Leszek Szaruga
Zagorsk Fot. Stefan Ciechan
Gdy przed laty zwiedzałem Jekaterinburg, znalazłem miejsce, gdzie stał niegdyś dom, w którym bolszewicy zamordowali rodzinę cara, a obecnie, już po rozpadzie Sowietów, w tym samym miejscu pobudowano Cerkiew na Krwi, była niedziela, dzień raczej pochmurny, choć od czasu do czasu przestrzeń wypełniały promienie słoneczne, zaś wokół cerkwi na straganach można było kupić sporo patriotycznych broszur, a na podium przechadzał się z mikrofonem w ręku mnich ogłaszający publiczności, że oto znalazła się w miejscu, w którym młody carewicz oddał swe życie w obronie istoty rosyjskiego państwa jaką stanowi samodzierżawie, czyli jedynowładztwo, które obecnie chce się zastąpić jakimiś wynalazkami zgniłego Zachodu, zgoła Rosjanom niepotrzebnymi i psującymi ich tożsamość.
Przypomniałem sobie ten obraz, gdy oglądałem niedawno telewizyjny przekaz z uroczystego aktu, w którym patriarcha Cerkwi moskiewskiej Cyryl wsparł wojnę przeciw Ukrainie, określając ją jako „obronę Świętej Rusi”. I już w tych słowach wyrażona została – choć nie wprost – istota wojny rosyjsko-ukraińskiej trwającej od 2014 roku, a której aktem przełomowym było przekształcenie jej charakteru hybrydowego w otwartą inwazję regularnych wojsk rosyjskich przeciw Kijowowi. Wypowiedź Cyryla określa Rosję mianem Rusi i tym samym sankcjonuje – zgodnie zresztą z zakorzenioną tradycją – swoistą jedność Rosji, Ukrainy i Białorusi. Ten szwindel nazewniczy wydaje się niemal niemożliwy do rozwikłania, jest od dziesięcioleci utrwalony w piśmiennictwie rosyjskim, szczególnie w jego historiografii, ale także przecież w języku potocznym, w którym określenia „ruski” i „rosyjski” – podobnie zresztą jak w Polsce, w której wiele restauracji po inwazji Moskwy na Ukrainę przemianowało pierogi ruskie na „pierogi ukraińskie” – traktowane są jako synonimy.
To swoiste pomieszanie języków stanowi główny przedmiot rozprawy Joanny Getki i Jolanty Darczewskiej Ruś porwana? Rosyjska wojna o tożsamość Ukrainy (Warszawa 2022), jak bowiem piszą autorki: „Właśnie te dwa pojęcia – рoccийcкий народ i pуccкий наpoд – są najważniejsze dla tematyki poruszanej w tej książce. Ich rzekoma synonimiczność i nieprzetłumaczalność na język polski, angielski i inne języki stwarzają pole do manipulacji oraz tworzenia zmitologizowanych konstruktów, jak choćby (…) «rosyjski świat»” (przy czym warto zauważyć, że ów „rosijskij mir” może być odczytywany na dwa sposoby: jako „rosyjski świat” i jako „rosyjski pokój”, czyli pax russica, oba skądinąd dla ludzi znających nie tylko najnowszą historię dość przerażające).
Jednym z fundamentalnych pytań tej znakomitej książki, która winna stać się lekturą obowiązkową dla wszystkich interesujących się rolą Rosji w ciągu ostatnich 300 lat, w szczególności zaś ostatnim ćwierćwieczem, brzmi następująco: „jak to się dzieje, że Rosja atakuje Ukrainę, narażając miliony niewinnych Ukraińców na śmierć, cierpienia, tułaczkę, a jednocześnie dowodzi, że chroni trójjedyny bratni ukraińsko-białorusko-rosyjski naród przed zakusami podstępnego Zachodu, który dąży do podporządkowania go sobie?”. „Braterstwo” Rosjan i Ukraińców wciąż podnoszone jest nie tylko przez propagandystów Moskwy, ale też przez rosyjskich historyków. I warto może w tym kontekście zajrzeć do wydanej u nas w 2015 roku książki Maxa Kidruka Ja, Ukrainiec, co jest tytułem o tyle zwodniczym, iż oryginalny brzmi Nebratcy, czyli Niebracia.
Z tego też punktu widzenia warto spojrzeć na historyczne odmienności w relacjach rosyjsko-ukraińskich i polsko-ukraińskich. Piszą autorki: „O ile (…) romantyzm rosyjski cementował poczucie jedności etnicznej ukraińsko-rosyjskiej, to polski stawiał na wspólnotę, nie tyle genetyczną, ile ideową, wolnościową”. Znalazło to zresztą wyraz w herbie powstania styczniowego łączącego symbole – polski, litewski i ukraiński, co z dzisiejszej perspektywy wydaje się warte przypomnienia, tym bardziej że w piśmiennictwie rosyjskim gra symbolami nie tyle dokumentuje związki, ile maskuje przemoc i skrywa imperialne ambicje Kremla, czemu zresztą autorki poświęciły sporo uwagi i wykazały przy tym, w jaki sposób manipulacje lingwistyczne kształtowały niekorzystne dla Ukraińców stereotypy mające utrwalać przekonanie o ich „niższości” kulturowej i cywilizacyjnej.
Gdy się nad tym zastanowić, warto może odczytywać te wszystkie zabiegi Rosjan wobec Ukraińców jako coś w rodzaju kompleksu młodszego brata roszczącego sobie pretensje do zawładnięcia dziedzictwem pierworodnego i zmierzającego, jak Jakub wobec Ezawa, podstępem ograbić go z jego praw i przywilejów, gdyż tylko w ten sposób Moskale zyskują możliwość zakorzenienia się w historii europejskiej, w której Ukraińcy, czyli Rusini, pojawili się jeszcze przed rozłamem chrześcijaństwa w roku 1054. Zdumiewa natomiast i budzi odrazę barbarzyńskie okrucieństwo Rosjan i demonstracyjne odrzucanie przez nich obowiązujących w europejskiej przestrzeni praw wyrażane w aktach ludobójstwa i serii zbrodni wojennych.
Wróć