Aleksander Wittlin, Karol Życzkowski
Niespełna dwadzieścia lat temu opublikowaliśmy analizę jakości polskiej nauki, przedstawiając postulaty środowiska akademickiego dotyczące potrzebnych zmian systemowych: A. Wittlin i K. Życzkowski, „Tygodnik Powszechny”, nr 38 (2004). Redakcja zaproponowała tytuł Nim dostaniemy Nobla, który dotyczył zarówno artykułu, jak i dyskusji, prowadzonej następnie na łamach pisma. Przeprowadzane przez kolejne rządy lepiej lub gorzej przygotowane i przeprowadzane zmiany organizacji, struktur, ścieżek karier i systemu finansowania, nazywane „reformami”, wprowadziły przynajmniej niektóre z postulowanych wówczas rozwiązań, lecz tytułowe pytanie pozostało nadal aktualne.
Spróbujmy zatem odpowiedzieć na to pytanie, zarazem proste i skomplikowane. Najprostszą odpowiedź znajdziemy na stronach portalu Fundacji Alfreda Nobla. Przeczytamy tam, że w dziedzinach fizyki i chemii Szwedzka Akademia Nauk przyznaje co roku nagrodę „to the person who shall have made the most important discovery or invention”, czyli osobie, która wedle oceny Akademii dokonała największego odkrycia lub wynalazku. Jak wynika z corocznych list laureatów, nikt z polskich naukowców nie spełnił dotychczas tego kryterium. Ciesząc się ze współczesnych Nagród Nobla w dziedzinie literatury dla Czesława Miłosza, Wisławy Szymborskiej i Olgi Tokarczuk, w tym artykule rozważamy brak sukcesów nauki polskiej na skalę światową.
Analizując przyczyny takiego stanu, spróbujmy jednocześnie zasygnalizować problemy, z którymi obecnie muszą się mierzyć politycy myślący o przyszłości kraju w perspektywie 10-20 lat. Aby Polska mogła rozwijać się zgodnie z oczekiwaniami i aspiracjami społeczeństwa, konieczne jest uzdrowienie i unowocześnienie systemu edukacji oraz prowadzenie badań naukowych na poziomie światowym. Tylko w takich warunkach można będzie zwiększyć efektywność oraz innowacyjność naszej gospodarki.
Zacznijmy od szkoły. Polskie programy i podręczniki szkolne sugerują, że wszystko już zrozumiano i odkryto, a uczeń rzadko dowie się w szkole, że wiele problemów naukowych pozostaje nadal otwartych. Uczniów trzeba zaciekawić otaczającym światem. Dobrze jest uzmysłowić licealistom, że postęp w rozwoju mocy obliczeniowej komputerów oraz oprogramowania pozwalającego na powszechne wykorzystanie sztucznej inteligencji dokonał się już za ich życia, a wiedzy, jaki będzie status obliczeń kwantowych za kilka lat, gdy będą kończyć studia, nie ma dziś nikt. W obliczu tak szybkich przemian, także na rynku pracy, polskie szkoły powinny odpowiednio zmodyfikować stosowane środki i metody nauczania.
Ciągłe zmiany czeka też szkolnictwo wyższe. Trudno obecnie przewidywać, jakie przedmioty i jak będą wykładane na uniwersytetach za dwie dekady, ale pewne jest jedno: rozwój sztucznej inteligencji już wpływa na programy nauczania i sposób prowadzenia zajęć, egzaminowania studentów oraz przygotowania prac dyplomowych. Nadrzędnym zadaniem uczelni będzie modernizacja procesu kształcenia i dobre przygotowanie swych absolwentów do pracy w zmieniających się warunkach.
Zasadniczym celem działania szkół wyższych i instytutów naukowych jest kształcenie kadr oraz tworzenie wiedzy przez badania naukowe. Porównanie środków przeznaczanych na badania w wiodących krajach świata do polskich wskaźników dostarcza argumentów za znacznym wzrostem nakładów na finansowanie prac badawczych w Polsce. Nadal nie jesteśmy krajem konkurencyjnym do pracy dla utalentowanych naukowców, zwłaszcza tych z zagranicy, wybierających najlepsze możliwe warunki aktywności zawodowej i komfort życia rodziny. Ten brak prowadzi do bolesnej emigracji rodzimych talentów. Pouczająca jest historia Leonarda Eulera, szwajcarskiego matematyka i fizyka, uważanego za jednego z najwybitniejszych uczonych, o zatrudnienie którego w XVIII wieku rywalizowali król pruski i rosyjskie cesarzowe, zdając sobie sprawę z wagi zapewnienia najwyższego poziomu nauki dla dobrobytu i rozwoju swoich krajów. Nasze problemy dotyczą poziomu płac, modelu karier, dostępności mieszkań w miastach akademickich, jakości służby zdrowia, jakości szkół, systemu ubezpieczeń, bankowości, a także barier konsularnych przy zatrudnianiu pracowników z zagranicy oraz wielu innych aspektów współczesnego życia.
Aby zachęcać młodych ludzi do pracy w polskich instytucjach naukowych, trzeba solidnie zwiększyć stypendia doktoranckie i pensje dla pracowników nauki. Lecz od lepiej opłacanych pracowników polskiej nauki należy równocześnie więcej wymagać. W ciągu ostatnich dwóch dekad można co prawda zaobserwować korzystny wzrost średniej liczby prac publikowanych przez polskich badaczy, ale też sama liczba publikacji oraz liczba ich cytowań w literaturze światowej nie może służyć jako jedyne kryterium oceny poszczególnego naukowca czy całej instytucji naukowej. Pod względem średniego współczynnika wpływu opublikowanego artykułu Polska zajmuje nadal odległe miejsce w Europie.
Wiele uwagi opinia publiczna poświęciła ostatnio ogłaszanej przez ministra liście czasopism punktowanych. Nie odnosząc się do, wątpliwego naszym zdaniem, sensu takiej punktacji, taka lista powinna być sporządzana w sposób obiektywny, a wypaczenia z lat minionych trzeba naprawić. Z drugiej strony, celem pracy każdego uczonego winno być uzyskiwanie wyników na poziomie światowym, a nie kolekcjonowanie punktów pana ministra. Każdy naukowiec po doktoracie powinien wiedzieć, jakie czasopisma w jego dziedzinie mają największy prestiż i oddziaływanie i starać się w nich publikować swe artykuły. Trzeba też mieć na uwadze, że wiele czasopism naukowych jest wydawanych przez korporacje biznesowe, które używają kontrowersyjnych narzędzi do podnoszenia widoczności swoich produktów.
W krajach o dłuższej tradycji prowadzenia badań i publikowania uczeni wybierają periodyki odpowiednie dla tematu badań bez oglądania się na listę ministra. Ponieważ prestiż czasopism zmienia się w czasie, podobnie może ewoluować lista polskiego ministra – to tylko pomocnicze narzędzie dla urzędników, które nie powinno szkodzić pracy uczonych. Każdy dobry badacz (i każdy dobry instytut) uzyska dobrą ocenę niezależnie od konkretnego wyboru rozsądnych parametrów oceny oraz sposobu rzetelnie przeprowadzonej oceny merytorycznej.
Realnym niedomaganiem nauki polskiej pozostaje od lat publikacja wielu słabych artykułów, które nie stanowią żadnego wkładu do nauki. Konkretnym zadaniem listy czasopism powinno być zniechęcenie polskich uczonych do publikowania w czasopismach „drapieżnych”, wydawanych jedynie dla zysku ich właścicieli. Pieniądze podatnika nie mogą być przeznaczane na pokrywanie kosztów publikacji w takich czasopismach, a jeśli polski autor będzie chciał publikować w nich swoje prace, niech czyni to na własne ryzyko i własny koszt.
Jednym z jaśniejszych osiągnięć reform nauki polskiej było powołanie w roku 2010 Narodowego Centrum Nauki, agencji wspierającej badania podstawowe. W oparciu o wzory European Research Council – swego odpowiednika w Unii Europejskiej – Centrum wypracowało rzetelny, jak się wydaje, system oceny wniosków o projekty badawcze na podstawie recenzji ekspertów z zagranicy. Regularnie przyznawane środki na badania dla najlepiej ocenionych wniosków korzystnie zmieniły obraz nauki polskiej minionej dekady. Istotnym problemem agencji pozostają jej finanse, bowiem w ostatnich latach budżet NCN pozwalał na sfinansowanie jedynie małego odsetka wniosków ocenionych pozytywnie. W chwili obecnej należy zadbać o godziwe dofinansowanie tej dobrze działającej instytucji, natomiast tworzenie osobnych agencji finansujących badania, przykładowo w naukach humanistycznych czy naukach medycznych, nie jest celowe.
Inna sytuacja panuje w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, powołanym do finansowania prac badawczych nastawionych także na zastosowania komercyjne oraz obronne. Znaczne sumy wydatkowane na te cele nie przyniosły oczekiwanych efektów, unowocześnienia i zwiększania międzynarodowej konkurencyjności polskiej gospodarki, a nieprawidłowości w wydawaniu środków przez agencję są obecnie badane w kontekście zarzutów korupcyjnych. Dlatego niezbędne są zasadnicze zmiany w funkcjonowaniu tej agencji.
Polski przemysł nadal w małym stopniu podejmuje wyzwania, które mogą prowadzić do wynalazków ważnych w skali światowej. Niektóre firmy są jedynie podwykonawcami pracującymi dla zagranicznych centrali, które dostarczają gotowych technologii. Inne firmy prowadzą w kraju niezbyt zaawansowane laboratoria, które w założeniu mają „taniej” niż światowi liderzy zapewnić krajowe dostawy lub usługi, lecz ich działalność często nie daje obiecanych wyników i niekiedy sprowadza się do przepalania pozyskanych środków. Przykładem w dziedzinie nauk stosowanych są niespełnione obietnice kilku krajowych laboratoriów, które na początku pandemii publicznie obiecywały „polską szczepionkę na Covid” lub cudowne panacea na inne choroby. Finansując prace badawczo-rozwojowe z kieszeni podatnika, możemy domagać się, aby takie nakłady przynosiły gospodarce rzeczywiste korzyści.
Oprócz ciągłego niedofinansowania, kluczowym problemem nauki polskiej jest stale posuwający się walec biurokracji. Komputeryzacja spowodowała dramatyczny wzrost liczby niepotrzebnie przygotowywanych dokumentów, niekiedy zarówno w wersji papierowej, jak i elektronicznej. Wymuszana sprawozdawczość zajmuje coraz więcej czasu uczonym wszystkich szczebli, a biurokratom daje jedynie pozorne poczucie kontroli nad zarządzanym systemem.
Fundamentalnym problemem każdego kraju jest sprawiedliwa i efektywna alokacja wypracowanych zasobów, w tym także środków na badania naukowe. Pozostając przy bliskich autorom naukach ścisłych, czy wiemy, dlaczego żaden z projektów sfinansowanych od początku istnienia obecnego systemu nie zaowocował odkryciem klasy światowej? Czy polskie społeczeństwo, które ze swoich podatków finansuje naukę, otrzymuje w zamian to, co najlepsze? W szczególności, czy przyjęty po roku 1989 sposób organizacji nauki odpowiada potrzebom państwa i aspiracjom obywateli?
Tak postawione pytania mają charakter uniwersalny, a wiele krajów eksperymentuje z różnymi metodami finansowania badań. W listopadzie 2023 tygodnik „The Economist” analizuje te zagadnienia i zwraca uwagę, że „talent w zdobywaniu grantów” niekoniecznie wiąże się z jakością prowadzonych badań. Katalin Kariko, ubiegłoroczna laureatka nagrody Nobla w dziedzinie medycyny, w roku 1995 zatrudniona na uniwersytecie Pensylwanii, nie uzyskała awansu na stanowisko profesora, gdyż nie udawało się jej pozyskiwać dla uczelni wystarczającej liczby grantów. Jako przykład pozytywny podano szczodre finansowanie badań niezależnych naukowców przez HH Medical Institute, założony w stanie Maryland przez miliardera Howarda Hughesa, bohatera filmu Awiator. Przez 70 lat istnienia instytutu jego naukowcy byli nagradzani Nagrodą Nobla ponad trzydziestokrotnie, więcej niż wynosi liczba wszystkich nagród otrzymanych przez uczonych z ZSRR i Rosji.
Czy w Polsce prowadzi się systematyczne badania efektywności gospodarczej nauki? Co wiemy, a czego nie wiemy na ten temat? Czy obecny wielostopniowy system stopni i tytułów naukowych, w dużej mierze powstały ponad sto lat temu, obudowywany licznymi protezami i modyfikacjami, rzeczywiście służy rozwojowi nauki, czy wręcz przeciwnie – zniechęca utalentowanych młodych ludzi do pracy naukowej?
Zauważając liczne bolączki hamujące rozwój nauki w Polsce, warto pokazać też korzystne zmiany, które nastąpiły w ciągu ostatniego dwudziestolecia. W systemie słusznie minionym „wymiana naukowa” oznaczała wyjazdy za granicę stosunkowo nielicznych pracowników polskich uniwersytetów i instytutów naukowych. Dziś praktycznie każdy polski uczony ma możliwość zdobywania doświadczeń naukowych za granicą. Co więcej, wymiana stała się bardziej symetryczna, gdyż wielu zagranicznych doktorantów przygotowuje w Polsce swe dysertacje, a coraz więcej naukowców z zagranicy odbywa staże po doktoracie u polskich uczonych. Dzięki temu, przynajmniej w niektórych dziedzinach wiedzy, utrzymujemy owocne kontakty z nauką światową.
Polityków polskich należy nieustannie przekonywać, że istotne ulepszenie systemu edukacji i autentyczny rozwój badań naukowych są niezbędne dla zwiększenia innowacyjności i efektywności naszej gospodarki oraz zapewniania krajowi dobrobytu. Pierwszoplanowym zadaniem rządu jest zagwarantowanie stabilnego finansowania edukacji i nauki utrzymanego na odpowiednim poziomie. Poprzez uregulowania prawne Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pośrednio odpowiada za dobrą organizację pracy na uniwersytetach i w instytutach naukowych ale także za rozsądny system wymagania dobrej pracy od dobrze opłacanych polskich naukowców. I niewiele ponadto. Może wystarczy po prostu dużo i mądrze wymagać, dobrze płacić i nie przeszkadzać.
Aleksander Wittlin, Karol Życzkowski