Marcelina Smużewska
Do nauk tajemnych zaliczamy astrologię, alchemię, magię, nekromancję, kabalistykę, chiromancję, krystalomancję i katoptromancję (sztukę przepowiadania przyszłości za pomocą zwierciadła). Tylko te dwie pierwsze były na ziemiach polskich legalnie uprawiane. Astrologia i alchemia miały swoje miejsce na Uniwersytecie Krakowskim i były przedmiotem oficjalnych wykładów. Kalendarze astrologiczne i tzw. judicia, czyli rodzaj wróżb, były wydawane przez profesorów krakowskich i zyskiwały czytelników w Polsce i poza jej granicami. Alchemię uprawiano najczęściej na wydziale lekarskim i choć nie raz bywała przedmiotem krytyki, cieszyła się także zainteresowaniem.
Astrologia była wiązana z magią. W starożytnym Rzymie magów i astrologów traktowano jako przedstawicieli tej samej profesji. Ojcowie Kościoła uważali, że magia i astrologia to „jeden szatański system”. Mimo to astrologia cieszyła się poważaniem w okresie renesansu. Prawie każdy europejski władca zatrudniał na dworze astrologa. Niektóre uniwersytety, np. w Kolonii, Pawii czy Rzymie (La Sapienza), miały oddzielne katedry astrologii. Sztuka astrologii była także rozwijana w Krakowie i to od samego początku. Katedra astrologii powstała w Collegium Artistarum w 1459 roku, ufundowana przez Marcina z Przemyśla, zwanego Królem (zm. przed 1460). Do końca XV wieku katedry astronomii i astrologii pozostawały rozdzielone. Uczniem Marcina z Przemyśla był Marcin Bylica z Olkusza (zm. 1494), który na węgierskim dworze pełnił funkcję astrologa właśnie. Innymi znanymi astrologami z Polski byli Jan z Głogowa (zm. 1507) i Wojciech z Brudzewa (zm. w 1495).
Ten pierwszy opublikował około trzydziestu prognostyków rocznych. W jednym z nich przewidział pojawienie się „czarnego zakonnika”, którego utożsamiano z Lutrem. Ojciec reformacji był augustianinem, a więc nosił czarny habit. Głogowczyk ogłosił drukiem także traktaty o teorii astrologii, zmianie pogody, horoskopach, o wyborze szczęśliwych dni. Napisał także tekst, który jest obroną astrologii. Głogowczyk myślał jak inni średniowieczni uczeni. Ziemia jego zdaniem znajdowała się w centrum. Innego zdania był Wojciech z Brudzewa, który jako pierwszy zwrócił uwagę na sprzeczności w układzie geocentrycznym. Był zatrudniony na dworze wielkiego księcia litewskiego Aleksandra Jagiellończyka. Lekarza-astrologa zatrudniali także Kazimierz Wielki czy Kazimierz Jagiellończyk.
Druga generacja astrologów na krakowskiej uczelni pozostawała w Krakowie, zamiast szukać zatrudnienia na dworach królewskich i książęcych. Do tej grupy należeli: Stanisław Selig z Krakowa (zm. 1512), Wojciech z Pniew (zm. 1504), Bernard z Biskupiego (zm. 1531), Stanisław Bylica z Olkusza (zm. 1514), Michał Falkener z Wrocławia (zm. 1534), Mikołaj Mikosz z Krakowa (zm. 1528), Wojciech Krypa z Szamotuł (zm. 1507), Leonard Szklarczyk z Dobczyc (zm. 1508), Wawrzyniec Rabe z Neumarkt na Śląsku (zm. 1527), Marcin Biem z Olkusza (zm. 1540), Szymon z Sierpca (zm. 1512), Jerzy Kotermark z Drohobycza (zm. 1494). W XVI wieku sława krakowskiej astrologii zmalała. Straciła ona na międzynarodowym znaczeniu być może dlatego, że profesorowie zamiast podróżować i dzielić się swoją wiedzą, pozostawali w jednym ośrodku.
Ważną datą w historii astrologii był rok 1522, w którym Maciej z Miechowa (zm. 1523) ufundował katedrę astrologii (była to jedna z kolejnych fundacji). Sponsor był ośmiokrotnym rektorem Uniwersytetu, historykiem, lekarzem i astrologiem. Celem Miechowity było podniesienie poziomu astrologii i to, żeby profesorowie tej dyscypliny żyli godnie. Według założeń Macieja z Miechowa profesor astrologii miał przez trzy lata wykładać pisma Ptolemeusza, Joannesa Hispalensisa z Sewilli, Araba Alcabitiusa z Toledo oraz Muhammeda Gebera Ebn Aphla. Wyraźnie więc widać wpływy nauki hiszpańskiej w polskim ośrodku. Czwarty rok był przeznaczony na studiowanie Almagestu Ptolemeusza. Wykładowca musiał co roku układać kalendarze oraz przepowiednie na najbliższy czas. Mikołaj Kopernik studiując w Krakowie, zetknął się zapewne z tą katedrą. Na pewno studiował Ptolemeusza, choć interesowały go przede wszystkim kwestie astronomiczne, a nie sama astrologia.
Pierwsze doniesienia o eksperymentach alchemicznych na terenie Polski pochodzą już z XIII wieku. Na Akademii Krakowskiej koncepcje alchemiczne były przedstawiane w ograniczonym zakresie i nie jako wiedza o kamieniu filozoficznym, ale informacje z zakresu sporządzania mikstur i lekarstw. Większość alchemików na terenie polskim była stanu duchownego. Idee alchemiczne zawierał np. traktat przyrodniczo-lekarski z 1489 roku Adama z Bochynia (zm. 1514) czy łaciński tekst Marcina Bera (Berkowicza) z 1535 roku. W XVI wieku ukazały się w Krakowie dwa dzieła słynnego alchemika Paracelsusa Praeparationibus i Archidoxae. Paracelsus odwiedził zresztą osobiście Polskę około 1520 roku. W kontekście dorobku alchemicznego warto wspomnieć także o Joachimie Retyku (zm. 1574) i Andrzeju Dedyczu (zm. 1589), którzy zaangażowani byli w działalność koła literacko-naukowego, którego przedmiotem badań były przede wszystkim nauki przyrodnicze. Zwłaszcza Retyk był popularyzatorem koncepcji Paracelsusa. Informacje o studiach alchemicznych, sposobie robienia naparów z ziół, metodach topienia metali można było znaleźć w popularnych kalendarzach tuż obok horoskopów i prognoz pogody, co świadczy o popularności alchemii.
Zwolennikami alchemii byli także Zygmunt August i Zygmunt III Waza i to mimo bulli papieża Jana XXII, która potępiała ten rodzaj nauki tajemnej. W Polsce tylko raz postawiono w stan oskarżenia człowieka, który zajmował się alchemią. Był to Kasper, duchowny z Poznania, któremu zarzucono eksperymentowanie z płynnym złotem. Proces kościelny, nie świecki, trwał aż 15 lat, a oskarżonemu zabroniono jedynie dotychczasowych praktyk, ale uniknął on więzienia czy innych niedogodności.
W efekcie eksperymentów chemicznych dominikanów w 1462 roku doszło do pożaru w Krakowie. O tym zdarzeniu wspomina Jan Długosz w kronice. Spaliły się wówczas kościół i klasztor dominikanów, klasztor franciszkanów, pałac biskupi oraz cztery sąsiadujące ulice. To spowodowało, że ludność miasta przestała być pozytywnie nastawiona do alchemików. Przeciwko tej nauce tajemnej występowali Stanisław z Gór Poklatecki (zm. 1591) oraz ks. Fabian Birkowski (zm. 1636). Obaj zakładali, że na drodze chemicznej nie można uzyskać metali, które naturalnie występują w powłokach ziemskich. Alchemicy ich zdaniem nie tworzą nic nowego, a jedynie niszczą istniejące minerały. Są szarlatanami i oszustami.
Niejeden alchemik czy astrolog próbował też sztuk mantycznych, czyli wróżebnych. Jedni wróżyli za pomocą zwierciadeł (katoptromancja), z kryształów (krystalomancja), a jeszcze inni z dłoni (chiromancja).
Sztuka przepowiadania przyszłości z powierzchni odbijających wizerunki ma tradycję sięgającą starożytności, a dowody jej stosowania można odnaleźć nawet w mitach. Hefajstos był uważany za wynalazcę zwierciadła, a Perseusz obronił się za jego pomocą przed śmiercionośnym spojrzeniem gorgony Meduzy. Już starożytni sądzili, że zwierciadło nie tylko oddaje wizerunek, ale też „widzi”, przez co „pochłania”, „zachowuje” informacje. Odbicie oczarowało np. Narcyza. Według jednego z bardziej znanych ezoteryków, Paracelsusa, zjawy, które możemy zobaczyć w zwierciadle, są powiązane z gwiazdami i jak najbardziej rzeczywiste. Do Polski sztuka czytania przyszłości ze zwierciadeł i kryształów przybyła z Niemiec, a najdawniejszym podręcznikiem krystalomancji jest Modlitewnik Władysława Warneńczyka pochodzący z XV wieku. Znajdowało się tam szereg modlitw przerobionych na zaklęcia krystalomantyczne. Opisano tam też przebieg praktyk z użyciem kryształów. Modlitewnik uchował się mimo działań Inkwizycji, ponieważ należał do króla.
Sztuki mantyczne były zajęciem elitarnym, raczej dla bogatych i wykształconych. Katoptromancja czy krystalomancja rzadziej były spotykane wśród ludu (co innego chiromancja, o czym później). Zwierciadła były wykorzystywane do poszukiwania skarbów, rud metali, ale też do celów nekromantycznych, czyli wywoływania duchów. Stosowano je w sprawach miłosnych i małżeńskich. Według niektórych źródeł Faust, studiując na Akademii Krakowskiej, nauczył się korzystać ze zwierciadeł po to, by wywoływać duchy. W aktach uczelni są opisane praktyki katoptromantyczne, ale były one potępiane i karane. Jan Podwórzecki pisał o tych, „co patrzą w kryształ, w zwierciadło albo szkło jakie – bo to są gusła szatańskie, bo także nie zawisły na żadnej nauce uczciwej” (Wróżki 1589, s. 16). Były to więc od początku praktyki kontrowersyjne, które miały swoich przeciwników. Zwolennicy pozostawali raczej w ukryciu.
Chiromancja i fizjonomika (czyli umiejętność poznawania charakteru z wyrazu twarzy i postawy ciała) były także zabronione na uczelni krakowskiej. Zachowały się doniesienia o sądach rektorskich nad akademikami, którzy się tą sztuką trudnili. Do potępienia tych praktyk doszło również dlatego, że zajmowali się nimi różni „ludzie lekcy i Cyganie sprośni” (Acta rectoralia Almae Universitatis studii Cracoviensis 1893-1897, t. 1, s. 612). Nie było to więc zajęcie elitarne, a ludowe, poniekąd wulgarne. Jan Głogowczyk w 1507 roku opublikował rozprawę o chiromancji. Cieszyła się ona dużą poczytnością. Pierwszy ludowy podręcznik o sztuce czytania z linii papilarnych ukazał się na początku XVII wieku. Autorem był J. Kalkowski z Gwoździca, a praca nosiła tytuł Chiromancja abo praktykowanie z rąk człowieczych z starych filozofów i nowych innych autorów pilnie i porządnie zebrane.
W 1637 roku ukazało się anonimowe dzieło Thesaurus magicus domesticus, które dotyczyło praktyk nekromantycznych. Autor pisał z własnego doświadczenia. Przywoływanie duchów według niego wymagało silnej wiary chrześcijańskiej oraz szeregu atrybutów, np. laski z drzewa hebanowego z odpowiednimi napisami magicznymi, dużej ilości kadzideł (najlepiej z aloesu, mirry i bluszczu), specjalnych glinianych naczyń, kręgu z wypisanymi imionami przyzywanych duchów. Seans najlepiej rozpocząć siedem dni po pełni księżyca, w małej komórce z oknem na wschód lub w plenerze, nad strumieniem. Ducha przyzywa się koniecznie po imieniu i wypowiada się różne specjalne formuły. Przybycie go najczęściej poprzedzają różne odgłosy, jak wiatr czy skrzypienie drzwi. Duchy najczęściej ukazują się w postaci męskiej, jako starcy (choć były też wyjątki, o czym później).
Kilku autorów, jak Łukasz Górnicki czy Stanisław Sarnicki, podawało, że szereg krakowskich scholarów zajmował się praktykami magicznymi. Inni wspominają wprost o funkcjonowaniu szkoły magii w tym mieście w okresie odrodzenia. O nekromancję tradycyjnie podejrzewano też Żydów, co mogło wynikać z tego, że ich obrzędy religijne były dla outsiderów niezrozumiałe. W kronikach uczelnianych z grudnia 1579 roku znajdujemy opis skandalu z powodu wykrycia grupy studentów zajmujących się „sztukami diabelskimi i nekromancją”. Praktykami magicznymi zajmowali się też niektórzy duchowni, np. Jan Dziaduski (zm. 1559), biskup przemyski czy pleban Jan z Nowogródka, o którym pisano w kronikach kurii biskupiej w Płocku. Działalność tych „egzorcystów” wyśmiewał wspomniany wcześniej Stanisław z Gór Poklatecki. Jego zdaniem w trakcie seansów nekromanci mają zwidy lub halucynacje, ewentualnie zwyczajnie oszukują swoich klientów w kwestii obcowania z duchem.
Czarnoksiężnicy przygotowywali napoje miłosne, przepowiadali przyszłość, odczyniali uroki, zaklinali zbroje rycerskie i wykrywali złodziei. Spełniali też niebezpieczne zadania, jak sprowadzanie burz i gradobić, niszczyli uprawy, sprowadzali choroby na ludzi i bydło, powodowali chaos, zamęt i spory. Szczególnie skuteczne były w tym ponoć kobiety. Ówcześni sądzili, że szczególnie przydatne do tych praktyk są różne artefakty kościelne: hostie, monstrancje, krzyżma itp. Duchowni uprzedzali, żeby nigdy nikomu nic należącego do kościoła nie dawać, nawet jeśli ta osoba deklaruje najlepsze intencje. W pierwszej połowie XVI wieku podejrzenia o czary miały być rozpatrywane przez sądy kościelne. Zdarzały się jednak przypadki przeprowadzenia procesów świeckich. Roman Bugaj w książce Nauki tajemne w dawnej Polsce (2022) wspomina o przypadku kobiety, która została skazana na karę śmierci za pomoc w ujęciu złodzieja. Spalono ją na stosie w 1544 roku.
Zwolennikami praktyk magicznych byli niektórzy wielmoże, a nawet królowie. Jednym z nich był Olbracht Łaski (1536-1604), który wybrał się aż do Anglii, żeby skorzystać z pomocy najbardziej znanego ówcześnie nekromanty Johna Dee (zm. 1608). Łaski wierzył w alchemię oraz seanse spirytystyczne. W swoim zamku w Keżmarku (obecnie Słowacja) zatrudniał na stałe alchemika Adama Schrötera. Chemik ten przetłumaczył i wydał drukiem dwa traktaty Paracelsusa, co dodatnio świadczyło o jego kompetencjach. Konsekwentnie poszukiwał kamienia filozoficznego dla swojego mocodawcy. W 1583 roku Olbracht Łaski udał się do Wielkiej Brytanii, gdzie miał audiencję u królowej Elżbiety, potem udał się do Johna Dee i uczestniczył w jego spotkaniach z duchami. Anglik korzystał z usług medium, pewnego aptekarza. Posługiwał się też szeregiem kryształów, poprzez które kontaktował się z odmiennymi bytami. Najczęściej odwiedzała go w wizjach dziewczynka imieniem Madini. Seanse John Dee dokumentował w księgach zwanych Libri mysteriorum. Łaski na jednym z seansów dowiedział się, że ówczesny król Stefan Batory zginie w wojnie, a szansę na koronę będzie miał nie kto inny jak Olbracht Łaski. Sprowadzony przez Johna Dee duch-anioł powiedział także, że większość kłopotów Łaskiego wkrótce minie.
Jeszcze tego samego roku Łaski zabrał Johna Dee i Edwarda Kelleya (aptekarza-medium) w podróż do Polski. Na wiosnę 1584 roku trafili do Krakowa. Tam zaczęli zabiegać o audiencję u króla czeskiego Rudolfa II i polskiego Stefana Batorego. Rudolf II odniósł się do Anglika z nieufnością, natomiast Batory nadstawiał życzliwe ucho. W 1585 rok polski król był już schorowany, a przez to bardziej podatny na wpływy. Podczas spotkania z królem John Dee korzystał z kryształu. Aptekarzowi-medium ukazał się człowiek odziany w białą szatę o gęstych białych włosach. Podczas wizji zmienił się w płonącą kulę. Mówił też o zagrożeniu z Zachodu. Stefan Batory wysłuchał przepowiedni, ale musiał uznać ją za manipulatorską, gdyż więcej wizji od Johna Dee nie zamawiał. Anglik wrócił do swojej ojczyzny, a Olbracht Łaski nie otrzymał nigdy obiecanej przez duchy korony. Zmarł w zapomnieniu w 1604 roku.
Odrodzenie to okres rozwoju nauk, ale też pseudonaukowych bzdur, którym ulegali nawet najbardziej wpływowi i wykształceni. Polska w tym zakresie nie różniła się od innych krajów Europy. Jest też w tym pewna dziejowa ciągłość. Nauki tajemne występowały w starożytności i średniowieczu, także w epokach kolejnych. Współcześnie także zdarza się nam ulegać przesądom. Nie są od nich wolni ludzie uczeni.
Wróć