Marek Wroński
W cyklu „Z Archiwum nieuczciwości naukowej” przedstawiamy często informacje o retrakcjach artykułów polskich naukowców, czyli wykreśleniach z czasopism naukowych tekstów uznanych za nierzetelne (np. z powodu plagiatów czy fałszerstwa danych naukowych). To zjawisko nasila się wraz z naciskiem na aktywność publikacyjną. Dotyczy nie tylko naszego kraju. Postanowiliśmy przypomnieć artykuł dotyczący niechlubnego zeszłorocznego rekordu.
Pół roku temu, brytyjski tygodnik naukowy „Nature”, piórem swojego redaktora Richarda van Noordena, podniósł kwestię znacznego wzrostu liczby retrakcji w roku 2023, która osiągnęła rekordową do tej pory liczbę ponad 10 tysięcy w jednym roku (patrz: „Nature” 624, 479-481, 12 grudnia 2023). Główną przyczyną były masowe usunięcia artykułów i doniesień konferencyjnych zawartych w czasopismach wydawanych przez znane wydawnictwo Hindawi. Zostało ono założone w 1997 r. w Kairze przez wykształconego w Stanach Zjednoczonych egipskiego fizyka dr. Ahmeda Hindawi. Dwadzieścia lat później wydawnictwo, wydające już około 250 czasopism naukowych, przeważnie w otwartym dostępie, zostało przeniesione do Londynu. W 2021 r. za cenę prawie 300 milionów dolarów (odpowiadającą siedmiokrotnemu rocznemu przychodowi Hindawi) kupił je amerykański gigant wydawniczy z New Jersey, John Wiley & Sons. W ciągu kilku następnych lat okazało się, że część tych czasopism prowadzi nierzetelne praktyki wydawnicze, szczególnie w tzw. numerach specjalnych. Pod nadzorem mało skrupulatnych redaktorów naczelnych (po angielsku opisanych jako „scammers” – oszuści), angażowanych jako guest-editors, publikowano niskiej jakości artykuły, głównie autorów z krajów azjatyckich, które przechodziły pseudo recenzje. Wiley ponosząc duże straty finansowe, zmuszony był zamknąć kilkanaście czasopism i zaprzestał używania nazwy i znaku firmowego Hindawi. Setki tych artykułów retraktowano, gdyż pisane były przez tzw. fabryki artykułów (paper mills). Ich autorzy pochodzili głównie z krajów azjatyckich, w których – podobnie jak i w Polsce – wprowadzono wymóg posiadania publikacji międzynarodowych. Van Noorden podał, że w ogólnej liczbie retrakcji przypadających na 10 tys. opublikowanych artykułów, przodują: Arabia Saudyjska (30,6), Pakistan (28,1), Rosja (24,9), Chiny (23,5), Egipt (19,8), Malezja (17,2), Iran (16,7) oraz Indie (15,2). Nie ma w ścisłej czołówce Polski, za to są kraje, które chwaliliśmy w Polsce wielokrotnie za niezwykły rozwój nauki, udane jej reformy i wysokie pozycje w rankingach międzynarodowych. Ocenia się, że dotychczas ich ogólna liczba przekroczyła 50 tysięcy, przy czym ok. 45 tys. jest w bazie Retraction Watch, a ok. 5 tysięcy czeka ciągle na wpisanie. Aż 25% tych retrakcji dotyczy prac konferencyjnych.
Autorzy z polskich placówek naukowych figurują tam 230 razy, ale to, moim zdaniem, zaniżone dane. Retrakcje zaczęły narastać lawinowo w ostatnich kilku latach z powodu pojawienia się setek nowych czasopism open access. Formuła „pay and publish” za wysokie opłaty, powoduje u redakcji chęć jak największego zarobku, wywołało to więc pojawienie się szybkich pseudo recenzji mało kompetentnych recenzentów. Niedawno na forum PubPeer znalazłem anonimowy komentarz, zwracający uwagę na dwie pozytywne recenzje dość skomplikowanej pracy polskich autorów. Miały one po ok. 35 słów, głównie zachwytu… To nie jest rzetelna recenzja, bo każdy może napisać kilka frazesów na temat każdej pracy, nie mając najmniejszego pojęcia o temacie. Drukowanie przez chciwych wydawców kiepskich, nic nie znaczących naukowo publikacji powoduje, że są one później cytowane w artykułach poglądowych przez „gangi cytowalnicze”. To powstałe – często przypadkowo – grupy znajomych/nieznajomych, którzy piszą „zamówione z góry” artykuły poglądowe. Powołują się w nich na konkretne prace wskazanych wcześniej przez redakcje autorów, nabijając im cytowalność, która zwiększa ich prestiż na własnej uczelni czy nawet w kraju. Tego typu praktyki zaczęły przenikać także do Polski. Opisał to na blogu „For Better Science” dr Leonid Schneider, biolog molekularny od lat mieszkający w Niemczech.
Zdaniem nowozelandzkiego badacza nierzetelnych zachowań publikacyjnych, dr. Dawida Bimlera (fizyka i matematyka psychologii), który pod pseudonimem „Smut Clyde” od dawna obnaża miałkość wielu prac naukowych, fabryki artykułów mają zły wpływ na całość sfery publikacyjnej, bo poprzez fałszywą cytowalność wykrzywiają i zniekształcają obraz literatury naukowej.
Pokazujemy ten artykuł z „Nature”, bowiem także na łamach FA od lat zwracaliśmy uwagę na tzw. numery specjalne, których redaktorami i autorami są polscy naukowcy, publikujące materiały konferencyjne. W Polsce często przytaczano jako wzór kraje azjatyckie, odnoszące w rankingach międzynarodowych sukcesy będące skutkiem udanych reform; dotyczyło to m.in. Chin, Indii, czy Arabii Saudyjskiej, ale także Rosji, czyli państw, które znalazły się w gronie głównych bohaterów zestawienia liczby retrakcji. Jak widać, ten „sukces nowoczesnej nauki” ma swoją ciemną stronę. Dobra jest ta informacja, że Polska (jeszcze) nie należy do tych przodujących w „konkurencji” opisanej w „Nature”.
Marek Wroński