materiał sponsorowany
Olena Sloboda pochodzi ze Lwowa. Trzy lata temu rozpoczęła studia z grafiki na Wydziale Artystycznym UMCS w Lublinie. Po ostatniej sesji wyjechała w rodzinne strony, gdzie zamierzała spędzić międzysemestralną przerwę. Tam zastał ją wybuch wojny. Przeczuwając dalszy rozwój wypadków, jeszcze tego samego dnia spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wróciła do Polski. Najpierw pomagała rodakom na granicy w Zosinie. Później za namową koleżanki pojawiła się w Heliosie.
– Potrzebny był tłumacz, bo do Lublina przyjeżdżało coraz więcej ludzi nie znających ani polskiego, ani angielskiego. A trzeba ich było zakwaterować, dowiedzieć się, jakich artykułów w danej chwili najbardziej potrzebują, niektórym znaleźć lekarza, psychologa, pomoc prawną – wylicza Olena.
Dom studencki Helios stał się dla uciekających przed wojną prawdziwym azylem. Mogą tu odpocząć, przespać się, umyć, zjeść coś gorącego… Dla niektórych to tylko przystanek w dalszej podróży, inni zatrzymują się na dłużej. UMCS jako jedyna uczelnia publiczna w regionie udostępnił im cały akademik. Na ten czas oddano go pod administrację Urzędu Miasta. W tej chwili przebywa tam 300 osób, głównie matek z dziećmi, ale były dni, gdy zajętych było wszystkich 450 miejsc. Uchodźcy nie są tam pozostawieni sami sobie. Do ich dyspozycji są przez cały czas wolontariusze. Tacy właśnie jak Olena.
– Spędzam tu każdą wolną chwilę, gdy nie mam zajęć, to nawet całą dobę, bo dyżury są też w nocy. Najtrudniejszy moment? Chyba wtedy, gdy przyjechał autokar ze 150 osobami. Płakali, pytali, jak długo można tu zostać, co muszą zrobić, byli bardzo zestresowani. Uspokajałam: jesteście w Polsce, pomożemy wam – wspomina.
Studenci z Ukrainy, tacy jak Olena, stanowią najliczniejszą grupę cudzoziemców kształcących się na lubelskiej uczelni. Jest ich ponad osiemset. Do tego dochodzi blisko stu pracowników i doktorantów pochodzenia ukraińskiego. Już choćby z tego względu uczelnia miała do odegrania szczególną rolę w tej sytuacji. Ale same liczby nie są tu najważniejsze – one nie oddają w pełni idei universitas.
– Wypełniając edukacyjną misję uniwersytetu, przygotowujemy młodych ludzi na wyzwania współczesnego świata. Wojna w Ukrainie sprawiła, że lekcje z empatii, solidarności, współpracy nie mają już tylko teoretycznego wymiaru. Jako największa uczelnia we wschodniej Polsce, tuż przy granicy z Ukrainą, nie mogliśmy pozostać obojętni na dziejący się obok nas dramat – przyznaje rektor, prof. Radosław Dobrowolski.
– Między nami i naszymi koleżankami i kolegami z Ukrainy zawsze była pewna bliskość. Oni są z nami w grupach, z nami studiują, odczuwamy bezpośrednio ich dramat – podkreśla Patryk Bukała, przewodniczący Zarządu Uczelnianego Samorządu Studentów UMCS i koordynator ds. pomocy humanitarnej na Lubelszczyźnie z ramienia Parlamentu Studentów RP.
Tuż po rosyjskiej agresji władze UMCS wyraziły solidarność z całym społeczeństwem ukraińskim, w szczególności ze swoimi studentami i doktorantami. „Zapewniamy, że w tym trudnym czasie możecie liczyć na wsparcie ze strony swojej Alma Mater w zakresie m.in. zapomóg, ustalenia puli bezpłatnych miejsc w domach studenckich dla osób pochodzących z Ukrainy, wprowadzenia obniżki opłat za studia, a także uruchomienia dodatkowej liczby bezpłatnych miejsc w ramach programu „Talenty na UMCS” – inicjatywy, która umożliwia podjęcie bezpłatnego kształcenia na naszej uczelni” – napisało w specjalnym liście kolegium władz rektorskich.
Dynamiczna sytuacja sprawiła, że słowa błyskawicznie zamieniały się w czyny. Rektor powołał pełnomocnika ds. pomocy Ukrainie, którym została dr Alina Czarnacka. Przez Lublin w pierwszych tygodniach przetoczyła się blisko 1,5-mlionowa fala uchodźców, więc pomoc ze strony uniwersytetu musiała objąć nie tylko studentów, ale także inne osoby. Utworzono Zespół ds. pomocy Ukrainie, któremu przewodniczy prorektor ds. ogólnych, prof. Arkadiusz Bereza. Uruchomiono specjalną zakładkę na stronie internetowej UMCS (www.ukraina.umcs.pl) i adres mailowy (ukraina@umcs.pl), który stał się podstawowym kontaktem z ukraińską społecznością uniwersytetu.
Ducha uniwersyteckiej wspólnoty najlepiej chyba oddała zainicjowana na uczelni zaraz na początku wojny zbiórka darów. Zaangażowali się w nią również mieszkańcy Lublina. Przez ponad dwa tygodnie do punktu zorganizowanego przy stołówce akademickiej „Trójka” przynoszono to, co było najbardziej potrzebne: ubrania, żywność z długim terminem przydatności, wyroby higieniczne, artykuły medyczne niewymagające specjalnych warunków przechowywania, produkty dla dzieci. Wysłano kilkanaście transportów, w tym jeden 20-tonowy tir. Dzięki ochotnikom załadowano go w ledwie kilka godzin. Choć nie obyło się bez problemów.
– Tak duży pojazd nie mógł wjechać na miasteczko akademickie, więc czekał na wyznaczonym miejscu, a my dowoziliśmy tam paczki mniejszymi samochodami – opowiada Taras Bondarenko, który zajął się koordynacją kwestii logistycznych.
Zwłaszcza na początku ważne było, żeby pomoc trafiała na Ukrainę jak najszybciej. Współpracowano w tym zakresie z organizacjami pozarządowymi. Co dwa, trzy dni posegregowane już dary wysyłano z Lublina. Jechały m.in. do Chmielnickiego i Lwowa. Z tymi miastami uczelnia od dawna współpracuje. Znajdują się tam punkty informacyjne UMCS, których pracownicy zgłaszali zapotrzebowanie dla miejscowego centrum pomocy humanitarnej. Tam rozdzielano paczki do szpitali, miejscowej ludności czy dalej na front. Niektóre z transportów trafiły też do Równego, Czernichowa, a nawet na tereny okupowane – w tym wypadku trzeba było opracować już bardziej skomplikowaną trasę. Ale z pustymi rękoma nie zostawiano również tych, którzy przebywają w Lublinie i przychodzili do „Trójki”.
– Zaskoczyła mnie skala zaangażowania, każdy pytał, w jaki sposób może dołączyć. Na apel o pomoc w załadunku przyszło tyle ludzi, że w mig załadowaliśmy ciężarówkę. Polscy studenci pomagali swoim ukraińskim kolegom, wykładowcom, tym, z którymi codziennie się spotykają na uczelni. Jestem im naprawdę wdzięczny – podkreśla Bondarenko, który siedem lat temu przyjechał do Polski ze Lwowa. Odbywał roczne stypendium dla naukowców im. Lane’a Kirklanda. Został na UMCS, dziś pracuje w Biurze Rekrutacji.
Oprócz centralnej, zakończonej już, zbiórki, cały czas prowadzone są mniejsze, na poszczególnych wydziałach, m.in. Historii i Archeologii, Filozofii i Socjologii czy Biologii i Biotechnologii.
Przeprowadzono także zbiórkę pieniężną, w wyniku której udało się zrealizować założony cel – prawie 50 tys. zł. Kwota ta pozwoliła przygotować około 230 paczek żywnościowych dla studentów i ich rodzin zamieszkujących w akademikach. Ukraińcom udostępniono bowiem miejsca nie tylko w największym Heliosie, ale również w kilku innych. Wypłacono też ponad 540 zapomóg dla studentów z Ukrainy, a grupie 135 najbardziej potrzebujących obniżono opłaty za studia. W niektórych przypadkach dodatkowo zmniejszone zostały opłaty za zakwaterowanie w domach studenckich. Pomoc zaoferowano także nauczycielom akademickim z ukraińskich szkół wyższych znajdujących się na terenach objętych działaniami wojennymi. Wybrano jednak inną niż standardowa drogę – nie zatrudniania na stałe, co wiązałoby się siłą rzeczy z drenażem intelektualnym Ukrainy, lecz wsparcia na okres do ich powrotu na macierzyste uczelnie. Z miesięcznych staży (z możliwością przedłużenia o kolejne miesiące) korzysta już 14 osób. System, w ocenie rektora, funkcjonuje bez zarzutu.
– Po powrocie do swojej ojczyzny będą oni swoistymi ambasadorami naszego uniwersytetu. Liczę w przyszłości na kooperację z ich uczelniami – zapowiada prof. Dobrowolski.
Takimi ambasadorami już z pewnością są judocy z kadry osób niesłyszących. Dwóch z nich przyjechało do Lublina wraz z rodzinami z Charkowa i Równego. Korzystali z uczelnianych obiektów, głównie sali sportów walki. Intensywnie trenowali przed Deaflympics, czyli igrzyskami olimpijskimi niesłyszących. Widząc to, przedstawiciele Centrum Kultury Fizycznej UMCS postanowili pomóc w przygotowaniach do tej imprezy całej kadrze. Zaproszono ich do Lublina, w sumie 20 judoków. Przez dwa tygodnie mieszkali w domu studenckim Kronos. Ćwiczyli na matach, mogli też regenerować siły na pływalni, a przede wszystkim w spokoju szykować się do rywalizacji w brazylijskim Caxias do Sul. Przywieźli stamtąd worek medali, w tym złote w drużynowej rywalizacji kobiet i mężczyzn oraz kilkanaście indywidualnych.
– Mimo tego, co ich spotkało, piękne było to, w jaki sposób podchodzili do zajęć treningowych. Pokazali pełny profesjonalizm. Byli wdzięczni za naszą pomoc, mówili, że czują się jak w domu. A my mogliśmy dołożyć cegiełkę do ich sukcesu na igrzyskach – przyznaje prof. Tomasz Bielecki, dyrektor CKF UMCS.
Obiekty sportowe uczelni pozostają otwarte też dla pozostałych Ukraińców. Mogą dołączać do grup, które funkcjonują na stałe i obejmują pracowników UMCS bądź ich dzieci. Aktywność fizyczna pozwala na odreagowanie, rozładowanie napięcia związanego z ostatnimi przeżyciami, być może zapomnienie choć na chwilę o dramatycznej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Centrum zorganizowało turnieje sportowe, podczas których pracownicy i studenci UMCS rywalizowali w koszykówce, siatkówce, futsalu. Odbył się także maraton fitness „Kobiety – Kobietom z Ukrainy”.
W Akademickim Centrum Kultury i Mediów UMCS Chatka Żaka zostały zaaranżowane przestrzenie dla uchodźców, takie jak strefa mamy i dziecka czy sala komputerowa przystosowana dla osób ukraińskojęzycznych. Przygotowano zajęcia plastyczne, ruchowe, animacje. Audycji w swoim ojczystym języku Ukraińcy mogą posłuchać w Akademickim Radiu Centrum. Mają też możliwość nauki języka polskiego – kursy uruchomiło Centrum Języka i Kultury Polskiej dla Polonii i Cudzoziemców UMCS. Uchodźcy mogą liczyć także na grupę wsparcia psychologicznego, a dzięki współpracy z Okręgową Izbą Radców Prawnych w Lublinie, której prorektor Bereza jest dziekanem, oferowana jest także bezpłatna pomoc prawna. Radcowie doradzają w zakresie legalizacji pobytu czy ustanowienia opieki w punkcie recepcyjnym na granicy.
– Wszystkie te inicjatywy mają charakter indywidualny, ale mamy świadomość, że przyjdzie też czas na pomoc instytucjonalną, taki plan Marshalla skierowany do ukraińskich uczelni, instytutów. Jeszcze za wcześnie, by myśleć o szczegółach, wszak trudno określić, jak długo potrwają działania wojenne, lecz z pewnością zaoferujemy nasze aktywne wsparcie w odbudowie akademickiej Ukrainy – podkreśla rektor Bereza.
Warto podkreślić, że większość podejmowanych przez uczelnię działań nie byłaby możliwa bez zaangażowania społeczności akademickiej. Zgłosiło się ponad 300 wolontariuszy, w tym wielu ukraińskich studentów mieszkających w Lublinie. Delegowano ich do różnych zadań. Informowali uchodźców o adresach, kontaktach, działaniach różnych instytucji, dostarczali produkty pierwszej potrzeby, pośredniczyli w umawianiu wizyt w szpitalach czy ośrodkach pomocy, organizowali transport do miejsc, do których Ukraińcy chcieli dotrzeć, okazywali wsparcie mentalne. Bardzo cenna okazała się także pomoc językowa udzielana przez studentów ukrainistyki bądź pochodzących z Ukrainy m.in. w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim, Urzędzie Marszałkowskim, Centrum Interwencji Kryzysowej, Szpitalu Dziecięcym i Szpitalu Klinicznym nr 4.
– Na ten wolontariat trzeba spojrzeć też z innej strony. Kiedy Ukraińcy dzwonią do swoich rodzin i mówią, że tu wszystko jest w porządku, że są zaopiekowani, mają gdzie spać i co zjeść, to jest to niezwykle ważna informacja dla tych, którzy tam zostali i dalej walczą – mówi Patryk Bukała.
Na rolę wolontariuszy i podejmowanych przez nich inicjatyw, w które włączali się pozostali członkowie akademickiej społeczności, zwraca uwagę także rektor UMCS.
– To niezwykle cenne doświadczenie w kontekście budowania uczelnianej wspólnoty. Bez wątpienia będzie determinowało jej kształtowanie się w przyszłości – podsumowuje rektor Dobrowolski.
Mariusz Karwowski