Zbigniew Chojnowski
Czy można coś nowego powiedzieć o biografii i twórczości Władysława Broniewskiego? Maciej Tramer przedstawił rekonstrukcje pewnych drobiazgów bibliograficznych i tekstologicznych, a także mikrozdarzeń biograficznych i recepcyjnych. Nie wziął pod uwagę, że wiersze najbardziej popularnego „proletariackiego poety” 60 lat po jego śmierci stały się co najwyżej ilustracją historii pierwszej połowy XX wieku. W okresie PRL były wielekroć przedrukowywane w podręcznikach szkolnych i stanowiły żelazny repertuar akademii i apeli. Scaliły się w pamięci społecznej ze skompromitowanymi postawami ideologicznymi. Na niewiele się zda przypominanie, że w młodości podejmował działalność patriotyczną, walczył w Legionach Polskich, uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej, że aresztowało go NKWD, był w Armii gen. Andersa (odłączył się od niej w Palestynie), a do Polski powrócił po wojennej tułaczce pod koniec 1945 r.
Tramer w pierwszym szkicu omawia ostatni buntowniczy gest już peerelowskiego poety, który na krótko przed śmiercią autorski wybór wierszy przekazał do druku Jerzemu Giedroyciowi. Redaktor „Kultury” skwapliwie opublikował skromny tomik, który otwiera tren Kazimierza Wierzyńskiego Na śmierć Broniewskiego. Emigracyjny twórca trafnie określa autora Bagnetu na broń jako tego, który miał „rebeliancki honor” i „skołatane sumienie”.
Spodziewałem się, że Tramer zaproponuje argumenty przemawiające za aktualnością poezji Broniewskiego i możliwością jej oryginalnej interpretacji. W rzeczy samej przypomina, że poeta w swoim czasie był niewygodny raz dla „radzieckiej kontroli publikacji”, kiedy indziej dla rządów sanacyjnych, a na koniec zwrócił się do antykomunistycznego Instytutu Literackiego w Maisons Laffitte. Szkice nie podważają poglądu, że poezje rewolucyjnego barda mają wartość historyczną. Oczekiwałem, że badacz Broniewskiego podaruje nowy sposób rozumienia wierszy autora Drzewa rozpaczającego.
Ostatnim literaturoznawcą, który próbował na nowo interpretować jego utwory, był Jacek Łukasiewicz, który dowodził, że panegiryczne Słowo o Stalinie Broniewskiego można czytać jako zakamuflowany wyraz buntu wobec sowieckiego wodza. Nie przypominam sobie, aby podejmowano później podobne karkołomne interpretacje, a choćby częściowo odbiegające od utrwalonych wykładni.
Tramer z satysfakcją odnotowuje motywy świadczące o sympatii poety do narodu żydowskiego i te związane z Holocaustem. Ale przecież kwestia ta jest znana. „Ballady i romanse” Broniewskiego należały do sztandarowych wierszy poety o wojnie i były chętnie recytowane przez uczniów.
Ze szkiców dowiadujemy się raczej o tym, co działo się z twórczością poety, niż o tym, jakie wnosi ona znaczenia i czy w XXI wieku daje się czytać jako poezja właśnie. Tramer usiłuje nadać Broniewskiemu wizerunek człowieka konsekwentnego w swej niekonsekwencji. Granica między konformizmem a buntem wydaje się niekiedy cienka. Wiersze wydane w Paryżu w 1962 roku miały po śmierci poety „popsuć uroczystości pogrzebowe PRL”, ale nie popsuły. Swój słynny Pamiętnik Broniewski przechowywał, choć za życia do druku nie dopuścił. „Ballady i romanse”, jak dowodzi Tramer, poeta napisał na potrzeby spotkania autorskiego w Jerozolimie, bo układał wiersze okolicznościowe i to na „zamówienie społeczne”. Nie powiedziałbym, że doszedł do jakiegoś wyjątkowego zrozumienia, czym był Holocaust.
Tramer przyjrzał się publicystyce Broniewskiego, którą ten uprawiał niechętnie i rzadko, zazwyczaj w formie sprawozdań, oświadczeń, wystąpień, apeli. Twierdził, chyba nie bez racji, że ten rodzaj pisania „zawadza poezji”. Książkę zamyka szkic o recepcji poety już po 2000 r. Być może wbrew intencji badacza z opracowania wynika diagnoza, że twórczość poetycka Broniewskiego przeszła do lamusa. Jakkolwiek stanowi materiał do snucia bardziej lub mniej zajmujących opowieści o związanych z nią ciekawostkach. Z książki wyłania się postać ideowego relatywisty.
Zbigniew Chojnowski
Maciej TRAMER, „Wszystko zmienne”. Pięć szkiców o Władysławie Broniewskim, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2021.
Wróć