logo
FA 6/2024 informacje i komentarze

Przemysław T. Marciniak

Bizancjum nad Rawą

Bizancjum nad Rawą 1

Lekcjonarz bizantyjski Jaharis, ok. 1100 r.

Pogardliwy stosunek do Bizancjum to efekt jednej z najdłuższych propagandowych akcji w dziejach Europy, zapoczątkowanej jeszcze w średniowieczu. Dwulicowi Grecy (sic!), pławiący się w luksusie, żyjący intrygami, bezproduktywnymi teologicznymi rozważaniami, przekazujący sobie władzę w drodze morderstw raczej niż dziedziczenia. Polacy też swoje dołożyli, bo Jan Długosz, wspominając o upadku Konstantynopola, pisał „we wspomnianym mieście Konstantynopolu ustanowili domy publiczne z młodymi chłopcami” (cała jego wypowiedź brzmi jak anonimowy zacietrzewiony komentarz). Określenie bizantyński (czasem pojawiające się po polsku w wersji bizantyjski) pod wpływem wybitnych postaci Oświecenia, które w kwestii Bizancjum aż tak oświecone nie były (jak stwierdził pewien brytyjski uczony), w niemal wszystkich europejskich językach zaczęło oznaczać nadmierny luksus, nadmierną biurokrację, bezcelowe dyskusje. Język polski nie był tu wyjątkiem, chociaż coś nas w tej niechęci wyróżniało – na terenach pod rosyjskimi zaborami Bizancjum utożsamiono z Rosją. Jak celnie napisał Jerzy Axer: „Bizancjum miało twarz Moskala”. Wybudowany na placu Saskim – i po odzyskaniu niepodległości zburzony – ogromny sobór pod wezwaniem św. Aleksandra Newskiego, dziewiętnastowieczna wersja Pałacu Kultury i Nauki, był nazywany „bizantyńskim tortem”.

Niedawny „renesans” Bizancjum w polskim dyskursie politycznym jest zaskakujący i zasadniczo bezprzedmiotowy: ani bizantynistyka nie stała się nagle szczególnie modna, ani nie odnowiły się polskie skojarzenia Rosja-Bizancjum (co akurat miałoby sens, bo rosyjska propaganda nader chętnie korzysta z odwołań do Bizancjum). Bizantyński był określeniem tak samo rzadko używanym, jak jezuicki (w znaczeniu przewrotny, dwulicowy). Nie umiem wyjaśnić tego fenomenu, wyjątkowego, wedle mojej wiedzy, na tle całej Europy, wliczając w to kraje, które miały kulturowe czy religijne związki z Bizancjum.

Finansowanie badań nad Bizancjum, których celem byłoby wytłumaczenie politykom, że w Cesarstwie istniała niezwykle sprawna administracja, jego władcy preferowali rozwiązania dyplomatyczne, jeśli można było uniknąć wojny, nie palono tam czarownic, nie urządzano procesów zwierząt, nie zamęczano ich ku uciesze gawiedzi, mogłoby być przesadą. A zatem – po co?

Wschodniego Cesarstwa, Rzymian i Polski nigdy nie łączyły bezpośrednie stosunki, to prawda. Ale już pośrednie jak najbardziej: Kaplica Trójcy Świętej w Lublinie została ozdobiona na zlecenie Jagiełły malowidłami w stylu bizantyńskim, obraz Czarnej Madonny w Częstochowie to tak naprawdę ikona w typie hodogetrii (wskazującej drogę), nieszczęsna bitwa pod Warną była częścią nieudanej próby pomocy upadającemu Konstantynopolowi. Mikołaj Kopernik przetłumaczył na łacinę fikcyjne listy autorstwa bizantyńskiego historyka Teofilakta Symokatty (chociaż dla niego był to autor grecki), a w siedemnastym wieku niejaki Stanisław Witkowski przełożył na język polski utwór najwybitniejszego XII-wiecznego bizantyńskiego poety, Teodora Prodromosa; zgodnie z praktykami epoki przerobił go na tekst o zgodzie i zadedykował Stanisławowi Stadnickiemu, „Diabłu z Łańcuta”. Romantyczni wieszcze także interesowali się Bizancjum, Balladyna opisana jest jako księżniczka możnej Trebizondy (ostatniego post-bizantyńskiego państwa), itd. itp.

Jeśli grecko-rzymska przeszłość była fundamentem cywilizacji, to Bizancjum było zarówno pomostem pomiędzy tym fundamentem a renesansem, jak i kulturą, która sama w sobie była fascynująca. Praktycznie cała literatura grecka, którą znamy (z różnymi papirusowymi wyjątkami), istnieje, bo przepisali ją bizantyńscy skrybowie (czasem też coś poprawili i dopisali). Ale Bizantyńczycy to nie tylko kultura przepisywaczy (w XIX wieku mówiono: bibliotekarzy). Literatura bizantyńska jest zabawna (są w niej gadające myszy, filozofujące szakale), obraźliwa (Bizantyńczycy byli mistrzami inwektyw), ale też przejmująca (jak w przypadku opisu zdobycia Salonik przez Normanów w XII wieku). Wśród bizantyńskich autorów jest jedyna średniowieczna historyczka (Anna Komnena).

Bizancjum nie ma bezpośredniego politycznego dziedzica (Grecy bardzo długo nie lubili swojej bizantyńskiej przeszłości), ale polityczne i społeczne konsekwencje istnienia wschodniego odłamu chrześcijaństwa (ortodoksji) są odczuwalne do dzisiaj. Amerykański politolog, Samuel P. Huntington, sformułował nawet nieco uproszczoną teorię „zderzenia cywilizacji”, twierdząc, że źródłem przyszłych konfliktów będą różnice kulturowe i religijne. Jedną z cywilizacji, które opisał, był krąg prawosławny obejmujący kraje z bizantyńskiego kręgu cywilizacyjnego (są zresztą polscy badacze, którzy twierdzą, że Huntington splagiatował teorię Feliksa Koniecznego, który wprost wyróżniał „cywilizację bizantyńską”).

Polska bizantynistyka (zwana też bizantynologią) ma bogatą i długą tradycję. Pierwsza katedra historii Bizancjum powstała w Warszawie w 1935 roku, a teksty Leona Sternbacha (1864-1940), ojca polskiej bizantynistyki, są nadal powszechnie cytowane przez badaczy na całym świecie. Chociaż w Polsce nie da się studiować bizantynistyki jako osobnej dyscypliny, to mamy zarówno wielu znakomitych badaczy Cesarstwa (historyków i historyków sztuki), jak i liczące się centra („Ceraneum” na Uniwersytecie Łódzkim). Ponieważ znaczna cześć literatury bizantyńskiej została napisana w języku starogreckim (niesamowite to były czasy, kiedy umiejętności filologa klasycznego były warunkiem zatrudnienia na dworze cesarskim, czy w państwowej administracji), wielu bizantynistów studiowało właśnie filologię klasyczną.

Specyfika Uniwersytetu Śląskiego, gdzie w kwietniu tego roku powołano Centrum Badań nad Bizancjum, polega na tym, że specjalizujemy się w badaniach literatury bizantyńskiej, szczególnie tej późniejszej. Dzięki projektom Narodowego Centrum Nauki mogliśmy zatrudnić pracowników (w tym zagranicznych), tworząc rozpoznawalny międzynarodowo zespół. Romuald Pawlak w powieści Armia ślepców (2007) opisuje Śląsk, który stał się prowincją Wiecznego Cesarstwa Bizancjum. Bizantyńscy okupanci wyburzają Spodek, żeby na jego miejscu zbudować pałac logotety (wysokiego rangą urzędnika). Mamy nieco skromniejsze plany (poza tym lubimy Spodek). W listopadzie zainaugurujemy oficjalnie działalność międzynarodową konferencją o bizantyńskim stosunku do przyrody, którą współorganizujemy w Moguncji z Uniwersytetem Jana Gutenberga (dzięki uprzejmości niemieckiego podatnika).

Ponieważ głęboko wierzę również w to, że nasza rodzima literatura zasługuje na upowszechnianie za granicą (i że możliwe jest pisanie o literaturze polskiej po angielsku, tak jak możliwe jest pisanie o literaturze niemieckiej po francusku), w centrum zainteresowania naszego Centrum jest też recepcja Bizancjum w literaturze polskiej. A jest takich utworów, czasem zupełnie zapomnianych, zaskakująco dużo.

Hieronim Wolf (1516-1580), który zapewne jako pierwszy użył terminu „bizantyński” na określenie Wschodniego Cesarstwa, na zlecenie rodziny Fuggerów z Augsburga zajął się wydawaniem dzieł bizantyńskich historyków. Zainteresowanie bizantyńskimi autorami miało (również dla niemieckiego podatnika) bardzo pragmatyczny wymiar, w ich tekstach szukano odpowiedzi na pytanie, jak radzić sobie z tureckim zagrożeniem. Badanie przeszłości się opłaca.

Przemysław T. Marciniak, Uniwersytet Śląski

Wróć