Maciej Czeremski
Mit to nie tylko opowieści o bogach i herosach. Mit to przede wszystkim ulubiony przez ludzi sposób interpretowania otaczającej ich rzeczywistości. Czasami jedyny lub przynajmniej wyraźnie dominujący, tak jak miało to miejsce w społecznościach archaicznych i ma we wciąż istniejących społecznościach plemiennych. Czasami współwystępujący – w różnych proporcjach – z innymi formami myślenia. Taki sposób jego funkcjonowania znamy choćby z własnego, nowożytno-zachodniego doświadczenia. Ta trwała obecność mitu, który co najwyżej uzupełniany jest alternatywnymi sposobami interpretowania rzeczywistości, ale całkowicie nie znika nigdy, leży u podstawy powszechnie akceptowanego przekonania, że mit jest na stałe wpisany w ludzką naturę.
Taki pogląd domaga się jednak wyjaśnienia tego, w jaki sposób i dlaczego ludzka natura ukształtowana została akurat tak, że człowiek stał się zwierzęciem „mitolubnym”. A sprawa staje się jeszcze bardziej intrygująca, jeśli spojrzeć na nią z perspektywy naturalistycznej. Z takiego punktu widzenia za ludzką słabość do mitu odpowiadać bowiem muszą procesy ewolucyjne prowadzące do powstania takiej architektury umysłu, która preferuje mityczne sposoby interpretowania rzeczywistości. Skoro jednak mowa jest o micie, to znaczy, że chodzi tu o takie modele świata, które na mocy definicji są modelami obiektywnie nieprawdziwymi. Pojawia się tu zatem intrygujące pytanie: jak możliwe jest, by ewolucja stworzyła umysły, które tak często preferują ewidentnie fałszywe koncepcje świata, przedkładając je nad koncepcje prawdziwe lub przynajmniej bardziej wiarygodne?
Poniżej przedstawiam pewną propozycję wyjaśnienia tych kwestii, będącą streszczeniem mojej książki Mit w umyśle. Ewolucyjno-kognitywne podstawy form mitycznych.
Zacznijmy od przypomnienia, że z perspektywy ewolucyjnej ocenie podlegają nie koncepcje, a wynikające z nich zachowania. To one mogą zmniejszać lub zwiększać wartość przystosowawczą organizmu. Motywacje stojące za danym zachowaniem nie mają natomiast żadnego znaczenia. Możliwa jest zatem sytuacja, że określona reakcja wpływa korzystnie na przystosowanie choć odpowiadająca za nią koncepcja rzeczywistości jest z gruntu fałszywa. Co więcej, taka koncepcja będzie utrwalana przez procesy ewolucyjne razem z motywowanym przez nią zachowaniem. Istnieje przy tym wiele powodów, dla których fałszywe motywacje odpowiadające za przystosowawczo wydajne zachowania mogą wygrywać z motywacjami alternatywnymi, które w większym stopniu byłyby zgodne z obiektywnymi stanami rzeczywistości. Te ostatnie często są na przykład bardziej rozbudowane i zawiłe, a więc i mniej zrozumiałe niż wyjaśnienia fikcyjne. Skoro zatem ten sam korzystny efekt uzyskać można mniejszym kosztem, to w ewolucyjnym wyścigu wygrywać będą rozwiązania bardziej ekonomiczne.
Idąc tym topem, twierdzę, że mit jest sposobem interpretowania świata, złożonym z takich „tanich” motywacji dla zachowań zawieszających wartość przystosowawczą człowieka lub też produktów ubocznych motywacji tego rodzaju. A są one „tanie”, bo procesy myślowe konstytuujące mit charakteryzują się łatwością, automatyzmem i płynnością, stanowią bowiem naturalny sposób działania ludzkiej architektury poznawczej, ukształtowanej procesami ewolucyjnymi. Samą tę architekturę rozumiem przy tym zgodnie z założeniami modularnej teorii umysłu, to jest jako zbiór relatywnie autonomicznych, wąsko wyspecjalizowanych mechanizmów mentalnych. Metaforą tak rozumianego umysłu nie jest wielozadaniowy, uniwersalny komputer, lecz raczej szwajcarski scyzoryk, który we wspólnej obudowie łączy szereg funkcjonalnie zróżnicowanych narzędzi. W konsekwencji mityczna forma ujmowana jest przez mnie w postaci konglomeratu produktów takich umysłowych modułów.
O jakich jednak produktach właściwie mówimy, czy też ujmując rzecz inaczej, jakie są konstytutywne cechy mitu? Mówiąc o micie nie mam na myśli każdego, dowolnego kłamstwa czy zmyślenia, jak dzieje się przy potocznym rozumieniu terminu mit, lecz ich bardzo specyficzną formę. Taką, która pokrywa się z rozumieniem mitu funkcjonującym w naukach humanistycznych, to jest jako ważnej, bo wyrażającej istotne przekonania na temat świata opowieści, zawierającej odniesienia do bytów nadprzyrodzonych. Przekształcając takie ogólne rozumienie mitu do postaci umożliwiającej potraktowanie jego składowych, jako produktów mentalnych modułów, nadaję mu następującą formę: mit jest fikcyjną narracją wyrażająca treści światopoglądowe, w których ważną funkcję pełnią wyobrażenia intencjonalnych agensów o cechach kontrintuicyjnych, a owe treści wyrażane są za pomocą logiki konkretu, to jest kodowania w materialnych obiektach, zjawiskach i atrybutach. Powiązanie wymienionych w powyższej definicji cech konstytuuje prototypową formę mitycznego zjawiska. Same te cechy są natomiast naturalnymi i spontanicznymi efektami działania modułów ludzkiego umysłu, co stanowi efekt ewolucyjnego procesu jego formowania. Dotyczy to wszystkich przytoczonych tu aspektów mitu, w dalszej części artykułu ograniczę się jednak wyłącznie do kwestii preferowania przez ludzkie umysły sprawczości intencjonalnej. Na jej przykładzie postaram się pokazać sposób rozumowania zastosowany także do wyjaśnienia pozostałych składowych cech mitu.
Jedną z charakterystycznych cech mitu jest jego tendencja do redukowania wszelkiej przyczynowości do intencjonalnego sprawstwa. Innymi słowy mit unika odwołań do bezosobowych procesów, preferując wyjaśnienia oparte na działaniach osobowych agensów. W mitach religijnych takimi agensami są bogowie, duchy czy herosi, i to ich aktywność stoi zarówno za samym stworzeniem świata, jak i za przemianami stanów jego poszczególnych aspektów. Sprawstwo tego rodzaju jest jednak istotne także dla współczesnych mitów świeckich. Także w nich świat opisywany jest jako efekt oddziaływań potężnych intencjonalnych czynników. Z tej perspektywy kryzysy ekonomiczne to na przykład nie efekt bezosobowych praw ekonomii, ale spisek jakichś potężnych „onych” (gospodarczych elit, Żydów, iluminatów albo Billa Gatesa i jego wybrańców). Pytanie, skąd bierze się ta tendencja?
Odpowiedzią jest istotność wydarzeń, za którymi stoją działania bytów intencjonalnych. Chodzi tu bowiem o sytuacje, które są najbardziej istotne z punktu widzenia przetrwania. To właśnie działania innych osobowych agensów stanowiła w ewolucyjnej historii naszego (i nie tylko naszego) gatunku podstawowy i jednocześnie stały rodzaj zagrożenia. W związku z tym można je traktować jako istotną presję środowiskową, która ukierunkowuje selekcje alternatywnych architektur umysłowych w taki sposób, że preferowane są te z nich, które radzą sobie z szybkim wykrywaniem obecności intencjonalnych agensów. A to może się odbywać na przykład dzięki pojawieniu się w takiej architekturze modułów, które automatycznie uaktywniają się pod wpływem wzorca danych charakterystycznego dla świadomej aktywności. Dysponowanie takimi modułami zapewnia znaczącą przewagę przystosowawczą i w konsekwencji na drodze ewolucji to architektura tego rodzaju staje się gatunkową normą. W przystosowawczym wyścigu wygrywają po prostu te umysły, które potrafią zarówno odróżniać oznaki wolicjonalnego życia od zdarzeń świata nieożywionego, jak i nadawać tym pierwszym odpowiednio wysoki priorytet.
O słuszności tej strategii łatwo się zresztą przekonać, wykonując prosty eksperyment myślowy. Istoty, których umysły nie potrafią odróżniać tego, co ożywione, od tego, co nieożywione, będą reagować tak samo bez względu na to, czy mają do czynienia z krzakiem, czy z lwem. A to nie wróży im dobrze. Także sytuacja, w której umysł danej istoty umie już odróżniać intencjonalnego agensa od nieożywionych elementów otoczenia, ale faktowi wykrycia życia nie przyznaje wyższego priorytetu, nie wydaje się sytuacją przystosowawczo wydajną. Co z tego, że taka istota jest świadoma obecności lwa, jeśli owa świadomość jest traktowana jako tak samo ważna jak informacja o pobliskim krzaku i w efekcie chęć ucieczki przed drapieżnikiem wpływa na ową istotę z taką samą siłą jak chęć zjedzenia rosnących na owym krzaku owoców? Przewaga umysłu rozumiejącego różnicę występującą między elementami świata nieożywionego a intencjonalnymi agensami i przyznającą wyższy priorytet informacji o ich wykryciu nad umysłami dwóch poprzednich typów wydaje się całkowicie oczywista. Istnienie mentalnych mechanizmów przeznaczonych do wykrywania intencjonalnego życia nie jest zresztą jedynie hipotezą. Przynajmniej po części potwierdzają ją rozmaitego rodzaju obserwacje i eksperymenty, a w szczególności wyniki badań nad reakcjami niemowląt, które wydają się posiadać wrodzone mechanizmy odróżniania intencjonalnych agensów od nieożywionych elementów świata.
Jasne jest zatem, że ze względów przystosowawczych dobrze jest wiedzieć, czy w pobliżu znajduje się inna istota żywa, a jeśli tak, to nadać tej obecności odpowiednio wysoki priorytet. Jak widać na przykładzie mitu, ludzie stosują jednak interpretacyjny schemat intencjonalnego agensa nie tylko tam, gdzie faktycznie mają do czynienia z agensami, ale też tam, gdzie tak naprawdę żadnego agensa nie ma. Pytanie dlaczego?
W idealnym świecie absolutnie jednoznacznych sygnałów interpretacyjny schemat agensa powinien być uaktywniany wtedy i tylko wtedy, gdy w pobliżu znajduje się inna istota żywa. Problem w tym, że w realnym świecie takiej jednoznaczności nie ma. Drżenie liści na krzewie może być wywołane przez wiatr albo przez ukrytego za nim lwa. Dostrzeżona kątem oka zmiana konturów cieni to albo efekt przysłonięcia słońca przez chmury, albo sygnał o podkradającym się lamparcie. Jednym słowem bardzo często po prostu nie mamy pewności, czy to, co widzimy, jest efektem działania czynników bezosobowych, czy osobowych. Co więcej, zwlekanie z podjęciem decyzji, który ze schematów – osobowy czy bezosobowy – będzie w danej sytuacji trafny, może mieć fatalne konsekwencje. Czekanie z uruchomieniem tych wszystkich reakcji, które są adaptacyjnie adekwatne w przypadku obecności innych istot żywych (na przykład ucieczki), do momentu, w którym będziemy mieć ostateczną pewność, że faktycznie takie istoty znajdują się w naszym pobliżu, często będzie oznaczać, że są one uruchamiane zbyt późno. Jeśli wydaje ci się, że w pobliżu znajduje się lampart, to nie czekasz z ucieczką na ostateczną weryfikację tego podejrzenia, tylko najpierw uciekasz, a potem zastanawiasz się, czy ta ucieczka była faktycznie potrzebna. Oczywiście takie niepotrzebne ucieczki kosztują czas i energię, działa tu jednak zasada, zgodnie z która i tak korzystniej jest trzy razy uciec przed gałęzią błędnie rozpoznaną jako wąż, niż raz na podobnego do gałęzi węża nadepnąć. To dlatego nie tylko zostaliśmy wyposażeni przez ewolucję w odruchowo działający system wykrywania intencjonalnych agensów, ale też wyskalowanie tego systemu zrobione zostało z dużym zapasem. Na wszelki wypadek jest on uruchamiany często także wtedy, gdy to, co postrzegamy jedynie, może być świadectwem aktywności bytów wolicjonalnych.
W efekcie, jeżeli nie wiemy, co jest przyczyną obserwowanych przez nas wydarzeń, to na wszelki wypadek zakładamy, że stoi za nimi intencjonalny agens. Dzięki tej regule żyjemy dłużej. Przy okazji jednak czyni nas ona urodzonymi animistami – podejrzewamy obecność, intencjonalne życie, także tam, gdzie go nie ma. A mit to zastosowanie tej reguły w makroskali. Już nie tylko do niejednoznacznych przypadków typu „co porusza liśćmi tego krzewu”, ale do zagadnień typu „jak powstał świat” czy „na czym polega globalna gospodarka”. Jeśli za wiele na dany temat nie wiemy, to także i w takich przypadkach najszybciej i najłatwiej przychodzi nam wytwarzać wyjaśnienia odwołujące się do intencjonalnej aktywności. Często są to wyjaśnienia błędne, ale ewolucyjnie rzecz biorąc, sama tendencja do ich wytwarzania jest w pełni zrozumiała.
W podobny sposób, to jest przez odwołanie do specyfiki działania ludzkiej aparatury poznawczej, można wyjaśnić także pozostałe cechy mitu, to jest jego skłonność do posługiwania się fikcją (nieprawda, jako motywacja dla przystosowawczo korzystnych zachowań), schematem narracyjnym (podstawowa forma reprezentowania sekwencji wydarzeń w umyśle), koncepcjami światopoglądowymi (zbiorczy obraz rzeczywistości jako narzędzie dla lepszego rozumienia relacji pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami), kontrintuicyjnością (zwiększający skuteczność przekazu efekt odkształcania wrodzonych schematów interpretacyjnych) i kodowania znaczeń w obiektach (metaforyczny sposób działania ludzkiego umysłu). W sumie pozwala to spojrzeć na mit jako na naturalny dla człowieka sposób patrzenia na rzeczywistość. Mit to bowiem w tej optyce bezpośrednia pochodna procesów, którymi nasz umysł organizuje odbierane ze świata informacje.
Skoro jednak mit jest naturalną realizacją odruchów ludzkiego umysłu, to dlaczego w ogóle istnieją alternatywne formy opisu rzeczywistości, takie jak jej ujęcia filozoficzne czy naukowe? Dlaczego w ogóle potrafimy wyjść poza mit? Jeżeli chodzi o celowość takiego uwolnienia się od mitu, to odpowiedzią jest to, że najprostsze sposoby radzenia sobie z problemami często nie są sposobami najlepszymi. To, że łatwo przychodzi nam myśleć mitem, nie oznacza jeszcze, że stanowi on najbardziej wydajne z narzędzi myślowych. Tak nie jest, a pod wieloma względami mit w oczywisty sposób przegrywa na tym polu ze swoimi niemitycznymi odpowiednikami. W końcu to nie mit pozwolił nam stworzyć Internet czy rakiety. A jak możliwe jest przezwyciężenie naturalnego odruchu do ujmowania wszystkiego na sposób mityczny? W taki sam, jak w przypadku każdej innej formy nienaturalnych dla człowieka zachowań, takich jak układanie kostki Rubika w trakcie żonglowania czy bieganie ultramaratonów. Dzięki treningowi przełamującemu naturalne odruchy i ograniczenia. Jak w przypadku każdego treningu także oswajanie mitu wymaga jednak czasu i wysiłku. Dlatego w przeciwieństwie do mitu nauka jawi się nam jako coś wymuszonego i skomplikowanego. I dlatego nasze leniwe umysły tak bardzo chętnie uciekają od niej w mit, jeśli tylko mają ku temu okazję.
Dr Maciej Czeremski, Instytut Religioznawstwa, Uniwersytet Jagielloński. Autor książek „Mit w umyśle. Ewolucyjno-kognitywne podstawy form mitycznych” (2021); „Strategia mitu w marketingu. Jak wiedza o tradycyjnych opowieściach i ewolucji ludzkiego umysłu pomaga zarządzać marką” (2016); „Mit i utopia” (współautor J. Sadowski, 2021); „Struktura mitów. W stronę metonimii” (2009).