logo
FA 6/2024 życie akademickie

Marek Misiak

Stojąc u drzwi

Stojąc u drzwi 1

Rys. Sławomir Makal

Na moje biurko (wirtualne) regularnie trafiają artykuły przygotowane w sposób wyraźnie sprzeczny z podstawowymi zasadami wyłuszczonymi w instrukcjach dla autorów obowiązujących w czasopismach, które redaguję. Nie chodzi tu o drobniejsze usterki, ale o łamanie wielu (czasem nawet większości) kluczowych reguł naraz.

Autor, który zakończył pracę nad artykułem prezentującym wyniki badań, chciałby zapewne jak najszybciej złożyć go w czasopiśmie i po prostu mieć – choć na kilka tygodni – z głowy. Nie myśleć o nim, nie zajmować się nim. Niestety to nie takie proste. Większość czasopism naukowych formułuje konkretne warunki wstępne, które musi spełniać zgłaszany do nich manuskrypt. Z reguły są one umieszczane na stronie WWW periodyku, czasem też linki do nich znajdują się na profilach danego tytułu w mediach społecznościowych. Jeśli artykuł był pisany z myślą o konkretnym czasopiśmie, warto się z tymi wymogami zapoznać przed rozpoczęciem właściwego pisania tekstu i przygotowywania rycin i tabel, może to zaoszczędzić sporo pracy. Jeśli miejsce publikacji (a przynajmniej starania się o nią) wybieramy już po ukończeniu artykułu, z wymogami wstępnymi trzeba się uważnie zapoznać i przystosować do nich manuskrypt. Jeśli praca miała charakter zespołowy, obowiązek ten spoczywa na tym spośród autorów, który składa artykuł w danym periodyku (submitting author); jeśli autorem do korespondencji (corresponding author) jest inna osoba, to ona będzie otrzymywała uwagi sformułowane przez redakcję po wstępnej weryfikacji (initial verification) artykułu. W niektórych czasopismach dozwolone jest, aby to submitting author korespondował z redakcją w trakcie recenzji i redagowania artykułu, a corresponding author z czytelnikami po publikacji, ale warto upewnić się co do możliwości takiej zmiany przed zgłoszeniem artykułu do danego periodyku.

Sens niektórych wymogów wstępnych może nie być oczywisty, ale wyjaśnianie ich sprawiłoby, że instrukcje dla autorów – nierzadko i tak dość obszerne – przybrałyby rozmiary broszurek. Każdy z nich ma jednak jasny cel. Dla przykładu: jeśli redakcja oczekuje, że każdy artykuł będzie sformatowany z konkretnym krojem pisma (np. Times New Roman) i jego stopniem (np. 12) oraz interlinią (z reguły 1,5 lub podwójną), to ma to za zadanie ułatwić ocenę objętości artykułu i zapewnić recenzentom dopływ tekstów o podobnym wyglądzie, co ma znaczenie, jeśli czyta się ich dużo. Warto mieć świadomość, że wymogi stawiane przez redakcję nadsyłanym artykułom – nawet te najbardziej szczegółowe i wyglądające najmniej sensownie – nigdy nie są szykanami wynikającymi ze szczególarstwa rozumianego jako jednostka chorobowa ani nie są formą testu na inteligencję sprawdzającymi, czy ktoś rozumie instrukcję (a zatem należy ją możliwie skomplikować, żeby mu to utrudnić). Cel zasad umieszczanych w wytycznych dla autorów może być następujący:

– zapewnienie anonimowości manuskryptu na potrzeby podwójnej ślepej recenzji;

– wychwycenie usterek manuskryptu, których usunięcie po ewentualnej akceptacji do publikacji może być już bardzo trudne lub wręcz niemożliwe;

– zapewnienie zgodności wszystkich manuskryptów z przestrzeganymi przez dane czasopismo standardami jakości;

– zapewnienie zgodności manuskryptu z konwencją edytorską stosowaną w danym periodyku.

Można by tu rzecz jasna oponować, że nie ma sensu aż tak bardzo pracować nad artykułem przed jego skierowaniem do publikacji, skoro w niektórych czasopismach naukowych współczynnik odrzuceń przekracza 80 procent. W takim myśleniu tkwią jednak dwa nieporozumienia. Po pierwsze, przystosowanie artykułu do wymogów danego czasopisma tkwi zarówno po stronie redaktorów, jak i autorów. Po drugie, gdyby na etapie wstępnej weryfikacji egzekwować jedynie wymogi formalne (np. dotyczące zgodności manuskryptu z profilem czasopisma), to po akceptacji do druku czekałaby autora znacznie cięższa przeprawa, niż ma to miejsce obecnie, gdyż wszystkie oczekiwania redakcji trzeba by było spełniać naraz (np. najpierw zmieniać notację pozycji na liście piśmiennictwa, redukować liczbę rycin, a potem – jakby tego było mało – odpowiadać na wątpliwości redaktora językowego. Dlatego doświadczeni redaktorzy wskazują, że należy rozbić ten proces na dwa etapy. Błędy globalne (takie, które można wychwycić, tylko przeglądając artykuł, a nie czytając go dokładnie) powinny być poprawiane przez autorów (po wskazaniu przez redaktorów) na etapie wstępnej weryfikacji, natomiast błędy szczegółowe (te, które pozwala odnaleźć dopiero skupiona lektura) są usuwane przez redaktorów, którzy żądają od autorów wyjaśnień lub własnej propozycji rozwiązania problemu tylko wówczas, gdy sytuacja jest niejasna i nie są w stanie zrobić tego sami. Oczywiście mówimy tu o sytuacji, gdy dane czasopismo oferuje formatowanie tekstu i redakcję językową w ramach opłaty za publikację (article-processing charge – APC); jeśli trzeba za takie usługi osobno dopłacić, a autorzy się na to nie zdecydują, i tak zostają ze wszystkimi wymogami sami. Jeśli ich nie zrealizują, akceptacja do publikacji zostanie uznana za niebyłą i manuskrypt zostanie odrzucony.

Wielu badaczy nie czyta instrukcji dla autorów

Szczególnie uważnie należy przyjrzeć się dwóm pierwszym powodom formułowania przez redakcje szczegółowych wymogów. Anonimowość manuskryptu jest warunkiem przesłania go do recenzji. W ręce recenzenta może trafić artykuł z usterkami dotyczącymi piśmiennictwa (wielu peer reviewers i tak nie zwróci na to uwagi) czy nawet niezachowujący struktury IMRAD (Introduction, Methods, Results, and Discussion) – to recenzent może zawsze wytknąć w recenzji, zwłaszcza że wiele czasopism przygotowuje wytyczne nie tylko dla autorów, ale także dla peer reviewers. Nie można jednak przesyłać do recenzji artykułów, w których znajdują się nazwiska autorów, taki manuskrypt będzie wracał do autorów do skutku, aż błąd zostanie poprawiony, lub zostanie odrzucony bez czytania. Wiele redakcji korzysta z komputerowych systemów zarządzania obiegiem manuskryptów, w których podczas zgłaszania artykułu do oceny trzeba wpisać wszystkie dane, które znajdą się na stronie tytułowej, w tym nazwiska autorów, a system sam ją wygeneruje, ale po tym, gdy artykuł zostanie skierowany do publikacji. Wcześniej jest ona całkowicie zbędna, recenzent ma dostęp do treści manuskryptu i widzi jego tytuł w systemie, a to w zupełności wystarczy. Mimo to wiele manuskryptów, które wstępnie weryfikuję, zaczyna się od strony tytułowej jako pierwszej strony głównego tekstu. Mógłbym oczywiście usuwać ją sam i zapisywać dany artykuł raz jeszcze w systemie, ale – jak wspomniałem wyżej – wdrożenie takich ogólnych wymogów należy do autorów, nie redaktorów. Nasuwa się wniosek, że wielu badaczy nie czyta instrukcji dla autorów udostępnianych na stronach WWW czasopism, do których zgłaszają manuskrypty. Do kwestii tej jeszcze powrócę.

Tymczasem jednak omówmy drugie uzasadnienie wymogów wstępnych: usunięcie jakich usterek manuskryptu, po akceptacji do publikacji, może być już bardzo trudne lub wręcz niemożliwe? Problemy takie można podzielić na dwie grupy: formalne i merytoryczne. Najczęstszą usterką formalną tego typu są wspominane już w tym cyklu artykułów kontrowersje dotyczące ról pełnionych przez autorów. Zdarza się, że zgłoszony manuskrypt ma dwóch pierwszych autorów i/lub dwóch autorów korespondencyjnych. Większość systemów do zarządzania obiegiem manuskryptów umożliwia przypisanie każdej z tych ról tylko jednej osobie, zatem autorzy ustawiają jednego pierwszego autora i jednego autora do korespondencji, i liczą na to, że to „niedopatrzenie” lub „awarię” (różnie to nazywają w korespondencji z redakcją) uda się „naprawić” na późniejszym etapie. Ujmę to wprost: takie pomysły trzeba torpedować już na etapie wstępnej weryfikacji manuskryptu. Instrukcja dla autorów powinna zawierać jasne reguły w tym obszarze. Ponieważ (jak wspomniałem wyżej) niektórzy autorzy nie czytają tego dokumentu uważnie (lub w ogóle), zawsze przypominam o tej regule w wiadomości stanowiącej odpowiedź na nadesłany artykuł, oferując jednocześnie zastosowanie na pierwszej stronie artykułu notatki o równym wkładzie dwóch (nie więcej) wskazanych autorów. Niektóre periodyki umożliwiają łączenie autorów w kilka par o równym wkładzie w obrębie danej pary, ale nie jest to powszechna praktyka. Zdarza się, że autorzy mimo to sądzą, że uda im się postawić na swoim i zgłaszają ten problem dopiero na etapie korekty autorskiej, gdy jest już na to za późno (w wielu czasopismach zmiany w składzie i rolach autorów są możliwe tylko do momentu akceptacji manuskryptu do druku). Jeśli są dostatecznie konsekwentni w swoim żądaniu, zgoda na publikację jest cofana i artykuł jest odrzucany. Usterki merytoryczne to zaś w tym kontekście przede wszystkim takie, które wymagają radykalniejszych zmian w materiale, na które autorzy mogą nie być gotowi: przerabianie całego układu odniesień bibliograficznych (np. konwersja z przypisów harwardzkich na klasyczne lub odwrotnie), ograniczanie liczby rycin lub dzielenie tych istniejących na mniejsze, jeśli są zbyt złożone, by zmieścić się na stronie A4, wyraźne zmiany w strukturze manuskryptu lub zmiana ortografii w całym artykule z brytyjskiej na amerykańską lub odwrotnie (to tylko przykłady, można by je tu mnożyć).

Czerwone światło to nie sugestia

Chcę teraz powrócić do nieodparcie nasuwającego się wniosku z wielu lat pracy na stanowisku redaktora publikacji naukowych i będzie to najbardziej kontrowersyjna część tego tekstu. Na moje biurko (wirtualne) regularnie trafiają artykuły przygotowane w sposób wyraźnie sprzeczny z podstawowymi zasadami wyłuszczonymi w instrukcjach dla autorów obowiązujących w czasopismach, które redaguję. Nie chodzi tu o drobniejsze usterki, ale o łamanie wielu (czasem nawet większości) kluczowych reguł naraz. Widzę cztery możliwe powody takiego postępowania:

– autorzy nie czytają instrukcji, wychodząc z założenia, że zasady we wszystkich czasopismach naukowych są podobne (nie są, uniwersalnych standardów jest w tej branży bardzo niewiele i dotyczą bardzo ogólnikowych kwestii);

– autorzy czytają instrukcję pobieżnie i nieuważnie;

– autorzy mieli wcześniej do czynienia głównie z czasopismami, w których albo instrukcji dla autorów w ogóle nie było, albo podane w nich wymogi nie były traktowane zbyt poważnie i różne rzeczy można było „dogadać” na późniejszych etapach (trochę jak w dowcipach o włoskich kierowcach, dla których czerwone światło to rzekomo tylko sugestia, żeby zwolnić);

– autorzy mieli wcześniej do czynienia głównie z czasopismami drapieżnymi lub wyraźnie nieprofesjonalnymi, w których prezentowane na stronach internetowych wymogi przeznaczone są dla instytucji ewaluujących, a w rzeczywistości się ich nie egzekwuje (podobnie jak poziomu merytorycznego artykułów).

Jest jeszcze piąty możliwy powód, ale nie dotyczy on badaczy z krajowego podwórka: ograniczenia dostępu do Internetu w niektórych krajach (Chiny, Iran, Rosja) oraz (rzadziej) różnice w stosowanym oprogramowaniu i kodowaniu powodują, że badacze z niektórych rejonów świata mogą nie mieć dostępu do strony WWW danego czasopisma, a mają dostęp do systemu służącego do zgłaszania manuskryptu. Być może link do niego przesyłają sobie osobno lub umieszczają na forach branżowych i mogą nawet nie być świadomi, że czasopismo ma jakąś stronę WWW (ale system zawiera z kolei podlinkowania do strony). Należy tu zatem podkreślić, że redakcja nie odpowiada za tego rodzaju ograniczenia i kłopoty. Niektóre czasopisma proponują wówczas (informując o takiej możliwości w wiadomościach stanowiących odpowiedź na zgłoszenie manuskryptu) przesłanie pakietu plików PDF z kompletem informacji. Jeśli ktoś nie skorzysta z takiej możliwości, redakcja nie odpowiada za konsekwencje niewiedzy takiego autora (ignorantia legis neminem excusat – łac. nieznajomość prawa nikogo nie usprawiedliwia).

Gdzie tu kontrowersja? Zdaniem moim (i wielu innych redaktorów czasopism naukowych) świadome nieczytanie, pobieżne czytanie lub lekceważenie wymogów zawartych w instrukcjach dla autorów jest wyraźnym przejawem lekceważenia także redaktorów, powagi danego czasopisma, a w ogólniejszej perspektywie reguł publikowania naukowego jako takich. Jeśli zaś jest przejawem chaotyczności i nieuwagi, to nie licuje to z charakterem pracy naukowej, która wymaga dobrej organizacji, dyscypliny i odpowiedzialności. Nie można też tłumaczyć tego przemęczeniem, redaktorzy też bywają przepracowani i niewyspani, ale nie usprawiedliwia to poważnych przeoczeń czy uchybień. Ten, kto niepoważnie podchodzi do wymogów przedstawianych przez czasopismo, w którym chce opublikować manuskrypt stanowiący nierzadko rezultat miesięcy skomplikowanych badań, nie traktuje też poważnie pracy własnej i kolegów (jeśli artykuł powstał w wyniku pracy zespołowej). Nikt nie jest uprawniony (entitled) do publikacji w danym periodyku, każdy autor podlega tym samym regułom, od których przestrzegania zależy także prestiż danego tytułu i wyniki jego ewaluacji przez różne instytucje oraz obecność w bazach artykułów naukowych i archiwach cyfrowych, a z tym z kolei powiązana jest liczba cytowań. Redaktorzy (podobnie jak recenzenci) traktują każdy nadesłany artykuł poważnie i właśnie dlatego stawiają i egzekwują wymagania; jest to w interesie zarówno czasopism, jak i samych autorów.

Wróć