Justyna Jakubczyk
O bezsensach związanych z awansami akademickimi napisano już bardzo dużo, ale chyba jeszcze nigdy nie włożono ich w ramy powieści fantasy, i to z takim humorem.
Akcję książki autor umieścił w trzynastym wieku, a główni bohaterowie mieli przywoływać na myśl wielkiego wojownika i jego giermka walczących z olbrzymami, smokami, zbójnikami i innymi postaciami z baśni i legend. Ale jak to w parodiach bywa, postaciom z książki daleko do odważnych wojów. Cilgeran jest doktorantem Uniwersytetu Wielkobohaterskiego imienia Kelta Niezwyciężonego. Ma stereotypowy wygląd pracownika naukowego: „niesamowicie szczupły, wręcz wychudzony”, w drucianych okularach, na których utrzymywał się za duży hełm „z wielkimi rogami biesa”. Pisze pracę z teorii wojowania o temacie: Od „Arghhh!” do „Posmakuj tego, draniu!”. Semantyka okrzyków bitewnych na przykładzie współczesnych walk.
Jego pomocnik to niziołek Rotry Pragmaticbuck, student, który żeby zaliczyć ćwiczenia, musi odrobić nieobecności na dyżurach. A ponieważ Cilgeran został delegowany na misje (bo na uniwersytecie jest sezon urlopowy i nie było nikogo innego), towarzyszenie mu na wyprawie to jedyny sposób szybkiego zaliczenia zajęć, tak by we wrześniu obronić licencjat.
Bohaterowie mają do wykonania kilka misji i chociaż zupełnie się do nich nie nadają, jakimś cudem za każdym razem udaje im się wyjść z opresji. Na swej drodze spotykają m.in. olbrzyma z baśni o zaczarowanej fasoli (tu olbrzym jest wegetarianinem, który potrzebuje magicznej księgi z przepisami, by przyrządzić pyszne danie dla swojej wrednej żony), czterdziestu – nie, nie rozbójników – plagiatorów oraz dżina z butelki, który co raz podaje nowe wyjątki do listy życzeń, które może spełnić (niestety, nie załatwi wtyków w redakcjach czasopism punktowanych). Dżin tak długo siedział w butelce, że w końcu zajął się pracą zdalną i zaczął oferować marzenia na dowóz. Co ciekawe, na początku każdego rozdziału jest kilka cytatów z różnych baśni czy książek, m.in. Tolkiena, Sapkowskiego, Poego, Leśmiana.
Równie ciekawie przedstawiają się aluzje do realiów akademickich. Według nowego rozporządzenia Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego Sztuk Wojowniczych i Czarodziejskich każdy naukowiec jest zobowiązany złożyć wniosek grandowy, by utrzymać posadę. Nieważne jaki, ważne, by wniosek został złożony. Jeden z sędziwych czarodziejów, który już odkrył wszystko, co było do odkrycia, składa więc absurdalny wniosek dotyczący poszukiwania ostatniego smoka, chociaż każdy – oprócz ludzi w Ministerstwie – wie, że smoki wyginęły. Ale wniosek przechodzi, a do zadania zostaje wyznaczony Cilgeran. Szukając ostatniego smoka, zapisuje się on na turniej rycerski, w którym można wygrać worek złota, pół królestwa w skali 1 do 10 000 (sponsorem makiety jest firma modelarska Palladinum) i odlew dłoni królewny Giaury. Ale to nie tam „dzielny” doktorant i jego giermek-student realizują cele grandowe – recenzenci zmęczeni podróżą piszą w opiniach o „nietypowym sposobie dochodzenia do wniosków” oraz „wielointerpretacyjności pozornie wyczerpująco opisanych faktów” – i grand się dokonuje.
Książkę ubarwiają takie opisy jak: „gdy rozstąpiła się ziemia i buchnęły z niej płomienie, byłem przekonany, że rozpoczyna się niezapowiedziana wizyta Państwowej Komisji Akredytacyjnej”, „Coście za jedni?! Szpiedzy? Złodzieje? Komisja do spraw tytułów naukowych?!”. Albo: „Profesor przez setki lat okupywał miejsce na katedrze, tym samym blokując potencjalny etat młodszym kolegom. Jego doktoranci z czasem wyćwiczyli się w skrytobójczych próbach pozbycia się promotora”.
Powieść Kucharczyka to niezła rozrywka, chociaż nie jestem pewna, czy rzeczywiście powinniśmy się śmiać. Cóż, nic innego nie zostaje, bo absurdy rzeczywistości uczelnianej raczej nie znikną.
Justyna Jakubczyk
Łukasz KUCHARCZYK, Granty i smoki, Pewne Wydawnictwo, Kielce 2022.
Wróć