Piotr Kieraciński
Od dawna spotykam się z informacjami, że autorzy negatywnych recenzji bywają pozywani przez ocenianych (najczęściej w trakcie procedur awansowych). W ciągu ostatnich dwóch lat taka sytuacja przydarzyła się trojgu wybitnych uczonych, autorom współpracującym okazjonalnie z „Forum Akademickim”. Pozwane były dwie wybitne – o czym świadczą ich dokonania naukowe i organizacyjne – badaczki z obszaru nauk społecznych o niekwestionowanym autorytecie naukowym. Co gorsza, pozywająca także pisała do FA. Trzeci przypadek to znany filozof, który został pozwany, gdyż ocenił negatywnie – w perspektywie prawa autorskiego – kłopotliwy doktorat zakwestionowany jako plagiat. Wedle mojej wiedzy wygrał w pierwszej instancji. Tego rodzaju sytuacja – pozew za opinię naukową – jednak w ogóle nie powinna mieć miejsca.
Inna sytuacja przydarzyła się znakomitym biologom, którzy z racji funkcji pełnionych w Komitecie Biotechnologii PAN (a zapewne i ugruntowanych naukowo własnych przekonań) podpisali stanowisko tegoż Komitetu przedstawiające ograniczenia możliwości terapii określonych chorób przy pomocy preparatów komórkowych. Zostali za to pozwani przez firmę, która takie terapie – negatywnie oceniane przez naukę i traktowane jako eksperyment naukowy – oferowała odpłatnie pacjentom. Obu uczonych poparły stosownymi uchwałami władze PAN. Niemniej okazuje się, że w Polsce za opinię naukową, popartą wynikami badań, można zostać pozwanym przed sąd.
Trzeci przypadek dotyczy zupełnie świeżej sytuacji, gdy wydawca czasopisma usuniętego z bazy referencyjnej Scopus skierował pozew przeciwko właścicielowi bazy, o czym sam poinformował redakcję „Forum Akademickiego”, kwestionując w ten sposób ocenę wydaną przez gremium naukowe, które zadecydowało o usunięciu czasopisma z bazy, a redakcji i wydawcy przekazało szczegółowe powody (nie są one podawane do wiadomości opinii publicznej, która poznaje tylko bardzo ogólne sformułowanie przyczyny usunięcia).
Tego rodzaju sytuacje, trzy różne, a przecież w sumie podobne, stawiają w kłopotliwej sytuacji sądy, które przecież nie są kompetentne kwestionować ekspertyzy naukowe i decydować o tym, co dziś jest prawdą naukową. Z kolei badacze, którzy zostaną poproszeni o recenzję czy udział w pracach gremium oceniającego lub ekspertyzę naukową w kontrowersyjnej sprawie, będą obawiali się wydać takowe zgodnie ze swoją wiedzą naukową, ze stanem wiedzy ludzkiej, gdyż to może grozić pozwaniem przed sąd. To poważne zagrożenie dla wolności badań naukowych i wyrażania opinii naukowych, a także po prostu – ograniczenie wolności nauki.
Możliwość postawienia uczonego przed sąd za rzetelną, ale negatywną recenzję czy ekspertyzę naukową oznacza poważne ograniczenie wolności badań. Tego typu sprawy jak skrótowo opisane powyżej powinny być rozstrzygane w debacie naukowej (do sprawy biotechnologów takowa została nawet zorganizowana przez PAN), a nie przed sądami. Na pewno kwestia ta wymaga głębokiego namysłu i wspólnego stanowiska tak polskiej nauki, jak i polskich prawników (profesorów prawa), a może także sądów. Jeśli za ocenę naukową, za głoszenie prawdy naukowej można będzie być pozwanym i skazanym przez sąd, to cofniemy się do czasów, gdy spalono na stosie Giordana Bruna.
Piotr Kieraciński