Piotr Müldner-Nieckowski
Giotto di Bondone, Pocałunek Judasza, fragment fresku w Kaplicy Scrovegnich, Padwa, ok. 1305 r.
Właśnie stałem się po raz kolejny ofiarą fałszywej przyjaźni, w dodatku à rebours. Korzystając z możliwości środowiskowo-towarzyskich i pewnego wpływu na ośrodek decyzyjny, a także z dawno wyćwiczonych sposobów perswazyjnych, wybłagałem, aby przyjaciela nie wyrzucano z pracy. Moim zdaniem nabroił, lecz nie aż tak, żeby zasłużyć na relegację, i to starałem się szefom wytłumaczyć. Skutecznie. Pomogłem bliskiej osobie i za to spotkała mnie z jej strony kara. Po pewnym czasie namówiła szefa, żeby nie zamawiał u mnie ekspertyz, którymi dorabiam do skromnej emerytury i które – takie miałem relacje – zawsze dotychczas chwalono. W czasie pomagania za wiele się o tej osobie dowiedziałem; musiałem, bo dla zapewnienia skutecznego działania konieczne było posługiwanie się sensownymi argumentami. Niestety dla przyjaciela niewygodnymi. Pewnie z tego powodu cierpiał. Szczególnie dotyczyło to jego trybu życia i niezbyt etycznej postawy w przeszłości.
Pomogłem i na skutek tego straciłem pracę. Strata co prawda jest stosunkowo niewielka. Nie umrę z głodu, a ponadto odzyskując czas, wreszcie będę mógł podjąć od dawna obiecywaną współpracę z inną instytucją. Mniejsza o to. Ważne, że po raz kolejny uświadomiłem sobie, w jakich warunkach przychodzi nam działać. Życie wśród ludzi wiąże się z kosztami. To żadne odkrycie, ale rzecz na nowo rodzi pytania: jakie to koszty, co je powoduje, czym należałoby je mierzyć, jak się przed nimi strzec, na koniec: jak postępować, aby samemu nie stać się świnią.
Fałszywy przyjaciel to nie tylko zdrajca, ale między innymi każda osoba, która wkrada się w twoje tajemnice, poznaje poglądy i cele, po czym rzekomo kibicując, zniechęca cię do realizacji tych zamierzeń. Wynajduje tyle przeciwności, argumentów zniechęcających, że zaczynasz się zastanawiać, czy rzeczywiście warto. Wcale nierzadko po twojej rezygnacji sama przejmuje te cele. Jakby tego było mało, zniechęca cię do nowych pomysłów. Tak zachowują się znane z licznych realizacji literackich i satyrycznych matki jedynaków, które nie pozwalają, aby prowadzili życie osobiste na swój rachunek, a jeśli już tak się dzieje, to obrzydzają wszystko, co się z tym wiąże. Ciągle wracają do przeszłości, porównują porażki swego dziecka do katastrof dziejowych i starają się nimi zapełnić jego horyzont tak, aby było na nim widać jedynie zgliszcza. Tylko pierwszy plan, ten zagospodarowany przez mamusię, jest słuszny i piękny.
Inni fałszywi chętnie wprowadzają cię do swojego towarzystwa, po czym porzucają, przechodząc na stronę tych, którzy cię jako nuworysza skrytykują. Tak przeważnie przejawia się zazdrość o sukcesy. Nienawistny przyjaciel w oczy cię chwali, a poza oczami oczernia i dewastuje ścieżkę kariery. W kontaktach z tobą pozostaje „krytykiem życzliwym”. Ponieważ nie zawsze umie formułować argumenty niszczące, stara się ogólnikowo cię oceniać, łowiąc w twoich odpowiedziach informacje, które dadzą się skrytykować. „Napisałeś nie najlepszy artykuł” – mówi na przykład, a kiedy ty odpowiadasz: „Tak, rzeczywiście pisywałem lepsze, ale tu nie miałem czasu na zestawienie wyników z innymi pracami na ten temat”, po jakimś czasie z ust trzecich słyszysz o sobie opinię: „Pana prace z reguły nie konfrontują się z piśmiennictwem przedmiotu, o falsyfikacji nie wspominając”. I tak dzieło zniszczenia dokonane przez przyjaciela utrwala się w opinii społeczno-uczelnianej. Będziesz musiał to odkręcać jeśli nie przez dziesiątki lat, to przez odejście do innego zakładu. Oby nie psychiatrycznego.
Tak więc fałszywy przyjaciel ocenia cię publicznie, ale bez twojej wiedzy na ten temat, i ciągle udaje, że pocieszając, chce naprawiać (broń Boże nie nauczać czy wspomagać). Traktuje waszą przyjaźń jako pewnik, ale nie pielęgnuje jej twórczo, tylko destrukcyjnie. Komplementuje cię i jednocześnie na różne sposoby uderza: „Dobry tekst, kto ci pomagał?” albo „Znakomicie streściłeś Kowalskiego”.
Owszem, chwilami jest bardzo pomocny, wręcz do rany przyłóż, kiedy krytykuje twoje przywary, tylko że są to zwykle nieistotne uchybienia typu niewyłączanie światła po wyjściu z pokoju. O wielkich w żadnym wypadku nie wspomina, bo się nimi wręcz delektuje. Oto przykład z wczorajszej wizyty sąsiadki w moim domu. Zauważyła, że w przedpokoju w drewnianym stelażu na buty niektóre deszczułki są pęknięte. To miało we mnie uderzyć. Nie pomyślała, że kiedyś specjalnie takich szukałem, aby skrzynia miała stary wygląd, i z nich zmontowałem ten mebel. Teraz wywołało to okrzyk przerażenia tej pani: „O, popękała panu skrzynia! Ale niech się pan nie martwi, mam znajomego stolarza”. To ciekawe, że fałszywy przyjaciel krytykuje cię z „troskliwą szczerością godną pochwały”.
Fałszywymi przyjaciółmi (ang. false friend lub fake friend, fr. faux amis, niem. falscher Freund, włos. falso amico, hiszp. amigo falso, ros. falszywyj drug, łożnyj drug) nazywamy także wyrazy lub frazeologizmy brzmiące w porównywanych językach podobnie, ale znaczące co innego. Na przykład francuskie lub angielskie „condition” to po polsku nie „kondycja”, lecz „warunek”. Ale fałszywość przyjaźni międzyjęzykowej to zagadnienie translatorskie i jednak zupełnie inne niż towarzyskie, choć także niszczące.
e-mail: lpj@lpj.pl