logo
FA 6/2022 z laboratoriów

Mariusz Karwowski

Odnajdują ducha małych ojczyzn

Odnajdują ducha małych ojczyzn 1

Barczewo. Fot. UM w Barczewie

Wypełniając na różne sposoby misję podtrzymywania lokalnej tożsamości, uczelnie spoza dużych ośrodków akademickich stają na straży miejscowego dziedzictwa kulturowego. Doskonałą tego ilustracją może być Laboratorium Regionów.

Ludzie stamtąd mawiają, że Warmia jest dla ducha, zaś Mazury dla ciała. Potwierdzenia tych słów nie trzeba długo szukać. Umowna granica, która dzieli obie krainy, to jak przejście z jednego świata do drugiego. W tym pierwszym, kształtowanym od stuleci przez katolików, oprócz licznych czerwonoceglastych, gotyckich kościołów dominują charakterystyczne przydrożne kapliczki. Znajdują się prawie w każdej wsi. Doliczono się ich około półtora tysiąca. Najstarsza, w Dobrągu, pochodzi z początku XVI wieku. Stawiano je na skrzyżowaniach dróg, w miejscach objawień czy tam, gdzie lokalna społeczność zbierała się na ważnych dla niej wydarzeniach. Umieszczane na drewnianych bądź murowanych słupach miały służyć nie tylko religijnym celom, były również punktem orientacyjnym, chroniły przed złem, śmiercią i burzami. W niektórych umieszczano dzwony, które wzywały na modlitwę, ale też ostrzegały mieszkańców przed niebezpieczeństwem. Wszystkie są konfesyjnym świadectwem warmińskiej części regionu. Zgoła inaczej niż na Mazurach, gdzie swoją obecność zaznaczyli protestanci. Tu z kolei przeważają warowne zamki i pałace. Wszystkie te obiekty, pełniąc na przestrzeni dziejów wielorakie funkcje, od obronnych po religijne, formowały lokalną tożsamość. Dziś tworzą ją również powidoki, nieistniejące już w rzeczywistości, za to tkwiące nadal w pamięci mieszkańców, jak choćby przedwojenne fabryki, stare młyny, ale także dawne miejsca spotkań. Co więcej, obejmuje ona również sposób życia i funkcjonowania w konkretnym miejscu oraz kontekst, otoczenie, relacje człowieka z przyrodą.

– Niezwykle istotne znaczenie dla dzisiejszego odbioru Warmii i Mazur ma okres powojenny, gdy w wyniku przesiedleń nastąpiła niemal całkowita wymiana ludności. „Nowi” przeważnie nie lubili tego miejsca, czuli się tu niebezpiecznie, bali się kolejnych wypędzeń. Dodatkowo wszystko to, co poniemieckie, wywoływało w nich traumę, więc niszczyli te ślady. Ten proces wpłynął na taki, a nie inny rozwój przestrzeni. Jak pokazują badania, dopiero trzecie, a więc moje pokolenie, może się od tego uwolnić, poczuć jak u siebie. Stąd m.in. dające się teraz obserwować odkrywanie na nowo języka mazurskiego – wskazuje dr inż. Marta Akincza z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

Odnajdują ducha małych ojczyzn 2

Fot. Stanisław Kuprjaniuk. Źródło: Encyklopedia Warmii i Mazur

Plecami do lokalności

Nie przypadkiem akurat ona, architekt krajobrazu, trafiła do Laboratorium Regionów. Obok historyków sztuki, specjalistów od projektowania, inżynierów architektury, to właśnie fachowcy od krajobrazu potrafią chyba najbardziej docenić lokalną tożsamość. W końcu to w nim zapisana jest cała historia danego miejsca, ona w dużym stopniu go kształtuje. Zrządzeniem losu nie jest także to, że w projekcie badawczo-wdrożeniowym, realizowanym pod auspicjami Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki, bierze udział olsztyńska uczelnia. I przypada jej szczególna rola. Instytucje akademickie znajdujące się poza dużymi ośrodkami, za to mocno osadzone w swoim środowisku, siłą rzeczy stają się strażnikami miejscowego dziedzictwa. Misję tę mogą wypełniać poprzez dydaktykę, prowadząc choćby kierunki studiów tradycyjnie związane z regionem i odpowiadające na zapotrzebowanie tamtejszych pracodawców, bądź poprzez działalność naukowo-badawczą, realizując projekty ukierunkowane na specyfikę danego miejsca. Stąd zaangażowanie UWM do Laboratorium Regionów. Trzecim partnerem jest Politechnika Warszawska. Naukowcy, wspierani przez fotografów architektury, których inne, obrazowe postrzeganie przestrzeni doskonale uzupełnia akademickie dyskusje, koncentrują się nad rozwiązaniami służącymi ochronie integralności architektonicznej i urbanistycznej regionów rozumianej jako dziedzictwo kulturowe. W pierwszej kolejności zajęto się Warmią i Mazurami.

– Chcemy w oparciu o ideę Baukultur, która polega na edukowaniu w świadomości architektonicznej, przeciwdziałać zatraceniu tożsamości danego miejsca – podkreśla badaczka z UWM, odwołując się przy tym do wymownego przykładu z mazurskich jezior, na których coraz częściej można zobaczyć… śródziemnomorskie jachty.

Podobne zjawisko obserwuje się już od jakiegoś czasu w architekturze. „Odwracanie się do lokalności plecami”, jak to określa Filip Springer, autor reportaży poświęconych architekturze, wygląda w praktyce tak, że podhalańskie chałupy stawia się już w całej Polsce, równie ochoczo i bez wiedzy adaptuje się elementy wielkopolskie, mazowieckie czy roztoczańskie, a niekwestionowaną królową pozostaje „Skandynawia” i tamtejszy design. Taka unifikacja, wynikająca w dużej mierze z braku świadomości, a do tego poczucia estetyki, budzi niemałe zdumienie wśród architektów i urbanistów. Jednogłośnie przekonują, że czerpanie z tradycji i stylu miejsca, w którym się buduje, powinno być priorytetem każdej inwestycji. W końcu z miejscem o historycznej ciągłości, wzmacnianym kulturowym i architektonicznym kontinuum, łatwiej się utożsamić.

Żywe laboratoria

W tzw. Deklaracji z Davos z 2018 roku zdefiniowano koncepcję Baukultur jako „każdą działalność człowieka zmieniającą przestrzeń zbudowaną”. Ta przestrzeń, wraz z całym zaprojektowanym i zbudowanym kapitałem osadzonym w środowisku naturalnym i z nim związanym, musi być rozumiana jako jeden podmiot. „Baukultur obejmuje istniejące budynki, wliczając zabytki i inne elementy dziedzictwa kulturowego, a także projekty i konstrukcje współczesnych budynków, infrastrukturę, przestrzeń publiczną i krajobrazy (…) Oprócz projektów architektonicznych, konstrukcyjnych i krajobrazowych oraz ich materialnej realizacji, Baukultur wyraża się również w procesach planowania przedsięwzięć budowlanych, infrastruktury, miast, wsi i otwartych krajobrazów” – czytamy w dokumencie.

W myśl tych założeń naukowcy z NIAiU, UWM, PW, współpracując z samorządami, partnerami publicznymi i prywatnymi, a także lokalnymi społecznościami, zamierzają wypracować interdyscyplinarne rozwiązania do poprawy ładu przestrzennego. Żywymi laboratoriami będą małe miasta, liczące nie więcej niż 30 tys. mieszkańców. Postawiono na kryterium wielkości, uznając, że ono w największym stopniu definiuje rozwój przestrzenny. O ile w przypadku wsi czy dużych ośrodków potrafiono systemowo zidentyfikować najpilniejsze potrzeby i tam skierować szeroko rozumianą pomoc, o tyle właśnie małe miasteczka, gdzieś pomiędzy, są pozostawione same sobie, traktowane nieco po macoszemu. Mimo że tkwi w nich ogromny potencjał kulturowy, pozwalający choćby realizować niezwykle popularną dziś ideę slow life. Zresztą zaraz po wojnie Kazimierz Wejchert, inwentaryzując tamtejszą przestrzeń, zauważył, że „miasteczka mazurskie są organicznie związane z terenem (…) takie przenikanie się krajobrazu miejskiego z podmiejskim, krajobrazu miasta bogatego w liczne, wspaniałe drzewa, a na zewnątrz opartego na doskonale wykorzystanych i z reguły niemal nagiętych do potrzeb warowności warunków terenu – jest występującą wyraźną wspólną cechą miast mazurskich”.

Odnajdują ducha małych ojczyzn 3

Co jest dziś czynnikiem budującym tożsamość lokalną: czy przywiązanie do miejsca zamieszkania, do miejsc pracy, pochodzenie, obyczaje, historia, czynniki polityczne, administracyjne? Jaką rolę odgrywa w tym procesie architektura? Te kwestie w najbliższych miesiącach staną się przedmiotem badawczych analiz. W trakcie seminarium inaugurującego projekt wskazywano, że w krajobrazie kulturowym tamtejszych miast, kształtowanym od połowy XIX wieku, widać obecność w tkance architektoniczno-urbanistycznej trzech „logik rozwojowych”: kapitalistyczną modernizację Prus Wschodnich (zapóźnienie rozwojowe, militaryzacja), modernizację socjalistyczną (praca i mieszkania) i modernizację kapitalistyczną (przestrzeń i czas jako główne zasoby eksploatowane „neoliberalnie”). Do tego dochodzi czas geologiczny i „prehistoryczny” (Prusowie, Krzyżacy). Zatem będąc w Ostródzie, Morągu, Szczytnie lub Mikołajkach, można wciąż mówić o jednym mieście czy bardziej o trzech, a nawet czterech ulepionych z różnych okresów?

– Te doświadczenia należy traktować jako równorzędne, widzieć miasto jako produkt, ale także arenę tych trzech doświadczeń, które w jednakowym stopniu są ważne, formacyjne dla genius loci, i dostrzegać zależności między nimi – przekonuje dr hab. Wojciech Łukowski ze stowarzyszenia „Wspólnota Mazurska”.

Spośród blisko pół setki miast znajdujących się na terenie Warmii i Mazur do pilotażu wybrano dwa. Jednym z nich jest Barczewo, reklamujące się jako „miasto wielu kultur”. Jak większość na terenie województwa warmińsko-mazurskiego, zostało założone w średniowieczu. Jego układ urbanistyczny oparto na planie regularnego prostokąta z ulicami przecinającymi się pod kątem prostym. Powstała tzw. szachownica. Pierwotnie w centralnej części znajdował się rynek miejski ze studnią, później ratusz, wokół którego ulokowano sukiennice. Kamienice mieszczańskie tworzyły pierzeje rynku. We wschodniej części zostały usytuowane główne dominanty układu przestrzennego: wieża kościoła parafialnego oraz ratusza. W granicach miasta znajdował się także zamek biskupi.

Z kolei oddalone o jakąś godzinę drogi Giżycko wzięło swój początek od krzyżackiej warowni Loetzenburg. Była to pograniczna strażnica, a później zamek wykorzystywany do wypraw wojennych. Z powstałej przy nim osady z czasem wyrosło miasto, które w najnowszej historii osiedlili osadnicy z „kresów wschodnich”. Za symbol dawnego grodu nad Niegocinem może uchodzić kościół ewangelicko-augsburski stojący w miejscu niegdysiejszego rynku. Szpaler drzew na centralnym placu kończy się „dębem plebiscytowym”, posadzonym po zwycięstwie opcji niemieckiej w plebiscycie, decydującym o przynależności państwowej tych terenów.

Na to kulturowo-historyczne dziedzictwo zamknięte w architekturze czy urbanistyce warmińsko-mazurskich miasteczek można się natknąć niemal na każdym kroku. Niektóre z nich, jak choćby Reszel, mają na tyle dobrze zachowaną substancję, że – co podkreśla Iwona Liżewska z Narodowego Instytutu Dziedzictwa – kwestią nie jest wprowadzanie nowych rozwiązań, tylko ochrona tego, co już istnieje. W innych, mocno zdegradowanych, problem stanowi z kolei tzw. pustka architektoniczna. Na razie nie można powiedzieć, by pod wpływem trendów któreś zmieniło się nie do poznania. Za to ich fragmenty – już tak. Marta Akincza podaje przykład nowych osiedli, tzw. deweloperskich, w których wszystkie domy są identyczne. Takie miejsca, tworzone jakby od sztancy, tracą swoją lokalną tożsamość. Tymczasem, by ją zachować, nie trzeba wiele, nawet jeśli budynek ma mieć nowoczesną formę, powinien nawiązywać w jakiś sposób do przestrzeni, która kształtowała się przez wieki, być jej kontynuacją. Problem szczególnie widoczny jest właśnie w małych miasteczkach, gdzie decydujący głos ma czynnik ekonomiczny, a niekiedy… wygoda mieszkańców, którzy domagają się zalania bruku asfaltem czy wycięcia drzew z reprezentacyjnej alei.

– Abstrahując od tego, czy to jest słuszne, czy nie, zauważmy, że te charakterystyczne elementy, jak właśnie brukowana ulica, przepiękna aleja ze szpalerem drzew czy unikalna fasada budynku, znikają z naszych oczu. Moim zdaniem to efekt braku narzędzi, które pomogłyby podjąć właściwe decyzje, wskazały, jak pogodzić nasze rosnące oczekiwania jakościowe z tym, by uniknąć destrukcji krajobrazu – zauważa olsztyńska badaczka.

By lepiej się żyło

Odnajdują ducha małych ojczyzn 4

Reszel. Fot. K. Domagalska

Odnajdują ducha małych ojczyzn 5

Kempen w Nadrenii Północnej-Westfalii. Fot. W. Gadomska

Taki „narzędziownik” dla całego regionu naukowcy chcą podsunąć architektom, urbanistom, planistom, inwestorom, miejskim urzędnikom i samym mieszkańcom. Nie będzie to podręcznik, bardziej katalog dobrych praktyk, pomagający zrozumieć lokalną tożsamość i wskazujący drogę do jej odnalezienia. Naukowcy nie chcą niczego narzucać, bardziej rekomendować, podpowiadać, doradzać rozwiązania, które w konkretnym miejscu okażą się zarazem funkcjonalne, przydatne i estetycznie interesujące. Być może w Reszlu, inaczej niż w Giżycku czy Mikołajkach, bardziej będą pasować dachówki czerwone i dach dwuspadowy? W jaki sposób te charakterystyczne w danej lokalizacji elementy odszukać i je wykorzystać, wskażą badania i warsztaty z urzędnikami i mieszkańcami. Ci ostatni potrzebują nie tylko finansowej, ale też edukacyjnej pomocy w tworzeniu przestrzeni. Muszą wiedzieć, że np. wstawienie okien określonej wielkości i w odpowiednich odstępach, wpłynie na estetykę otoczenia. Podobnie jak kolorystyka dachówki, elewacji czy sposób ocieplenia budynku.

Inspiracji dostarczą także wyjazdy studyjne do niemieckich landów. Za uczestnikami projektu już wizyty w Nadrenii Północnej-Westfalii, Brandenburgii i Meklemburgii-Pomorzu Przednim. Spotykali się tam z urzędnikami, przewodnikami, konserwatorami zabytków, architektami, pytając ich o pomysły na pogodzenie historii z nowoczesnością. W Warburgu zobaczyli historyczną zabudowę pozbawioną jakichkolwiek barier architektonicznych. W Dragow przyglądali się temu, jak przystosować stare budynki do potrzeb osób starszych i zapobiec ich ucieczce z centrum.

– Najbardziej urzekło mnie Kempen, w którym w obrębie dawnych murów miejskich wyłączono ruch samochodowy, co sprawiło, że ulice stały się pełne ludzi. Postanowiono wyjść naprzeciw pieszym. Ciekawe było też udane wkomponowanie w staromiejską tkankę obiektów współczesnych. To przykład dobrze zaprojektowanego i żyjącego miejsca – uważa Marta Akincza.

Zwraca też uwagę, że częsty zachwyt nad estetyką małych miasteczek na Zachodzie – w Niemczech, Holandii czy Francji – nie idzie w parze z refleksją, że tam wszystko jest kształtowane i planowane w oparciu o wiedzę dotyczącą dziedzictwa architektonicznego i krajobrazowego. U nas, jej zdaniem, gospodarowanie krajobrazem miejskim wciąż pozostaje zbędną fanaberią. Nic dziwnego, że brak harmonii w kształtowaniu otaczającej nas przestrzeni sprawia, że gorzej nam się na co dzień żyje, czujemy się mniej bezpiecznie, mamy wrażenie postępującego chaosu. Kto wie, czy rozwiązaniem tego nie byłaby większa partycypacja społeczna. Polskie urzędy nie wychodzą naprzeciw mieszkańcom, czekają, aż ci do nich przyjdą. Za granicą standardem jest podawanie informacji, co będzie zmieniane, dlaczego akurat ten fragment ulicy i jak będzie wyglądał. Właśnie zaangażowanie mieszkańców w proces identyfikacji kodu architektoniczno-urbanistycznego ich „małej ojczyzny” jest kluczowym elementem Laboratorium Regionów. To oni mają być aktorami i kreatorami działań inwestycyjnych.

– Jako eksperci jesteśmy w stanie stwierdzić, gdzie występuje dominanta danej miejscowości, jaka jest sekwencja wnętrz, jak kształtowała się linia zabudowy – to nie problem. Ale coś jeszcze ważniejszego, ducha tego miejsca, mogą wskazać tylko jego mieszkańcy. Cóż z tego, że fontanna w centralnym punkcie nie robi na mnie wrażenia, skoro dla nich z jakiegoś powodu jest wyjątkowa. Albo rozdeptany skwer, który wszyscy uwielbiają. Partycypacja służy właśnie temu, by znaleźć takie miejsca i też włączyć je w strukturę miejskiej tkanki – wyjaśnia badaczka z UWM.

Naukowcy zamierzają stworzyć internetową platformę z podstawowymi informacjami dotyczącymi poszczególnych miasteczek. Myślą też o aplikacji, która pomoże użytkownikowi wykonać symulacje komputerowe. Inwestor, chcący budować w danym miejscu, zobaczy na ekranie, jak np. wysokość, kształt czy kolor fasady jego obiektu, wpłynie na najbliższe otoczenie. W wypadku wyraźnego dysonansu będzie mógł jeszcze przed rozpoczęciem prac zmienić niepasujący element.

Projekt, rozpoczęty na Warmii i Mazurach, ma być kontynuowany także w innych województwach. Organizatorzy chcą, by w każdym partnerem stawała się regionalna uczelnia.

Wróć