Marek Misiak
Inwazja Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku spowodowała w Polsce wzrost zainteresowania językiem ukraińskim, niestety mniejszy niż się początkowo wydawało. Niestety, gdyż znajomość języka sąsiada zazwyczaj pozwala bardziej otworzyć się na jego doświadczenie, kulturę i perspektywę (chyba że ktoś uczy się z motywacją, że „trzeba znać język wroga”, ale chciałbym tu wyraźnie podkreślić, że jest mi ona całkowicie obca). Jednocześnie ze zrozumiałych względów język rosyjski znalazł się na cenzurowanym – na kilku polskich uczelniach w roku akademickim 2022/2023 nie uruchomiono w ogóle I roku rusycystyki z powodu nikłego zainteresowania. W mojej pracy jako redaktora publikacji naukowych nie mogę jednak i nie zamierzam wdrażać żadnego bojkotu języka czy kultury rosyjskiej. Niezależnie od aktualnej i przyszłej sytuacji geopolitycznej każdy język i kultura domagają się traktowania z merytoryczną starannością i powagą. Nie wyobrażam sobie redagowania tekstów prezentujących punkt widzenia rosyjskiej propagandy, ale rosyjskojęzyczne elementy w opracowywanych materiałach muszą być tak samo poprawne, jak passusy po polsku, angielsku czy niemiecku. Z kolei staranna kontrola nazw, nazwisk, tytułów, cytatów itp. po ukraińsku pozwala na przeniesienie na polski (lub anglojęzyczny) grunt specyfiki tego języka i kultury.
Jak już wyżej wspomniałem, nie znam ani ukraińskiego, ani rosyjskiego na tyle dobrze (nawet tylko biernie i tylko w piśmie), aby redagować w tych językach nawet proste teksty. Błędy w ortografii pojedynczych wyrazów lub znanych cytatów można sprawdzić w słownikach, ale jeśli dany materiał zawiera więcej niż pojedyncze słowa w języku, którego redaktor dobrze nie zna, zawsze należy poprosić o konsultację osobę naprawdę dobrze mówiącą w danym języku, a optymalnie native speakera z wyższym wykształceniem. Artykuł ten dotyczy zatem krótkich cytatów i tytułów przytaczanych w oryginale przez autorów tekstów po polsku, angielsku lub niemiecku, a także podawania nazw własnych (miast, obiektów geograficznych, instytucji) i nazwisk w transkrypcji (rzadziej transliteracji) na język zapisywany alfabetem łacińskim. Błędy w takich elementach tekstu zdarzają się nie tylko w mediach, ale także publikacjach naukowych i popularnonaukowych.
Znajomość alfabetów cyrylickich nie jest umiejętnością niezbędną w nauce, natomiast nie przestaje mnie zdumiewać, jak często spotykam ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy, że nie ma jednej „cyrylicy”, ale kilka alfabetów cyrylickich, różniących się (wprawdzie w stosunkowo niewielkim stopniu, ale jednak) między sobą. Jeśli dany autor zamierza umieszczać w swoim tekście np. tytuły cytowanych publikacji w oryginale (nawet jeśli czytał je w tłumaczeniu na inny język i jest to zaznaczone w przypisie lub na liście piśmiennictwa), to warto, aby nie wklejał bez kontroli fragmentów tekstu w alfabecie, którego nie zna. Trzymam właśnie w ręku stworzony przez polskie wydawnictwo kalendarz książkowy, w którym nazwy dni tygodnia podano po polsku, angielsku, niemiecku i… no właśnie. Poniedziałek, wtorek i środa są po ukraińsku, czwartek, piątek i sobota po rosyjsku, a niedziela znowu po ukraińsku. Błąd wziął się zapewne stąd, że dni powszednie nazywają się w obu językach podobnie, różnice dotyczą jednej lub dwóch liter i osoba nieznająca żadnego z tych języków ani żadnego z alfabetów, a która jednocześnie nie porównała zapisu w składanym kalendarzu z listą dni tygodnia w żadnym z tych dwóch języków, mogła nie zauważyć pomyłki. Dla porównania: po ukraińsku понеділок, вівторок, середа, четвер, п›ятниця i субота, a po rosyjsku понедельник, вторник, среда, четверг, пятница i суббота. Jedynie niedziela wygląda w obu językach zupełnie inaczej: po ukraińsku неділя, a po rosyjsku воскресенье. Świadomie nie podaję wymowy tych wyrazów na użytek czytelników nieznających żadnego alfabetu cyrylickiego, chodzi o samą wizualną postać wyrazów. Tekst złożony z więcej niż kilku słów można zidentyfikować jako rosyjski lub ukraiński bez znajomości żadnego z tych języków, cyrylica ukraińska i rosyjska różnią się kilkoma znakami charakterystycznymi tylko dla jednej z nich. Rosyjski ma litery Ёё, ъ, ы i Ээ, które nie występują w ukraińskim, natomiast alfabet ukraiński zawiera litery Ґґ, Єє, Іі i Її, które nie są używane w ortografii rosyjskiej. Występują też różnice w znaczeniu liter o takiej samej postaci, lecz nie jest to tematem tego tekstu. W czasach ZSRR ukraiński był często zapisywany za pomocą cyrylicy rosyjskiej, co zniekształcało wymowę (zwłaszcza u osób, dla których nie był to język ojczysty), ale są to czasy słusznie minione.
Niektóre aspekty poprawności podawania nazw i nazwisk ukraińskich i rosyjskich związane są z kwestiami kulturowymi, a zatem pozajęzykowymi. Dla starszego pokolenia, nawet jeśli dana osoba nie mówi po rosyjsku, oczywisty jest charakterystyczny współcześnie dla Rosji, Ukrainy, Białorusi i Bułgarii zwyczaj posługiwania się jako drugim imieniem tzw. imieniem odojcowskim, zwanym też otczestwem (отчество, od отец – ros. ojciec). W krajach tych bardzo rzadko ktoś nosi dwa imiona nadane przy urodzeniu (np. Władysław Jan Grabski). Błędy, na które napotykam szczególnie w tekstach anglojęzycznych, wynikają z niezrozumienia, że otczestwo nie jest imieniem w takim samym sensie, jak drugie imię po angielsku czy polsku. Amerykanin może się zatem nazywać John F. Kennedy lub J. Edgar Hoover (po angielsku dopuszczalne jest posługiwanie się inicjałem pierwszego imienia i pełnym drugim imieniem), a Polak Jan P. Matuszyński, ale otczestwa nie można zastępować inicjałem – albo podaje się je w pełnym brzmieniu, albo całkowicie opuszcza. Zatem prezydent Rosji nazywa się Władimir Władimirowicz Putin albo Władimir Putin, ale nigdy Władimir W. Putin (względnie Vladimir V. Putin). W pewnych sytuacjach imię odojcowskie pełni jednak w tych językach podobną funkcję, jak drugie imię po angielsku czy po polsku, gdy pozwala odróżnić od siebie dwie osoby o takim samym pierwszym imieniu i nazwisku, wtedy jednak także zawsze należy podawać otczestwo w pełnym brzmieniu.
Całym osobnym zagadnieniem jest zaś transkrypcja nazw i nazwisk ukraińskich i rosyjskich na języki zapisywane alfabetem łacińskim i różnymi jego modyfikacjami. Warto tu raz jeszcze wyraźnie podkreślić, że transkrypcja i transliteracja to nie to samo. Transliteracja opiera się na zasadzie ścisłej odpowiedniości liter: jednemu grafemowi (literze lub literze z diakrytyką, lub stałej grupie dwóch lub więcej liter) danego systemu pisma odpowiada zawsze jeden i ten sam grafem drugiego systemu. Chodzi o to, aby w razie potrzeby móc mechanicznie odtworzyć zapis w języku wyjściowym (czyli dokonać retransliteracji); transliteracja służy umożliwieniu oddania całości tekstu w jednym alfabecie, jeśli użycie innych alfabetów jest niecelowe (np. przy ułożonych alfabetycznie katalogach czy indeksach) lub niewskazane ze względów merytorycznych (np. w niektórych publikacjach językoznawczych). Jeśli natomiast celem jest umożliwienie w przybliżeniu prawidłowego odczytania nazwy lub nazwiska osobie nieznającej danego języka lub alfabetu, stosuje się transkrypcję fonetyczną, czyli zapis wyrazów jednego języka w formie pozwalającej łatwo odtworzyć brzmienie osobie go nieznającej. Głoski jednego języka oddaje się wtedy znakami pisma innego języka, przy czym danej głosce nie zawsze musi odpowiadać tylko jeden znak, a niektóre znaki mogą być używane na oznaczanie kilku różnych głosek w języku wyjściowym.
Nasuwają się tu dwa problemy. Po pierwsze, systemy fonetyczne nawet spokrewnionych ze sobą języków (np. różnych języków słowiańskich) różnią się między sobą i wymowa na podstawie transkrypcji często – poza bardzo prostymi wyrazami – będzie się mniej lub bardziej różnić od oryginalnej albo brzmieniem niektórych głosek, albo akcentem, albo jednym i drugim. Ponadto celem transkrypcji jest ułatwienie wymowy, a z tego wynikają kolejne uproszczenia. Rosyjskie lub ukraińskie nazwy i nazwiska odczytane przez Polaków z polskiej transkrypcji fonetycznej brzmią nieco inaczej niż ich wymowa przez Rosjan czy Ukraińców. Nie oznacza to jednak, że skoro to i tak transkrypcja, obojętne jest, jaką transkrypcję stosujemy. Im dane dwa języki są od siebie odleglejsze pod względem pochodzenia, tym dokładne oddane brzmienia danego wyrazu jest trudniejsze. Dla przykładu: ani po angielsku, ani po niemiecku nie ma nawet przybliżonego odpowiednika głoski „ż”, zatem po angielsku rosyjskie i ukraińskie Жж oddawane jest jako „zh”, wymawiane jako „z” z lekkim przydechem (Brezhnev), a po niemiecku jako „sch”, wymawiane po prostu jako „sz” (Breschnew). Dany system transkrypcji jest zorientowany na odbiorcę posługującego się jednym, określonym językiem. Trzeba naprawdę biegle posługiwać się danym językiem, aby umieć prawidłowo odczytać transkrypcję fonetyczną w nim dokonaną. Polacy często odczytują angielską transkrypcję rosyjskich i ukraińskich nazw i nazwisk tak, że powoduje to kolejne deformacje i bywa, że oryginalne brzmienie staje się niemal nierozpoznawalne. Pomijam tu w tym momencie kwestie związane z poprawnością w języku polskim – gdyby przyjąć bardziej purystyczne stanowisko, stosowanie angielskiej transkrypcji w tekstach po polsku jest błędem, skoro istnieje skodyfikowany system polskiej transkrypcji. Ważne są tu jednak kwestie pozajęzykowe, np. rozpoznawalność tego samego imienia i nazwiska w różnych językach zapisywanych alfabetem łacińskim; dlatego np. w dokumentach wydawanych Ukraińcom, Białorusinom i Rosjanom przez polskie urzędy stosuje się transkrypcję angielską (aby mogli się nimi posłużyć także za granicą). Warto jednak zauważyć, że transkrybowanie z rosyjskiego, ukraińskiego i białoruskiego na angielski nie jest w pełni skodyfikowane i np. imię Jegor (ros. Егoр) bywa oddawane zarówno jako Yegor (rosyjska litera „e” jest odczytywana jako „je”), ale też Egor (czyli jak przy transliteracji). Słowo car (ros. царь) bywa zaś zapisywane tsar (starsza transkrypcja, wzorowana na francuskiej), czar (nowsza), ale też (rzadziej) tzar albo csar. Zdarzało mi się już u młodszego pokolenia słyszeć wymowę zniekształconą w wyniku stosowania angielskiej transkrypcji: nazwisko Chotinienko (ros. Хотиненко) zostało wymówione jako „Kotinenko”, gdyż w transkrypcji angielskiej wygląda ono „Khotinenko”.
Drugi problem wynika z faktu, że celem transkrypcji fonetycznej jest umożliwienie nie tylko możliwie poprawnej wymowy, ale i odmiany – co ważne: na gruncie języka docelowego, nie wyjściowego. Stosowanie angielskiej transkrypcji w tekstach po polsku, zamiast ułatwiać, nastręcza tu kolejnych problemów i skutkuje czasem tym, że autorzy próbują za wszelką cenę każde takie nazwisko zapisywać zawsze tylko w mianowniku, również kosztem poprawnej składni.
Z kolei osoby znające choć trochę ukraiński czy rosyjski, ale nieznające reguł transkrypcji tych języków na polski nie mogą czasem zrozumieć, dlaczego modyfikowane są końcówki fleksyjne. Dzieje się tak właśnie po to, by umożliwić odmianę według polskich wzorców deklinacyjnych i następuje w dwóch sytuacjach. Po pierwsze, jeśli mamy do czynienia z nazwiskiem o postaci przymiotnikowej, które da się przystosować do polskiej odmiany przymiotników. Polskie nazwiska przymiotnikowe kończą się na samogłoski –a, –i lub –y (Kowalski, Biały, Michalska), rosyjskie na –yj (Навальный – Nawalnyj), –ij (Янковский – Jankowskij), –oj (Трубецкой – Trubieckoj), a w przypadku kobiet –aja (Навальная – Nawalnaja). Po polsku końcowe „j” znika i nazwiska upodabniają się nieco bardziej do polskich, ale można je odmieniać bez problemu: Nawalny – Nawalnego, Jankowski – Jankowskiego. Wyjątkiem są nazwiska kończące się na –oj, których nie da się tak przystosować i które są odmieniane w oryginalnej postaci: Ruckoj – Ruckoja. Nazwiska kobiet są zaś po rosyjsku i ukraińsku bardziej odmienne niż po polsku i większość nazwisk rzeczownikowych – prawie wszystkie słowiańskie i niektóre niesłowiańskie – mają żeńskie formy. Po polsku jednak zasada ta obowiązuje tylko po części. Kobiece nazwiska przymiotnikowe przyjmują polską końcówkę fleksyjną (zatem nie Nawalnaja, a Nawalna), a rzeczownikowe stają się nieodmienne (była żona prezydenta Rosji po rosyjsku nazywała się Ludmiła Putina – Людмила Путина, a po polsku Ludmiła Putin). Po angielsku i tak nie ma możliwości żadnego przystosowania fleksyjnego, zatem odwzorowywane jest brzmienie oryginalne: Lyudmila Putina. Wątpliwości mogą się po polsku pojawić przy częstych po rosyjsku nazwiskach kończących się na –ow. Jeśli dana osoba jest Rosjanką, są one odmienne także po polsku (Skabiejewa, Zacharowa), jeśli Polką – nieodmienne.
Choć rosyjski do dziś znam słabiej niż angielski czy niemiecki – raczej biernie niż czynnie – zawsze był dla mnie nośnikiem ważnych treści, a nie głównie lub jedynie narzędziem opresji bądź językiem terroru. Nie chwalę się jego znajomością i brakiem uprzedzeń wobec ukraińskich znajomych, szczególnie tych ukraińskojęzycznych, ale przed samym sobą i przy biurku redaktora wciąż cieszę się, gdy mogę się go uczyć. Języka nie da się splugawić, można jedynie splugawić samego siebie, wypowiadając w nim kłamstwa i nienawiść.
Wróć