logo
FA 6/2022 informacje i komentarze

Po co firmie doktorat wdrożeniowy?

Po co firmie doktorat wdrożeniowy? 1

Fot. Łukasiewicz

Tegoroczne Innovatorium Łukasiewicza zgromadziło w Poznaniu blisko 1200 uczestników. Tematem jednej z debat, którą poprowadził Piotr Kieraciński, red. naczelny FA, były doktoraty wdrożeniowe. To alternatywna droga uzyskania stopnia doktora przeznaczona dla osób, które chcąc rozwijać swoją karierę naukową, równocześnie nie zamierzają rezygnować z pracy zawodowej poza uczelnią. Program ruszył w 2017 r. – Wprowadzając nowe rozwiązanie, znane już na Zachodzie, chcieliśmy, aby u nas doktoraty wdrożeniowe były równoprawne z „tradycyjnymi” doktoratami. W Niemczech czy Wielkiej Brytanii zróżnicowano obie formuły i zainteresowanie było mniejsze – wspominał Piotr Dardziński, ówczesny sekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a obecnie prezes Sieci Badawczej Łukasiewicz.

Cały proces miał wyglądać następująco: do firmy trafia doktorant, który prowadzi badania, uzgodniwszy z przedsiębiorcą ich agendę, zaakceptowaną następnie pod względem jakości przez uczelnię. Firma zyskuje zmotywowanego i dobrze opłaconego pracownika, zaś przedsiębiorca ma pewność, że badanie jest zgodne z jego strategią rozwoju. Co ważne, staje się też właścicielem praw do powstałej własności intelektualnej. – Zyskuje również doktorant, bo ma ambitną pracę i godziwe wynagrodzenie, a także uczelnia, która poprzez badania „linkujące” z biznesem, otwiera się na gospodarkę – dodał Dardziński.

W dotychczasowych pięciu konkursach wyłoniono ponad 2 tys. doktorantów, z których prawie co dziesiąty prowadzi swoje badania w instytutach Łukasiewicza. Nie wszystkie mają charakter inżynieryjny, są także doktoraty z psychologii, socjologii, ekonomii, co przypomniał P. Dardziński.

O korzyściach dla firmy opowiadał dr inż. Adam Piotrowski, szef Vigo System. Podkreślił, że stopień doktora jest niezwykle ceniony w świecie biznesu. – Apeluję do uczelni, żeby budowały prestiż stopnia doktora otwierającego naukową karierę poprzez pilnowanie reguł pisania dysertacji czy recenzji.

Zaimplementowane w jego firmie procesy rozwoju kadr służą temu, aby budować zespół globalnych ekspertów, ludzi, którzy reprezentują światowy poziom w technologii i nauce. Można kształcić ich wewnątrz przedsiębiorstwa, ale dzięki współpracy z uczelniami korzysta się dodatkowo z wiedzy akademików. Obecnie w Vigo System realizowanych jest 10 doktoratów wdrożeniowych.

Zdaniem Tomasza Węsierskiego, dyrektora Centrum Badawczo-Rozwojowego Grupy Azoty, formuła doktoratów wdrożeniowych uczy, jak funkcjonować w obszarach naukowych i jednocześnie przemysłowych, komercyjnych. Wyzwala też lojalizację – pracownicy zdają sobie sprawę z tego, że mogą dać coś firmie od siebie, ale działa to też w drugą stronę. Jak przyznał, na początku nie do końca było jasne, na czym w ogóle ta formuła ma polegać. – Teraz nasi kierownicy, dyrektorzy już sami wskazują, w którym kierunku prowadzić doktorat, by przyniosło to korzyść firmie i zaangażowało wszystkie strony, a nie tylko autora – przyznał. W Grupie Azoty 50 pracowników realizuje tego rodzaju doktoraty.

Dr inż. Michał Grabia, dyrektor Centrum Logistyki i Nowoczesnych Technologii z Łukasiewicz – Poznańskiego Instytutu Technologicznego, wskazywał na rozwój kadr i realizację prac badawczych w obszarze aplikacyjnym jako dwa główne zadania tego typu doktoratów. Ich efekty mogą być podstawą do tworzenia start-upów, np. w ramach inicjatywy Akcelerator Łukasiewicza, albo na zasadach licencji zostać przekazane przedsiębiorcom, którzy wykorzystają opracowaną technologię w realiach gospodarki. Ocenił, że to wartościowa inicjatywa, choć dla pracownika może być trudna w realizacji.

Prof. Adam Woźniak, prorektor Politechniki Warszawskiej ds. rozwoju, zwracał uwagę, że już na wstępnym etapie konieczne jest uważniejsze przyglądanie się kandydatom i reprezentowanemu przez nich poziomowi, a także odpowiedni dobór tematu. Doktorat wdrożeniowy wpisuje się we wszystkie cele, jakie powinna realizować uczelnia techniczna, a więc: kształcenie inżynierów, rozwój nauki oraz współpraca z otoczeniem społeczno-gospodarczym. Określił wszelkie pojawiające się ułomności jako „chorobę wieku dziecięcego”.

Perspektywę wykonawcy przedstawił Tymon Warski z Centrum Materiałów Funkcjonalnych w Łukasiewicz – Instytucie Metali Nieżelaznych, który wykonuje doktorat wdrożeniowy w Politechnice Śląskiej. Akcentował rolę promotora. – Pracownikom firm, którzy nie mieli do tej pory do czynienia z nauką, trzeba wytłumaczyć wszystkie naukowe aspekty, na czym polega kształcenie na tym poziomie. Tego czasem brakuje i dochodzi do nieporozumień. Jak mówił, pieniądze są ważne, choć nie stanowią priorytetu. Podkreślił, że tego typu doktorat to spore wyzwanie, bo trzeba pogodzić obowiązki zawodowe, zajęcia na studiach, egzaminy oraz pisanie rozprawy doktorskiej.

– W systemie polskiej nauki nie ma osoby bardziej ewaluowanej niż doktorant wdrożeniowy. Ocenia pracodawca, dwóch promotorów (w firmie i na uczelni), a do tego agenda musi być ustalona z uczelnią i zaakceptowana przez grono ekspertów w ministerstwie. W standardowych doktoratach tego nie ma, więc zaryzykuję tezę, że wdrożeniowe są ambitniejsze. Ich jakości i przydatności dla firmy, gospodarki można być pewnym – podsumował dyskusję Piotr Dardziński.

MK

Wróć