logo
FA 4/2022 rok botaniki

Konrad Pfeiffer

W storczykowym raju

W storczykowym raju 1

Dr hab. Marta Kolanowska w Papui Nowej Gwinei

Z racji interdyscyplinarnego charakteru stacji każdy, czy to botanik, entomolog, ornitolog, chiropterolog, czy dendrolog, prowadząc swoje badania, dołoży cegiełkę do wiedzy o działaniu całego ekosystemu.

Dracula simia przypomina małpę, Ophrys bomybliflora śmiejącego się trzmiela, Habenaria radiata czaplę białą. Wszystkie jednak bije Telipogon diabolicus. To istny diabeł w roślinnym przebraniu. Intryguje nie tylko wyglądem. Wykształcił iście szatański mechanizm, jak przyciągnąć owady zapylające, nie oferując im nic w zamian. Część jego kwiatu, zwana warżką, udaje po prostu… samicę. Ma podobną kolorystykę, układ włosków, a nawet wydziela substancje zbliżone do owadzich feromonów. Samce wpadają w pułapkę, kopulując z „podrabianą” partnerką i zbierając w trakcie tego aktu pyłkowinę.

– Storczyki z jakiegoś powodu stosunkowo rzadko produkują nektar czy w ogóle oferują zwierzętom zapylającym jakąś nagrodę. Całą swoją energię angażują w to, jak skusić owady zapylające, by mimo to przyleciały. Dlatego właśnie nazywane są oszustami świata przyrody – tłumaczy dr hab. Marta Kolanowska, która zna się na nich jak mało kto. W końcu odkryła już ponad 370 nieznanych wcześniej nauce gatunków.

Należą do największej i najbardziej zróżnicowanej rodziny roślin kwitnących. W Europie ich popularność sięga epoki wiktoriańskiej.

Naturalne planowanie

Podstawowym narzędziem jej pracy jest… maczeta. Preferuje krótką, lekką, dobrze leżącą w ręce. Typowo męskie, długie, ciężkie to nie dla niej. Zazwyczaj, gdy się już przyzwyczai do jednej, zabiera ją na każdą wyprawę. Przez długi czas miała swoją ulubioną, ale podczas jednej z lotniskowych odpraw nie z własnej woli musiała się z nią pożegnać. Chcąc nie chcąc, trzeba było przyzwyczaić się więc do nowej. Bez maczety w tropikach ani rusz. Czasem, gdy już po dwóch, trzech miesiącach wraca w to samo miejsce, całą robotę z przecieraniem szlaku należy wykonać od nowa. A storczyki te właśnie rejony szczególnie sobie upodobały. Jest ich tam najwięcej, co wcale nie znaczy, że łatwo na nie natrafić. Klasyfikuje się je jako rośliny rzadkie, a więc o bardzo wąskim zasięgu, ograniczonych regionach występowania, niektóre można znaleźć tylko w jednej lokalizacji. Wszystko dlatego, że do dłuższego trwania populacji konieczna jest obecność i specyficznego grzyba, bez którego nasiona storczyka nie zaczną kiełkować, i owada zapylającego. Nieczęste występowanie naraz obu tych elementów skutkuje ograniczoną liczbą stanowisk. To z kolei sprawia, że aby do nich dotrzeć, trzeba się – i to dosłownie – nieźle napocić.

W storczykowym raju 2

Telipogon diabolicus

Za prawdziwy storczykowy raj uchodzi Kolumbia. Przyrodniczo to zresztą wyjątkowe miejsce. Na tym terenie znajduje się blisko 10% wszystkich gatunków roślin, jakie kiedykolwiek opisano. Sprzyja temu duża różnorodność siedlisk – las amazoński, dolina Orinoko, trzy łańcuchy Andów, osobne masywy Sierra Nevada de Santa Marta – odizolowanych od siebie m.in. głębokimi dolinami. W odrębnych ekosystemach zaistniały warunki do ewolucji nowych gatunków, w tym również storczyków. Szacuje się, że ich liczba przekracza 27 tysięcy, a według niektórych badaczy nawet jeszcze więcej. Niby dużo, a jednak wciąż niewiele wiadomo o ich związkach z zapylaczami, o reakcjach symbiotycznych z grzybami, o tym, jakie drzewa wybierają do zasiedlenia czy o terapeutycznych właściwościach przeciwnowotworowych. Naukowcy mają zatem pole do popisu.

– Rośliny zawsze wydawały mi się nudne do pracy naukowej, za bardziej atrakcyjne do badań uważałam zwierzęta. Jeszcze na studiach, podczas zajęć florystycznych w terenie, gdy prowadzący pokazywali różnorodność na trawnikach, przydrożach, zmieniłam zdanie. A gdy się dowiedziałam co nieco o storczykach, to zawładnęły mną całkowicie – wspomina badaczka z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego.

Za sobą ma już ponad dwadzieścia ekspedycji. Z pierwszej, będącej nagrodą w konkursie na temat bioróżnorodności, zorganizowanym przez Ambasadę Kolumbii w Polsce, wróciła uboższa o pieniądze, aparat, paszport… Wtedy, w 2008 roku, to nie było najbezpieczniejsze miejsce na świecie, niektóre regiony należało omijać szerokim łukiem. Zdarzało się, że w górach zatrzymywali ją wojskowi, zabraniając dalej jechać. Do ich obecności, jak mówi, trzeba się przyzwyczaić. Na początku ogarniało ją przerażenie na widok takiej liczby żołnierzy, z czasem stwierdziła, że lepsi oni z karabinami niż ta sama broń w rękach nieumundurowanych. Od tego czasu nieco się poprawiło, czuje się tam już prawie jak w domu, z niektórymi społecznościami bardzo się zżyła, ale badania terenowe nadal obarczone są dużym ryzykiem. I to niekoniecznie z winy człowieka. Plany ustala tam bowiem natura.

Alkohol się przydaje

Pracę trzeba zacząć bardzo wcześnie rano. W tym gęstym, ciemnym lesie każdy snop naturalnego światła jest na wagę złota. Kalosze, które obok maczety stanowią niezbędny element „uzbrojenia”, przechowuje u lokalnych przyjaciół. W eksplorowanym przez nią departamencie na południu kraju nie ma żadnej uczelni, nikt nie zajmuje się tą tematyką na poziomie akademickim. Tak istotne są więc kontakty z miejscowymi, którzy mogą zapewnić ciągłość badań. Dzięki nim mogła powstać mała przydomowa uprawa storczyków. Storczyka nie można oznaczyć na poziomie gatunku, jeżeli nie ma on kwiatów. Jeśli więc natknie się w terenie na ciekawy okaz, który jeszcze nie zdążył zakwitnąć, przenosi go do uprawy, żeby zobaczyć, co z niego wyrośnie. Nie wszystkie to lubią. Wspomniany już „diabelski storczyk” się nie przyjął, mimo że odległość od stanowiska nie przekraczała kilkudziesięciu kilometrów.

Choć zdarzają się również kilkudniowe wyprawy, to stara się ich raczej unikać. W tamtych warunkach to wyjątkowo trudne i logistycznie, i fizycznie. Tropiki już nieraz weryfikowały chęci towarzyszących jej osób. Nie każdy organizm potrafi zaadaptować się do wysokości, na jakich trzeba pracować, a więc mniej więcej 2,5 tys. m n.p.m. A jeszcze trzeba dojść tam przez las. Z tego względu jakiś zbędny ekwipunek nie jest wskazany. Zawsze zabiera jednak słoiczki z alkoholem czy inną cieczą konserwującą. Materiał roślinny po zerwaniu nie utrzymuje się długo, więc jeśli tylko istnieje taka możliwość, byliny dokumentuje na miejscu, a kwiaty konserwuje.

Jeśli przyjąć, że nauka lubi przypadki, to w Ameryce Południowej trzeba liczyć na więcej niż łut szczęścia. Przekonała się o tym niejednokrotnie. Ktoś nie dojedzie, inny się spóźni, pora deszczowa też potrafi zrujnować plany. Pamięta ekspedycję do Przesmyku Darién w Panamie, gdy wynajęty za spore pieniądze lokalny przewodnik zgubił orientację w terenie. Rozsądek podpowiadał, by ruszyć wzdłuż rzeki, prędzej czy później powinna pojawić się jakaś wioska. W istocie tak było, lecz zanim udało się osiągnąć cel, na jednej z mijanych gałęzi spostrzegła rosnące storczyki. Okazało się, że to… następny w jej kolekcji nowy gatunek. Został nazwany od miejsca odnalezienia – Epidendrum dariense.

Oprócz badań terenowych dużą część czasu poświęca na analizę zielników. Przekopuje się przez dostępne kolekcje, porównując znalezioną właśnie roślinę z wcześniej zebranymi okazami. Niekiedy to naprawdę benedyktyńska praca. Nigdy nie zapomni ekscytacji z opisania swojego pierwszego storczyka. Należał do rodzaju Lepanthes, obejmującego ponad 700 gatunków. Aby się upewnić, że to żaden z nich, trzeba było sprawdzić wszystkie dotąd znalezione. Kiedy okazało się, że nie pasuje do niczego, radość zdawała się nie mieć końca. Został zadedykowany kolumbijskiemu jezuicie i botanikowi Pedro Ortizowi Valdivieso, który pomagał w badaniach. Trudno się jednak dziwić, że nie została fanką akurat tego rodzaju.

– Techniki molekularne zbytnio nie pomagają, bo jak dotąd zaledwie z kilku procent tych gatunków wyizolowano DNA. Jeśli znajdę nowego storczyka, to brakuje bazy danych, z którą można by go porównać. Pozostaje więc binokular i żmudne, mozolne przeglądanie – wyjaśnia, dodając, że woli to zdecydowanie bardziej niż pracę w laboratorium.

Zdarza jej się jednak sięgać i po techniki DNA. Od dłuższego czasu pracuje z z innym orchidologiem dr. Sławomirem Nowakiem z Uniwersytetu Gdańskiego nad dziwną rośliną, którą oboje znaleźli w herbarium w Papui-Nowej Gwinei. W słoiku podpisanym jako „storczyk” pływało coś, co bardziej przypominało fragmenty pędu jakiejś wodnej rośliny. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to pomyłka. Po wyjęciu okazało się, że choć kwiat jest bardzo mały, to rzeczywiście posiada wszystkie cechy storczyka. Najbardziej podobne do odnalezionej rośliny są orchidee z rodzaju Octarrhena, jednak wydaje się, że badany okaz reprezentuje jeszcze nieopisany rodzaj. Aby to potwierdzić, potrzebny będzie materiał DNA. Zaraz po pandemii trzeba więc wrócić w to miejsce.

Zgoda od członków plemienia

W storczykowym raju 3

Heteranthocidium universitas-lodziensis

Ani kolor kwiatów, ani liście nie są dla niej kluczowe przy opisywaniu nowych gatunków. Szczególną uwagę zwraca na tzw. warżkę. U większości storczyków to jeden płatek kwiatu, który wygląda zupełnie inaczej niż pozostałe. Służy on za powabnię do zwabiania zapylaczy. Muchówki, kolibry czy pszczoły Euglossini – to one najczęściej występują w tej roli. Same storczyki nie ułatwiają im zadania. A to wykształcają na warżce struktury, które do złudzenia przypominają pyłek; inne mają kwiaty wyglądające przy powiewie wiatru niczym stado owadów, co mocno irytuje trzmiele, które uderzając w nie, zbierają pyłkowiny; wreszcie są i wspomniani na początku oszuści, korzystający z pseudokopulacji. Strategii jest mnóstwo, ale najważniejsze, by zostać zapylonym, nie dając nic w zamian.

– Do opisania nowego gatunku potrzebny jest dobrze zakonserwowany, kompletny kwiat. Należy nadać roślinie nazwę, zawsze dwuczłonową, krótko przedstawić różnicę dzielącą nowy gatunek od reszty i scharakteryzować wygląd rośliny. Jeśli posiadamy dane genetyczne, to również są publikowane, ale zasady prowadzenia badań molekularnych w większości krajów tropikalnych są bardzo surowe, trudno dostać pozwolenie na ich przeprowadzenie – wyjaśnia.

Po debiutanckim odkryciu szybko zrozumiała, że wobec bezliku storczyków na nudę nie będzie narzekać. W dolinie Sibundoy natknęła się na kilkadziesiąt kwitnących gatunków, m.in. Cryptocentrum lehmannii, Trigonochilum porrigens, Hofmeisterella biglobulosa, Myoxanthus ortizianus, Hirtzia barrerana. Z kolei eksploracja północnoandyjskiego Páramo de Bordoncillo, gdzie odnalazła nie tylko naziemne gatunki, ale także rosnące na skałach okazy Maxilaria i Pachyphyllum, możliwa była dzięki uprzejmości plemion Inga i Kamëntsá. Kolumbijskie prawo tereny powyżej 2800 metrów n.p.m. oddaje pod opiekę lokalnych społeczności. To od nich zależy, kto będzie mógł się tam dostać. Wzbudziła zaufanie, pozwolono jej wejść. Jak przyznaje, tamtejsza ludność jest bardzo pozytywnie nastawiona do naukowców. Kiedy ornitolodzy z Gdańska badali kolibry, okoliczne dzieciaki z zaciekawieniem się temu przyglądały. Sama organizuje konkursy dla szkół, starając się zaszczepić u lokalsów podejście do bioróżnorodności jak do cennego skarbu. Widzi przecież, że niektóre z populacji badanych przez nią jeszcze na doktoracie znikły. Trudno nie łączyć tego z masowym wycinaniem lasów, ociepleniem klimatu. Na skutek tych zmian piętra roślinności stopniowo się przesuwają, a storczyki jako rośliny górskie na konsekwencje narażone są w pierwszej kolejności. Temat ten bada również w kontekście zapylaczy. Cóż z tego, że część gatunków storczyków się uratuje, jeśli zabraknie owadów, które je zapylają. Przekonuje, że nie znając różnorodności pewnych obszarów, nie zaobserwujemy też jej zanikania. I chce to unaocznić. Przeszkodą są finanse. Badania w tropikach nie cieszą się bowiem zbyt dużym uznaniem u grantodawców.

– Kiedyś spotkałam się z takim zarzutem recenzenta mojego projektu: dlaczego polski podatnik miałby płacić za badania w Panamie? Poza tym, że Przesmyk Darién jest dość istotnym biogeograficznie regionem, nie ma na nie dobrej odpowiedzi – ironizuje laureatka prestiżowej nagrody Fundacji Maxwella/Hanrahana za „nieoczywiste” prace terenowe.

Wspomina, że kiedy kilka lat temu ukazał się artykuł podsumowujący wkład Europy w badania tropikalne, polscy naukowcy nie byli nawet uwzględnieni w statystykach. Już nawet Czesi radzą sobie dużo lepiej od nas. Nic zatem dziwnego, że przy tak niepewnym finansowaniu młodzi do pracy nad tropikalnymi storczykami się nie garną. Sama miała doktoranta, który ostatecznie wybrał karierę poza uczelnią. Być może formą zachęty będzie stacja badawcza, którą zamierza założyć w dolinie Sibundoy. Ma powstać na terenie stworzonego tam rezerwatu przyrody, obejmującego 30 ha lasu. Fundusze na zakup już zgromadzono, pandemia odwlekła formalności. Przedsięwzięcie z jednej strony miałoby zapobiec masowej wycince, z drugiej stanowiłoby dla miejscowej ludności okazję do zarobku. Łódzka biolog tłumaczy, że w Ekwadorze czy w Kostaryce, gdzie duża część przyrody znajduje się w prywatnych rękach, takie rezerwaty przyczyniły się do rozwoju ekoturystyki. Wiele osób gotowych jest zapłacić, byle tylko znaleźć się blisko natury i wejść do pierwotnego, niezmienionego przez człowieka lasu. Dla naukowców to z kolei znakomity poligon doświadczalny. Z racji interdyscyplinarnego charakteru stacji każdy, czy to botanik, entomolog, ornitolog, chiropterolog, czy dendrolog, prowadząc swoje badania, dołożyłby cegiełkę do wiedzy o działaniu całego ekosystemu. W pojedynkę nie da się przecież zaobserwować relacji między organizmami. W przypadku tropików to o tyle istotne, że są wciąż słabo pod tym względem rozpoznane. Nie wiadomo choćby, które grzyby muszą się pojawić, żeby wejść w symbiozę z roślinami, żeby te mogły funkcjonować. Tym samym łatwo przegapić brak konkretnego gatunku.

Pomysłowi przyklasnęła nie tylko polska ambasada w Kolumbii, ale również władze uczelni, na której prof. Marta Kolanowska pracuje. Doceniając zainteresowanie z ich strony rozwojem polskich badań tropikalnych, postanowiła jeden z odkrytych przez siebie storczyków nazwać Heteranthocidium universitas-lodziensis. Ta andyjska orchidea wytwarza bardzo długi kwiatostan, złożony z licznych brązowo-żółtych kwiatów. Co ciekawe, wyróżnia się dwoma ich rodzajami. Gwiazdkowate kwiaty sterylne są rozmieszczone przede wszystkim w dolnych częściach gałęzi kwiatostanu, natomiast nieliczne normalnie wykształcone kwiaty zwykle umieszczone są na szczytach rozgałęzień. Warżka jest stosunkowo szeroka, podzielona na dwie łatki w dwóch trzecich długości oraz ozdobiona w centralnej części orzęsionym zgrubieniem z czterema grzebieniami. Czy ten storczyk czegoś Państwu nie przypomina?

Wróć