logo
FA 5/2022 życie akademickie

Rozmowa z prof. dr. hab. Wojciechem Horą, rektorem Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu im. Magdaleny Abakanowicz

Pomiędzy sztuką a ekonomią

Pomiędzy sztuką a ekonomią 1

W Polsce jest niewiele uczelni artystycznych i byłoby fatalne, gdybyśmy wykluczali się wzajemnie albo tworzyli jakieś koterie. Musimy mówić jednym głosem i wspierać się, bo to jest siła środowiska.

Panie rektorze, spotykamy się w drugim tygodniu od rozpoczęcia inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Jak Uniwersytet Artystyczny włącza się w pomoc dla uchodźców wojennych?

Wspieramy naszych przyjaciół w każdy możliwy sposób i dotyczy to zarówno studentów, jak i wykładowców. Ogłosiliśmy zbiórkę różnego rodzaju dóbr potrzebnych uchodźcom; wysłaliśmy już jeden duży transport na granicę. Dzięki zaangażowaniu pedagogów mamy pewność, że żadna z rzeczy, które przewozimy, nie ląduje na chodniku czy w jakimś przypadkowym miejscu, tylko trafia bezpośrednio do potrzebujących. Głównym punktem troski są artyści i studenci z Ukrainy – udzielamy im wsparcia finansowego, ale też psychologicznego. Nasz samorząd natychmiast zaopiekował się studentami ukraińskimi, liczymy na to, że oni z kolei pomogą nam wspierać studentów przybyłych właśnie zza wschodniej granicy. Na naradzie rektorów uczelni artystycznych padła sugestia, aby wobec przypadków dywersji rosyjskiej w Polsce nie informować dokładnie, ilu studentów przyjmujemy i w jakich lokalizacjach proponujemy im pomoc, by nie narazić ich na niebezpieczeństwo. Niemniej wszystkie możliwości, jakie nam przychodzą do głowy i jakie mamy uzgodnione z innymi rektorami uczelni artystycznych, wprowadzamy w życie. Czekamy też na ustawę wspierającą uchodźców, która pomogłaby koordynować nasze działania czy ukierunkować je, aby stały się jeszcze bardziej efektywne.

Na stronie UAP, oprócz wykazu rzeczy potrzebnych uchodźcom, można znaleźć informacje o zbiórce artykułów malarsko-rysunkowych dla studentów, a także o spotkaniu na google meets z psycholog dr Alicją Kusiak-Brownstein pt. „Nasze psychiczne reakcje na wojnę na Ukrainie: czym są, jak sobie z nimi radzić i jak wspierać osoby doświadczone traumą, stresem, lękiem i żałobą”.

Pani psycholog prowadzi to szkolenie dla naszych studentów, pedagogów i pracowników administracji, żebyśmy byli w jakiś sposób przygotowani do sytuacji, w której wielu ludzi nie umie się odnaleźć. Ponieważ mamy udzielać wsparcia, więc musimy zdobyć narzędzia, które pomogą nam go udzielać mądrze i efektywnie. Takich inicjatyw szykuje się więcej, bo nasza kadra jest bogata w pomysły. Myślimy o utworzeniu centrum sztuki ukraińskiej, w którym dalibyśmy możliwość organizacji wystaw artystom ukraińskim, żeby zajęli głowę własną twórczością, co pozwoli im zbudować dystans do tragedii, którą przeżywają. Planujemy to przedsięwzięcie w porozumieniu z Miastem Poznań. Jestem pełen podziwu dla tego, co dzieje się w społeczeństwie, a także dla swojej załogi, która niebywale się zaangażowała. Oby ten ogień nie wygasł. Przy każdej okazji sygnalizuję naszej społeczności, że to jest aktywność długodystansowa, że nie możemy powiedzieć „a teraz szanowni goście dziękujemy, wizyta skończona”, bo nie wiemy, jak długo to potrwa, a mamy do czynienia z ludźmi ciężko doświadczonymi przez los, których nie można zostawić.

Pomiędzy sztuką a ekonomią 2

Sytuacja jest dynamiczna i nie wiemy, jaka będzie w momencie publikacji tej rozmowy…

Może to brutalne i okrutne, ale w czasie pandemii mówiłem, że kryzysy pomagają nam zobaczyć siebie z zupełnie innej perspektywy. Każdy medal ma dwie strony, skupię się na tej pozytywnej: możemy sobie uświadomić, ile w nas jest ładunku dobra, pozytywnych emocji, aktywności, czyli wartości wysoko humanistycznych. To jest ciekawa lekcja.

Obejmując funkcję rektora UAP, deklarował pan przeprowadzenie głębokich reform. Co od tego czasu zmieniło się w Uniwersytecie Artystycznym?

Przede wszystkim staliśmy się przeźroczystą, sprawnie działającą organizacyjnie i ekonomiczne instytucją, co może nie wydaje się najważniejsze w przypadku uczelni artystycznej, ale jednak jest niezwykle istotne.

Wcześniej brakowało przejrzystości?

Wcześniej byliśmy w kryzysie finansowym i organizacyjnym, dosłownie na krawędzi. Udało nam się jednak uzyskać płynność finansową, a nawet wypracować skromne nadwyżki, które zaczęliśmy inwestować w potrzebny sprzęt i tworzyć bazowe warunki, konieczne do skupienia się na normalnej pracy.

Jak udało się odzyskać płynność?

Poprzez redukcję wydatków kompletnie nieuzasadnionych, a także poprzez restrukturyzację administracji. Mówiąc kolokwialnie – wszystkie krany, przez które pieniądz wyciekał bez kontroli i uzasadnienia, zostały pozakręcane. Na bazie planu naprawczego na tyle zracjonalizowaliśmy gospodarkę finansową uczelni, że kryzys został zażegnany. Wypracowana nadwyżka pomogła także finansować koszty związane z wprowadzeniem nowej ustawy oraz corocznym obniżaniem subwencji – poniżej progu racjonalności – co dotyka wszystkie uczelnie, szczególnie artystyczne. Dla mnie najistotniejsze jest zabezpieczenie pensji dla pracowników, a niestety większość z nich zarabia mniej niż pracownicy marketów. Tymczasem poziom wynagrodzeń przekłada się przecież na postrzeganie uczelni, która ma prowadzić i dydaktykę, i badania naukowe. Trzecia rzecz, która została wdrożona w sposób trwały, to widoczne w skali kraju otwarcie się uczelni na relacje ze społecznością miasta i regionu. Uczelnia stała się transparentna – we współpracy z miastem uruchomiliśmy 6 galerii uczelnianych, wpisanych w strukturę miejską, gdzie nasi studenci i pracownicy prezentują swoją twórczość, co jest wzbogacone poprzez tzw. oprowadzenia kuratorskie. Tym sposobem społeczność ma okazję spotkać się i z twórcami, i z kuratorami. Taka aktywność edukacyjna jest niezwykle ważna, bo żeby rozumieć sztukę współczesną, trzeba z nią obcować i zdobyć pewną wiedzę. Nasi pracownicy wykonują ogromną pracę w tym zakresie – organizujemy mnóstwo wydarzeń poza murami uczelni, otwieramy także uczelnię dla gości z zewnątrz. Zanim zaskoczyła nas pandemia, stworzyliśmy jednostkę o nazwie Centrum Edukacji Artystycznej. Jak to żartobliwie nazywam, jesteśmy tam dostępni dla społeczności miasta i regionu od pierwszego do piątego wieku. Poza Uniwersytetem III Wieku mamy ofertę dla dzieci, młodzieży licealnej i ludzi dojrzałych.

Pomiędzy sztuką a ekonomią 3

Na czym polega ta oferta?

Oferujemy aktywność twórczą na każdym poziomie, udostępniamy warsztat i kadrę. Utrzymujemy kontakty z liceami plastycznymi nie tylko z naszego regionu, ale z całej Polski. Świetnie układa się współpraca z LP w Kole, ale również z LP w Warszawie czy Gdyni Orłowie, które przyjęło imię Magdaleny Abakanowicz. Od kilku lat organizujemy też w naszym domu plenerowym w Skokach warsztaty z rzeźby dla młodzieży o nazwie „Młoda rzeźba”, które cieszą się wielkim powodzeniem. Oczywiście współpracujemy także z innymi uczelniami, gościmy je w naszych galeriach, odwiedzamy się wzajemnie. Przed dwoma laty, jeszcze przed pandemią, odbyły się przecudne wydarzenia związane ze stuleciem uczelni. Udało nam się zorganizować unikatowe zjawisko o nazwie Ambasada Sztuki UAP w Kolonii, w porozumieniu z MSZ i konsulem generalnym. Mieliśmy tam trzy duże wystawy. Niemcy, miejsce tak bliskie i tak ważne na mapie sztuki współczesnej, jest rzadko dotykane przez nasze środowisko artystyczne. Ze środowiskiem berlińskim prowadzimy warsztaty artystyczne, planujemy też utworzenie mostu galeryjnego z udziałem dwunastu galerii z Berlina i sześciu naszych uczelnianych, chcemy zaprosić do współpracy także inne galerie poznańskie. To stwarza okazję do podkreślenia unikalnego zjawiska, jakim jest Poznań Art Week, który organizujemy już od 5 lat. W jego ramach odbywają się wystawy, spotkania z artystami, wykłady, performanse i koncerty, a biorą w nim udział galerie i instytucje z całego świata, od Japonii, poprzez Amerykę, po całą Zachodnią Europę, przy czym część zdarzeń odbywa się w realu, a część on-line. Takie wspólne aktywności wzmacniają nas wzajemnie, dzięki nim Poznań staje się bardziej widoczny na mapie kultury Polskiej. Uczelnia wspiera też jedno z największych wydarzeń kulturalnych, jakim jest Konkurs Wieniawskiego.

Jaka jest pana koncepcja kształtowania kadr UAP? Pytam o to także w związku z licznymi wypowiedziami medialnymi byłych i obecnych pracowników dotyczącymi tej kwestii.

W mediach dobrze przebija się każde zdarzenie, któremu nadaje się znamię sensacji. Niestety moi poprzednicy finansowo doprowadzili uczelnię na skraj przepaści, ale po utracie władzy zwrócili się do mediów, z którymi wcześniej mieli dobre relacje, i odtąd wszystko, co dzieje się na uczelni, jest poddawane – mówąc kolokwialnie – trollowaniu. Ale trudno polemizować z twardymi danymi, a mamy proste wskaźniki: średnia kandydatów na studia w naszej uczelni wyniosła w zeszłym roku ponad 8 osób na jedno miejsce. Następna za nami była Warszawa, ze średnią 4,4. Tymczasem gdy obejmowałem stanowisko rektora UAP, wspomniana średnia wynosiła 2,7, widać więc radykalną zmianę. Sterujemy w kierunku uczelni elitarnej o najwyższym poziomie. Jeśli pyta pani o koncepcję kształtowania kadr, w przypadku administracji chodzi nam o uniknięcie przerostów zatrudnienia, wsparcie cyfrowe i umiejętność pracy z tym wsparciem. Trzeba było odrzucić wcześniejszy nepotyzm w obsadzaniu stanowisk administracyjnych, który prowadził do zatrudniania osób z wykształceniem nieadekwatnym do zajmowanych stanowisk. Działy obsadzane w ten sposób stawały się afunkcyjne. Podam tylko jeden przykład. UAP posiada pałac w Skokach – zanim objąłem urząd, średni koszt prowadzenia tego ośrodka w ciągu trzech lat wynosił 860 tys. zł rocznie, natomiast po zmianach kadrowych i strukturalnych koszt został zredukowany do 300 tys. zł rocznie. Podobne przykłady można by mnożyć. Obecnie wszyscy pracownicy są zatrudniani na zasadzie konkursu. Jak mi się wydaje, udało się nam zyskać świadomość, że pracujemy dla dobra uczelni, więc kooperujemy w pozytywnej aurze wzajemnego szacunku. Druga rzecz – już w czasie kampanii wyborczej powiedziałem, że czasy się zmieniają i żeby ustawić uczelnię frontem do przyszłości, musimy dać jej narzędzia rozwoju, czyli zostawić młodym pole do aktywności i podejmowania decyzji, bo jeżeli będziemy tkwili w zwasalizowanym, feudalnym typie funkcjonowania uczelni, prędzej czy później wpadniemy na rafy i zatopimy ten okręt.

Stawia pan więc na rozwój młodej kadry, a co ze starszymi profesorami?

Rozwój młodej kadry to proces, a nie zjawisko, które można wygenerować poprzez jeden dekret i podpis. Wcześniej na etatach pracowało 14 profesorów po 70. roku życia. Przy całym szacunku dla ich zasług, dorobku i osiągnięć dalsze ich zatrudnienie wiązało się z absolutną blokadą przepływu pokoleniowego. Doszło do takiej sytuacji, że mieliśmy grupę doktorów habilitowanych, którzy nie mogli wyjść poza stanowisko asystenta.

Jakie to miało skutki?

Pomiędzy sztuką a ekonomią 4

Przy zbyt długim przebywaniu na tym stanowisku, zaczynają się wyłączać takie cechy jak umiejętność budowania programu dla siebie, dla studentów, budowania odpowiedzialności za przyszłość uczelni. Obudzenie inicjatywy wśród tych młodych ludzi to był naprawdę trudny proces. Oczywiście znakomita większość profesorów dawno już emerytowanych potrafiła zrozumieć tę sytuację i zaakceptować ofertę dalszej współpracy w nieco zmienionej formie.

W jakim charakterze współpracują teraz z uczelnią?

W charakterze konsultantów. Mamy np. takich konsultantów, którzy przekroczyli 80. rok życia i są szczęśliwi, że mogą nadal pracować, a studenci mają satysfakcję z kontaktu z osobami, które tworzyły historię UAP. Bo uczelnię buduje się poprzez prognozowanie przyszłości, pozytywną energię, ale też poprzez odwoływanie się do historii. Jesteśmy ponadstuletnią szkołą, co stanowi nieprawdopodobny kapitał. Rezygnowanie z niego byłoby sprawą bezsensowną.

Przysłowiowym podcinaniem gałęzi…

Tak. Proces, o którym wspomniałem – bo mówimy o ewolucji, a nie rewolucji – był jednak bolesny. Myślę m.in. o przypadku, w którym rektor (pomijam, że to ja) kilkakrotnie zaprasza pracownika, aby przyszedł porozmawiać o swojej przyszłości w szkole, a on mówi, że nie przyjdzie, bo nie ma czasu. Dotarło wówczas do mnie, że nie interesuje go żadna forma współpracy, po prostu chce prowadzić pracownię i już. W nowym statucie zapisaliśmy więc, że profesor po ukończeniu siedemdziesiątego roku życia nie może być kierownikiem pracowni, aby zamknąć tego typu historie, które nikomu nie służą. Można zapisać piękne karty w historii szkoły, trzeba jednak uważać, żeby w pewnym momencie tego nie zaprzepaścić i nie zniszczyć sobie wizerunku. Myślę tu o budowaniu narracji medialnej, że szkoła jest w ruinie, wszystko jest do niczego… Tylko jak to się dzieje, że mamy coraz więcej kandydatów na studia, że w rozmaitych konkursach w Polsce i na świecie zgarniamy świetne nagrody, że zdewastowany budynek zostaje wyremontowany, że kończymy budowę kamienicy i niebawem nasze zasoby zwiększą się o 1500 m2, bo brak przestrzeni był dla nas olbrzymim problemem? Udało nam się także pozyskać środki na zakup poprzemysłowego budynku Starej Papierni, lada chwila ruszy budowa i adaptacja tej przestrzeni. Planujemy utworzyć tam Uczelniane Centrum Cyfrowe. Ponad dwa lata temu zdobyliśmy grant na zakup sprzętu cyfrowego, obecnie dysponujemy m.in. obrabiarkami pięcioosiowymi i różnego rodzaju sprzętem najwyższej technologii, dzięki czemu jesteśmy najlepiej wyposażoną w nowoczesne technologie uczelnią artystyczną w Polsce.

Dla kogo konkretnie będzie przeznaczone centrum cyfrowe?

To będzie centrum nowych języków dla wszelakiej kreacji, tak artystycznej, jak i projektowej. Nowoczesne media oferują studentom cały wachlarz możliwości. Centrum umożliwi także rozszerzenie prowadzonej przez nas działalności badawczej na styku uczelnia – przemysł. Istotne jest, żeby dostęp do nowych technologii miały wszystkie wydziały i wszystkie rodzaje aktywności twórczej. Tym, co wybudowało naszą szkołę jako ideę ponad sto lat temu i co stanowi o jej unikalności, jest przepływ między dyscyplinami sztuki. Szkoła w pewnym sensie została zbudowana na eksperymencie, któremu oczywiście towarzyszyła refleksja i dysputa nad sztuką.

Mówiąc o inwestycjach, wspomnę o uczelnianym pałacu w Skokach, który był remontowany w latach 90. i częściowo utracił już swoje walory. Udało nam się pozyskać środki na remont, kończymy w tej chwili projekt i latem będziemy wpuszczać ekipy budowlane. Mam nadzieję, że pałac odzyska dawny blask i stanie się funkcjonalny. Ta historyczna tkanka ma dla nas dużą wartość, także sentymentalną – wiele idei tu się narodziło, jesteśmy z tym obiektem bardzo mocno związani. Tych aktywności i inwestycji jest sporo, liczymy także na środki unijne, których Polska ciągle nie może się doczekać. Inwestycje pozwoliłyby nam rozwiązać problem przestrzeni do realizacji aktywności uczelni na wiele lat. To zostanie już jednak w sferze moich marzeń, będę trzymał kciuki za tych, którzy przyjdą po mnie, żeby mogli dokończyć to dzieło.

Wspominał pan kiedyś o potrzebie zawiązania konsorcjum polskich uczelni o profilu artystycznym, co byłoby pomocne w relacjach z ministerstwem i urzędami. Póki co, czy chciałby pan, w oparciu o własne doświadczenia, przekazać jakieś sugestie związane z obszarem szkolnictwa artystycznego?

Pomiędzy sztuką a ekonomią 5

Mówiłem o konsorcjum, ale już w tej chwili mamy nieformalny sojusz kilku uczelni. Jesteśmy w intensywnym kontakcie, dyskutujemy, debatujemy i próbujemy lobbować dla dobra ogółu. W Polsce jest niewiele uczelni artystycznych i byłoby fatalnie, gdybyśmy wykluczali się wzajemnie albo tworzyli jakieś koterie. Musimy mówić jednym głosem i wspierać się, bo to jest siła środowiska. I to się właśnie dzieje. Nowelizacji na pewno wymaga fragment ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, który dotyczy szkół doktorskich. Nota bene minister Jarosław Gowin mówił wprost: „wprowadzimy ustawę, ale już szykujemy jej nowelizację”. Tymczasem przestał być ministrem, a ustawa jak nie była znowelizowana, tak nie jest. Szkoły doktorskie stanowią duże obciążenie dla uczelni i wbrew pozorom nie są korzystne dla doktorantów.

Dlaczego?

Nie mamy możliwości zatrudnienia doktorantów w procesie dydaktycznym, oni nie mogą odbyć u nas praktyki w czasie studiów. Druga rzecz – jeśli mam dać stypendium doktorantowi, to bardzo chętnie dam, lecz problem polega na tym, że ja tych pieniędzy nie mam. Od początku zapewniano nas, że na wprowadzenie ustawy, generującej dodatkowe koszty, dostaniemy pieniądze, tymczasem nie dostaliśmy ich. Ustawowo wprowadzone podwyżki osiągnęły w naszej uczelni skalę 3,5 mln zł. W roku 2019 dostaliśmy 2 mln 700 tys. rekompensaty, w roku 2020 nic, a w roku 2021 ok. 1 mln zł. W tej sytuacji musimy wygospodarować ok. 7 mln z naszego budżetu, żeby pokryć te koszty. A co powiedzieć o kosztach dodatkowych: opracowanie całego stosu dokumentów, regulaminów, statutu, powołanie Rady Uczelni, która oczywiście pełni bardzo pozytywną rolę, natomiast ustawa wymusiła wprowadzenie dla członków rady wynagrodzeń, które nie są refundowane, a to jest 6 dodatkowych etatów. Przy tak małej uczelni niedostatecznie finansowanej przez państwo jest to duży problem. Nowa ustawa wprowadziła jeszcze jedno niekorzystne rozwiązanie, jakim jest brak możliwości kontroli przewodów i postępowań naukowych pracowników. Ustawa spowodowała prawdziwy boom przewodowy – ponieważ miały się zmienić zasady, więc wszyscy, gotowi czy niegotowi, rzucili się, żeby robić przewody.

To była walka z czasem…

Dla nas ta cała akcja przewodowa, obejmująca około setki awansów – doktoratów, habilitacji, profesur – wygenerowała dwumilionowy wzrost stałych kosztów poprzez podniesienie pensji. Cieszę się, że nasza kadra robi przewody, tylko skąd mam na to wziąć pieniądze? Rektor nie może powiedzieć pracownikowi, że mu nie sfinansuje przewodu, bo pracownik sam składa wniosek, a uczelnia nie ma wyjścia, musi za to zapłacić. Coś tu jest nie tak.

Obecnie to zjawisko nieco się uspokoiło…

Uspokoiło się, ale mamy w tej chwili boom przewodowy starych doktoratów, które miały zakończyć się w zeszłym roku, ale ze względu na COVID termin został przesunięty o rok. Niektóre doktoraty zalegały od dziesięciu lat – to są konkretne pieniądze, które przy tej skali idą w miliony i nie ma skąd ich pozyskać. Marzy mi się taka ustawa, która wzorem innych krajów pozwoliłaby prywatnemu biznesowi być donatorem uczelni artystycznych i innych jednostek kultury, co wiązałoby się z odpisem donacji od podatku. Byłoby to korzystne dla wszystkich – dla donatorów, dla tych uczelni i dla państwa. Jednak w tym przypadku nowelizacja musiałaby dotyczyć ustawy o finansach publicznych.

Kolejna sprawa to ewaluacja, która niestety w wypadku uczelni artystycznych, w odróżnieniu od innych, jest oceną ekspercką. Przygotowanie materiałów do ewaluacji to była ogromna praca dużego zespołu ludzi. Ostatnie zmiany rozporządzenia dotyczącego prowadzenia ewaluacji pojawiły się w grudniu ubiegłego roku, podczas gdy ewaluacja już się toczy. Jeśli mówimy o finansowaniu uczelni jako jednostek badawczych i naukowych, to nie boję się o naszą szkołę, bo znam jej wartość, ale patrząc szeroko na środowisko, na wiele wartościowych uczelni w Polsce, martwię się, by nie doznały uszczerbku. Ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce z jednej strony wymaga poprawek, ale z drugiej dała nam narzędzia do zrobienia wielu sensownych gestów porządkujących, a jej największą zaletą jest to, że nie dotknęła dydaktyki i spraw studenckich, co uchroniło nas przed jakimś kataklizmem i rewolucją. Pozwoliła nam też zachować status quo. Zachowaliśmy strukturę uczelni mniej więcej w takiej formie, jaka była wcześniej, gdyż – jak wiadomo – lepsze jest wrogiem dobrego. Dla mnie istotne było przeniesienie decyzyjności i danie swoistej autonomii wydziałom. Niedawno mieliśmy kolegium dziekańskie i z radością skonstatowałem, jacy młodzi ludzie siedzą na sali i widać, że w tym gremium nagle pojawił się dynamizm – tam jest potencjał, im się oczy świecą, gdy mówią o swoich planach i zamierzeniach. Wydaje mi się, że takie zjawisko jest największym prezentem dla rektora.

Studia artystyczne w przeszłości miały charakter elitarny, jednak od lat 90. wielokrotnie wzrosła liczba studentów kierunków artystycznych. Obecnie kształcą się w UAP w Poznaniu, w sześciu akademiach sztuk pięknych, w Akademii Sztuki, a także na wielu wydziałach różnych uczelni publicznych i niepublicznych. Jak, pana zdaniem, masowość kształcenia wpływa na poziom studiów i jakie są perspektywy zawodowe absolwentów?

Pomiędzy sztuką a ekonomią 6

To jest bardzo złożony problem, kiedyś dyskutowałem na ten temat z ministrem Jarosławem Gowinem. Mamy dwa aspekty sprawy. Pierwszy jest taki, że kształcenie artystyczne powinno być kształceniem elitarnym, chodzi nam przecież o wygenerowanie najwyższej jakości kultury narodowej. Ale jest też druga kwestia: trzeba sobie uświadomić, że w uczelniach artystycznych czy na wydziałach artystycznych różnych uniwersytetów kształci się wielu studentów i często spotykam się z sugestiami, że to prowadzi do nadprodukcji artystów. Istnieje jednak ciekawe zjawisko, któremu przyglądam się nie tylko w Polsce, ale gdziekolwiek się znajdę – czy jest to Azja, Europa czy Ameryka. Mianowicie z każdego rocznika mamy raptem paru wybitnych absolwentów, którzy potrafili zbudować program na siebie, którzy oprócz talentu wykazali się pracowitością, inteligencją, przenikliwością i jeszcze mieli ten łut szczęścia, że udało im się wybić. Taki mechanizm jest ukształtowany od dawna i nie jesteśmy w stanie go zmienić. Dlaczego jednak kształcimy większą liczbę studentów? Ważna jest kwestia proporcji, bo patrząc z drugiej strony, mamy też studentów, którzy w przyszłości mogą w ogóle nie pracować w swoim zawodzie, może skończą studia i zbudują zupełnie inny obraz siebie i swojej obecności w świecie. Ale ci ludzie pewnie będą mieć dzieci, które zostaną inaczej wychowane, niż byłyby, gdyby ich rodzice nie kończyli studiów artystycznych.

Mamy więc do czynienia z pewnym kapitałem kulturowym, który jest ważniejszy niż twardy pragmatyzm.

To jest nośnik kulturowy – wychowywanie społeczeństwa, które potrafi zrozumieć sztukę, zrozumieć jej wartość, bo od dziecka z nią obcuje i jest przygotowane do jej czytania i rozumienia. W każdym państwie to wartość nie do przecenienia. Moim zdaniem nie ma więc problemu nadmiernej liczby studentów na kierunkach artystycznych, oczywiście we wszystkim musimy zachować pewien balans, ale to się ustawia samo. Jeśli uda nam się doczekać czasów – a wszystko na to wskazuje – kiedy średnia liczba kandydatów w UAP wyniesie 10 osób na jedno miejsce, to śmiało możemy mówić, że jesteśmy uczelnią elitarną, kształcącą ludzi sztuki na najwyższym poziomie. To jest nasz cel, ale wiemy, że aktywność edukacyjna w szerokim rozumieniu też jest niezwykle istotna i absolutnie nie uważam, że należy żądać elitarności od wydziałów sztuki w uczelniach nieartystycznych. One wykonują nieprawdopodobnie pożyteczną pracę i stanowią uzupełniający mechanizm, o który warto dbać.

Jest pan kierownikiem II Pracowni Bioniki UAP. Czym jest bionika i jakie jest jej miejsce w kształceniu przyszłych projektantów?

Bionika to dość uniwersalne zjawisko i – o, paradoksie! – jest to program edukacyjny wymyślony blisko 50 lat temu przez naszego profesora Włodzimierza Dreszera. Program ten bazuje na propedeutyce projektowania inspirowanej naturą. Jak mówił nasz profesor, natura kształtowała się miliardy lat, w związku z czym wyeliminowała różne błędy. Jeśli mamy uczyć się projektowania, czyli pewnej aktywności, na przykładzie naszych starszych kolegów, znanych projektantów, to poza wartościowymi aspektami ich twórczości również – świadomie czy nieświadomie – będziemy kopiować ich błędy, których żaden człowiek nie jest w stanie uniknąć. Natomiast natura jest pozbawiona błędów. Jeśli nauczymy się z nią rozmawiać, nauczymy się patrzeć tak, żeby widzieć – bo wielu jest takich, którzy patrzą i nie widzą – to mamy fenomenalne narzędzie, które w połączeniu z technologią, materiałem, wartościami kulturowymi da nam platformę do wysokogatunkowej kreacji. Bionika stanowi punkt wyjścia w różnych dziedzinach, na naszych kursach pojawia się także wielu studentów grafiki, rzeźby i innych kierunków. Niedawno uświadomiliśmy sobie, że bardzo modne w ostatnich latach na Zachodzie zjawisko, które mądrze nazwano design thinking, zajmuje się tym, na czym nasza bionika koncentruje się od prawie pół wieku.

Profesor Dreszer wyprzedził więc zachodnie trendy…

Stanowczo – myśl bioniczna ma swoją polską specyfikę, ona wypromieniowała stąd w przeróżne miejsca. Paradoksalne jest to, że nasze ministerstwa stać na pompowanie kuriozalnych pieniędzy w promowanie design thinking, które było importowane z Ameryki, podczas gdy na miejscu mamy zjawisko o wiele lepiej adaptowalne do naszych realiów. Przy niewielkich nakładach można tę metodę zaprząc do konkretnej pracy przy realizacjach przemysłowych czy gospodarczych. Ale taka już nasza tradycja, że zachwycamy się tym, co amerykańskie, podczas gdy lepsze rozwiązania mamy dostępne na miejscu. Tym niemniej mamy świadomość wartości bioniki i bardzo dbamy o jej rozwój, gdyż jest jednym z ewenementów budujących wartość uczelni. Obecnie już wiele szkół włączyło taką pracownię do swojego programu kształcenia, z czego jesteśmy bardzo dumni.

Rozmawiała Krystyna Matuszewska

Wróć