logo
FA 6/2023 rozmowa forum

Rozmowa z prof. Zbigniewem Paterem, rektorem Politechniki Lubelskiej

Taki mamy charakter

Taki mamy charakter 1

Prof. dr hab. inż. Zbigniew Pater (ur. w 1965 r.) jest specjalistą w zakresie technologii obróbki metali, szczególnie walcowania i komputerowego modelowania procesów technologicznych obróbki plastycznej. Jego dorobek naukowy obejmuje 513 publikacji i 153 patenty, co przekłada się na liczbę cytowań 1839 oraz h-index 21. Prof. Pater wypromował 9 doktorów i prawie 180 inżynierów i magistrów inżynierów. Wykłada na Politechnice Lubelskiej i w Państwowej Akademii Nauk Stosowanych w Chełmie. Pracował też w przemyśle jako główny konstruktor w SIPMA S.A. w Lublinie. Na macierzystej uczelni kierował Katedrą Komputerowego Modelowania i Technologii Obróbki Plastycznej, w kadencji 2008-2012 sprawował funkcję prorektora ds. nauki, a w okresie 2012-2020 dziekana Wydziału Mechanicznego Politechniki Lubelskiej. Od 2020 jest rektorem uczelni.

Zaczęliśmy patentować nowe rozwiązania pod kątem ewaluacji. W końcu powstała polityka uczelni wspierająca patentowanie. Zaczęliśmy od szkoleń, a od kilku dobrych lat mamy już system. Na wydziałach działają komisje ds. komercjalizacji. Od lat mamy rzecznika patentowego. Tylko w ubiegłym roku mieliśmy 175 zgłoszeń patentowych.

Jak pan ocenia wyniki ewaluacji Politechniki Lubelskiej?

W dwóch dyscyplinach, w których mamy kategorie A+, znaleźliśmy się na pierwszych miejscach w kraju, czyli przed wieloma uczelniami uznawanymi za bardziej prestiżowe, także przed instytutami PAN. Byliśmy jednostką referencyjną. Zawdzięczamy to ciężkiej pracy, której efektem są m.in. wysokie wyniki publikacyjne i patentowe.

Jedną z tych dyscyplin jest pańska inżynieria mechaniczna.

Mam tę satysfakcję, że gdy zacząłem być dziekanem Wydziału Mechanicznego, mieliśmy kategorię B, a doszliśmy do A+. Mamy A+ w dyscyplinach typowo inżynierskich, w obu przypadkach są to liczne dyscypliny. Na dodatek w pierwszym kryterium, czyli ściśle naukowym, w inżynierii lądowej mamy pierwsze, a w inżynierii mechanicznej drugie miejsce w kraju. Nie przypadkiem dwa razy z rzędu zgarnęliśmy Elsevier Research Award dla uczelni najlepiej publikujących w naukach inżynierskich. W dwóch innych dyscyplinach (automatyce, elektronice i elektrotechnice oraz informatyce technicznej i telekomunikacji) otrzymaliśmy kategorię A. Dodatkowo z odwołania dostaliśmy A dla inżynierii środowiska oraz zarządzania. W tych dyscyplinach nie uwzględniono nam początkowo pewnych osiągnięć w trzecim kryterium. Wynik ewaluacji dopełnia kategoria B+ uzyskana w dyscyplinie architektura i urbanistyka.

Trzecie kryterium okazało się kłopotliwe.

Bo jest ocenne, a to zawsze będzie budziło zastrzeżenia i kontrowersje. W pierwszym i drugim kryterium mamy punkty i kwoty, a tu opinię ekspercką, czyli jednak w jakimś sensie subiektywną.

Dlaczego ministerstwo nie chciało pokazać punktacji drugiego kryterium?

Nie wiem. Moim zdaniem punkty niewiele mówią o ich pochodzeniu. Najlepszym przykładem jest współpraca z gospodarką, na którą nałożono ograniczenia kwotowe, a zatem uzyskane punkty nie muszą informować o jej skali. Transparentność jest wskazana, zwłaszcza w kontekście ewaluacji, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że ktoś coś kombinował. Ja bym zwrócił uwagę na zachowanie uczelni, które nastawiły systemy wewnętrzne na osiągnięcie sukcesu ewaluacyjnego. To swoista patologia. Mamy przecież gwiazdy, które wypełniają limity w ciągu roku, a my się zupełnie nimi nie interesujemy, bo ciągniemy w górę słabeuszy, żeby oni też coś wnieśli do ewaluacji. To trochę tak, jakbyśmy w sporcie zadecydowali, że jeden zawodnik może zdobyć w okresie czterech lat tylko cztery medale. Tymczasem praktyka sportowa jest inna. Nasze perły w koronie nie pokazują swojego potencjału, a powinny mieć taką możliwość.

To wynika ze wzrostu znaczenia ewaluacji w kilku obszarach, w tym wpływie na uprawnienia akademickie, a zatem poszukiwano średniego poziomu uczelni.

Ale oprócz tego kategoryzacja wchodzi do algorytmu naliczania subwencji i odpowiada docelowo za 25% środków, które dostajemy w ramach składnika badawczego. Dla porównania składnik studencki wynosi 30%, doktorancki 5%, kadrowy 25%, badawczo-rozwojowy 10%, umiędzynarodowienia 5%. Naszą subwencję ciągną do góry wyniki badań naukowych i umiędzynarodowienie, a w dół głównie składnik studencki i doktorancki.

Czy zmiana współczynników kosztochłonności wpłynie na finanse politechniki?

Spadły nam te najwyższe z 4,0 do 3,25. To prawie 20-procentowy spadek współczynnika badawczego naliczania subwencji, który nam dawał spory przychód. Z naszych analiz wychodziło, że gdyby nie było tzw. korytarza (101-105% – red.) to powinniśmy dostać 117% ubiegłorocznej subwencji. Zatem, mimo zmiany współczynników kosztochłonności, nie powinniśmy stracić na całej subwencji, ona powinna się utrzymać w najwyższym możliwym wskaźniku wzrostu, czyli 105%.

Co by pan zmienił w ewaluacji w przyszłości?

O uwzględnieniu dorobku najlepszych już wspomniałem. Zmieniłbym przyznawanie punktów za publikacje – należy się tyle, ile wynika z proporcji autorów z danej jednostki do liczby wszystkich autorów. Nie może być tak, że czterej autorzy z różnych jednostek dostają taką samą liczbę punktów za ten sam wspólny artykuł. Istnieje praktyka dopisywania autorów, którzy w ten sposób też dostają punkty. Gdyby każdy ze współautorów dostawał odpowiednią część punktów za artykuł, wycięlibyśmy sporo takich kombinacji. Wówczas celem pracy naukowej byłyby badania, a nie ewaluacja i liczenie, co się opłaci w tej perspektywie.

Moim zdaniem, w ewaluacji nie powinno być istotne, ilu jest dydaktyków, wszyscy nauczyciele akademiccy mają obowiązek prowadzić badania i publikować. Gdybyśmy sloty przyznawali nie tylko pracownikom badawczym, ale wszystkim nauczycielom, to może udałoby się w nich zmieścić więcej dorobku tych najlepszych, który teraz jest odcinany w ewaluacji. Trzeba zatem wziąć pod uwagę także dydaktyków.

Brakuje mi w ewaluacji jakiegokolwiek miernika efektywności wydatkowania środków pieniężnych, czyli kryterium jakościowego. Na KRASP mówiono nawet, żeby w ogóle zrezygnować z pierwszego kryterium, bo przecież mamy obowiązek publikowania artykułów, i oprzeć się tylko na kryterium drugim, czyli kto ile pieniędzy przyciągnie. To działa na rzecz dużych uczelni, które w pierwszym kryterium nie poradziły sobie najlepiej. Przecież uczelnia, która nie przyciągnęła wielkich środków, czyli nie jest mocna w drugim kryterium, ale za to znakomicie wypadła publikacyjnie, po prostu efektywnie gospodaruje swoimi niewielkimi zasobami. Należałoby to docenić.

Wykazujemy koszty B+R za dany rok, czyli ile dana uczelnia przeznaczyła na taką działalność. Na tej podstawie obliczany jest składnik B+R subwencji. Wystarczyłoby podzielić te środki przez sumaryczny IF publikacji danej uczelni i okazałoby się, ile kosztuje wypracowanie jednego punktu. Ponad 10 lat temu w bazie Thompsona (WOS) mieliśmy 17 tys. publikacji afiliowanych w polskich instytucjach naukowych. Jeśli wzięło się pod uwagę, że przeznaczaliśmy na naukę 5 mld zł, to okazuje się, że nasze publikacje były cztery–pięć razy tańsze niż w krajach zachodnich. Poprzez wspomniany zabieg moglibyśmy wykazać, jak ta proporcja wygląda w odniesieniu do naszych uczelni.

W ewaluacji dobre jest to, że porównuje się architektów z architektami, a mechaników z mechanikami. Pozostałbym zatem w przyszłości przy dyscyplinach, tak jak jest obecnie. Dużą rolę w ocenie odgrywała liczba N. Im większa, tym z reguły gorsze wyniki. Manipulacja liczbą N miała znaczenie. Nie jest uczciwe, że zmniejszano N, aby dostać lepszą kategorię, czyli dzielić osiągnięcia przez mniejszą liczbę pracowników, a teraz podnosi się N, aby poprawić współczynnik badawczy w algorytmie naliczania subwencji. Oczywiście system na to pozwala. Chyba jednak należałoby ograniczyć tę możliwość.

W Politechnice Lubelskiej w gronie nauczycieli akademickich mamy 70% pracowników dydaktyczno-badawczych, przy czym nie robiliśmy żadnych zmian specjalnie na ewaluację, ale organizacja pracy następowała wcześniej, sukcesywnie przez kilka lat. Ci, którzy czuli się dobrze w badaniach, są w tej grupie, a ci, którzy zajmowali się głównie dydaktyką, znajdują się w grupie pracowników dydaktycznych liczącej około 160 osób. Są w niej lektorzy, bibliotekarze, instruktorzy wf oraz wykładowcy.

Jaki jest największy problem PL?

Jest kilka problemów, ale żaden nie podcina uczelni skrzydeł. Rolą rektora jest zrównoważyć działalność wydziałów w dwóch aspektach: dydaktyki i nauki, tak by ich wpływ na rozwój uczelni był maksymalnie podobny. Jest to o tyle ważne, że akurat te wydziały, które uzyskały najlepsze kategorie, zaczynają tracić studentów. Kierunki takie jak mechanika i budowa maszyn czy nawet budownictwo przestają cieszyć się popularnością. Oczywiście nigdy nie uzyskamy równowagi idealnej, ale musimy starać się, aby nie było wydziałów mikrusów i kolosów. Muszę spowodować wzrost zainteresowania kadrą, która jest najlepsza w Polsce. Kolejnym jest problem z finansowaniem naszych planów rozwojowych. Uwiera mnie, kiedy widzę, że duże pieniądze dostają uczelnie, które nie rozwijają się tak szybko, jak my.

Macie kadrę niezbędną do tego rozwoju?

Systematycznie nad tym pracujemy. Jest to pewien proces, który ma wiele składników. Przekształcimy Wydział Podstaw Techniki w MIT, czyli Wydział Matematyki i Informatyki Technicznej. Jest już tylu chętnych nauczycieli do pracy w nowej jednostce, że zapewne powstaną dwie katedry informatyki. Ten wydział będzie pełnił rolę „obrotowego”. Będzie odpowiadał za rdzeń przedmiotów informatycznych na wszystkich wydziałach, które z kolei zapewnią wkład merytoryczny do tego „dodatku” w nazwie, jak np. „inżynieria środowiska”. Postawimy na kierunki informatyczne. Na AGH jest ich osiem, np. informatyka geoprzestrzenna, informatyka społeczna, a my mamy jeden. Chcemy utworzyć informatykę techniczną. Przedmioty informatyczne będą wykładali nasi informatycy, a inne przedmioty techniczne pracownicy z różnych wydziałów. Planujemy zbudować hub dotyczący cyberbezpieczeństwa. Mamy kadrę oraz laboratoria, jednak są one rozczłonkowane po różnych miejscach w uczelni. Zatem rozwój w tym wypadku polegać będzie na poprawie i rozbudowie infrastruktury oraz zgromadzeniu potencjału w jednym miejscu i pod jednym szyldem. Nie wywieram presji na ludzi, aby zmieniali dyscypliny. Do nowych jednostek przejdzie ten, kto zobaczy w tym rozwiązaniu korzyść.

Są na politechnice dyscypliny, które nie były ewaluowane?

Tak. Mamy matematykę, w której jest dość kadry, ale część pracowników wybrała inne dyscypliny, choćby wspomnianą przed chwilą informatykę. To świadomy wybór pracowników, gdyż zgodziliśmy się, że nie możemy dostać w matematyce kategorii B, która blokowałaby nam wiele spraw, choćby udział w konkursie IDUB. W tym momencie nie możemy uczestniczyć w konkursie Regionalna Inicjatywa Doskonałości, bo spełniamy wymogi konkursowe na uczelnię badawczą. Jesteśmy zatem zawieszeni. Nowy konkurs RID ma być ogłoszony w przyszłym roku. Nie możemy w nim startować, ale też nie dostaniemy 2% do subwencji za spełnienie wymogów uczelni badawczej, gdyż nie ma nowego konkursu.

Jak udaje się realizować obecny program RID? Niektórzy mają problem z wydatkowaniem środków.

Może dlatego program przedłużono o rok? Nas to nie dotyczy. Dostaliśmy 12 milionów złotych. Wydajemy je bardzo dobrze i efektywnie. Zostało nam około 100-200 tysięcy złotych z 12 milionów, zatem niewiele. Oczywiście gdybyśmy wiedzieli, że kończy się program, wydalibyśmy te środki, ale nie musieliśmy robić tego na siłę. Gdy zobaczyliśmy, jak dobrze to działa, uruchomiliśmy kilka własnych projektów, finansowo uzupełniających czy wspomagających RID. Zorganizowaliśmy je w formie konkursowej. Jednym z nich jest konkurs na wysoko punktowaną publikację. Skutkował on minigrantami na poziomie 7-8 tysięcy złotych, z których mieliśmy ok. 300 publikacji za 100—200 punktów. Były też zadania dotyczące monografii, zgłoszeń patentowych, staży naukowych, przyjmowania gości zagranicznych na wykłady, udziału w wysoko punktowanych konferencjach naukowych, ale także można było dofinansować badania czy usługę naukową.

Wspomniał pan o spełnieniu warunków udziału w konkursie IDUB.

Taki mamy charakter 2

Kampus Politechniki Lubelskiej Fot. Dawid Branecki

Na pewno powalczymy w konkursie IDUB, bo taki mamy charakter. Jesteśmy aktywni i nie boimy się wyzwań. Poprzednio nie mogliśmy startować w konkursie z powodu wąskiej specjalizacji, ograniczonej do jednej dziedziny nauk technicznych, bo same wyniki ewaluacji w 2017 roku mieliśmy bardzo dobre. Teraz warunki zostały zmienione i możemy uczestniczyć w konkursie – jest wymóg sześciu dyscyplin, a my ewaluowaliśmy siedem. Spełniamy też pozostałe kryteria, czyli nie mamy ani jednej kategorii B – nie mieliśmy nawet po pierwszym etapie – oraz mamy większość dyscyplin, sześć na siedem, z kategoriami A i A+. Czekamy na ruch ministerstwa w sprawie konkursu IDUB. Stoimy przed pewnym wyzwaniem.

Jaka jest rola uczelni wobec państwa i polskiego społeczeństwa?

Ogromna. Przecież kształcimy osoby, które w niedalekiej przyszłości będą odpowiadać za rozwój naszego kraju. Zadań stawianych uczelniom jest całkiem sporo. Kształcimy kadry dla gospodarki i administracji, rozwijamy sport i kulturę. Nasze rozwiązania techniczne są implementowane w gospodarce. Nie każde jest sprzedawane w sposób ściśle komercyjny. Często przekazujemy prawa patentowe za symboliczne kwoty, zastrzegając, że gdy pojawią się z nich korzyści, też chcemy w nich partycypować. Wypracowaliśmy ściśle określone reguły, które zabezpieczają nasze interesy. Trzeba pamiętać, że w przeszłości pojawiały się wynalazki, które wydawały się irracjonalne w momencie powstania, a znalazły zastosowanie dziesiątki lat później, po wygaśnięciu restrykcji patentowych, jak np. napęd hybrydowy samochodów, który zaproponował już Ferdynand Porsche. Możemy zatem czasami wykorzystać stare rozwiązania, gdy pojawią się nowe możliwości techniczne.

Uczelnia znajduje się w ścisłej czołówce krajowej pod względem liczby patentów. Jaki jest wasz przepis na sukces w tym obszarze?

Nasz pomysł polega na systematycznej pracy. Trzeba najpierw uświadomić ludziom potrzebę patentowania. Ja sam jeszcze 20 lat temu nie patentowałem nowych rozwiązań, bo chciałem natychmiast publikować wyniki, a na patent trzeba było sporo czekać, dzisiaj zresztą też. Aż przyszedł taki moment, gdy zaczęło to być ważne przy ewaluacji uczelni. Zatem, nie ukrywam tego, zaczęliśmy patentować nowe rozwiązania również pod kątem ewaluacji. Zacząłem upowszechniać ten pomysł na Wydziale Mechanicznym, który był pod tym względem liderem, i jest nim zresztą do dziś. Za jego przykładem poszli także pracownicy pozostałych wydziałów, którzy patentują coraz więcej. Przede mną były inne grupy patentujące, np. naukowcy z katedry prof. Roberta Sikory, który jako jeden z pierwszych w naszej uczelni patentował i prezentował wynalazki na wystawach. Potem dołączyły kolejne zespoły, ludzie zaczęli patrzeć jeden na drugiego, motywować się i konkurować. W końcu powstała polityka uczelni wspierająca patentowanie. Zaczęliśmy od szkoleń, a od kilku dobrych lat mamy już system. Na wydziałach działają komisje ds. komercjalizacji. Od lat mamy rzecznika patentowego, dzisiaj są to dwie osoby, bo obciążenie pracą bardzo wzrosło. Ich rola jest nie do przecenienia. Tylko w ubiegłym roku mieliśmy 175 zgłoszeń patentowych. Kolejnym wyzwaniem było finansowanie takiej działalności. Ze względu na koszty praktycznie nie podchodzimy do patentowania międzynarodowego, chyba że mamy środki zabezpieczone w grantach.

Kiedyś musiałem sam znaleźć źródło finansowania zgłoszenia patentowego, a potem pełnej ochrony patentowej wynalazku. Dzisiaj mamy Fundusz Komercjalizacji, który powstaje z narzutów na usługi dla otoczenia społeczno-gospodarczego. Z niego opłacamy zgłoszenia i patenty. Natomiast późniejsze utrzymanie patentu w mocy to osobna sprawa. Komisja ds. komercjalizacji analizuje potencjał komercjalizacyjny naszych patentów i albo decyduje o jego podtrzymaniu, albo wycofujemy się z finansowania i zostają nam punkty do ewaluacji, co też przekłada się na pozycję i środki finansowe uczelni. Ponieważ tych środków jest coraz więcej, chcemy przeznaczyć je np. na wykonywanie demonstratorów, żeby nie wychodzić do biznesu z samym pomysłem, ale z gotowym urządzeniem, z pokazem konkretnych możliwości. Przed pandemią mieliśmy wpływy z komercjalizacji na poziomie 8 mln zł, a subwencję 120 mln. Jest to zatem istotny element naszego budżetu. Jednak w trakcie pandemii te dochody spadły do 4 mln; teraz znów rosną. Myślę, że to zależy od dostępności funduszy unijnych. Firmy, które zabiegają o nowe rozwiązania, równolegle poszukują źródeł ich finansowania. Jeżeli pojawią się nowe pieniądze na innowacje, my też to odczujemy.

Nie macie problemu z naborem studentów?

Mamy kierunki, na które moglibyśmy przyjąć trzy razy tylu studentów, ilu obecnie studiuje, a ograniczają nas jedynie możliwości lokalowe i kadrowe, ale są też takie, na których nie wypełniamy limitów. Otworzyliśmy kierunek inżynieria recyklingu, gdyż takie zapotrzebowanie przyszło z biznesu, ale kandydaci nie zgłosili się w odpowiedniej liczbie. W tym roku uruchamiamy energetykę i sztuczną inteligencję w biznesie. Mam nadzieję, że zadziałają jak magnes.

Jak radzą sobie absolwenci Politechniki Lubelskiej na rynku pracy?

Monitorujemy losy absolwentów. Wiemy, ilu pracuje po studiach zgodnie z wykształceniem, jak długo szukali pracy czy ile zarabiają. Nasi absolwenci dość szybko znajdują zatrudnienie. Według zeszłorocznych badań w pierwszym miesiącu poszukiwań pracę znalazło 28% z nich, a do pół roku po studiach kolejne 20%. W zawodzie pracuje ok. 78% absolwentów, w tym na stanowisku kierowniczym 11%. Ponad połowa zatrudniona jest w dużych firmach.

Wasi absolwenci muszą szukać pracy poza Lublinem. Lubelski przemysł nie ma oferty dla tych absolwentów.

Co roku blisko dwa tysiące naszych absolwentów wchodzi na rynek pracy. Duża część z nich wyjeżdża, aby szukać zatrudnienia w innych, większych ośrodkach. Z tego powodu chcemy zwrócić szczególną uwagę w kierunku informatyki, bo nasz region potrzebuje takich specjalistów. Z drugiej strony nasi informatycy rzadko trafiają do szkół jako nauczyciele. A przecież jest i takie zapotrzebowanie, wciąż zgłaszane przez dyrektorów. Bardzo dobre perspektywy mają analitycy, którzy kończą u nas inżynierię i analizę danych.

Macie piękny kampus. To już wystarczy?

Nasz kampus nad doliną Bystrzycy ma 15 hektarów. Mamy trochę wolnych własnych środków, więc kupujemy tereny przylegające do kampusu. Nasi następcy z pewnością znajdą sposób ich wykorzystania. Nabyliśmy ostatnio od prywatnych właścicieli 80 arów ziemi tuż za naszymi akademikami. To jest obszar przewietrzania, więc nie można tam stawiać wysokich budynków, ale doskonale nadaje się na parkingi czy magazyny energii. Są tam jeszcze kolejne niewielkie działki. Prowadzimy negocjacje z ich właścicielami. W planach miasta jest to teren przeznaczony pod usługi edukacyjne, więc moglibyśmy go po prostu sądownie wywłaszczyć, ale wolimy odkupić tę ziemię w drodze negocjacji z właścicielami. Są też działki, których właścicieli trudno ustalić i tam zapewne skończy się na procedurze wywłaszczeniowej. Na samym kampusie zaplanowaliśmy kolejne inwestycje. Powoli remontujemy nasze stare budynki. Planujemy budowę IT Tower, czyli siedziby centrum sztucznej inteligencji i cyberbezpieczeństwa. To będzie osiem pięter do góry i dwa w dół. Wydział Elektrotechniki i Informatyki ma już swoje lata i wymaga kompleksowej modernizacji, Wydział Budownictwa i Architektury nie partycypował w „Rudym” (budynek laboratoryjny) i potrzebuje nowych przestrzeni laboratoryjnych. Projekty są przygotowane. „Oxford”, gdzie mieszczą się dwa wydziały – Podstaw Techniki i Zarządzania – zostanie rozbudowany o 4 tys. m2, łącznie z parkingiem podziemnym. W miejscu, w którym dziś stoi kaplica, chcemy zbudować budynek Centrum Wiedzy i Kultury PL. Mieściłaby się tam nowoczesna biblioteka, archiwum, muzeum, sala Senatu, sala kongresowa. Na te wszystkie inwestycje potrzebujemy ponad 200 milionów złotych. Poszukujemy źródeł finansowania tych przedsięwzięć.

Czy i jakie są jeszcze braki w infrastrukturze laboratoryjno-badawczej?

Z poziomu rektora nie da się tego określić. Gdybym ogłosił konkurs pod tytułem „czego potrzebujecie”, zostałbym zarzucony wnioskami. Jednak faktycznie nieźle sobie radzimy. Kończymy realizować duży program z Polskiej Mapy Infrastruktury Badawczej, doposażając punktowo różne laboratoria w światowej klasy stanowiska, np. jedyny po prawej stronie Wisły symulator procesów fizycznych wykorzystywany w metalurgii. Nasz jest w najnowszej wersji z najnowocześniejszymi „przystawkami”. Dwa mikroskopy elektronowe, które umożliwią obserwacje struktury materii. Oprócz tego realizujemy mniejsze projekty na zakup aparatury. Dostaliśmy 13 milionów złotych na zakup urządzeń badawczych. Dysponujemy też własnymi środkami na doposażenie laboratoriów dydaktycznych – do 100 tys. na jedno. Generalnie mamy dydaktykę zabezpieczoną aparaturowo, ale czasami sprzęt trzeba wymienić, uruchamiamy też nowe laboratoria, gdy zmieniają się wymogi technologiczne. Kiedy odwiedzają nas koledzy z Zachodu, często opada im szczęka na widok naszej bazy aparaturowej. Mam w swoim laboratorium stanowiska do obróbki plastycznej, które zrobiono na nasze zamówienie i według naszej dokumentacji. Możemy pochwalić się walcarką sterowaną numerycznie, która kształtuje wyroby osiowosymetryczne. Możemy na niej robić pojedyncze egzemplarze unikatowych wyrobów. Na bazie tej walcarki pracujemy nad metodą kształtowania odkuwek luf do armatohaubic. Jest duże zapotrzebowanie na ten produkt, a z powodu ograniczonych mocy produkcyjnych wytwórców trzeba na niego czekać latami. Nasze rozwiązanie jest innowacyjne w skali świata i znacznie uprości proces produkcyjny. Z wiadomych względów nie mogę podać więcej szczegółów na ten temat.

Politechnika Lubelska spełnia kryteria uniwersyteckości. Co z tego wynika dla uczelni?

Spełniamy, ale nie myślimy o zmianie nazwy uczelni. Słowo „politechnika” to nasza tradycja, ono zawiera ideę naszego podejścia do badań i kształcenia. Jednak po angielsku, a jest to określone w statucie, nazwa uczelni brzmi Lublin University of Technology. I pod taką nazwą funkcjonujemy na świecie. Ważniejsze jest dla nas uzyskanie statusu uczelni badawczej, bo to i nobilitacja, i spore pieniądze na rozwój. Oczywiście wobec faktu odmrożenia algorytmu i określenia tzw. tunelu w granicach 1-5%, spodziewamy się wzrostu subwencji właśnie o ten najwyższy wskaźnik. Jednak środki z IDUB są przeznaczone na rozwój badań i bardzo nam to odpowiada.

Politechnika Lubelska, podobnie jak inne uczelnie, musiała zmierzyć się z podwyżkami cen mediów.

Rzeczywiście, zmuszeni byliśmy szukać pieniędzy na media, których ceny gwałtownie wzrosły. Co prawda podwyżka prądu nas tak mocno nie dotknęła, bowiem mieliśmy umowę do kwietnia tego roku, gdy ceny już spadły. Jednak ciepło uderzyło nas poważnie. Mieliśmy w ubiegłym roku zabezpieczone 7 milionów złotych na energię, ale dzięki programowi oszczędnościowemu udało nam się zaoszczędzić z tej kwoty 900 tys. złotych. W tym roku mamy zaplanowane 11,5 mln zł, a zatem przyjęliśmy 50-procentowe wzrosty. Inwestycja w fotowoltaikę i magazyn energii na pewno się nam szybko zwróci, sądzimy, że w ciągu trzech lat. Nie zamierzamy oddawać energii do sieci, lecz magazynować ją na własne potrzeby. Możemy też działać tak, że doładujemy nasze magazyny nocą, gdy energia jest tańsza, a wykorzystamy tę energię w dzień, gdy jej potrzebujemy, a jest droga. Pomimo rosnących kosztów funkcjonowania uczelni staraliśmy się nie zmniejszać funduszy na badania, aby nie ograniczać rozwoju uczelni.

Kto stara się o studia na Politechnice Lubelskiej?

Czerpiemy z miasta i regionu. W niewielkim stopniu trafiają do nas studenci z ościennych województw. Młodzi ludzie, nawet gdy wiedzą, że to dobra uczelnia, wyjeżdżają z miasta, bo chcą się wyrwać z domów. Z samego Lublina mamy 45% studentów, później są powiaty lubelski i puławski, ale to znacznie mniejsze odsetki. Chcemy dążyć do tego, aby młodzież miała świadomość, że to dobra uczelnia. Musimy poszerzać ofertę i dostosowywać ją do bieżących wymagań. I tak robimy. W tym roku powstała energetyka i sztuczna inteligencja w biznesie. Ze względu na charakter gospodarki regionu chcemy uruchomić w bardzo bliskiej przyszłości informatykę techniczną z kilkoma specjalnościami dedykowanymi do naszych poszczególnych wydziałów, bo absolwenci takiego kierunku są niezbędni do rozwoju regionu.

Liczba studentów rośnie czy spada?

Spada. Kilka lat temu, gdy byłem prorektorem, mieliśmy 10,5 tys. studentów. Dzisiaj mamy 7,1 tysiąca.

Czy nie obawia się pan przeinwestowania w infrastrukturę?

Nie, ponieważ rośnie rola badań i komercjalizacji. Wciąż mamy wydziały, na których przypada po 17 studentów na wykładowcę. Tam, gdzie jest wielu studentów, jest duża liczba nadgodzin, obciążenie sal wykładowych i laboratoriów. Zadaniem władz uczelni jest równoważyć te wskaźniki. W zeszłym roku za nadgodziny zapłaciliśmy 7 milionów złotych, a system motywacyjny związany z aktywnością naukową kosztował tylko 2,5 miliona złotych, a wraz z innymi dodatkami motywacyjnymi – np. za działalność organizacyjną – 4,5 mln. Jeżeli mówimy o zrównoważeniu, to chciałbym zdjąć np. 2 miliony złotych z nadgodzin i przenieść je na system motywacyjny za naukę. Tyle samo poszłoby wówczas na naukę, co na dydaktykę i to świadczyłoby o zrównoważeniu obu elementów naszej działalności.

Jak epidemia i towarzyszące jej zmiany i ograniczenia wpłynęły na PL?

Zamrożenie algorytmu na trzy lata kosztowało nas ok. 30 mln zł. Ale to nie wszystko, oznacza to też, że nasza baza do naliczania subwencji na kolejne lata jest niższa o ok. 15 mln zł, niż gdyby algorytm nie został zamrożony. Te nasze straty były wyrównane przez pewne programy finansowane przez ministra: zbudowaliśmy Politechniczną Sieć Via Carpatia, powstaje platforma związana z obronnością i cyberbezpieczeństwem. Są uczelnie, które na tym zamrożeniu skorzystały. Ich wskaźniki spadły, co skutkowałoby zmniejszeniem subwencji, ale de facto zostały one nagrodzone, bo poprzez zamrożenie mają teraz wyższą bazę do naliczania subwencji. Na politechnice utrzymaliśmy pewne programy finansowane z własnych środków, bo łatwiej je kontynuować, niż budować od nowa po odmrożeniu algorytmu. Dotyczy to na przykład profesorów wizytujących, których mamy ok. 50 rocznie. Realizują oni program zajęć w wymiarze 60 godzin, w różnych trybach, część mogą robić w formie zdalnej. Organizowaliśmy też zajęcia wyjazdowe, np. na Słowację wysyłaliśmy studentów, aby uczestniczyli w zajęciach laboratoryjnych na stanowiskach, których nie ma na naszej uczelni. Mamy też siedmiuset studentów z Ukrainy, którzy przed wojną wpłacali czesne, a obecnie zostali zwolnieni z opłaty, dodatkowo część z nich otrzymała zapomogi finansowe. Ostatecznie sobie z tym poradziliśmy, mamy dodatni wynik finansowy, ale sądzę, że to się odbija na naszym rozwoju. Środki, które przeznaczyliśmy na pokonanie tych problemów, moglibyśmy przecież wykorzystać na rozwój.

Rozmawiał Piotr Kieraciński

Wróć