zakresie światła niewidzialnego lub widzialnego. Ćwiczenia treningowe wyświetlane są na ekranie przy użyciu rzutnika multimedialnego. W zależności od oprogramowania zainstalowanego na komputerze sterującym przebiegiem ćwiczeń, może to być trening strzelecki (poprawiający celność – jak na prawdziwej strzelnicy, czas reakcji, orientację) lub interaktywna symulacja interwencji, oparta na scenariuszach filmowych, której finał uzależniony jest od postawy, działań i środków przymusu użytych przez ćwiczącego. Zajęcia na kierunku bezpieczeństwo wewnętrzne prowadzą doświadczeni trenerzy. Na uczelni powstało także Studenckie Koło Strzeleckie, którego członkowie są stałymi bywalcami strzelnicy.
– Jej mobilność pozwala także na zajęcia wyjazdowe, np. w szkołach na terenie regionu. Łącznie w semestrze korzysta z niej około pół tysiąca studentów i uczniów – szacuje Przemysław Pawlak, rzecznik WSPiA w Rzeszowie.
W 2020 roku w Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu otwarto z kolei nowoczesny obiekt z 4 stanowiskami przeznaczonymi do prowadzenia strzelań z pistoletu lub karabinka pneumatycznego na dystansie 10 metrów. Transportery tarcz sterowane są pilotem, wózek porusza się w kierunku stanowisk strzeleckich lub linii strzelań, zatrzymując się automatycznie po dotarciu do pozycji końcowej. Na ostatnim odcinku przed zatrzymaniem urządzenie zwalnia i powoli dojeżdża do miejsca docelowego. Kulochwyt wykonany jest ze specjalnego tworzywa pochłaniającego śrut, a tarcze posiadają indywidualne doświetlenie.
Na nic się jednak zdadzą nowinki technologiczne, jeśli nie nabędzie się odpowiednich umiejętności. Wprawdzie strzelectwo, w przeciwieństwie do wielu innych aktywności, nie stawia zbyt wielu ograniczeń – wzrost, waga, wiek nie mają znaczenia – ale, jak zauważa prof. Grzegorz Gładyszewski z Politechniki Lubelskiej, im wcześniej się zacznie, tym łatwiej. Wówczas można jeszcze skorygować błędy w przyjmowaniu postaw strzeleckich, nauczyć się pracy manualnej z bronią w celu wyrobienia odpowiednich nawyków i pamięci mięśniowej czy szybkiego zgrywania przyrządów celowniczych. On sam strzela już blisko pół wieku. Obserwując napływ młodego narybku na strzelnice, nie ma wątpliwości, że ma to bezpośredni związek z toczącą się wojną. Nie odczuwa jednak jakiegoś dyskomfortu z tego powodu, wręcz przeciwnie – uważa, że jako społeczeństwo najbardziej rozbrojone ze wszystkich wokół (1,5 sztuki broni na 100 mieszkańców) powinniśmy pozytywnie oceniać pęd Polaków do strzelania. Zapałał miłością do broni pod wpływem westernów: W samo południe, Dwa złote colty czy Rio Bravo. Dziś jest trenerem strzelectwa, sędzią międzynarodowym kl. A oraz… medalistą mistrzostw Polski w strzelaniu długodystansowym.
– Podczas ostatnich zawodów w Skarżysku Kamiennej, aby uzyskać srebro na dystansie 600 m, musiałem każdy z 10 strzałów ulokować w celu wielkości dużej pomarańczy. Brąz na 800 m i srebro na 1000 jardów wymagały trafienia za każdym razem w cel wielkości średniego arbuza – opisuje kierownik Katedry Fizyki Stosowanej na Wydziale Mechanicznym PL.
Swojej pozazawodowej pasji od wielu lat przygląda się także pod naukowym kątem. Poświęcił jej już kilka publikacji, w których zajmował się m.in. tematyką wpływu temperatury na celność strzelań czy analizą fourierowską karabinu przy wykorzystaniu trenażera SCATT. Określił np. możliwość poprawy wyniku na tarczy, uniezależniając go od drgań karabinu wywoływanych biciem serca już w momencie składania się do strzału. Takich podpowiedzi ma w zanadrzu więcej, ale nie wszystkie zdradza, wszak będąc jeszcze czynnym zawodnikiem, niekiedy z nich korzysta.
– Wiedza, jaką posiada fizyk, bardzo się przydaje w strzelectwie. Jest tu i statyka, i kinematyka, poza tym dynamika, teoria drgań, optyka, termodynamika, hydrodynamika i wiele innych działów. Ale ten sport to przede wszystkim walka z samym sobą, ze swoimi słabościami – zauważa.
I dodaje, że strzelectwo, kojarzone zazwyczaj z militariami, bronią, ogólnie agresją, uczy przede wszystkim opanowania, umiejętności koncentracji. Przy tętnie przekraczającym 170 uderzeń na minutę, to, według niego, cała tajemnica tej dyscypliny. Nie ma tu bezpośredniego kontaktu z drugą osobą, trzeba odizolować się od całego świata i zagospodarować stres w taki sposób, aby przełożyć go np. na lepszy czas reakcji. Dlatego, o ile na początku ważne jest wypracowanie technicznych umiejętności, o tyle z czasem wahadło zaczyna się przechylać w stronę psychiki. U zawodników startujących na igrzyskach stanowi ona około 98% sukcesu. Wie coś o tym Andrzej Kijowski, prezes Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego, spod którego ręki wyszły m.in. medalistki olimpijskie Renata Mauer-Różańska czy Sylwia Bogacka.
– Niestety wielu trenerów zajmuje się tylko techniką, zapominając o kondycji i psychice. To trzeba wyważyć. Jeśli któryś z tych filarów się zaniedba, efektów nie będzie – zapewnia.
Jak mówi, to sport dla inteligentnych. W kadrze, gdy był jeszcze jej trenerem, nigdy nie brakowało osób z wyższym wykształceniem, zdarzały się i doktoraty. A i dziś większość czołowych zawodników to obecni lub byli studenci. Jak Maciej Kowalewicz z wrocławskiej AWF, który od trzech lat jest najlepszym zawodnikiem w Polsce w rankingu PZSS. Wraz ze swoją klubową koleżanką, Julią Piotrowską, zdominowali ostatnie Akademickie Mistrzostwa Polski, sięgając po złote medale we wszystkich konkurencjach karabinowych. Strzelcy ze stolicy Dolnego Śląska okazali się najlepsi w gronie 38 uczelni i po raz drugi z rzędu triumfowali w klasyfikacji generalnej.
Kijowski, który też wykłada na AWF we Wrocławiu, podkreśla, że w gruncie rzeczy strzelanie sportowe niewiele się różni od amatorskiego. Technika jest taka sama, wyczynowcy mają jedynie lepszy, profesjonalny sprzęt i oddają na treningach więcej strzałów, nawet dwieście. Hobbyści, choćby z uwagi na koszty, poprzestają na trzydziestu. Przyznaje jednak, że kiedyś talenty wyławiano niczym złoto w Klondike. Dziś o to o wiele trudniej. Wprawdzie liczba 46 tys. strzelców skupionych w ponad 300 klubach może robić wrażenie, ale wciąż brakuje narybku. Dlatego z nadzieją patrzy na renesans strzelectwa, również wśród studentów. To skrojony pod nich sport, wziąwszy pod uwagę, że najlepsze wyniki osiąga się w okolicach „trzydziestki”. Uczy samoorganizacji, rozwagi, a przede wszystkim… bezpieczeństwa.
– Nic nie daje takiego poczucia bezpieczeństwa, jak umiejętność posługiwania się bronią. Sytuacja zagrożenia, gdy potrafi pan zapewnić bezpieczeństwo sobie i innym, wygląda zupełnie inaczej niż z perspektywy osoby, która tego nie opanowała – podsumowuje Andrzej Podhorodecki z Akademii Zamojskiej.
Wróć