Rozmowa z dr. hab. inż. Sylwestrem Taborem, prof. URK, rektorem Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie
Dr hab. inż. Sylwester Tabor, prof. URK (ur. 1965 r.), specjalizuje się w ekonomice mechanizacji rolnictwa oraz w organizacji i zarządzaniu w inżynierii rolniczej. Jego dorobek naukowy i wdrożeniowy obejmuje analizę i optymalizację procesów z uwzględnieniem zastosowań rozwiązań IT – od prostych procesów wytwórczych i produkcyjnych realizowanych w sektorze gospodarki żywnościowej po złożone procesy zarządzania zespołami i organizacjami. Jest współautorem 6 monografii, w tym 2 jako redaktor naukowy, autorem 23 ekspertyz wykonanych na zlecenie przedsiębiorstw i instytucji gospodarczych oraz 6 opracowań popularnonaukowych. Był też kierownikiem projektu badawczego NCBR, wykonawcą 7 projektów badawczych (jednego jako główny wykonawca) i promotorem dwóch obronionych doktoratów. Jest absolwentem Wydziału Techniki i Energetyki Rolnictwa Akademii Rolniczej w Krakowie, był prodziekanem Wydziału Inżynierii Produkcji i Energetyki, a przez dwie kadencje pełnił funkcję prorektora ds. dydaktycznych i studenckich Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Od 2020 roku jest rektorem URK. Fot. Łukasz Gągulski
Czy nazwa Uniwersytet Rolniczy oddaje dobrze charakter uczelni? A może jest dla niej obciążeniem?
To są dwa odrębne pytania. Zacznę od odpowiedzi na pierwsze. Może się wydawać, że przymiotnik „rolniczy” jest zawężeniem zakresu prowadzonego kształcenia i badań naukowych, uczelnia obsługuje bowiem cały szeroki obszar sektora rolno-leśno-spożywczego i odpowiada na wielorakie potrzeby nie tylko wsi. Zatem nie jest to samo „rolnictwo”. Gdyby nie liczyć technologii żywności i żywienia oraz leśnictwa, tylko co siódmy student Uniwersytetu Rolniczego obecnie kształci się na kierunkach typowo rolniczych. Ostatnia ewaluacja obejmowała dwanaście dyscyplin naukowych, w tym do dziedziny nauk rolniczych należą: rolnictwo i ogrodnictwo, rybactwo i zootechnika oraz wspomniane technologia żywności i żywienia oraz leśnictwo. Weterynaria należała do dziedziny nauk rolniczych w chwili przeprowadzania ewaluacji, ale dziś jest odrębną dziedziną. Zatem tylko jedna trzecia dyscyplin, które poddaliśmy ocenie, należy do dziedziny nauk rolniczych. Natomiast, jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę nauczycieli prowadzących działalność naukową, to okazuje się, że dziedzina nauk rolniczych ma najsilniejszą reprezentację, gdyż co drugi pracownik prowadzi badania w jednej z tych dyscyplin. W rezultacie w samych naukach rolniczych relacja studentów do kadry nie jest korzystna, oczywiście z punktu widzenia algorytmu finansowania i wymaganego obciążenia dydaktycznego pracowników.
A ilu macie studentów?
Ogółem mamy siedem tysięcy studentów, w tym na wspomnianych kierunkach typowo rolniczych niespełna tysiąc. Jednak, jeżeli tę grupę studentów poszerzymy o studiujących leśnictwo i technologię żywności, to wówczas łącznie będzie ich około 2,3 tysiąca.
Jak w tej sytuacji udaje się znaleźć pensum dydaktyczne dla przedstawicieli dyscyplin rolniczych?
Nie tylko te wspomniane, klasyczne rolnicze kierunki studiów zostały przyporządkowane do dyscyplin wchodzących w skład dziedziny nauk rolniczych. Do tej grupy należy zaliczyć także: biotechnologię, ochronę środowiska, bioinżynierię zwierząt, dietetykę czy cieszącą się ostatnio bardzo dużym zainteresowaniem etologię i psychologię zwierząt. Ponadto zakres wielu „pozarolniczych” kierunków studiów co najmniej częściowo odnosi się do problematyki gospodarki żywnościowej i obszarów wiejskich. Na kierunkach inżynieryjno-technicznych będzie to gospodarka przestrzenna, inżynieria środowiska, inżynieria i gospodarka wodna, inżynieria i zarządzanie produkcją czy nawet architektura krajobrazu oraz transport i logistyka. Ponadto na kierunkach ekonomicznych prowadzimy fakultety dotyczące ekonomiki działalności rolniczej oraz obrotu artykułami rolnymi i spożywczymi. W obu przypadkach nauczyciele reprezentujący dyscypliny rolnicze mają istotną rolę do spełnienia, gdyż przybliżają studentom posiadającym inny profil zainteresowania problematykę specyfiki produkcji rolniczej oraz uwarunkowań środowiskowych i społecznych prowadzenia takiej działalności. Przedstawiają otoczenie instytucjonalne funkcjonowania rolnictwa i gospodarki żywnościowej oraz bardzo trudne zagadnienia z zakresu towaroznawstwa artykułów żywnościowych. Problemy z pensum dla tej części kadry powodują, że stosujemy elastyczną politykę zatrudnienia. Wychodzimy z założenia, że nauczyciel ma połowę czasu poświęcić na badania i naukę, a drugą połowę na dydaktykę i zadania organizacyjne. Co oczywiste, obowiązki dydaktyczne określa pensum i inne zadania bezpośrednio związane z jego realizacją. Nauczyciel może wystąpić do rektora o zmianę tych proporcji, np. w sytuacji gdy zdobędzie grant. Wielu z takimi wnioskami się zwraca, zwłaszcza reprezentujących dyscypliny rolnicze, w których mamy wiele ciekawych projektów badawczych o charakterze wdrożeniowym.
Jak wielu jest takich, którym obniżono pensum?
Na etatach badawczych mamy zatrudnionych obecnie 26 osób, a 51 pracowników badawczo-dydaktycznych ma obniżone pensum.
W wyniku ewaluacji spełniacie kryteria uniwersytetu klasycznego. Wykorzystacie to?
Przyznam, że do wyników ewaluacji mamy pewne zastrzeżenia, a dokładniej do sposobu zaliczania dorobku w drugim kryterium. Musieliśmy podpisać umowę na duży unijny projekt przed rozpoczęciem okresu ewaluacji, ale same zadania były realizowane przez cały okres ewaluacji. Rozporządzenie określało, że środki uzyskane w projekcie mogły zostać uwzględnione w kryterium drugim na podstawie terminu zawarcia umowy, a nie realizacji projektu, czyli okresu, gdy te pieniądze pojawiły się w uczelni. Nasze odwołanie nie przyniosło pozytywnego efektu. Mówiąc krótko, środki z tego projektu nie wejdą do żadnej ewaluacji, tak jakby ich w naszym dorobku nie było. Gdyby w drugim kryterium zostały uwzględnione, mielibyśmy także kategorię A dla technologii żywności i żywienia. Natomiast mogliśmy uwzględnić publikacje z tego projektu w kryterium pierwszym. Dura lex, sed lex.
Oczywiście każdą uczelnię ocenia się głównie przez pryzmat studiów i zainteresowania nimi. I tu ponosimy konsekwencje przemian gospodarczych. Ostatni powszechny spis rolny pokazał, że w ciągu dwudziestu lat z rolnictwa odeszło półtora miliona pracowników. Jeszcze na przełomie wieków w rolnictwie zatrudnionych było 22% pracujących, a dzisiaj jest to niewiele ponad 8%. Ma to przełożenie na zainteresowanie kierunkami rolniczymi. Bronią się technologia żywności i kierunki pokrewne oraz leśnictwo. To ostatnie ma stabilnego pracodawcę, czyli Lasy Państwowe, a sektor produkcji żywności zawsze będzie potrzebował kadr. Oczywiście i tutaj zauważamy istotne problemy. Unia Europejska wprowadza programy środowiskowe, które zmierzają do ograniczenia nie tylko produkcji rolniczej, ale także leśnej. Ich konsekwencją będzie odejście kolejnych setek tysięcy osób z zawodów związanych z leśnictwem i przetwórstwem drewna. Jeszcze dziesięć lat temu na technologię żywności przyjmowaliśmy około dwustu osób, teraz jest to sto dwadzieścia. Na tym kierunku następuje zmiana profilu kształcenia w kierunku dietetyki, gdyż żywność już na etapie wytwarzania powinna mieć zapewnione określone parametry dietetyczne.
Jak się ma klasyczna agronomia?
W tej chwili rekrutujemy około trzydziestu studentów na pierwszy rok, a kończy studia około dziesięciu–dwunastu absolwentów. Większość z nich nie pracuje potem w rolnictwie, lecz w instytucjach okołorolniczych. Dzisiaj, aby zostać rolnikiem, wystarczy ukończyć dwusemestralne, podyplomowe studia prowadzone w trybie zdalnym. Uzyskuje się w ten sposób świadectwo, które upoważnia do zakupu ziemi i prowadzenia działalności rolniczej, otrzymywania dotacji na posiadaną ziemię i prowadzoną działalność. Nie tylko te, ale wszystkie studia podyplomowe wymknęły się spod jakiejkolwiek kontroli. Nie ma nad nimi nadzoru także Polska Komisja Akredytacyjna.
W Polsce jest milion trzysta siedemdziesiąt tysięcy gospodarstw rolnych. Jednak, gdybyśmy wzięli pod uwagę różne dzierżawy, okazałoby się, że faktycznie funkcjonuje ich o połowę mniej. Dlatego przyjmuje się, że jest ok. czterystu tysięcy gospodarstw towarowych. Średnie szkoły rolnicze kończy niewiele ponad dwa tysiące absolwentów. Z kilkunastu absolwentów agronomii, dzisiaj rolnictwa, najwyżej kilkoro, może dwoje–troje, podejmuje pracę w gospodarstwach. Pozostali zasilają kadry instytucji okołorolniczych, jak Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ośrodki doradztwa rolniczego, różne instytucje nasiennictwa i ochrony roślin, które dla funkcjonowania rolnictwa są bardzo ważne. Często włączają się w działalność samorządową.
Dlaczego w tej sytuacji trzymacie się nazwy „rolniczy”?
Produkcja żywności i samowystarczalność żywnościowa są ważnym elementem funkcjonowania każdego państwa. Analizy pokazują, że żywności będzie potrzeba więcej niż obecnie, a ograniczenia w stosowaniu nawozów i środków ochrony roślin, które zamierza wprowadzić Komisja Europejska, stawiają przed nami nowe wyzwania właśnie w rolnictwie. To w szczególności potężne wyzwanie dla biotechnologii i bioinżynierii. Widzę zatem przyszłość w pracy naukowej i rozwojowej na rzecz rolnictwa. Pytanie o zmianę nazwy dostałem jako jedno z pierwszych, gdy zostałem rektorem. Ta nazwa, przyznaję, sprawia pewne kłopoty na rynku rekrutacyjnym. Dlatego lepiej jest promować uczelnię przez efekty jej działalności badawczej i wdrożeniowej oraz osiągnięcia absolwentów niż samą nazwę. W tym kontekście przekleństwem stają się niektóre programy telewizyjne i sposób, w jaki pokazują wieś, np. Rolnik szuka żony. Ale to jedna strona medalu. Kraków jest nieco tradycyjny. Co nam da zmiana nazwy na Uniwersytet Technologiczny czy Uniwersytet Hugona Kołłątaja? Dlatego pozostaje nam ta druga strona medalu, czyli perspektywy rozwoju badań na rzecz nowoczesnej, zrównoważonej produkcji żywności, gospodarki leśnej czy w końcu ochrony środowiska. A to są obszary naszej aktywności naukowej i dydaktycznej. Obecna nazwa może być naszą szansą na dobre projekty naukowe i rozwojowe, a w przyszłości także na kandydatów na studia. Za granicą nazwa Uniwersytet Rolniczy ma lepsze konotacje niż u nas. Dzięki temu, że w nazwie uczelni widnieje słowo „rolniczy”, mamy możliwość uczestnictwa w interesujących projektach naukowych. Myślę, że sami siebie nie doceniamy. Zacznijmy się cenić i szanować.
Jakie są wnioski z ewaluacji dla Uniwersytetu Rolniczego?
Kryterium pierwsze nie budzi zastrzeżeń. Niektóre nasze dyscypliny były bardzo wysoko ocenione, a weterynaria była na pierwszym miejscu w tym kryterium. Natomiast drugie kryterium, do którego zastrzeżenia już przedstawiłem, pokazało, ile musimy zrobić. Środki finansowe przeznaczane na badania zlecone i projekty w naszych dyscyplinach są znacznie mniejsze niż te, które w takich dyscyplinach wykazują uczelnie techniczne współpracujące z potentatami górniczymi czy energetycznymi. Nasze badania i prace na rzecz gospodarki w zakresie choćby retencji wody czy produkcji żywności przynoszą środki wielokrotnie niższe. Źródłem środków dla gospodarki wodnej są głównie instytucje, a dla badań nad żywnością małe przedsiębiorstwa rodzinne Małopolski. Dlatego pozostają nam programy międzynarodowe. Złożyliśmy po raz drugi wniosek o utworzenie uniwersytetu europejskiego pod naszym przewodnictwem. Poprzednim razem mieliśmy czterech partnerów, co okazało się zbyt małą liczbą, dlatego teraz mamy ich siedmiu. Liczymy na sukces. Kolejna inicjatywa to wejście do CIRIEC-u – organizacji, której celem jest podejmowanie i promowanie gromadzenia informacji, badań naukowych oraz publikowanie prac dotyczących sektorów gospodarki i działań zorientowanych na służbę dla społeczeństwa. Poza różnego rodzaju instytucjami należy do niej ponad 60 uczelni z całego świata, a URK jest jedyną uczelnią z Polski. To otwiera nam wiele możliwości, w tym tworzenia sieci instytucjonalno-naukowej w Polsce. Dzięki naszej aktywności w CIRIEC-u Uniwersytet z Seulu już jest zainteresowany podpisaniem porozumienia dotyczącego technologii żywności. Byliśmy z naszymi pomysłami także w Kolumbii, Brazylii, Mongolii i innych ciekawych regionach świata. Mamy dobry odzew i liczymy na podpisanie umów na projekty badawcze, które przyniosą nam korzyści także w ewaluacji. Będziemy mieli lepsze oceny wpływu, bo to będą przedsięwzięcia międzynarodowe. Zatem ta jedna inicjatywa może nam dać szereg korzyści: wyżej oceniane projekty, znaczne środki finansowe, międzynarodowe publikacje oraz wpływ społeczny.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, jakie środki zostały przeznaczone na publikacje, o których ostatnio jest tak głośno. Podliczyliśmy te koszty: mniej więcej co piąta złotówka z naszych wewnętrznych środków na badania, czyli z subwencji, została wydana na publikacje. Zyskaliśmy na tym, że wiele opracowań miało interdyscyplinarny charakter, a to przełożyło się na bardzo dobre wyniki w pierwszym kryterium. Chcemy wzmocnić interdyscyplinarność poprzez odpowiednią politykę finansową. Liczymy na leśników, którzy otrzymali kategorię A+ i mają szeroką współpracę międzynarodową z najważniejszymi ośrodkami zagranicznymi w tym obszarze: w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Norwegii. Teraz pozyskali grant w programie LIFE, jeden z dwóch przyznanych przez Komisję Europejską. To jest sto osiemdziesiąt milionów na trzech partnerów, czyli sześćdziesiąt milionów dla naszej uczelni. Celem projektu jest odtworzenie naturalnych właściwości torfowisk położonych na obszarach Natura 2000, ich bioróżnorodności i funkcji retencji wody, a dzięki temu przywrócenia siedlisk dla ginących gatunków zwierząt. W wyniku melioracji i odwodnienia, a następnie suszy, część torfowisk uległa już mineralizacji. Nasze badania pokazują, że są szanse na zmianę tego stanu.
Bardzo wzrosła wynalazczość i patentowanie. Między innymi mamy urządzenie do niszczenia inwazyjnych chwastów, np. barszczu Sosnowskiego i rdestowców, za pomocą mikrofal. Otrzymaliśmy za to rozwiązanie nagrodę w Konkursie Siemensa i tytuł Polskiego Produktu Przyszłości. Z rdestowcem są problemy na torowiskach i innych obszarach inwestycji infrastrukturalnych, co skutkuje zainteresowaniem firm o charakterze globalnym, takich jak Skanska czy Orlen. Mamy także patenty na wiele produktów żywnościowych dedykowanych sportowcom i osobom o szczególnych potrzebach w zakresie diety, na rozwiązania inżynierskie dla weterynarii i innych dziedzin naszego życia oraz na rozwiązania z zakresu nanotechnologii dla przemysłu kosmetycznego. Mamy także patent na bakterie, które rozmnażają się w niskich temperaturach i powodują degradację substancji szkodliwych. To tylko część innowacji będących efektem pracy naszych naukowców. Pozostajemy przy tradycyjnej nazwie, bo widzimy w niej szansę w przyszłości oraz rozpoznawalność, zwłaszcza w kontekście międzynarodowym.
Widzicie szanse dla badań na rzecz rolnictwa?
Tak. Zielony Ład wprowadza szereg ograniczeń w dotychczasowym sposobie produkcji żywności. Dla nas to wyzwanie, w jaki sposób zapewnić w tej sytuacji wysokie plony. Nawożenie nie może przekroczyć poziomu 150 kilogramów NPK na hektar, a my jesteśmy temu w stanie sprostać przy bardzo niewielkiej redukcji nawożenia. Przecież polskie rolnictwo jest w znacznie mniejszym stopniu uzależnione od nawozów mineralnych i agrochemikaliów niż zachodnie. Wprowadzając zasady rolnictwa precyzyjnego, mamy możliwości utrzymania poziomu produkcji rolniczej na tym samym poziomie, przy jednoczesnej poprawie jego efektywności, także tego rolnictwa prowadzonego w mniejszej skali. Do niedawna technologia wymagała komasacji gruntów, odpowiednio dużego areału, aby wprowadzenie nowych rozwiązań było opłacalne. Możemy teraz myśleć o skutecznym i efektywnym wprowadzaniu takich rozwiązań na areałach kilkuhektarowych, a nawet mniejszych, od jednego hektara, obniżając przy tym koszty. Dzisiaj jednak problemem nie będzie produkcja, lecz dostarczenie odpowiednio przygotowanych produktów na rynki. Jest moda na dietę wege, opartą na boczniakach, soi, innych roślinach strączkowych. To wymaga przeprofilowania produkcji, wprowadzenia nowych lub dotychczas marginalnych upraw na szerszą skalę. Jesteśmy przygotowani do tego, by takie zmiany w rolnictwie wprowadzać. W tym roku oddajemy do użytkowania Centrum Innowacji oraz Badań Prozdrowotnej i Bezpiecznej Żywności, w którym będzie sześć linii produkcyjnych dostosowanych do przetwarzania surowców rolniczych w warunkach produkcji przemysłowej: owoców, warzyw, mleka, mięsa, ale także będzie tam minibrowar, winiarnia, różnego rodzaju reaktory biologiczne i inna aparatura umożliwiająca prowadzenie badań nad produkcją w obiegu zamkniętym. Uruchomiliśmy już pracownię grzybów jadalnych i leczniczych. Wchodzimy w porozumienie w Sanepidem i uruchamiamy badanie suplementów diety, czyli tych wszystkich produktów, które obecnie rozpowszechniane są na rynku niemal bez żadnej kontroli. Takich badań nie jest w stanie przeprowadzić sam lekarz, chemik, dietetyk czy nawet technolog żywności. Wymaga to współpracy wielu specjalistów, kompilacji ich wiedzy i umiejętności. Budujemy miejsce i kadrę do badania tego rodzaju produktów. Przeanalizujemy, czy po przejściu przez linię produkcyjną zachowają one walory, które wykazywały w skali laboratoryjnej. Liczymy, że będzie to miejsce realizacji wielu prac dyplomowych i doktorskich o charakterze wdrożeniowym. Podstawą takich rozwiązań jest właściwy surowiec, a o tym decyduje rolnik, ogrodnik, zootechnik czy rybak. A dalej mamy obrót produktami i marketing.
A co robicie dla klasycznej, starej wsi?
W okolicach Krakowa mamy bardzo rozdrobnione rolnictwo. Jest tu dużo gospodarstw ogrodniczych. Z myślą o nich realizujemy projekty dotyczące precyzyjnego ogrodnictwa, prowadzonego także w warunkach polowych. Badane są problemy szybkiego rozpoznania potrzeb uprawianych roślin. Przecież wystarczy za pomocą telefonu zrobić zdjęcie rośliny, a aplikacja, czyli program, analizuje je według algorytmów napisanych przez naszych pracowników. Na tej podstawie wiemy, jakich składników roślinie brakuje, jakie są jej potrzeby i zagrożenia. Dlatego jesteśmy zainteresowani rozwijaniem badań i kierunku studiów bioinformatyka i analiza danych, chociażby ze względu na potrzeby przyszłego rynku pracy i naszą matematykę, która uzyskała kategorię A. Rolnicy potrzebują modeli prognostycznych, które umożliwią im podejmowanie działań zapobiegawczych już w sytuacji zagrożenia wystąpienia określonych arofagów. Działają wówczas prewencyjnie. Opracowujemy takie rozwiązania. Na potrzeby rolników zainteresowanych uprawą soi realizujemy badania dotyczące uwarunkowań jej produkcji w naszych warunkach. Prowadzimy także prace na rzecz zootechniki, głównie dotyczące potencjału genetycznego ras rodzimych, rozrodu oraz paszoznawstwa i dietetyki zwierząt.
Zapytam o unikalny zakład leśny w Krynicy.
Myślę, że istnienie Leśnego Zakładu Doświadczalnego z lasami o powierzchni prawie 6,5 tysiąca hektarów przyczyniło się do sukcesów naszych leśników. Prowadzimy tam normalną produkcję leśną, czyli pozyskanie drzewek i drewna, ale także szkółki leśne, w których selekcjonujemy materiał siewny oraz produkujemy sadzonki. Na terenie zakładu mamy zlokalizowane kilkadziesiąt stanowisk badawczych. Są tam poletka porównawcze do badań prowadzonych w innych regionach kraju, np. w Beskidzie Śląskim, na Podlasiu czy w parkach narodowych, a nawet w innych regionach świata. Dlatego studenci mogą praktycznie rozwijać umiejętności, a nauczyciele prowadzić badania w warunkach funkcjonowania kompleksu leśnego. Ostatnio, co było tematem wykładu inauguracyjnego prof. Jarosława Sochy, na podstawie prowadzonych w Kanadzie badań starych lasów zostały opublikowane wyniki świadczące o tym, że to nie sam dwutlenek węgla jest problemem w przyrodzie, ale głównie dodatkowy azot, który powoduje wybujałość roślin i zbyt szybki przyrost masy. Współczesne sosny są przez to o około 30% wyższe w porównaniu do tych sprzed pięćdziesięciu lat. Jednak są znacznie cieńsze, a przez to podatne na wiatry. W rezultacie możemy je pozyskiwać jako materiał na papier czy drewno opałowe, a nie na budulec czy materiał meblarski. Te same badania pokazały, że stare lasy w Kanadzie produkują więcej CO2 niż cały przemysł kanadyjski. Z drzewami jest tak, jak z każdym żywym organizmem – funkcjonuje, rozwija się, ale w pewnym momencie zamierają jego funkcje życiowe i zamiast asymilować CO2, wydziela ten gaz do atmosfery. Inny problem badań leśnych to poziom wód gruntowych, który obniżył się już o półtora, a miejscami nawet dwa metry poniżej tego sprzed dwudziestu lat. Ostatnie badania wskazują, że corocznie poziom wody spada o 20-30 cm, co jest katastrofalne w skutkach dla drzewostanu. Z takim zjawiskiem spotkaliśmy się np. w Puszczy Białowieskiej. System korzeniowy starych drzew nie jest w stanie pobrać wody z głębszych warstw i drzewa zamierają. Trzeba je zastąpić młodymi, które potrafią się zaadaptować do nowych warunków i rozwinąć system korzeniowy głębiej, skąd mogą pobierać życiodajną wodę. Na naszym Wydziale Leśnym mamy ciekawą i korzystną sytuację naukową, bowiem są tam dwie grupy naukowców o różnych podejściach do problematyki leśnej. Jedni to tradycyjni leśnicy, którzy myślą o uprawie lasu, wycince, produkcji drewna, ale i ochronie lasu. Z drugiej strony są ekolodzy, którzy zajmują się obiegiem pierwiastków w ekosystemie leśnym, obiegiem wody, raczej zachowaniem niż wykorzystaniem produkcyjnym lasu. Na styku tych dwóch sposobów myślenia tworzą się ciekawe idee, pomysły. Na każdej konferencji są gorące spory, a co najważniejsze – jest tam spore grono młodych ludzi, w tym z tytułem profesora.
Niegdyś uczelnie rolnicze posiadały spore ilości gruntów rolnych. Jak było w URK i co z tego pozostało?
Mieliśmy znaczne areały gruntów w obrębie dzisiejszego Krakowa, w tym ponad stuhektarowe gospodarstwo w Mydlnikach, utworzone na bazie miejscowego folwarku na początku XX wieku na potrzeby Studium Rolniczego UJ. Dzisiaj to już jest Kraków. Dlatego obecnie mamy tylko niewielkie ponadstuhektarowe gospodarstwo w Prusach. W Garlicy Murowanej mamy ogrodniczą stację doświadczalną; łącznie około sześćdziesięciu hektarów, w tym półtora hektara winnicy i 20 hektarów sadów. Mamy stację hodowlaną w Rząsce z małą stadniną koni, stadem zachowawczym gęsi zatorskiej, zwierzętami futerkowymi, w tym królikami, które zostały czempionami na ostatnich międzynarodowych wystawach. To także obiekt o powierzchni około sześćdziesięciu hektarów. Ponadto w Mydlnikach mamy Rybacką Stację Doświadczalną z ok. 28 hektarami stawów rybnych oraz na Bielanach stację z tradycyjnymi dla naszego regionu owcami. Niewielkie pozostałości gospodarstwa pozostały także w Okocimiu. Mamy stacje doświadczalne do każdej działalności rolniczej, jednak łącznie jest to raptem nieco ponad czterysta hektarów, nie licząc zakładu leśnego w Krynicy. Różne były potrzeby uczelni, a tym samym różne przyczyny zbywania części majątku. We mnie gdzieś głęboko pozostało pochodzenie chłopskie i raczej mam tendencję do kupowania ziemi i poszerzania działalności, a nie do jej zbywania. W tym sensie kupujący mają ze mną kłopot.
Czy pochodzenie miało znaczenie przy wyborze uczelni?
W jakimś sensie tak, bo było czymś naturalnym w rozwoju moich zainteresowań. Ukończyłem Technikum Rolnicze w Krzelowie. Lubiłem zwłaszcza mechanizację, co wyniosłem z domu. Z ojcem naprawialiśmy maszyny, skręcaliśmy i rozkręcaliśmy, przygotowując je do pracy w polu, zgodnie z jego powiedzeniem: „ludzie to zrobili, ludzie potrafią zepsuć i naprawić”. Rodzice mieli gospodarstwo prawie trzydziestohektarowe z bydłem mlecznym, a zatem maszyn dużo. Dlatego po maturze wybrałem Wydział Techniki Rolniczej i Energetyki. Dostałem propozycję pozostania na uczelni na stanowisku asystenta technicznego. Doświadczenie praktyczne miało dla mnie bardzo duże znaczenie i istotnie mi pomogło w karierze naukowej. Połączyłem mechanizację z ekonomiką i tak pod okiem moich mistrzów stałem się jednym z lepszych specjalistów z tego zakresu, wykorzystującym kwalifikacje jako rzeczoznawca, także w sądzie i na rynku ubezpieczeniowym. Teraz kompetencje ekonomiczne przydają mi się w zarządzaniu wielkim gospodarstwem, jakim jest uczelnia rolnicza.
Czy do zakładów rolnych dokładacie, czy zarabiacie na nich?
Nasz Leśny Zakład Doświadczalny w zeszłym roku przyniósł prawie 7 milionów złotych zysku. Inaczej wyglądają pozostałe stacje, ale to są efekty ich włączenia w struktury katedr, które zwykle nie mają pieniędzy na inwestycje. Dlatego postanowiłem wydzielić je jako wyodrębnioną działalność gospodarczą. Wszystkie wymagają znacznego doinwestowania, co szczególnie dotyczy stawów hodowlanych. W niektórych mamy 70 centymetrów namułu, co eliminuje pewne gatunki ryb. Mam zamiar połączyć stawy z gospodarstwem w Prusach, gdzie nie ma produkcji zwierzęcej, a zatem pracownicy mają okresowo znacznie mniej zajęć. Po odłowieniu ryb do zimochowów, mogliby zająć się rekultywacją stawów, zyskując cenną próchnicę na pola. A stawy położone są raptem siedem kilometrów od centrum Krakowa, co umożliwia uruchomienie komercyjnego łowiska. Mam nadzieję, że wkrótce ta jednostka będzie się bilansować finansowo, gdyż negocjujemy umowy na uprawy dużych powierzchni warzyw.
Czy uniwersytet zyskał czy stracił na wstrzymaniu algorytmu?
Myślę, że jednak zyskaliśmy. Wynika to ze sporego ubytku studentów. Gdyby algorytm działał, stosunek liczby studentów do wykładowców, który u nas jest na poziomie wymaganym dla uczelni badawczej, skutkowałby obniżeniem subwencji. Prawdopodobnie musielibyśmy zastanowić się nad optymalizacją liczby zatrudnionych nauczycieli. W tym okresie uruchomiliśmy nowe kierunki kształcenia, które mają poprawić wskaźniki rekrutacyjne. Obecnie przyjmujemy ok. dwa tysiące sto osób na pierwszy stopień studiów, a chcemy dojść do około dwu i pół tysiąca, może nawet więcej. W tym trudnym okresie utrzymaliśmy najcenniejszy zasób każdej uczelni – pracowników. Jednak w wielu specjalnościach rolniczych nie mamy już rekrutacji nowych pracowników naukowych, co w przyszłości może mieć negatywne konsekwencje. Pod względem wyników finansowych zawsze jesteśmy na lekkim plusie, przy czym wynik działalności operacyjnej w nauce i kształceniu nie zawsze się bilansuje. Zysk jest tworzony głównie z działalności gospodarczej. Budżet uczelni wynosi około dwustu trzydziestu milionów, z czego subwencja wynosi sto sześćdziesiąt. To oznacza, że różnicę prawie siedemdziesięciu milionów złotych (30% budżetu – red.) pozyskujemy we własnym zakresie.
Czy istniejąca infrastruktura naukowo-dydaktyczna uniwersytetu jest wystarczająca, czy może planujecie jakieś inwestycje?
Generalnie mamy wystarczającą powierzchnię dydaktyczną. W okolicach szczytów rekrutacyjnych na przełomie wieków mieliśmy dwanaście tysięcy studentów. Zatem skoro infrastruktura była wystarczająca przy tamtej liczbie studentów, to i teraz z nowo już oddanymi i planowani do oddania inwestycjami tym bardziej powinna wystarczyć. Niedawno zbudowaliśmy nowoczesną halę sportową, a w starej przygotowaliśmy pomieszczenia dla weterynarii. Na Bielanach powstały piękne laboratoria dla weterynarii. Wyremontowaliśmy dworek Janczewskiego, czyli dawny Wydział Ogrodniczy, gdzie dzisiaj funkcjonuje Studium Języków Obcych. Wybudowaliśmy nowy budynek geodezji oraz rozbudowaliśmy obiekty Wydziału Inżynierii Produkcji i Energetyki. Jak już wspomniałem, w tym roku oddajemy do użytkowania centrum badawcze na ul. Balickiej oraz nowe kliniki w Rząsce. Przydałaby nam się nowa siedziba Biblioteki Głównej, gdyż jej zbiory są w tej chwili rozproszone w różnych miejscach. A nasza biblioteka to nie tylko księgozbiór, ale też muzeum z ciekawymi eksponatami. Nieprzemyślana rozbudowa infrastruktury mogłaby grozić przeinwestowaniem. Musimy nauczyć się wykorzystywać wspólnie infrastrukturę naukową. Nie dublować takich samych urządzeń badawczych, ale korzystać z jednego laboratorium dobrze wyposażonego. Problemem majątkowym, który nas najbardziej nurtuje, jest tzw. budynek jubileuszowy, gdzie pracuje jedna trzecia kadry i kształci się taki sam odsetek studentów. Staramy się wyjaśnić jego stan prawny, gdyż obecnie formalnie nas tam nie ma, zatem nie uzyskamy żadnego pozwolenia na remont, a przykładowo windy są z 1965 roku, zaś instalacje elektryczne starego typu nie dają możliwości podłączenia nowoczesnych urządzeń. Czekamy na zakończenie postępowania sądowego w tej sprawie.
Jak „wychodzi” wspólna weterynaria z UJ?
To już ostatni wspólny rok. Wkrótce po raz ostatni wręczymy wspólne dyplomy UJ i URK. Zakończenie współpracy wynikało z konieczności przejścia na profil praktyczny z uwagi na skromną kadrę. Polska Komisja Akredytacyjna nie chciała zaakceptować tego, że przedmioty podstawowe mogą prowadzić lekarze „klasyczni”. Ponadto laboratoria w Bielanach nie dawały pełnych możliwości klinik weterynaryjnych, które oddamy dopiero na nowy rok akademicki, zatem korzystaliśmy z infrastruktury zewnętrznej, na co pozwalał tylko profil praktyczny. A przecież dzisiaj nawet kierunki medyczne uruchamia się ze szpitalami zewnętrznymi. W tym czasie nasze zasoby kadrowe znacznie się poprawiły, mamy dwa razy więcej nauczycieli samodzielnych niż na początku. Wkrótce powinniśmy mieć pierwszego własnego profesora tytularnego z weterynarii. Już zatrudniliśmy profesora z Uniwersytetu Florydy, zajmującego się rozrodem koni, a na te zwierzęta chcemy profilować naszą weterynarię, bo w okolicach Krakowa rozwija się hodowla koni. Niestety może tylko 10% obecnych absolwentów weterynarii deklaruje chęć pracy z dużymi zwierzętami, a zatem dla wsi. Pozostali chcą zajmować się małymi zwierzętami, a zatem obsługiwać obszary miejskie. Ma to także związek ze zmianami na wsi. Pogłowie krów w Polsce się nie zmniejszyło, ale nastąpiła jego koncentracja, zatem potrzebujemy mniej weterynarzy, którzy te stada obsługują.
Czy prowadzicie badania losów absolwentów?
Tak, ale znacznie więcej wiedzy dają nam zjazdy absolwentów. Przybyłym absolwentom dajemy ankiety do wypełnienia i to jest źródło rzetelnej informacji. Informację czerpiemy także ze spotkań w przedsiębiorstwach. Ostatnie odbyło się w Orlenie, który uruchomił procesy biotechnologiczne w Trzebini. Jak się okazuje, kierowniczką działu produkującego kwas mlekowy jest nasza absolwentka sprzed trzech lat. I tu nazwa „rolniczy” działa. Przedsiębiorcy wiedzą, że właśnie my kształcimy odpowiednich ludzi, że w naszym uniwersytecie trzeba szukać specjalistów od biokomponentów i od biotechnologii. A przecież obecnie wszyscy przechodzą na „bio”. Miesiąc temu podpisaliśmy list intencyjny z producentem materiałów budowlanych, który także potrzebuje fachowców od „bio”, bo chce w swoich produktach mieć biokomponenty, które poprawiają właściwości np. izolacyjne bądź mechaniczne materiałów budowlanych.
Jak publikuje się w uniwersytecie rolniczym?
Kryterium pierwsze było kosztowne, ale za to międzynarodowa widzialność i cytowalność naszych publikacji już po dwóch latach obowiązywania nowej strategii wzrosła znacznie powyżej początkowych oczekiwań. Założyliśmy wskaźnik roczny na poziomie 20% wyjazdów pracowników za granicę, a osiągnęliśmy ponad dwukrotnie większy. Dzięki temu mamy zaproszenia do podjęcia tematów badawczych za granicą. Zatem inwestycje w publikacje przyniosły nie tylko wynik punktowy, ale rozwijają nas naukowo.
Czy pracownicy URK publikują w czasopismach technicznych, branżowych?
To było niestety przekleństwo tej parametryzacji: nasi ogrodnicy i rolnicy piszą po angielsku dla polskiego ogrodnika czy rolnika! Akurat ogrodnicy bardzo poważnie traktują publikowanie dla naszych krajowych specjalistów, ich artykuły są oczekiwane przez środowiska branżowe. Podobnie jest z lekarzami weterynarii czy zootechnikami. Musimy takie publikacje docenić w ewaluacji, bo inaczej producenci żywności stracą dostęp do najnowszej wiedzy.
Jak pan widzi swoją uczelnię w najbliższej przyszłości?
Przede wszystkim widzę ją funkcjonującą w tym obszarze co teraz, a więc jako uczelnię rolniczą z zootechniką i leśnictwem oraz ukierunkowaną na rozwiązywanie problemów szeroko pojętego sektora gospodarki żywnościowej. Tutaj widzę jej dalszy rozwój i przyszłość. Uniwersytet musi rozwijać się w oparciu o badania pożądane przez gospodarkę, realizowane we współpracy z rolnictwem, leśnictwem i przemysłem. Kolejny kierunek rozwoju to kooperacja z partnerami zagranicznymi, bo tam nazwa „rolniczy” jest odbierana inaczej niż w Polsce. Widzi się ją przez pryzmat potencjału oraz znaczenia rolnictwa i gospodarki żywnościowej, a przecież to podstawowe potrzeby człowieka. Słowo „rolniczy” ma tam bardzo pozytywną konotację, jest kojarzone z określonymi kompetencjami, które posiadają nasi badacze i absolwenci. Liczę też na obsługę typowo wiejskich regionów, które szybko się zmieniają, ale wciąż mają swoją specyfikę. Znamy ją i potrafimy wykształcić kadry, które odpowiedzą na potrzeby wsi.
Rozmawiał Piotr Kieraciński