logo
FA 4/2022 życie naukowe

Jolanta Szczepaniak

Fabryki artykułów

Biznes współczesnej nauki

Fabryki artykułów 1

Rys. Sławomir Makal

Środowisko naukowe musi mierzyć się z wieloma problemami, od ponad dekady walczy z drapieżnymi wydawcami, a w ostatnich latach nasilił się nawet bardziej niepokojący rodzaj naukowej patologii – fabryki artykułów (research paper mills). To komercyjne podmioty, które produkują artykuły naukowe na żądanie, bazując na sfałszowanych lub zmanipulowanych danych i plagiatowaniu cudzego dorobku.

Autor, który kupił publikację poprzez fabrykę artykułów, otrzymuje gotowy tekst i zestaw danych okraszony zdjęciami, wykresami i tabelami, które tylko pozornie są wiarygodne. W rzeczywistości cały artykuł opiera się na zmanipulowanych obrazach i sfałszowanych danych badawczych. To sprawia, że nie ma żadnej wartości naukowej. Naukowiec, który podpisuje się pod takim tekstem, w rzeczywistości nie przeprowadził żadnych badań ani nie dysponuje oryginalnymi, surowymi danymi, które pozwoliłyby innym naukowcom na zweryfikowanie wyników lub powtórzenie badań. Niestety takich tekstów są setki i to w prestiżowych, wiarygodnych czasopismach, które indeksują najważniejsze bazy bibliometryczne.

Nie jest to marginalna kwestia dla globalnej nauki, skala działalności fabryk artykułów może być liczona w dziesiątkach tysięcy tekstów rocznie. Nie da się jej dokładniej oszacować z uwagi na fakt, że kupione teksty mogą pojawiać się zarówno w drapieżnych, jak i zupełnie wiarygodnych czasopismach. Teksty produkowane przez fabryki artykułów wykrywane są głównie w czasopismach dotyczących biotechnologii i pokrewnych dziedzin, ale niewykluczone, że operują też na innych polach i celują w naukowców z innych dyscyplin. Czarny rynek naukowcom dostarczy wszystko: fałszywe wyniki badań, fałszywe artykuły naukowe, a także fałszywe recenzje naukowe. Oczywiście za odpowiednią cenę.

Fabryki artykułów pogrążą drapieżnych wydawców?

Można pokusić się o stwierdzenie, że artykuły będące produktem fabryki stanowią większe zagrożenie dla nauki niż drapieżni wydawcy z tysiącami drapieżnych czasopism i konferencji. Identyfikacja drapieżnego czasopisma wystarczy do zakwestionowania wiarygodności zawartych w nim artykułów, podczas gdy teksty kupione w fabryce artykułów zgłaszane są do czasopism uważanych za wiarygodne, indeksowanych w najważniejszych bazach danych. Na podstawie takich fałszowanych badań inni naukowcy wprowadzani są w błąd, tracą czas i środki, pracując nad eksperymentami lub terapiami, które nie mają prawa się udać. A to wszystko będzie skutkować ogólną utratą zaufania do badań naukowych.

Dr Anna Abalkina z Freie Universität Berlin, która zajmuje się zagadnieniami oszustw naukowych, uważa, że popularność fabryk artykułów i firm oferujących pisanie artykułów naukowych wzrasta, gdyż naukowcy odwracają się od łatwego publikowania w drapieżnych czasopismach o znikomej wartości naukowej na rzecz biznesu, który gwarantuje publikację w prestiżowych, rozpoznawalnych i liczących się tytułach. Drapieżne czasopisma są coraz łatwiej identyfikowane i usuwane z baz Scopus czy Web of Science. Natomiast teksty kupione poprzez fabryki artykułów są trudniejsze do wytropienia, oferują pozorną jakość, która pozwala przejść przez proces selekcji w wydawnictwach i publikowane są w wiarygodnych tytułach, indeksowanych przez liczące się bazy bibliometryczne.

Jak rozpoznać produkt z fabryki artykułów?

Nie wiadomo, jak dokładnie działają fabryki artykułów, ale z pewnością działają skutecznie. Przyczyniają się do powstania dużej liczby artykułów o wątpliwej jakości naukowej, które jednak skutecznie przechodzą przez recenzyjne i redakcyjne sita i zostają przyjęte do publikacji. Fabryki artykułów produkują i sprzedają publikacje naukowców, stosując swoisty recykling tekstów oraz fabrykując obrazy i dane badawcze. Co więcej, teksty te bez problemu przechodzą kontrolę wykrywającą plagiaty. Tutaj zastosowanie miałoby raczej oprogramowanie do wykrywania zmanipulowanych danych badawczych czy wprowadzanych cyfrowo modyfikacji na obrazach.

Taka fabrykacja rękopisów na dużą skalę jest, w przypadku pojedynczych tekstów, trudna do wykrycia. Artykuły same w sobie wydają się wiarygodne. Ich wspólne cechy (i wspólne źródło) wychodzą na jaw przy porównaniu wielu artykułów zgłoszonych do różnych czasopism, napisanych przez autorów, którzy nie mają ze sobą nic wspólnego.

Badacze wyróżniają szereg wspólnych cech łączących publikacje wyprodukowane przez fabryki artykułów: podobna struktura tytułu; stawianie ogólnych hipotez badawczych lub brak jasnej hipotezy; podobieństwa tekstu i układu artykułu z innymi publikacjami (sugerujące stosowanie szablonów); prezentowanie danych w podobny sposób; identyczne frazy i określenia (np. w kilku niepowiązanych ze sobą artykułach zgłoszonych do różnych czasopism pojawił się nieistniejący termin „Begger’s Funnel Plot” czy zwrot „lead to our better, comprehensive understanding”); ten sam układ tekstu i grafik; wykorzystywanie na szeroką skalę tych samych obrazów cyfrowych (np. odpowiednio zmanipulowanych i zmodyfikowanych zdjęć, np. odwróconych, ze zduplikowanymi obszarami, powiększonych), dokumentujących efekty różnych badań, a także tabel, wykresów, diagramów itp.; brak danych źródłowych i dokumentów uwierzytelniających badania (np. linie komórkowe); niechęć do udostępniania oryginalnych danych badawczych i błyskawiczne wycofywanie tekstu, gdy domaga się tego redaktor lub recenzent; bardzo niski poziom języka angielskiego w komunikacji mailowej (o ile autor w ogóle odpowiada na wiadomości), w przeciwieństwie do zaawansowanego poziomu językowego tekstu artykułu; cytowanie innych publikacji, które prawdopodobnie pochodzą z tej samej fabryki artykułów (brak powiązania z tematyką podejmowaną w artykule); brak identyfikatorów ORCID lub brak w nich jakichkolwiek publikacji; podejrzane adresy e-mail autorów (domeny ogólnodostępne, adresy nieinstytucjonalne albo jednorazowe).

Dodatkowo fabryki artykułów podpisują też chińskich badaczy adresami mailowymi w domenie gmail.com, co od razu powinno wzbudzić podejrzenie, bowiem chiński rząd od lat blokuje obywatelom dostęp do wielu globalnych serwisów, w tym wszystkich usług Google’a.

Elisabeth Bik i chińscy lekarze

Identyfikacją fabryk artykułów i nagłaśnianiem problemu w środowisku naukowym zajęła się dr Elisabeth Bik, holenderska mikrobiolożka, która prowadzi blog Science Integrity Digest (https://scienceintegritydigest.com/). Pracę naukową zostawiła na dalszym planie, poświęcając się demaskowaniu plagiatów, oszustw i manipulacji w tekstach naukowych, ze szczególnym naciskiem na analizę ilustracji naukowych. Według informacji z internetowych źródeł do 2021 roku podała w wątpliwość wiarygodność ponad 4900 publikacji naukowych, w konsekwencji doprowadzając do wycofania około 600 artykułów (nawet z tak prestiżowych czasopism jak „Nature” i „Science”) i niemal 500 korekt, a także zwolnień i dymisji wielu naukowców, których prace Bik wskazywała jako niewiarygodne lub zmanipulowane.

Niewielka grupa badawcza, w której pracowała też Elisabeth Bik, zidentyfikowała około 400 tekstów pochodzących prawdopodobnie z jednej chińskiej fabryki artykułów – wykryto to na podstawie analizy ilustracji wykorzystujących technikę western blot do wykrywania i określania poziomu białek. Nie tylko zdjęcia wykazywały te same wzorce fałszerstw: te same tła, te same plamy, te same kształty pasm, powtórzone i podobnie sfałszowane były także wykresy i tabele. Prace różnych autorów ewidentnie były generowane przez to samo źródło. Modelowi działania fabryk artykułów odpowiada to, że pracują dla nich laboratoria dostarczające rzeczywistych obrazów badawczych, ale jednocześnie obrazy te są wykorzystywane w wytwarzanych na masową skalę tekstach do przedstawienia różnych eksperymentów, badań i hipotez. Podejrzenie wzbudził też fakt, że autorami artykułów były osoby, które nigdy wcześniej nie publikowały. Na dodatek w publikacjach umieszczały dane i zdjęcia (immunobloty, krzywe wzrostu komórek, analizy FACS), które raczej nie zostałyby uzyskane przez osoby niedoświadczone w pracy laboratoryjnej.

Z fabryk artykułów korzystają naukowcy, którzy – zgodnie z akademickim mottem publish or perish – potrzebują publikacji, ale nie mają czasu na przeprowadzenie badań. W opisywanym przez Bik przypadku chodziło przede wszystkim o teksty chińskich lekarzy afiliowanych przez oddziały kliniczne szpitali. Presja wywierana na lekarzy wynika z przyjętej w Chinach polityki kadrowej szpitali: aby zostać zastępcą ordynatora, lekarz musi mieć co najmniej dwie publikacje w czasopismach branżowych jako pierwszy autor, a co najmniej trzy, jeśli chce być ordynatorem. Te tytuły wpływają oczywiście i na wynagrodzenie, i na autorytet lekarza. Ale w konsekwencji ujawnione na globalną skalę przypadki sfabrykowanych artykułów naukowych przekładają się na wiarygodność chińskiej nauki – międzynarodowe czasopisma odrzucają zgłoszenia chińskich naukowców, nikt nie ufa ich badaniom ani nie zacytuje ich w swoich publikacjach.

Wśród ofiar najbardziej prestiżowe czasopisma

Artykuły chińskich lekarzy opublikowano w latach 2016-2020 w kilku wybranych czasopismach wydawanych przez Taylor & Francis, Wiley i Elsevier. Po kilkadziesiąt tekstów ukazało się w takich tytułach jak „Artificial Cells Nanomedicine and Biotechnology”, „Journal of Cellular Biochemistry” czy „Biomedicine & Pharmacotherapy”, dlatego pojawiło się nawet podejrzenie, że w cały proceder mogą być zaangażowani sami redaktorzy.

Problem dotknął też innych wydawców. W styczniu 2021 r. wydawnictwo Royal Society of Chemistry wycofało 68 artykułów, których autorzy byli przypisani do chińskich szpitali. Wydawca wystosował oficjalne oświadczenie, że padł ofiarą fabryki sfałszowanych badań. Wzrost liczby zgłoszeń artykułów chińskich autorów zauważono też w „Naunyn–Schmiedeberg’s Archives of Pharmacology”, najstarszym czasopiśmie z zakresu farmakologii. W 2020 wycofano 14 opublikowanych artykułów i 30 publikacji, które zostały już zaakceptowane, gdyż autorzy nie byli w stanie dostarczyć oryginalnych danych. Co więcej, w ciągu jednego roku odrzucono 320 artykułów (wszystkie autorów z Chin) z uwagi na brak reakcji na prośbę o dostarczenie oryginalnych wyników badań. Niektóre z tych publikacji, pod lekko zmienionym tytułem, były potem publikowane w innych czasopismach. Jak podaje „Nature”, od stycznia 2020 roku czasopisma wycofały 370 artykułów – wszystkie afiliowane przez chińskie szpitale – wobec których podejrzewa się, że pochodzą z fabryk artykułów.

Bik sugeruje, że nie tylko chińscy naukowcy mogą korzystać z fabryk tekstów. Wskazuje, że podobne mogą działać w Iranie, Indiach i Rosji. Ale tak naprawdę nie wiadomo, ile ich dokładnie jest, gdzie są zlokalizowane i jaka jest skala ich działania. Można założyć, że celują w naukowców, lekarzy i studentów, oferując różnorodne usługi: od dostarczania zestawu danych, poprzez gotowe, fałszywe lub sfabrykowane, rękopisy, po usługi związane ze zgłaszaniem artykułu do czasopisma („załatwianie” recenzji, podpisywanie formularzy zgody na prawa autorskie, zakładanie profilu ORCID). Kupić można nawet już zaakceptowane artykuły. Organizacje te mogą działać w ramach komercyjnych podmiotów (głównie firm biomedycznych), grup badawczych, firm kontraktowych oraz firm zajmujących się redagowaniem tekstów. Chińscy badacze szacowali, że w 2011 roku fabryki artykułów działające w Chinach były warte ponad 4,46 mln dolarów.

Chiny karzą winnych

Chińskie władze wiedzą o problemie i od 2018 roku prowadzą działania mające wyeliminować nierzetelność akademicką. Dwie instytucje finansujące badania: National Health Commission of the People’s Republic of China (NHC) oraz the National Natural Science Foundation of China (NSFC), nagłośniły przypadki korzystania przez autorów z fabryk artykułów. Ukarano co najmniej 23 badaczy, którzy kupowali i sprzedawali artykuły. Naukowcy utracili finansowanie, dotacje i możliwość awansów na okres do siedmiu lat.

W 2021 roku chińskie Ministerstwo Nauki i Technologii (MOST) oświadczyło, że w ramach prowadzonego dochodzenia zidentyfikowano 119 sfabrykowanych artykułów (spośród 235 tekstów) i podjęto działania przeciwko 293 autorom związanym z tymi publikacjami. W konsekwencji 255 osobom odcięto dostęp do funduszy federalnych i zażądano zwrotu łącznie 460 tys. juanów (około 315 tys. złotych) od 42 naukowców. Cofnięto stopnie naukowe dziewięciu naukowcom, 20 osobom odebrano tytuły zawodowe, a 155 tymczasowo zablokowano awans.

Jak walczyć z tą plagą?

Redakcje powinny przede wszystkim uczulać w tej kwestii recenzentów oraz w budzących uzasadnione wątpliwości przypadkach żądać od autorów surowych danych, które potwierdzą autentyczność przeprowadzonych badań. Zresztą istnieją czasopisma od lat bardzo restrykcyjne w tym względzie. „International Journal of Cancer” od 2010 roku wymaga od autorów prawidłowego uwierzytelnienia wszystkich linii komórkowych pochodzenia ludzkiego, a dokumenty weryfikowane są jeszcze przed rozpoczęciem procesu recenzowania. W ten sposób w ostatnich latach około 4% zgłoszonych publikacji zostało odrzuconych na podstawie podejrzenia o stosowanie danych opartych na sfałszowanych lub zmanipulowanych liniach komórek. Od 2017 roku czasopismo dokładniej weryfikuje też prezentowane w rękopisach obrazy i zdjęcia dokumentujące wyniki eksperymentów, a od 2019 roku wymaga od autorów dostarczenia surowych danych do obrazów. Na tej podstawie odrzucono lub wycofano od 3 do 5% artykułów. Franca Bianchini, redaktor „International Journal of Cancer”, podaje, że tylko w pierwszym kwartale 2021 roku publikacje, które mogły zostać stworzone przez fabryki artykułów, stanowiły aż 5-10% zgłoszonych tekstów.

Również inne czasopisma biomedyczne uszczelniają procesy selekcji zgłaszanych tekstów, żądając od autorów instytucjonalnego adresu mailowego oraz identyfikatora ORCID, który pomoże zweryfikować dotychczasowy dorobek naukowy autora. Pojawiło się też dążenie do tego, by wszelkie surowe dane badawcze były udostępniane redakcji, recenzentom oraz publicznie w ogólnodostępnych repozytoriach danych badawczych. Redakcje większą uwagę poświęcają też wszelkim obrazom, dokumentującym badania (zdjęcia, diagramy, wykresy i tabele). Może to pomóc wykryć nieprawidłowe lub sfabrykowane informacje przed publikacją. Jednak odrzucenie artykułu przez jedno czasopismo wcale nie spowoduje, że publikacja przepadnie. Ten sam tekst jest wysłany jednocześnie do kilkunastu innych czasopism, więc jest duża szansa, że ostatecznie przez jedno z nich zostanie opublikowany.

Wydaje się, że obecnie zjawisko fabryk artykułów jest najbardziej nasilone w naukach medycznych, ale możliwe, że podobne podmioty funkcjonują również w innych dyscyplinach w naukach ścisłych, humanistycznych, społecznych oraz informatyce i inżynierii. Po prostu jeszcze nie zostały zidentyfikowane. Jaka jest skala tego zjawiska w nauce? Nie wiadomo. Ale to, co do tej pory udało się odkryć, to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Działalność rosyjskiej fabryki

Inny model biznesowy przyjęli Rosjanie. Stworzyli międzynarodową platformę wyszukiwania współautorów, która obecnie oferuje niemal 2300 artykułów. W 2019 roku tę rosyjską fabrykę artykułów – Международный издатель (International Publisher) – opisał serwis Retraction Watch. Działa pod adresem http://123mi.ru/, http://buy-sell-article.com/coauthorship.php i in.). Strona chwali się ponad 4000 artykułów dla ponad 20 tys. naukowców, które zostały zaindeksowane w bazach Scopus i Web of Science w ciągu ostatnich 5 lat. Serwis podobno jest w stanie dostarczyć kilkaset artykułów miesięcznie, gwarantując i publikację, i indeksowanie w najważniejszych bazach. Chwali się współpracą z uniwersytetami i oferuje zniżki dla dużych zamówień (tj. ponad 30 artykułów) oraz dla regularnych nabywców.

Najdrożej wycenia teksty do czasopism indeksowanych w Scopus i WoS o wyższym IF – cennik podaje 554 400 rubli, czyli ponad 5 tys. dolarów (około 22 tys. zł) za gotową, przetłumaczoną i sprawdzoną publikację. Ale nie trzeba aż tak szastać rublami, bo tekst można mieć już za równowartość 600 dolarów. Więcej kosztują teksty, w których naukowiec zostanie dopisany jako pierwszy lub drugi autor. Rozbudowaną ofertę International Publisher i cennik publikacji dla naukowców można znaleźć na stronie http://123mi.ru/prices.php. Na rynku chińskim za autorstwo artykułu analizującego połączenie białka z rakiem brodawkowatym tarczycy, który ma zostać opublikowany w czasopiśmie z IF 3,353, zażądano 93 tys. juanów, czyli około 15 tys. dolarów.

Kto zarabia na współautorach?

Model działania International Publisher opiera się na oferowaniu współautorstwa artykułów, które już zostały przyjęte do publikacji przez czasopisma. Naukowcy mogą wybierać spośród artykułów z różnych dyscyplin, do których zostaną dopisani jako współautorzy (http://123mi.ru/1/). Podane są informacje o tytule, dyscyplinie, indeksowaniu w bazach, wpływie danego czasopisma, ale już sam tytuł ujawniany jest dopiero po zrealizowaniu płatności.

Dr Abalkina twierdzi, że teksty mogą być pisane na Ukrainie – to w praktyce splagiatowane części rosyjskich doktoratów, które następnie tłumaczone są na język angielski – przez co nie wykrywają ich programy antyplagiatowe. W samych tylko zasobach arXiv badaczka wykryła 303 artykuły, które mogły powstać w fabrykach artykułów. Tutaj podejrzenia może wzbudzić to, że tematyka publikacji nie koresponduje z dotychczasową działalnością naukową danego autora, a każdy ze współautorów danego tekstu afiliowany jest przy innej uczelni i pochodzi z innego kraju. Nie spotka się tu artykułu z jednym autorem, nie są oni też wymienieni w kolejności alfabetycznej.

International Publisher chwali się współpracą z zagranicznymi autorami z wysokim indeksem Hirscha, którzy publikują artykuły w wiarygodnych czasopismach. Przygotowują tekst i zgłaszają go do indeksowanego czasopisma o określonym IF, zapełniając jeden ze slotów dla autorów, pozostałe 2-3 miejsca są na sprzedaż. Zyski pochodzące z wpłat dopisanych współautorów dzielone są między czasopismo, autora i serwis. Abalkina uważa, że w Rosji działa więcej stron wykorzystujących taki sam model biznesowy jak International Publisher, a podobne serwisy skierowane są też do naukowców w Indiach, Chinach, Korei Południowej i na Bliskim Wschodzie. RetractionWatch zidentyfikował dwa serwisy sprzedające artykuły naukowe: irański Tez Iran (https://teziran.org/) oraz łotewski Science Publisher Company (https://science-publisher.org/).

Skala problemu związanego z fabrykami artykułów w ostatnich latach wzrosła. Sfabrykowane publikacje, podobnie jak teksty, w których naukowcy wykupili współautorstwo, są trudne do wykrycia. Identyfikowanie i wycofywanie sfabrykowanych tekstów, wzmożone działania wydawców i bardziej restrykcyjny proces weryfikacji na poziomie recenzyjnym i redakcyjnym to działania doraźne. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zlikwidowanie źródła, czyli usunięcie popytu na te organizacje. Ale czy jest to możliwe przy tak dużej presji publikowania, z którą muszą mierzyć się naukowcy?

Jolanta Szczepaniak, redaktor i kierownik zespołu Wydawnictwa Politechniki Łódzkiej

Wróć