logo
FA 5/2023 w stronę historii

Marcelina Smużewska

„Bujny człowiek”

„Bujny człowiek” 1

Augustyn Wróblewski Źródło: www.wuw.pl

Do tej pory białka dzielono na podstawie ich właściwości fizycznych albo genetycznych. Nie uwzględniano podziału opartego na ich budowie. Wróblewski zbudował klasyfikację białek właśnie w odniesieniu do ich struktury chemicznej.

Historia zapamięta Augustyna Wróblewskiego przede wszystkim jako biochemika i autora klasyfikacji białek. Niemniej jednak był on także wizjonerem i reformatorem społecznym o oryginalnych poglądach, zwolennikiem czystości obyczajów, rozumianej jako wstrzemięźliwość od namiętności natury płciowej. Znano powszechnie jego negatywny stosunek do alkoholu i prostytucji. Był także antyklerykałem, zwolennikiem „religii nauki”, wrażliwym na krzywdę społeczną, anarchizującym socjalistą. Jego działalność naukowa i społeczna przypadła na czas rozwoju krakowskiej cyganerii. „Młodzież, której przedtem w Krakowie się nie czuło, wyroiła się pelerynami. Na lewym brzegu Wisły wykwitło nowe dla Krakowa zjawisko – cyganeria. I gdybyż jedna! Niemal równocześnie oglądał Kraków cyganerię malarską, cyganerię Pawlikowskiego, cyganerię Zapolskiej, cyganerię Przybyszewskiego, cyganerię bronowicką, ba, można by powiedzieć, cyganerię Lutosławskiego i Daszyńskiego, nie licząc cyganerii studenckiej, wzmożonej młodzieżą chroniącą się raz po raz zza kordonu i falangą młodych dziewcząt, pierwszy raz dopuszczonych do studiów uniwersyteckich” (Tadeusz Boy-Żeleński, Znasz-li ten kraj. Cyganeria krakowska, Warszawa 1932, Smolna 11, str. 14). Choć Wróblewski nie pochodził z Krakowa, jego najbardziej doniosła aktywność naukowa i społeczna związana jest właśnie z tym miastem.

Z Wilna w świat

Augustyn (Gucio) Wróblewski urodził się w Wilnie 20 lipca 1866 roku. Był drugim synem Eustachego i Emilii z Wróblewskich. Ojciec Augustyna był znanym lekarzem, zwolennikiem homeopatii. Matka prowadziła pensję dla dziewcząt. Obydwoje gromadzili księgozbiory, Eustachy głównie o tematyce przyrodniczej, Emilia – pedagogicznej. Przyszły biochemik miał starszego brata Tadeusza Stanisława (1858-1925), który w dorosłym życiu został adwokatem. Był też opiekunem biblioteki rodziców, którą rozbudowywał i zmierzał do nadania jej statusu publicznej. Rodzice Augustyna wspierali także dzieci zmarłego brata Antoniego. Dlatego w kręgu rodzinnym znajdował się Walery Wróblewski (1836-1908), generał Komuny Paryskiej. Dla młodego Augustyna znacznie starszy kuzyn (trochę jakby stryj) był idolem.

Gucio ukończył gimnazjum w rodzinnym Wilnie. Potem studiował chemię w Petersburgu, Rydze, Zurychu i Bernie. Uczelnie się zmieniały, ponieważ Gucio interesował się niewyłącznie nauką. W wieku 20 lat usunięto go z petersburskiej uczelni za udział w rozruchach studenckich i nielegalnych organizacjach. Była to działalność niepodległościowa o zabarwieniu socjalistycznym. W okresie ryskim (1887-1890) młody Wróblewski kolportował i powielał wydawnictwa socjalistyczne. Do profesorów chemii, którzy mieli największe znaczenie na uczelni ryskiej w tamtym czasie, należy zaliczyć Carla Bischoffa (1855-1908) zajmującego się chemią organiczną i Pawła Waldena (1863-1957), specjalistę od stereochemii, czyli trójwymiarowej budowy cząsteczek. Obaj byli dobrymi nauczycielami „chemicznego rzemiosła” i wiele nauczyli młodego Wróblewskiego. Za działalność konspiracyjną (m.in. korespondencję z Józefem Piłsudskim) w 1891 roku Augustyn został aresztowany w Wilnie, podczas pobytu u brata Tadeusza. Najpierw umieszczono go w areszcie, a potem zesłano do Taszkientu, gdzie musiał służyć w dyscyplinarnym batalionie. Jak wspomina jego kolega z czasów ryskich Stanisław Stempowski (1870-1952): „Taszkient spaczył niewątpliwie ten trzeźwy i jasny umysł i dzielny charakter, skierował na maniackie tory” (Stanisław Stempowski, Pamiętniki (1870-1914), Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1953, s. 112).

Metoda pozyskiwania białka

Po odbyciu kary, czy jak sam to nazywał „rekolekcji”, Wróblewski pojechał do Zurychu (Jerzy Franke wspomina tu Brunszwik), żeby ukończyć studia. Przebywał tam krótko, a stopień doktora uzyskał ostatecznie w Bernie. Praca dotyczyła kazeiny mleka kobiecego i była napisana pod kierunkiem prof. Edmunda Drechsela (1843-1897). Tekst ukazał się drukiem w szwajcarskim czasopiśmie naukowym. W języku polskim streszczenie opublikowano w czasopiśmie „Kosmos”. Zasługą tej pracy było opracowanie metody pozyskiwania czystych preparatów białkowych, w tym przypadku kazeiny z mleka kobiecego. „Wytrąconą siarczanem amonu kazeinę Wróblewski odtłuszczał eterem dietylowym, ponownie rozpuszczał w wodzie i znowu poddawał frakcjonowanemu strącaniu siarczanem amonu wobec kwasu octowego, po czym dializował we własnej konstrukcji dializatorze” (Ignacy Z. Siemion, Sława i zniesławienie: o życiu i pracach Augustyna Wróblewskiego, „Analecta” nr 1-2/2002, s. 256). Wróblewski zauważył także, że białko mleka ludzkiego jest inne niż to pochodzące od zwierząt. Samo mleko ma znaczną zawartość siarki i fosforu, czego nie zaobserwował w innych preparatach mlecznych. Wyizolował także w kazeinie ludzkiej nieznane dotąd białko.

Praca doktorska otworzyła Augustynowi Wróblewskiemu drzwi do akademii. Od 1894 roku był asystentem w I Zakładzie Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego, którego pracami kierował Karol Olszewski (1846-1915). W 1986 roku ponownie zainteresowała się nim carska policja. Skierowano go na przymusowe ćwiczenia wojskowe do Grodna. W efekcie absencji dr Wróblewski stracił miejsce w zakładzie prof. Olszewskiego. Przygarnął go prof. Napoleon Cybulski (1854-1919) do Zakładu Fizjologii UJ. Od 1895 r. Wróblewski był także członkiem i częstym prelegentem Towarzystwa Przyrodników im. Kopernika. Jedno z pierwszych wystąpień miało tytuł Przyczynki do znajomości działania fizjologicznego alkaloidów. U prof. Cybulskiego Wróblewski zajął się pepsyną – enzymem trawiennym. Porównywał jej właściwości między gatunkami zwierząt oraz działanie w połączeniu z różnymi związkami chemicznymi. Udało mu się dowieść, że niektóre alkaloidy mają wpływ na pepsynę, co wpisywało się w popularną wówczas dyskusję o wpływie kawy i herbaty na trawienie żołądkowe. Wróblewski stwierdził, że na trawienie mają przede wszystkim wpływ substancje garbnikowe znajdujące się w tych napojach.

Rozwijanie naukowych skrzydeł

Przy okazji pisania o układzie okresowym pierwiastków, Wróblewski zdradził swoją postawę badawczą. Przedstawił się jako empiryk i umiarkowany zwolennik dedukcji. „Wiedzę stanowi znajomość faktów. Fakty – to jej inwentarz. Teorie i hipotezy nie objaśniają nam i nie mogą objaśniać istoty rzeczy, służą one tylko jako narzędzia, ułatwiające badania dalsze, oraz uprzystępniające wiedzę pod względem pedagogicznym. Z biegiem czasu, z rozszerzeniem się dziedziny wiedzy, narzędzia te stają się za mało doskonałe, przestają wystarczać i muszą dawać miejsce innym, które tenże los spotka” (cytuję za: Ignacy Z. Siemion z artykułu Wróblewskiego w czasopiśmie „Kosmos” nr 20/1895, s. 87; niestety autor nie podał tytułu tekstu). Młody chemik postulował więc gromadzenie przede wszystkim obserwacji. Nie można ich jednak rejestrować bez żadnego porządku. Tu potrzeba hipotez i twierdzeń ogólnych. Na ich podstawie należy kontynuować dalsze testowanie i obserwacje. Procedura, kumulowanie wiedzy, powinny doprowadzić do obalenia bądź zweryfikowania przyjętych założeń teoretycznych. Tak wspinamy się „na ramiona olbrzymów”, by zobaczyć więcej.

Prof. Cybulski, nowy szef dr. Wróblewskiego, pomógł mu w badaniach nad pepsyną w 1896 roku. Zaproponował, żeby przystosować istniejące urządzenie laboratoryjne (spektrofotometr Glana) do oznaczeń chemiczno-fizjologicznych. Dzięki temu młody uczony był w stanie uściślić obserwacje, które do tej pory miały charakter jedynie jakościowy (porównanie koloru roztworu pepsyny połączonej z wybranym kwasem i odczynnikiem). Prof. Cybulski zachęcił także dr. Wróblewskiego do napisania podręcznika do ćwiczeń z chemii fizjologicznej. Warto nadmienić, że taka pozycja do tej pory nie istniała w języku polskim. Był on skierowany do przyszłych lekarzy. Wróblewski, pisząc go, korzystał ze swojej wiedzy i doświadczenia oraz zagranicznych lektur, zadbał też o przystępny język. Dużo miejsca poświęcił na analitykę związków naturalnych: białek, tłuszczów, węglowodanów. Są rozdziały dotyczące oddychania, nerwów, trawienia, moczu czy mleka. Nie są jednak tak samo rozwinięte. Np. oddychaniu autor poświęcił 3 strony, a analizie moczu 72 strony. Widać więc, że podręcznik napisał chemik, a nie fizjolog, co nie przesądza jednak o mniejszej wartości tekstu. Dzieło zostało wydane w Krakowie w 1897 roku.

Podręcznik pomógł zbudować Wróblewskiemu renomę. Autora uznano za wykwalifikowanego analityka medycznego. W tym samym czasie w Krakowie powstał Zakład Powszechny do Badania Środków Spożywczych i nasz bohater otrzymał tam pracę inspektora. W tym czasie zainteresował się diastazą – enzymem rozkładającym wielocukry (np. skrobię, którą kiedyś już się interesował). Uznał, że ma on charakter białkowy i przedstawił na to doświadczalny dowód. Roztwór diastazy łączył z jodkiem potasowo-rtęciowym. W efekcie wytrącało się białko i związki cukrowe. Później swoje badania nad enzymem rozszerzył o kolejne enzymy amylolityczne. Zainteresowanie naturą enzymów doprowadziło go do kwestii klasyfikacji białek.

Do tej pory białka dzielono na podstawie ich właściwości fizycznych (np. rozpuszczalność) albo genetycznych (pochodzenie roślinne lub zwierzęce). Nie uwzględniano podziału opartego na ich budowie. Wróblewski zbudował klasyfikację białek właśnie w odniesieniu do ich struktury chemicznej. Wydzielił białka: proste, złożone i ciałka białkopodobne (do tej grupy włączył np. enzymy). Była to w tamtych czasach rewolucja pojęciowa. Klasyfikację przedstawił w 1897 roku w Centralblatt für Physiologie. Do białek prostych zaliczył: albuminy, globuliny, białka rozpuszczalne w alkoholu, albuminaty, albuminy kwaśne, białka skoalgulowane. Wśród białek złożonych wymieniał: glikoproteiny, hemoglobiny, nukleoalbuminy, kazeiny, nukleiny, amyloidy, histony. Substancje białkopodobne to według Wróblewskiego: białka strukturalne, albumozy i peptony oraz enzymy. Te ostatnie, w kolejnej rewizji swojej klasyfikacji, podzielił według typów katalizowanych reakcji.

W 1897 roku pojawiły się doniesienia o próbach pozakomórkowej fermentacji alkoholowej. Tym zagadnieniem niezwłocznie zajął się dr Wróblewski, w czym wspierał go prof. Cybulski. Pracował na drożdżach, głównie piwnych z Okocimia i Wiednia. Swoje pierwsze ustalenia referował m.in. w Akademii Umiejętności. Jego zdaniem, enzym zymazy nie był efektem fermentacji i nie wydzielały go komórki drożdżowe. Kilka lat badań nad drożdżami i zymazą zawiera rozprawa habilitacyjna Augustyna Wróblewskiego, która została przedstawiona w 1901 roku na UJ. Autor ustalił m.in., że obecność soli upośledza fermentację, natomiast wspierają ją fosforany. Podobnie zakłócający dla fermentacji był etanol. Bez wątpienia fermentacja była procesem chemicznym, a zymaza miała działanie katalityczne. Aby pracować nad drożdżami, biochemik tworzył własne urządzenia laboratoryjne. Jedno z nich szczególnie pomocne okazało się w krystalizacji. Jednocześnie musiał pamiętać o potrzebach laboratorium badania żywności, więc zajął się także kwestią fałszowania mleka i jego przetworów. Opracował np. prostą metodę określania ilości wody w mleku, maśle i olejach. Był zwolennikiem sterylizacji mleka, które uważał za łatwiej przyswajalne w takiej postaci. Na marginesie wspomnę, że rozprawa habilitacyjna dała Wróblewskiemu jedynie status docenta prywatnego, czyli nie miał on prawa do stałego zatrudnienia na uczelni. Recenzje dorobku były też powściągliwe, nawet ta od prof. Cybulskiego.

Bez wątpienia okres 1894-1901 był czasem dużej aktywności badawczej dla Wróblewskiego. Udało mu się uzyskać szereg ważnych dla nauki wyników. Po pierwsze, wprowadził nową klasyfikację białek. Po drugie, przedstawił doświadczalny dowód, że enzymy są białkami. Po trzecie, potwierdził odkrycie fermentacji pozaustrojowej, eksperymentując z drożdżami piwnymi. Po czwarte, odkrył wpływ fosforanów na ten proces. Później jednak nad jego życiem zaczęły gromadzić się ciemne chmury.

Kłopoty młodego uczonego

Augustyn Wróblewski jako człowiek mógł być odbierany jako oryginał. Był zwolennikiem nieskazitelności etycznej i aktywistą ruchu antyalkoholowego, zwolennikiem prohibicji. Do tego był ateistą i antyklerykałem, co na ziemiach etnicznie polskich nie mogło być popularne. Miał potrzebę niesienia „apostolstwa moralnego”, a jak wiadomo, nikt nie lubi, by wytykać mu niedostatki lub sprzeczności w postępowaniu. Ta „sztywność etyczna” z pewnością nie przysparzała mu przyjaciół, a wręcz marginalizowała go i przyklejała łatkę dziwaka. Być może te cechy osobowości zadecydowały, że nie otrzymał on spodziewanego awansu w 1901 roku.

W Zakładzie Badania Żywności zwolniła się wtedy posada nadinspektora. Wróblewski sądził, że ją otrzyma. Tymczasem etat otrzymał ściągnięty z zagranicy dr Leon Marchlewski (1869-1946). Wróblewski nie chciał się podporządkować Marchlewskiemu, a nawet próbował go znieważyć i wyzwać na pojedynek. Otoczenie uznało to za oczywisty dowód niepoczytalności Augustyna Wróblewskiego. Umieszczono go w szpitalu psychiatrycznym (inicjatywa Napoleona Cybulskiego) i zdiagnozowano paranoję. W efekcie przeniesiono go na wcześniejszą emeryturę, pozbawiono docentury akademickiej i poddano kurateli sądowej. Pobyt w szpitalach trwał półtora roku.

Co ciekawe, główna diagnoza skazująca go na taki wyrok została wydana przez lekarzy, którzy nie byli nawet psychiatrami. Opinię o chronicznym pomieszaniu umysłu, czyli paranoi, wydali Józef Zoll (ekspert w zakresie medycyny sądowej i specjalista od chorób kobiecych) oraz Stanisław Domański (neurolog z UJ). O chorobie docenta Wróblewskiego przekonany był prof. Cybulski, który brał aktywny udział w całej procedurze. Nie wiadomo, w którym momencie uznał swojego współpracownika za niepoczytalnego. Mogły to być też osobiste animozje, wszak wcześniej chętnie mu pomagał. Warto także wspomnieć, że opisana sytuacja nie była osobnym przypadkiem. W Galicji często wykorzystywano kwestię zdrowia psychicznego, żeby odsunąć niepożądaną postać ze stanowiska. Wygląda na to, że docent Wróblewski stał się ofiarą tego procederu.

W 1903 roku z pomocą Bernarda Diamanda, kolegi ze studiów, Augustyn Wróblewski udał się do Szwajcarii, gdzie poddał się kolejnym badaniom psychiatrycznym, tym razem w Kilchbergu, Zurichu i Wiedniu (Jerzy Franke, „Czystość” (1905-1909) Augustyna Wróblewskiego albo iluzja etycznej krucjaty, UW, Warszawa 2013, s. 61). Wszyscy lekarze, którzy mieli wtedy kontakt z biochemikiem, uznali go za poczytalnego. Dzięki tym diagnozom udało się Wróblewskiemu zdjąć narzuconą sądownie kuratelę. Stało się to ok. 1905 roku. Niemniej wyrządzona szkoda była już nieodwracalna. Augustyn nigdy nie odzyskał w Krakowie dawnej pozycji, ani miejsca na uczelni, ani w Zakładzie Badań Spożywczych. Nie powinno więc dziwić, że całą energię skierował w kierunku działalności etycznej. W 1905 r. zaczyna prowadzić czasopismo „Czystość”, bezpartyjny dwutygodnik poświęcony zwalczaniu prostytucji i nierządu. Jest to główna platforma Wróblewskiego do komunikowania swoich poglądów, ale niejedyna. Sam wspominał: „założyłem cały szereg towarzystw etycznych polskich i jedno szwajcarskie, wygłosiłem do stu odczytów etycznych, przeważnie dla robotników w Królestwie, kilkadziesiąt odczytów w Galicji i innych miejscach; prócz tego odczyty po rosyjsku w Petersburgu, po niemiecku w Wiedniu i Finladyi; założyłem i prowadziłem trzy czasopisma etyczne; setki młodzieży uczącej się, setki robotników zaciągało mej rady w sprawie moralności praktycznej (…). Odczyty o prostytucji, z charakterem misji, miałem w Krakowie dla młodzieży, dla robotników, dla kobiet syjonistek, dla stowarzyszenia księży katechetów, dla artystów teatru miejskiego. W tej działalności, która trwała bez przerwy przez 8 lat ostatnich, doświadczyłem wiele…” (Augustyn Wróblewski, Przyrodniczo-naukowa teoryja moralności, 1912, s. 3-4).

Kontrowersje związane z działalnością etyczną

Jak wspomniałam, Wróblewski postulował abstynencję od alkoholu. W swoich odczytach porównywał liczbę prowadzonych karczm z liczbą szkół. Opisywał zdrowotne skutki nadmiernego spożycia etanolu. Na tym polu mógł jeszcze znaleźć zwolenników, o ile stosowałby wyważoną argumentację i nie domagał się np. zupełnego zakazu produkcji i sprzedaży alkoholu. Ze zwalczaniem prostytucji szło mu nieco gorzej. Korzystanie z tego rodzaju usług uważał za upadek obu zaangażowanych stron. Budził też spore kontrowersje, omawiając aktywność seksualną kleru. Był twórcą i zwolennikiem tzw. czerwonej religii (kolejna niezręczność terminologiczna). Chodziło mu w rzeczywistości o kult nauki i o wyrazistą orientację społeczną zogniskowaną na pomocy potrzebującym, ale skojarzenie było jednoznacznie negatywne. To, co na pewno nie przysparzało mu przyjaciół, to przekonanie, że niepodległość Polski jest na ówczesnym etapie niemożliwa. Polaków uważał za mało produktywnych. Nie przepadał za Piłsudskim. Krytykował poczytnych wtedy pisarzy, np. Żeromskiego, za brak stanowiska w różnych sprawach etycznych. Postulował także wprowadzenie nowego świeckiego kalendarza. Wierzył w możliwość pozawerbalnej komunikacji, swoistego „mózgowego promieniowania”, w coś na kształt telepatii, jasnowidzenia, zbiorowej halucynacji.

W pracy Czerwona religia, wydanej w 1911 roku z funduszu organizacji „Czystość”, Wróblewski przedstawił swoje kolejne poglądy ideologiczne. Pisał, że właściwym dla natury ludzkiej jest dążenie do wieczności. Religijność jest wyrazem tej tęsknoty. Człowiek nie ma duszy. Co wydaje się duszą, jest tak naprawdę „ustrojem mózgowo-nerwowym”. Po śmierci nie ma zmartwychwstania. Mistycyzm jest o tyle przydatny, o ile przyczynia się do zmiany społecznej, np. rewolucji. Z innych wypowiedzi dowiadujemy się, że zdaniem Wróblewskiego z pewnością istnieje jakaś forma inteligencji pozaziemskiej i powinniśmy dążyć do jej poznania. Za Emilem Durkheimem odwoływał się do teorii „chemizmu społecznego”, który wskazuje, że tożsamość społeczna jest czymś odrębnym niż tożsamość jednostkowa. Normy moralne nie są niezmienne, lecz zależą od warunków życia społeczeństw. To twierdzenie zbulwersowało m.in. filozofa Kazimierza Twardowskiego (1866-1938).

Wróblewski piętnował także deficyty moralności u ludzi nauki, co nie mogło dodać mu zwolenników. „Łamanie młodych pędów dążących ku światłu, podstępne skrytobójcze wyduszanie po nocach konkurencyjnych młodych sił, zbrodnia zapędzania współpracowników obławą w rzeczywistość szpitalów dla obłąkanych [osobiste doświadczenie autora], aby tam zginęli na zawsze; staranne uniemożliwianie pracy twórczej, wygryzanie sobie wzajemnie z zawiści kawałków mięsa i wyrwanie pazurami oczu i zębów, jest objawem codziennym wśród uczonych polskich” (Augustyn Wróblewski, Przyrodniczo-naukowa teoryja moralności, 1912, s. 61).

Lata 1912-1913 to dla Augustyna Wróblewskiego okres bardziej intensywnego zaangażowania w politykę. Od 1911 roku biochemik był regularnie obserwowany przez policję. Władzom nie podobały się czasopisma wydawane przez Wróblewskiego. Mowa o „Sprawie Robotniczej” i „Przyrodniczym Poglądzie na Świat i Życie”. Kolejne numery były rekwirowane, drukarnie zastraszane, a sam Wróblewski często lądował w areszcie. Swoistą kroplą, która przelała czarę goryczy, były ulotki, które nasz bohater przygotował na przyjazd do Krakowa arcyksięcia Karola Franciszka Józefa w czerwcu 1912 roku. Wróblewski spędził za nie w areszcie 7 tygodni. W więzieniu napisał Manifest człowieczeństwa, który zadedykował wszystkim pozbawionym wolności. Treść tego dokumentu wskazuje na to, że biochemik coraz głębiej tonął w idealizmie i zatracał kontakt z rzeczywistością.

W listopadzie 1912 roku odbył się pierwszy proces polityczny Wróblewskiego. Sąd zarzucił mu „lżenie władz państwowych i podburzanie przeciwko formie rządu”. Przy okazji zbadano oskarżonego pod kątem poczytalności. Opinia była następująca: „nie okazuje objawów choroby umysłowej, a jest osobnikiem neuropatycznym, ideologiem, wykształconym przyrodniczo człowiekiem, dla którego praktyczne zagadnienia życiowe są prawie nieznane i który swoje teorie, oparte na przyrodniczych zasadach, chce w sposób równie naiwny, jak i niepraktyczny, wprowadzić w życie i ugruntować na nich nowy ustrój społeczny. Badany jest zatem rodzajem reformatora społecznego” (Dwa procesy anarchistyczne w Krakowie 1913: 58). Jak widać, psychiatrzy dostrzegli jego idealizm i oderwanie od rzeczywistości, jednak nie uznali tego za objaw chorobowy. Dużo czasu poświęcono analizie poglądów społeczno-politycznych biochemika. Uznano je jednak za względnie nieszkodliwe i oczyszczono z zarzutów. Drugi proces wytoczono Wróblewskiemu w styczniu 1913 roku przed sądem kryminalnym. Zarzucano mu bluźnierstwo i zatargi z policją. Mimo wysiłków prokuratora i tym razem uznano go za niewinnego. Jednak zarzucono mu organizację nielegalnych zgromadzeń i wydawanie zakazanego czasopisma, za co otrzymał grzywnę.

Poglądy etyczne i polityczne Wróblewskiego były jak na tamte czasy kontrowersyjne. Jednak, jeśli się głębiej nad nimi zastanowić, wiele myśli okazało się trafnych. Istotnie alkoholizm prowadzi do wielu problemów społecznych. Prostytucja jest często wyrazem przymusu wobec kobiet. Dewocja i zabobon nie przyczyniają się do rozwoju społecznego, a zbyt opresyjne państwo jest głównym źródłem nieszczęścia ludzi. Istotnie istnieje tożsamość społeczna, co potwierdziły rzesze socjologów. Życie pozaziemskie według wielu astronomów istnieje z pewnością, tyle tylko, że jeszcze go nie poznaliśmy. Jak się wydaje, głównym problemem Wróblewskiego była nie diagnoza społeczna, a wskazywanie rozwiązań, które były nieco zbyt skrajne. W idealnym życiu pewnie okazywałyby się skuteczne, ale nie w takim, w jakim przyszło żyć biochemikowi.

Smutne zakończenie

Pod koniec życia działalność intelektualna Wróblewskiego stawała się coraz bardziej osobliwa. Zajmował się np. kwestią porozumienia między człowiekiem a zwierzęciem. Do końca podkreślał, że wyzysk człowieka przez człowieka jest jednym z największych nieszczęść w historii ludzkości, a każda władza zawiera w sobie element krzywdy. Biochemik zakończył życie w niejasnych okolicznościach. Latem 1913 roku wyjechał do Paryża. Tam podobno przeżył załamanie nerwowe. Najpewniej zmarł w szpitalu psychiatrycznym pod koniec tego samego roku. Przez lata większość jego dorobku uległa zapomnieniu.

Tytuł jest parafrazą z tekstu autorstwa Wiesława Wohnouta (1960) Życiorys nie typowy. w: Jadwiga Wróblewska (red.).: Listy z Polski, Londyn: B. Świderski, s. 6.”

Wróć