logo
FA 7-8/2021 rok Stanisława Lema

Paweł Majewski

Niełatwa przygoda Stanisława Lema z nauką XX wieku

Niełatwa przygoda Stanisława Lema z nauką XX wieku 1

Rys. Sławomir Makal

Trzecia możliwość, najtrudniejsza i najbardziej ryzykowna, polega na podejmowaniu prób artystyczno-intelektualnego ujęcia możliwych wpływów pracy naukowej i jej efektów na stan kultury, społeczeństwa i cywilizacji oraz długofalowych konsekwencji technicyzacji ludzkiego świata i poddawania go praktycznym skutkom odkryć naukowych. Właśnie tę możliwość wybrał Lem.

Autorowi Solaris przypadł w udziale trudny los. Nie tylko doświadczył jako młody człowiek największej katastrofy, jaka spotkała dotychczas cywilizację zachodnią – czyli drugiej wojny światowej i holokaustu, z którego ledwo uszedł z życiem – ale również, już jako dojrzałemu pisarzowi i intelektualiście, przyszło mu mierzyć się z mocno spolaryzowanym odbiorem własnej twórczości.

Przenikającym całą tę twórczość środkiem artystycznym było bowiem konsekwentne przekształcanie wiedzy naukowej w tworzywo literackie. Wybór takiego środka pociągnął za sobą w przypadku Lema daleko idące konsekwencje, z których pierwszą było wejście przez tego pisarza już na samym początku jego drogi na obszar literatury fantastycznonaukowej – był to bowiem od połowy dziewiętnastego wieku jedyny gatunek literacki, w ramach którego można było na szeroką skalę stosować wiedzę naukową jako budulec świata przedstawionego, a nie tylko jako jego element (jakim wiedza ta jest na przykład w Lalce Prusa). Niestety, science fiction przez długi czas postrzegana była – na podstawie oceny przeważnej części jej wytworów – jako gatunek podrzędny, artystycznie i intelektualnie marny oraz służący głównie zaspokajaniu niewybrednych gustów masowej publiczności. Dwaj jego ojcowie założyciele, Jules Verne i Herbert George Wells, po dziś dzień są rzadko dostrzegani przez akademicką naukę o literaturze. Specyfika fantastyki naukowej nie jest głównym tematem tego szkicu, więc jedynie marginalnie i bez szczegółowego uzasadnienia można tu stwierdzić, że wiele spośród jej wybitniejszych utworów zawiera godne uwagi diagnozy stanu nowoczesnej kultury i cywilizacji, jej kryzysów, lęków i zagrożeń. Fantastyczne wizje przyszłości i śmiałe spekulacje dotyczące naukowego i technicznego zaawansowania ludzkiej społeczności były bowiem – choćby dla Wellsa i Lema – intelektualnymi laboratoriami służącymi do przeprowadzania analiz wpływów, jakie niepowstrzymany postęp naukowy i techniczny wywiera na kondycję naszego gatunku, zarówno społeczną, jak i psychologiczną. Analizy te rzadko prowadziły do optymistycznych wniosków. Dlatego postrzeganie tych i licznych innych autorów sf jako entuzjastycznych piewców nowoczesnej nauki i techniki, często nie do końca rozumiejących to, o czym piszą, za to zawsze przekonanych o słuszności swojej sprawy, nie jest w pełni trafne.

Nietrafna opinia o Lemie jako pozytywistycznym entuzjaście technokracji była pierwszym z szeregu narosłych wokół niego nieporozumień – tym, które wynikło z jego pechowej, a zarazem nieuniknionej afiliacji do gatunku fantastyki naukowej. W rzeczywistości pisarz zawsze przejawiał wyczulenie na dwuznaczności wiążące się z postępem naukowym i technicznym w kontekście jednoczesnych szans i zagrożeń cywilizacyjnych, jakie z niego wynikają. W jego tekstach nietrudno natrafić na fragmenty, w których w stechnicyzowanym środowisku bohaterów nagle wyłania się obraz destrukcji, zagłady i śmierci, pozornie będący tylko sensacyjnym sztafażem dla akcji powieściowej, lecz przy głębszym wniknięciu w materię i konteksty fabuły ugruntowany w doświadczeniu osobistym Lema i w jego głębokich obawach o los człowieczeństwa. Szeroko znane starcze zgorzknienie pisarza, wyrażające się w jeremiadach na nędzę współczesnej cywilizacji wypełniających jego późną publicystykę, nie było rezultatem jakiegoś nagłego rozczarowania, lecz ostateczną konsekwencją trwającej całe życie wewnętrznej debaty tego twórcy o przeciwstawnych kierunkach rozwoju cywilizacji technicznej, debaty, w której po kilkudziesięciu latach przeważyły argumenty negatywne. A kiedy przyjrzeć się jego najsławniejszym i najgłębszym intelektualnie utworom literackim, można dostrzec, że postacie takie, jak Kris Kelvin z Solaris, profesor Piotr Hogarth z Głosu Pana, Hal Bregg z Powrotu z gwiazd, Rohan z „Niezwyciężonego” czy pilot Pirx to ludzie zawsze niepewni co do własnej pozycji w świecie wypełnionym stworzonymi przez człowieka urządzeniami technicznymi, niepewni swoich relacji z maszynami, które silnie determinują ich egzystencję, niepewni wreszcie co do tego, czym są obce formy życia inteligentnego, z którymi mogli zetknąć się dzięki zaawansowaniu własnej technologii. W antropologii Lema człowiek nie jest zadomowiony w wykreowanym przez siebie świecie, wie natomiast, że urządzenia tego świata mogą stać się dla niego niebezpieczne.

Punkty styczne języków nauki i literatury

Drugim typem nieporozumień dotyczących pisarstwa Lema były radykalne różnice w odbiorze tego pisarstwa na Zachodzie i na Wschodzie w czasach podziału politycznego świata na te dwa obozy. Pisarz unikał na ogół wszelkich zaangażowań ideologicznych. Chociaż można doszukać się w jego dorobku kilku serwitutów skierowanych wobec ustroju socjalistycznego, to jednak jest w nim również sporo tekstów krytykujących niewydolność ekonomiczną i funkcjonalną tego ustroju. Problem z odbiorem twórczości Lema polegał na tym, że w krajach bloku wschodniego, a zwłaszcza w ZSRR, cieszył się on jako pisarz wielkim poważaniem, był czytany przez akademików i zapraszany na sympozja naukowe, zaś na spotkania autorskie z nim przybywały tłumy ludzi, natomiast w krajach zachodnich i w USA traktowano go bardzo długo jako jeszcze jednego wytwórcę podrzędnej literatury fantastyczno-przygodowej. Ten stan rzeczy zaczął ulegać zmianie dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych, właśnie wtedy, kiedy Lem zaprzestał tworzenia tekstów literackich. Siła oddziaływania stereotypu „fantastyki naukowej” była tak potężna, że nawet te utwory Lema, które są właściwie sfabularyzowanymi rozważaniami filozoficznymi o naturze i granicach poznania ludzkiego – jak Solaris, Głos Pana czy „Niezwyciężony” – były przez wiele lat postrzegane głównie jako powieści przygodowe. Tylko nawiasowo dodajmy, że trudności z włączeniem Lema do „wysokich” sfer literatury, to znaczy do grona twórców badanych i omawianych przez akademicką krytykę literacką, brały się w dużej mierze również stąd, że literaturoznawcy nie czuli się pewnie, obcując z jego twórczością, ponieważ nie dysponowali kompetencjami w dziedzinach, po których on poruszał się z dużą swobodą.

Skoro jednak wskazano tu przekształcanie wiedzy naukowej w tworzywo literackie jako fundamentalną jakość literatury tworzonej przez Lema, to należy powiedzieć coś na temat samego procesu tej transformacji. Języki nowoczesnej nauki i języki nowoczesnej literatury mają bowiem pewne punkty styczne, lecz zasadniczo są bardzo od siebie odmiennymi sposobami wyrażania treści ludzkich umysłów w ich relacjach wobec świata zewnętrznego.

Pozycja Lema i pod tym względem była dwuznaczna, liminalna i problematyczna. Dla większości odbiorców niebędących przedstawicielami świata nauki jawił się on jako przejmujący onieśmieleniem pisarz-uczony posługujący się mnóstwem trudnych, niezrozumiałych, nieznanych z życia codziennego terminów i pojęć, o których nie sposób było – bez posiadania wiedzy fachowej – orzec, czy są prawdziwymi terminami naukowymi, czy literackimi neologizmami urobionymi przez pisarza na bazie tej terminologii. Lem zaś był mistrzem neologizacji, wykazywał wyjątkowe zdolności i chęci do wymyślania nowych słów, a językoznawcy opublikowali wiele rozpraw klasyfikujących jego neologizmy. Choćby na przykład w Kongresie futurologicznym pojawia się przeszło sto nazw leków i substancji psychotropowych wymyślonych przez autora na podstawie nazewnictwa stosowanego wówczas w prawdziwej farmakopei. Trudno się dziwić, że wykształceni na tradycyjnych formach literackich humaniści nie czuli się pewnie w kontakcie z prozą Lema. Symptomatyczna jest opinia sformułowana na ten temat przez Andrzeja Kijowskiego: „żaden słownik wyrazów obcych nie wystarczy na to, by szyfr naukowo-filozoficzny Lema przełożyć na język dyletanta” („Twórczość”, 1969, nr 2). Skądinąd w późnej fazie pracy pisarskiej, a zwłaszcza w publicystyce, Lem rzeczywiście przejawiał skłonność do zbędnego komplikowania werbalnego i terminologicznego swoich sądów, co z przyjemnością wytykali mu niechętni krytycy. W dwudziestym pierwszym wieku widać natomiast, że te cechy stylu Lema były antecedencją podgatunku fantastyki naukowej znanego dziś jako hard sf i cechującego się wprowadzaniem (a czasem „wrzucaniem”) odbiorcy do świata przedstawionego bez żadnych odautorskich czy wewnątrznarracyjnych objaśnień natury i zasad funkcjonowania tego świata.

Wyprzedzenie Dawkinsa i oczywiste potknięcia

Sprawa ta wyglądała jednak zupełnie inaczej z perspektywy świata nauki. Dla jego przedstawicieli cała science fiction ma w sobie często coś podejrzanego: treści poznawcze uzyskane w ramach procedur naukowych są tam zniekształcane, nadużywane i poddawane rozmaitym formom intelektualno-artystycznej (albo pseudointelektualno-pseudoartystycznej) hochsztaplerki. W przypadku Lema pewną rolę odgrywał tu również fakt, że pisarz ten, kreujący się dość wyraźnie na znakomitego fachowca i eksperta w wielu dziedzinach nauk ścisłych i stosowanych, nie miał w rzeczywistości nawet tytułu magistra, nie ukończył bowiem studiów medycznych, poprzestając na absolutorium, aby uniknąć przymusowego powołania do wojska. Jego autorytatywność na obszarze nauki mogła zatem być niebezpodstawnie postrzegana jako forma zawłaszczenia kulturowego (by posłużyć się tym modnym obecnie pojęciem) i to jest jednym z powodów, którymi należy tłumaczyć pewną powściągliwość reprezentantów nauk ścisłych w wypowiadaniu się o jego twórczości. Kreowane przez niego opisy działania fantastycznych mechanizmów w odległej przyszłości, polegające na swobodnej ekstrapolacji faktycznego stanu techniki, czy też chwyty polegające na przebieraniu rezultatów naukowych ustaleń w groteskowo-komiczny sztafaż w opowiadaniach ze zbiorów Bajki robotów i Cyberiada mogły się wydawać wielu fachowcom czymś podobnym do teorii spiskowych wywodzonych ze skarykaturowanych treści nauk społecznych i humanistycznych.

Niektórzy krytycy, chcąc przeciwstawić się dominującemu w kulturze popularnej wizerunkowi Lema jako nieomylnego mędrca i proroka, wskazywali na nieścisłości i błędy rzeczowe w jego tekstach, które wynikły albo z niedbałego zastosowania jakiegoś terminu czy koncepcji, albo wręcz z ich niewłaściwego zrozumienia. Do najczęściej przytaczanych w tym kontekście cytatów należy pierwsze zdanie „Niezwyciężonego”: „Niezwyciężony, krążownik drugiej klasy, największa jednostka, jaką dysponowała baza w konstelacji Liry, szedł fotonowym ciągiem przez skrajny kwadrant gwiazdozbioru”. Pisarz zapomniał tutaj, że dwuwymiarowa siatka konstelacji gwiezdnych porządkująca widok firmamentu z powierzchni naszej planety nie ma zastosowania w trójwymiarowej przestrzeni kosmicznej, do czego dołącza się jeszcze dość nieoczywiste zastosowanie pojęcia „kwadrant”. Takich potknięć można u niego znaleźć całkiem sporo, choć dla równowagi osądu od razu można dodać, że w Wykładzie inauguracyjnym Golema (mającym pierwodruk w 1973 roku) podał on, i to ze szczegółami, opis idei, która okazała się zbieżna z ogłoszoną kilka lat później przez Richarda Dawkinsa koncepcją „samolubnego genu”.

Proces „artystycznojęzykowej” obróbki wiedzy naukowej

Istotą sprawy nie są tu jednak lapsusy, które mogą zdarzać się nawet najlepszym ekspertom. Kluczowe jest dla naszego tematu pytanie: jak można i jak należy przekształcać wiedzę naukową w artystyczny tekst literacki? W krótkim artykule brak miejsca na szczegółową analizę fragmentów tekstów Lema, która pozwoliłaby rozwinąć i uszczegółowić uwagi sformułowane w poprzednich akapitach i pokazać, jak dokładnie przebiegał proces „artystycznojęzykowej” obróbki wiedzy naukowej w wykonaniu tego pisarza. Ograniczę się więc do wskazania trzech najogólniejszych możliwości prowadzenia takiego zabiegu.

Pierwszą z nich jest możliwość minimalistyczna: w ogóle nie można i nie należy dokonywać takiego przekształcenia. Naukowcy i literaci to dwie całkowicie odrębne grupy społeczne i intelektualne; niech więc każda z nich robi, co do niej należy i nie wtrąca się do tego, co robi druga. Takie stanowisko można spotkać w wielu debatach o statusie poznawczym i rolach społecznych obu form ludzkiej działalności intelektualnej, literatury i nauki, prowadzonych przez ostatnie dwa stulecia. Jego najbardziej dobitnym wyrazem był spór o koncepcję „dwóch kultur” przedstawioną w 1959 roku w wykładzie i eseju o takim właśnie tytule przez angielskiego fizyka i powieściopisarza C.P. Snowa. Snow, który sformułował pogląd o stopniowej utracie przez humanistyczną kulturę literacką wpływów na stan zbiorowej świadomości społecznej na rzecz środowiska naukowców zajmujących się dziedzinami ścisłymi i stosowanymi, został poddany zmasowanej, ostrej krytyce przez przedstawicieli tej pierwszej. Niestety (używam tego słowa, ponieważ sam do niej należę) ewolucja humanistyki w drugiej połowie dwudziestego wieku doprowadziła ją najpierw do stanu całkowitej niezrozumiałości dla osób z zewnątrz, następnie zaś, już w bieżącym stuleciu, do sytuacji, w której humaniści coraz rzadziej tworzą treści dające się określić jako „nauka”, coraz częściej zaś zajęci są uprawianiem bieżącej publicystyki. W zaistniałej sytuacji Snow zwyciężył zza grobu, ponieważ publiczność czytelnicza (a ściślej, ten jej segment, który przejawia ambicje intelektualne) w naszych czasach jest generalnie bardziej zainteresowana tym, co mają jej do powiedzenia fizycy i biologowie, aniżeli tym, co mogą jeszcze powiedzieć literaturoznawcy i filozofowie.

Druga możliwość transformacji nauki w literaturę polega na tym, że specjaliści z różnych dziedzin nauki piszą popularne przewodniki po tych dziedzinach, w których metody i wyniki badań przedstawiane są w sposób przystępny dla laików, przy użyciu języka naturalnego. W Polsce Ludowej ukazywało się wiele takich publikacji, na ogół na wysokim poziomie, pisali je bowiem wybitni fachowcy. Warto wspomnieć, że w ostatnich latach istnienia PRL ukazywała się między innymi seria broszur „Przeczytaj, może zrozumiesz”, w której referowano na przykład najnowsze ówczesne odkrycia z zakresu fizyki cząstek czy astronomii pozagalaktycznej; w naszych czasach żaden wydawca nie zgodziłby się jednak publikować czegokolwiek pod tytułem tak bardzo zniechęcającym potencjalnych nabywców. Dziś opcję uprzystępniania nauki przez jej pracowników na użytek szerszej publiczności stosuje się rzadziej na obszarze piśmiennictwa (chociaż takie serie wydawnicze, jak „Na ścieżkach nauki” Prószyńskiego, wciąż jeszcze podtrzymują dobre praktyki), częściej zaś w dziedzinie pokazowej, czego przykładem w naszym kraju jest działalność publiczna Centrum Nauki Kopernik.

Trzecia możliwość, najtrudniejsza i najbardziej ryzykowna, polega na podejmowaniu prób artystyczno-intelektualnego ujęcia możliwych wpływów pracy naukowej i jej efektów na stan kultury, społeczeństwa i cywilizacji oraz długofalowych konsekwencji technicyzacji ludzkiego świata i poddawania go praktycznym skutkom odkryć naukowych. Właśnie tę możliwość wybrał Lem. Istotą jego pracy literackiej nie było bowiem samo tylko referowanie stanu nauki czy wyobrażanie sobie jej przyszłego rozwoju, lecz przedstawianie za pomocą środków literackich tego, jak rozwój nowoczesnych prac naukowych na wielu obszarach oddziałuje na kondycję naszej cywilizacji, społeczeństwa i kultury. Wartością jego dorobku jest zawarta w nim dogłębna dyskusja niejednoznaczności tego wpływu oraz ustawiczne podkreślanie skutków powodowanych przez zderzanie coraz potężniejszych narzędzi wpływu człowieka na świat zewnętrzny z naszym uposażeniem mentalnym i emocjonalnym, które wykazuje postęp jedynie w wizjach tych autorów, którzy wciąż wierzą w to, że ulepszanie naszych technologii musi pociągnąć za sobą ulepszenie naszych charakterów. Żeby przekonać się, jak złudna jest ta wiara, wystarczy spędzić kilka godzin w mediach społecznościowych. Rozważana w takim świetle, twórczość tego pisarza jest może bardziej aktualna w dwudziestym pierwszym wieku, niż była w dwudziestym.

Dr hab. Paweł Majewski, prof. UW w Zakładzie Historii Kultury, Instytut Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego

Wróć