Jacek Sawicki
Dla PKWN wybuch powstania w Warszawie był zaskoczeniem. Przez kilka dni nie dostrzegano tam tego wydarzenia. Można podejrzewać, że z jednej strony czekano na potwierdzenie informacji, natomiast z drugiej na dyrektywy Moskwy, jak walkę tę interpretować. W archiwach zachowały się świadectwa mówiące o przygotowaniach komunistów do fizycznej rozprawy z powstańczą Warszawą, gdyby walka w stolicy jednak zakończyła się sukcesem.
Komuniści dysponowali sprawną machiną propagandową tworzonego w tym czasie resortu propagandy i agitacji, ale także np. pionu polityczno-wychowawczego podporządkowanego im Wojska Polskiego. Organizowali pod nadzorem doradców sowieckich i resortu bezpieczeństwa (częściowo w jego strukturach) niezwykle skuteczny oręż walki politycznej oraz zniewolenia społeczeństwa, jakim była wyjęta spod jawnych uregulowań prawnych cenzura.
W tym czasie prasa pełna była pomówień, oszczerstw oraz zajadłych ataków na przywódców politycznych i wojskowych powstania. Przykładem może być artykuł pt. Powstanie warszawskie w „Odrodzeniu” z 22 października 1944 r., opublikowany tuż po kapitulacji. Można było tam przeczytać: „Już pierwsze dni powstania zdemaskowały właściwe zamierzenia reakcyjnych inicjatorów. Dowództwo AK nastawiło się na krótkotrwałość akcji powstańczej, ponieważ chodziło o opanowanie Warszawy po opuszczeniu jej przez Niemców, a przed wkroczeniem Armii Czerwonej i Wojska Polskiego. Gdyby ten manewr się udał, reakcja polska uzyskałaby atut, który wygrałby Mikołajczyk w rozmowach moskiewskich. Ale takie założenia gry politycznej są założeniami zupełnych bankrutów politycznych, którzy nic nie mając do stracenia szafują życiem setek tysięcy ludzi”. I dalej autor artykułu, odpierając powszechne zarzuty pozostawienia Warszawy bez pomocy, a w konsekwencji wezwania do bojkotu PKWN, stwierdził: „Zbieżność reakcyjnej propagandy z propagandą goebbelsowską była zadziwiająca. Jak wiemy, ta współpraca ideologiczna hitlerowców z reakcją polską miała swoje tradycje. (…) Najjaskrawiej wystąpiła w sprawie katyńskiej”. Za jednym zamachem starano się usprawiedliwić bierność Armii Czerwonej na przedpolach Warszawy, z drugiej strony usilnie wykazać nie tylko jako sprzeczne z polską racją stanu, ale wręcz jako antynarodowe i zbrodnicze przesłanki, którymi kierowali się przywódcy Polski Podziemnej, wzniecając powstanie.
To w tym czasie wytyczone zostały ramy, w jakich przez lata wyłącznie można było pisać o Powstaniu Warszawskim, jakich argumentów używać, co było dozwolone, a co nie. Hekatomba, która spadła na miasto, ogrom śmierci i cierpienia, olbrzymie zniszczenia, przede wszystkim wynikająca z nich powszechna atmosfera klęski, pozwalały komunistom domniemywać, że mieszkańcy stolicy, a wraz z nimi całe społeczeństwo polskie będzie podatne na takie oddziaływanie, że nie będzie w stanie odróżnić prawdy od fałszu.
Należy pamiętać o znajdujących się w tle opisywanych wydarzeń dekretach PKWN, jak m.in: O rozwiązaniu tajnych organizacji wojskowych na terenach wyzwolonych z 24 sierpnia czy O wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy (…) oraz dla zdrajców Narodu Polskiego z 31 sierpnia 1944 r. W tym kontekście rzeczywistego, wymiernego znaczenia nabierały mnożące się (to nic, że bezpodstawne) oskarżenia, jak to z „Głosu Ludu” z 15 grudnia 1944 r., iż „wyrodki spod znaku AK i NSZ, wyznawcy hr. Bora-Komorowskiego i pupile pana Arciszewskiego i jego łajdackiej spółki sanacyjno-endeckiej, tropią i mordują polskich patriotów, pomagają okupantowi w łapankach i wywożeniu ludności polskiej”. Dostarczały podstaw i pretekstu do aresztowań, wywózek, a nawet mordów.
Łatwo było powiązać ze sobą np. hasła wieców, tezy artykułów prasowych, później także politykę kadrową w zakładach pracy i urzędach oraz aresztowania przeprowadzane przez rodzimy resort bezpieczeństwa, milicję i wojsko, często wspomagane lub nadzorowane przez sowiecki „Smiersz” (kontrwywiad) albo NKWD. Symbolem tego okresu stał się plakat Włodzimierza Zakrzewskiego „Olbrzym i zapluty karzeł reakcji AK”.
Od początku ważnym miejscem zmagań o pamięć Powstania Warszawskiego był cmentarz Powązkowski. Cmentarz już przed wojną otrzymał charakter centralnej nekropolii wojskowej w stolicy. W czasie konspiracji pochowano tu poległych i zmarłych żołnierzy Grup Szturmowych Szarych Szeregów, m.in. ppor. hm. Jana Bytnara „Rudego” oraz ppor. hm. Tadeusza Zawadzkiego „Zośkę”. Niedaleko zaczęło walki powstańcze zgrupowanie ppłk. Jana Mazurkiewicza „Radosława” z Kedywu KG AK. Tam po wojnie rodziny i koledzy z oddziałów starali się chować swoich poległych.
Tymczasem rozpoczęła się akcja przenoszenia prochów z ulic i domów do masowych grobów na Starym Mieście oraz na Czerniakowie. Była to odgórna decyzja i słusznie podejrzewano, że była próbą zawłaszczenia przez komunistów pamięci Powstania Warszawskiego. Potwierdzeniem była decyzja z listopada 1945 r. o założeniu na Woli Cmentarza Powstania Warszawskiego. Komunistom zależało na pochowaniu tam w zbiorowych i bezimiennych mogiłach wszystkich poległych – powstańców oraz ludności cywilnej. W ten oto sposób rozpoczął się mało znany epizod walki ze społeczeństwem, który zapamiętany został jako „wojna o groby”.
Skąd taka determinacja? Otóż komuniści byli szczególnie wyczuleni na sprawy udziału AL w powstaniu. Wymowa liczb ukazująca dysproporcję między liczbą pochowanych żołnierzy poszczególnych organizacji świadczyła o niewielkim znaczeniu AL dla przebiegu powstania, na przekór przekazowi oficjalnej propagandy. Wskazywała na małą liczebność komunistów i wynikające z tego znikome poparcie społeczne.
W tym czasie cenzura w zarodku likwidowała jakąkolwiek próbę polemiki z tezami oficjalnej propagandy, uderzała w każdy tekst dotyczący Powstania Warszawskiego. Kazimierz Bagiński, wspominając swoją działalność w PSL, opisywał, że w „Gazecie Ludowej” ofiarą padały nawet zawiadomienia dotyczące prac ekshumacyjnych.
Osobne miejsce zajęły zmagania o pomnik Powstania Warszawskiego. Już 6 lipca 1945 r. podczas manifestacji robotniczej na terenie Elektrowni Warszawskiej rzucono hasło jego budowy. W krótkim czasie przeprowadzono nawet konkurs na projekt pomnika i zebrano znaczną kwotę. Komuniści zdawali sobie sprawę, że taki pomnik będzie ważnym elementem tworzącej się legendy Powstania Warszawskiego. Dlatego, gdy nie udało się odgórnie zablokować inicjatywy społecznej, podjęto kolejną próbę zawłaszczenia pamięci i powołano Komitet Budowy Pomnika, którego honorowymi członkami zostali Bierut, Cyrankiewicz, Spychalski i Jóźwiak. Nawet zaplanowano na 1 września 1948 r. (charakterystyczne było takie zaciemnianie pamięci przez nakładanie na siebie rocznic) położenie kamienia węgielnego. I na kilka lat sprawę udało się zdusić.
Wkrótce, po 1949 r., zakazano jakiejkolwiek formy otwartego manifestowania pamięci o Powstaniu Warszawskim. A sama nazwa najczęściej pojawiała się w kontekście relacji prasowych czy radiowych z kolejnych procesów wytaczanych żołnierzom AK. Wspominał o tym po latach Adam Borkiewicz, autor najwybitniejszego dzieła na temat Powstania Warszawskiego, któremu wówczas zabrano pieczołowicie zbierane dokumenty: „stały się one »materiałem obciążającym« mej jedynej pomocnicy mgr Anny Borkiewicz, inwalidki z batalionu »Zośka«, skazanej na 7 lat więzienia za »gromadzenie i melinowanie materiałów gloryfikujących AK w celu poniżenia AL«”.
Był to okres, kiedy pamięć o powstaniu została przez UB „aresztowana”. Ślady tych wydarzeń można dziś odnaleźć w teczkach przechowywanych przez Archiwum IPN.
W 1956 r. wypuszczono akowców z więzień, rozpoczęły się pierwsze procesy rehabilitacyjne. Prowadzono bardziej otwartą społeczną dyskusję o przeszłości, w tym o Powstaniu Warszawskim. Na krótko rozluźniła się cenzura. Wydawać by się mogło, że w toku gorącej dyskusji runą mury kłamstwa, tymczasem w oficjalnej propagandzie dalej funkcjonował szablon dzielący środowisko akowskie na cynicznych dowódców i zagubione rzesze żołnierskie. O ile ponownie dopuszczono do głosu tematykę Powstania Warszawskiego, o tyle dalej poddana była ona ścisłej kontroli i służyć miała usankcjonowaniu władzy „ludowej”. Można już było opowiadać o bohaterstwie szeregowych żołnierzy, łączniczek, młodocianych powstańców, ale koniecznie dodając, że byli wykorzystani w niesłusznej politycznie sprawie.
Wszystkie mechanizmy oddziaływania propagandowego pozostały bez zmian. Dokumenty KC PZPR z 1956 r. zawierają wyjaśnienie intencji: „Wiadomo nam, że grupy byłej AK (…) przygotowują się do obchodu rocznicy. Wydaje się więc, że uroczystości te winny być należycie zabezpieczone, by nie dopuścić do wystąpień wrogich lub nieodpowiedzialnych elementów”. Komuniści obawiali się, że na nowo integrujący się i zrzeszający w ramach ZBoWiD byli żołnierze AK, BCh, WiN i innych organizacji niepodległościowych spróbują wskrzesić partię polityczną lub inną formę legalnej opozycji na wzór mikołajczykowskiego PSL. Dlatego Służba Bezpieczeństwa w dalszym ciągu prowadziła obserwację agenturalną środowiska, a Komitet Centralny PZPR co roku wnikliwie rozważał i podejmował szczegółowe decyzje dotyczące obchodów. To na tym szczeblu decydowano o randze i przebiegu uroczystości, miejscu akademii czy składania kwiatów, uczestnikach, mówcach i tezach wygłaszanych przemówień, a nawet o oprawie plastycznej.
Wszyscy byli dowódcy organizacji niepodległościowych przejawiający w swoich środowiskach aktywność byli pod „opieką” agenturalną SB. Zbierano informacje o spotkaniach i wygłoszonych na nich przemówieniach, o prywatnych rozmowach, o planach związanych z uroczystościami kombatanckimi, w tym dotyczących rocznicy Powstania Warszawskiego; sondowano na tematy historyczne, polityczne i inne, przejmowano, względnie przeglądano korespondencję. W instrukcjach dla agentów oraz tajnych informatorów SB zwracano uwagę np. na konieczność zrelacjonowania rozmów nie tylko w trakcie uroczystości 1 sierpnia, ale także w czasie późniejszych spotkań koleżeńskich w kawiarniach i mieszkaniach prywatnych.
I tak, jak nie zmieniło się nastawienie do byłych powstańców czy wykładnia oraz obraz walki stolicy w 1944 r., tak nie zmieniło się nastawienie cenzury, która zwłaszcza od 1958 r. przejęła na siebie główny ciężar walki z legendą Powstania Warszawskiego. Już ok. 1960 r. Wydział Propagandy i Agitacji KC PZPR mógł się pochwalić, że „przezwyciężono ostatecznie zalew literatury AK-owskiej. Zaczęto inspirować i wydawać pożyteczne publikacje z »lewej strony barykady«”.
SB z uwagą analizowała toczącą się dyskusję prasową na temat Armii Krajowej czy Powstania Warszawskiego. Interesował ją przede wszystkim charakter publikacji (forma – czy to były wspomnienia, opracowania itp., ale także merytoryczna strona wypowiedzi, czy dotyczyła zagadnień ideologicznych, społecznych lub politycznych), osoba autora i jego związek z określoną formacją polityczną oraz uprzednie zaangażowanie w działalności podziemnej, także udział w Powstaniu Warszawskim. Skrupulatnie wyszukiwano różnice w poglądach poszczególnych autorów. Później uzyskana w ten sposób wiedza wykorzystywana była w bieżącej pracy operacyjnej.
W roku 1960 powróciła w prasie dyskusja wokół sprawy budowy pomnika „Bohaterów Warszawy”. Ostatecznie do realizacji skierowano kontrowersyjny projekt „Nike” autorstwa Mariana Koniecznego. Należy dodać, że władza nie zgodziła się na jakiekolwiek bezpośrednie odniesienia do Powstania Warszawskiego. Dlatego z projektu Koniecznego wymazano motyw barykady, o którym jeszcze w maju 1960 r. wypowiadał się na łamach tygodnika „Stolica” Władysław Bartoszewski. Pomnik, który miał uczcić Powstanie Warszawskie i jego bohaterów, odsłonięty został 20 lipca 1964 r., wzmacniając rangę obchodów święta 22 lipca. Była to jawna manipulacja, gubiąca celowo całą jego genezę i ideę.
Lata siedemdziesiąte nie przyniosły widocznej poprawy. Do wyjątków należała zgoda np. na publikację książki Władysława Bartoszewskiego 1859 dni Warszawy, ale i tak zaraz nakazano wycofanie części nakładu.
Taka polityka przyniosła pewne rezultaty. W konkluzji opracowania Druga wojna światowa w świadomości współczesnych Polaków opublikowanego w 1975 r. stwierdzono: „Na przestrzeni lat 1965-1973 nastąpiły przesunięcia w popularności bitew i to we wszystkich środowiskach. W omawianym zakresie zyskały na popularności przede wszystkim: obrona Westerplatte, bitwa pod Lenino, walki o Wał Pomorski i szturm Berlina; natomiast straciły na popularności przede wszystkim: bitwa pod Monte Cassino, Powstanie Warszawskie i bitwa o Anglię”. Autor przemilczał, że decydujący wpływ na opisaną sytuację miał ograniczony dostęp społeczeństwa do rzetelnej informacji, a i tak wymienione wydarzenia utrzymały swoją wysoką pozycję. Dziś to prawda powszechnie znana: skutkiem ofensywy propagandowej połączonej ze wzmożoną indoktrynacją była społeczna negacja tak kreowanego obrazu, przechowywanie pamięci, a wraz z nią prawdy historycznej na poziomie tradycji i wychowania wynoszonego przede wszystkim z domu rodzinnego.
Ta tendencja wzmogła się po 1976 r., kiedy środowiska opozycyjne powołały do życia poza cenzurą drugi obieg wydawniczy, a przede wszystkim po wizycie w kraju papieża Polaka Jana Pawła II, który jednoznacznie wskazał na konieczność zachowania tożsamości narodowej.
Nowym wyzwaniem dla władzy stały się niezależne obchody rocznicy Powstania Warszawskiego, organizowane od 1979 r. Uroczysta msza w przeddzień rocznicy gromadziła w murach Katedry św. Jana i innych kościołów kilka tysięcy osób. Następnego dnia na Powązkach pojawiało się kilkadziesiąt tysięcy, a nawet jak szacowało SB w 1983 r. kilkaset tysięcy osób. Było to wydarzenie bez precedensu, zwłaszcza jeżeli będziemy mieli świadomość, iż w latach sześćdziesiątych i po części siedemdziesiątych władza na tyle skutecznie zniechęcała, że w uroczystościach 1 sierpnia brało udział zaledwie po kilkaset osób.
Rok 1980 wraz z powstaniem „Solidarności”, która jednoznacznie nawiązała do tradycji niepodległościowych, ostatecznie przekreślił rachuby rządzących w PRL dotyczące marginalizacji czy wręcz eliminacji Powstania Warszawskiego ze świadomości Polaków. Powrócono do idei budowy Pomnika Powstania Warszawskiego oraz archiwum i muzeum. W badaniach przeprowadzonych w październiku 1983 roku, po stanie wojennym, na pytanie: „Rocznice jakich wydarzeń z historii Polski należałoby Twoim zdaniem obchodzić najbardziej uroczyście?”, w odpowiedzi uzyskano dwie nowe propozycje: podpisanie porozumienia w Gdańsku (31 sierpnia 1980 r.) oraz wybuch Powstania Warszawskiego (1 sierpnia 1944 r.).
W latach osiemdziesiątych władza dopuściła tematykę powstania do mediów. Ale podstawowe tezy wywodzące się jeszcze z lat czterdziestych pozostały do końca niezmienne. Wszelkie przejawy innej interpretacji, niezgodnej z wytycznymi ideologów i historyków partyjnych, były tłumione w zarodku. Była tylko ta różnica, że ingerencje cenzury na kartach publikacji poświęconych Powstaniu Warszawskiemu stały się widoczne.
Osobne miejsce zajmuje finał walki społeczeństwa o Pomnik Powstania Warszawskiego. Za pomocą nacisków oraz wymiany członków społecznego Komitetu Budowy doprowadzono do zmiany nazwy pomnika na „Pomnik Bohaterów Powstania Warszawskiego 1944”. Ciekawostką może być fakt, że podczas uroczystości wmurowania aktu erekcyjnego pod przyszły pomnik Bohaterów Powstania Warszawskiego w 1984 r. władza nie dopuściła do oficjalnego poświęcenia tego miejsca „aby nie stwarzać – jak napisano w dokumencie Wydziału Ideologicznego KC PZPR z 26 lipca – brzemiennego w odległe skutki precedensu”. Skromna uroczystość poświęcenia ukryta została przed społeczeństwem. Zaś sam pomnik odsłonięty został w 1989 r., już w III Rzeczypospolitej.
Artykuł popularyzuje wyniki badań autora opublikowane w książce: Powstanie Warszawskie. Pamięć i polityka, Łomianki 2020.
Dr hab. Jacek Zygmunt Sawicki, profesor KUL, pracownik Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie; badacz dziejów Polskiego Państwa Podziemnego, powstania warszawskiego i PRL, a ostatnio dokumentacyjnej funkcji filmu i fotografii.