Rozmowa z prof. Bogdanem Jackowiakiem, botanikiem z UAM, członkiem Prezydium Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Botanicznego
Czym jest botanika?
Botanika to nauka o życiu roślin w najszerszym tego słowa znaczeniu. Jest głęboko zakorzeniona w historii sięgającej czasów Arystotelesa i Teofrasta, czyli przełomu III i IV wieku przed Chrystusem. Jednocześnie to dziedzina badań bardzo współczesna, formułująca przełomowe dla biologii teorie i hipotezy, otwarta na nowoczesne metody badawcze i technologie pozwalające spoglądać na życie roślin nie tylko „gołym okiem” i poprzez coraz doskonalsze mikroskopy, ale także z poziomu molekularnego i kosmicznego. Botanika to nauka niezwykle szeroka, którą interesują dające się weryfikować fakty i procesy – od tych zachodzących w pojedynczej komórce wyposażonej w „aparaturę” do fotosyntezy, napędzającą życie na Ziemi, do tych, które zachodzą w ekosystemach i mają fundamentalny wpływ na funkcjonowanie biosfery. W botanice szczególnie mnie ujmuje synergia podejścia opisowego, faktograficznego czy nawet fizjograficznego, gdy jest ono związane z przestrzenią geograficzną, z podejściem ukierunkowanym na poznanie mechanizmów procesów życiowych roślin, opartym na eksperymencie prowadzonym zarówno w laboratorium, jak i bezpośrednio w środowisku przyrodniczym.
Jak mówi pan o przedmiocie botaniki, czyli roślinach, to co ma pan na myśli? Gdzie są granice botaniki?
Zakres przedmiotowy botaniki jako nauki o roślinach jest żywo dyskutowany w związku z rozwojem badań taksonomicznych i filogenetycznych, ewolucyjnych. Mamy obecnie do czynienia z szerokim spektrum poglądów, od skrajnie tradycyjnych, opierających się w gruncie rzeczy na archaicznym już założeniu istnienia dwóch królestw – roślin i zwierząt – grupujących istoty żywe, do uwzględniających w różnym stopniu współczesną wiedzę o różnorodności biologicznej i nowości w jej klasyfikacji. W pewnym sensie można powiedzieć, że XX wiek, a szczególnie jego druga połowa, to okres wielokrotnego redefiniowania pojęcia „roślina”, a tym samym zakresu nauki o życiu roślin. Ograniczając się do najważniejszych zmian w klasyfikacji organizmów, warto zwrócić uwagę najpierw na wyłączenie z królestwa roślin organizmów bezjądrowych – prokariontów, bakterii, łącznie z fototroficznymi sinicami, nazywanymi cyanobakteriami. Organizmy te są przedmiotem zainteresowania bakteriologii. Po drugie, na wyodrębnienie kilku królestw grzybów, razem z porostami, zdolnymi do fotosyntezy dzięki współtworzącym je glonom i sinicom. Te organizmy stały się obiektem badań mykologii i lichenologii, działu tradycyjnie łączonego z botaniką. Po trzecie, wydzielenie protistów, prostych jednokomórkowych organizmów, do których należy między innymi większość glonów, wcześniej zaliczanych do roślin i będących przedmiotem badań algologii (lub fykologii) stanowiącej dział botaniki, a obecnie aspirującej do odrębnej nauki.
Zatem botanika ma dziś znacznie węższy zakres znaczeniowy niż np. dla wspomnianego Teofrasta?
Zdecydowanie tak, przy czym rozumienie botaniki ewoluowało nie tylko w związku ze zmianami klasyfikacji systematycznej roślin, ale także w wyniku rozwoju innych dziedzin, w szczególności nauki o środowisku przyrodniczym, a także w efekcie pogłębiania wiedzy o funkcjonowaniu roślin. Rozwijająca się coraz szybciej ekologia czerpie w szerokim zakresie z osiągnięć takich działów botaniki jak fitosocjologia, czyli nauka o zbiorowiskach roślinnych, czy geografia roślin – nauka o rozmieszczeniu roślin. W wielu przypadkach granica między ekologią, a niektórymi gałęziami botaniki właściwie nie istnieje lub pozostaje przedmiotem akademickiej dyskusji. Z kolei dynamiczny rozwój biologii molekularnej sprawia, że badacze komórki roślinnej czy procesów fizjologicznych zachodzących u roślin coraz rzadziej utożsamiają się z botaniką, przynajmniej w jej tradycyjnym rozumieniu.
Pragnę podkreślić, że ta ewolucja botaniki nie musi przekładać się na rewolucję w różnego typu organizacjach i stowarzyszeniach zajmujących się roślinami. Uważam, że wielką wartością Polskiego Towarzystwa Botanicznego jest łączenie klasycznych i nowoczesnych nurtów w badaniach roślin, jego otwartość na wielką różnorodność badaczy i zdolność do tworzenia odpowiednich dla nich ram organizacyjnych.
Czy warto i czy jest jeszcze potrzeba uprawiania klasycznej botaniki? Mam na myśli badania taksonomiczne.
Nie ma uzasadnienia dla przeciwstawiania sobie klasycznej botaniki z nauką o roślinach opartą na metodach molekularnych. Nie mam też wątpliwości, że klasyczne badania taksonomiczne czy geobotaniczne trzeba nie tylko kontynuować, ale intensyfikować. I to z kilku powodów. Po pierwsze, klasyczne badania botaniczne, w tym badania taksonomiczne, fitogeograficzne czy szerzej: geobotaniczne, nie wyczerpały potencjału poznawczego związanego z różnorodnością roślin. Ta „księga” zawsze będzie otwarta. Nadal niemal codziennie odkrywane i opisywane są nowe gatunki i rodzaje roślin, ciągle w niewystarczającym stopniu poznana została struktura i dynamika zasięgów ogólnych i regionalnych, a relacje roślin z innymi organizmami, np. grzybami czy owadami i środowiskiem abiotycznym, stanowią niewyczerpane źródło problemów badawczych. Może warto sobie przy tej okazji uświadomić, że my nie tylko nie odkryliśmy wielu gatunków roślin występujących na Ziemi, ale że znajomość bardzo dużej części gatunków ogranicza się do informacji zapisanych przez odkrywcę w obowiązkowej diagnozie taksonomicznej dołączonej do okazu typowego, przechowywanego w herbariach. Zaledwie kilka gatunków znamy na poziomie zbliżonym do modelowego rzodkiewnika pospolitego (Arabidopsis thalina), niepozornej rośliny zielnej, jednorocznej lub dwuletniej, nad którą na całym świecie prowadzone są badania umożliwiające poznanie najbardziej złożonych procesów genetycznych czy fizjologicznych. Po drugie, postęp w klasycznych badaniach botanicznych nie nadąża za zmianami, które zachodzą we florze i roślinności pod wpływem działalności ludzkiej. Od mniej więcej połowy XIX wieku botanicy z jednej strony kontynuują odkrywanie nowych taksonów, będących wynikiem naturalnej ewolucji, z drugiej natomiast stwierdzają wymieranie gatunków na skalę porównywalną z wielkimi katastrofami, które miały miejsce w odległej przeszłości geologicznej. Brak znajomości mechanizmów ekstynkcji stanowi poważną barierę w ochronie zasobów genowych. Po trzecie, bez klasycznych badań taksonomicznych trudno wyobrazić sobie postęp w badaniach molekularnych ukierunkowanych na poznanie filogenezy roślin. Te ostatnie zwykle polegają na weryfikacji hipotez formułowanych przez taksonomię klasyczną. Ostatecznie sam opis nowego gatunku czy jednostki wyższego rzędu stanowi hipotezę wymagającą wielostronnej weryfikacji, łącznie z wykorzystaniem analizy porównawczej sekwencji aminokwasów w białkach i nukleotydów w kwasach nukleinowych. Po czwarte, bez podstawowej znajomości rozmieszczenia roślin i zbiorowisk roślinnych trudno wyobrazić sobie ochronę przyrody i jej wartości użytkowych.
Zdecydowanie trudniej odpowiedzieć na drugą część pana pytania: czy warto prowadzić klasyczne badania botaniczne? Czy warto to robić z punktu widzenia naukowców i instytucji naukowych? Trudność wynika z tego, że to pytanie dotyka w gruncie rzeczy polityki naukowej, a pośrednio także kształcenia, w szczególności akademickiego. Z perspektywy moich doświadczeń zdobytych w instytucjach grantowych – KBN, Ministerstwie Nauki, NCN, podczas zarządzania mocnym wydziałem bardzo dobrego uniwersytetu i kierowania przez wiele lat komitetem naukowym PAN – muszę stwierdzić, że trzeba dziś wielkiej pasji i determinacji by kontynuować to, co nazywamy tutaj klasycznymi badaniami botanicznymi, a także by zachęcać do takich badań studentów, potencjalnych doktorantów. Jestem przekonany, że potrzebne jest szersze spojrzenie na naukę i jej miejsce w społeczeństwie niż to, które dzisiaj zdominowało wiele środowisk skupionych na rankingach i parametrycznej ocenie efektów pracy naukowej. Można zauważyć, że kierunki badań, o które pan pyta, nie są odpowiednio doceniane i nie znajdują wystarczającego zrozumienia. Przykładowo, odsetek sukcesu „roślinnych” projektów taksonomicznych czy biogeograficznych w konkursach grantowych jest niski, co w sposób oczywisty hamuje rozwój tych nurtów badawczych. Jest to tym trudniejsze do zrozumienia, że są to projekty relatywnie mniej kosztochłonne od projektów ekologicznych, eksperymentalnych, w szczególności molekularnych. Sygnalizowaliśmy ten problem na samym początku funkcjonowania Narodowego Centrum Nauki, na forum Komitetu Botaniki PAN, niestety bezskutecznie. Niewielka liczba grantów wpływa hamująco nie tylko na rozwój naukowy botaników reprezentujących klasyczne kierunki badawcze, ale także na spadek liczby doktorantów specjalizujących się w tym zakresie. Konsekwencje tego będą coraz bardziej widoczne chociażby w edukacji akademickiej oraz ochronie różnorodności biologicznej.
Proszę powiedzieć o praktycznych kontekstach badań botanicznych, w tym związku botaniki i ochrony przyrody, ale także innych.
Botanika wyrosła na gruncie filozofii przyrody i medycyny. Przez długi czas wykładana była wyłącznie na studiach medycznych, ma więc nie tylko bardzo mocne podłoże teoretyczne, ale i praktyczne, odpowiada na pytania naukowe, czysto poznawcze, a zarazem wychodzi naprzeciw różnorodnym potrzebom człowieka. Lista „botanik przymiotnikowych” wykładanych na studiach wyższych wskazuje na bardzo praktyczne znaczenie nauki o roślinach. Dla przykładu przytoczmy botanikę farmaceutyczną, botanikę leśną czy agrobotanikę. To nazwy wskazujące na rozległe obszary zastosowania wiedzy o roślinach w kluczowych dla funkcjonowania człowieka dziedzinach. Utrwalony przez wieki jest związek ogrodnictwa i rolnictwa z botaniką, w XX wieku ujawniła się silna relacja botaniki z biotechnologią.
Niewątpliwy jest wkład klasycznej botaniki w rozwój idei ochrony przyrody i systemowych rozwiązań dotyczących ochrony różnorodności biologicznej w Polsce. To na bazie regionalnych studiów fizjograficznych zbudowany został system przestrzennej ochrony przyrody, obejmujący m.in. parki narodowe i rezerwaty przyrody. Bez regionalnych i wręcz lokalnych badań geobotanicznych – florystycznych, fitogeograficznych – nie byłoby możliwe włączenie obszaru Polski w europejski system ochrony przyrody Natura 2000. To wręcz modelowy przykład tego jak wieloletnie, żmudne, często mało efektowne gromadzenie faktów zbudowało potencjał wiedzy, który został uwolniony w momencie pojawienia się takiej potrzeby.
Prowadzony w wielu ośrodkach botanicznych monitoring flory i roślinności stanowi podstawę ochrony zasobów gatunkowych oraz przeciwdziałania inwazji gatunków obcego pochodzenia. Wiedza botaniczna jest wykorzystywana w procedurach oceny oddziaływania przedsięwzięć na środowisko. Przyczynia się tym samym do podejmowania decyzji administracyjnych zgodnych z założeniami zrównoważonego rozwoju. Warto podkreślić, że ta klasyczna botanika z jednej strony w pełni respektuje zasadę konserwatorskiej, zachowawczej ochrony przyrody, sięgającej korzeniami „pomników przyrody” Aleksandra von Humboldta, z drugiej strony rozwija metodykę aktywnej ochrony różnorodności biologicznej, zarówno w warunkach in situ, jak i ex situ, oraz kształtowania środowiska przyrodniczego.
Czy istnieją jeszcze czasopisma naukowe o typowo botanicznym profilu i jaka jest ich pozycja naukowa?
Oczywiście, botanika ciągle dynamicznie się rozwija, jest tak szerokim i zróżnicowanym tematycznie obszarem nauki, że wybór czasopisma odpowiedniego do rangi uzyskanych wyników nie powinien sprawiać większych problemów. W klasyfikacji przyjętej w bazie Web of Science większość z nich lokuje się w kategorii Plant Science. W zależności od podejmowanej tematyki prace botaniczne są też publikowane w czasopismach z zakresu biologii ewolucyjnej („Evolutionary Biology”), biologii komórki („Cell Biology”), fizjologii („Physiology”) i biofizyki („Biophysics”), ekologii („Ecology”) i ochrony bioróżnorodności („Biodiversity Conservation”), nauki o środowisku („Environmental Science”), a także w czasopismach skupionych na publikacjach bardziej praktycznych, np. z zakresu leśnictwa („Forestry”) czy meteorologii („Meteorology”). Warto podkreślić, że wiele czasopism o utrwalonej renomie nie tylko utrzymało szeroki profil botaniczny, ale także zachowało w swoich nazwach tradycyjne terminy pochodzące od słowa botanika. Nie ma powodu by sądzić, że pozycja naukowa czasopism o profilu botanicznym odbiega od czasopism należących do innych obszarów biologii czy szerzej nauk przyrodniczych. Mam natomiast wrażenie, że czasopisma botaniczne nie są faworytami komisji ministerialnych przyznających punkty, co znajduje oczywiście odzwierciedlenie w parametrycznym dorobku publikujących w nich autorów. Z przykrością muszę też stwierdzić, że finansowanie polskich czasopism botanicznych nie jest adekwatne do ich wysokiego poziomu merytorycznego i edytorskiego. Działamy w obszarze olbrzymiej konkurencji międzynarodowej. W efekcie prace, które mogłyby być opublikowane w bardzo dobrym czasopiśmie, wydawanym w Polsce, są wysyłane do porównywalnych czasopism zagranicznych. Nie służy to oczywiście rozwojowi krajowych periodyków. Ponadto w botanice, podobnie jak w niektórych innych obszarach nauk przyrodniczych, coraz bardziej widoczny jest brak zrozumienia dla konieczności publikowania wyników badań regionalnych. Dochodzi do tego, że czasopisma pełniące od lat taką misję doprowadzane są systemowo do likwidacji. Poszerzająca się luka w tego typu danych ogranicza możliwości tworzenia syntez czy modelowania globalnych zjawisk i procesów, choćby tych, o których ostatnio tak dużo słyszymy, a więc dotyczących konsekwencji zmian klimatycznych.
Jak wspomniane problemy botaniki przekładają się na rozwój kadry naukowej?
Dość szybko i beztrosko tracimy specjalistów, którzy przecież nie tylko realizują własne cele naukowe i zadania aplikacyjne, ale są niezbędni w badaniach ekologicznych czy nawet opartych na eksperymentach laboratoryjnych.
Zasługą botaników jest stworzenie Polskiej Czerwonej Księgi Roślin. Proszę powiedzieć, co to takiego, jakie ma znaczenie, jak funkcjonuje?
Pierwsze oceny zagrożenia gatunków w Polsce pochodzą z połowy lat 70. XX wieku. Zawarto je w wykazie rzadkich i ginących w naszym kraju gatunków roślin naczyniowych (paprotników i roślin kwiatowych), opracowanym w ramach listy europejskiej opublikowanej przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (1976). Pełna lista, tworzona z udziałem botaników ze wszystkich ośrodków naukowych w Polsce, powstała w 1981 roku i uwzględniała obowiązujące wówczas na świecie kategorie zagrożenia. Była ona wielokrotnie aktualizowana zarówno ze względu na rozwój wiedzy o zasobach gatunkowych roślin, jak i postępujący proces ubożenia flory. Ostatnie wydanie ukazało się w 2016 roku. Pierwsze wydanie Polskiej Czerwonej Księgi Roślin pochodzi z 1993 roku, natomiast najnowsze ukazało się w 2014 roku. Czerwone listy to wykazy wszystkich gatunków spełniających międzynarodowe kryteria zagrożenia, natomiast czerwone księgi zawierają szeroką informację o gatunkach ginących, poczynając od kategorii zagrożenia, poprzez charakterystykę występowania gatunków, warunków siedliskowych, morfologii i biologii, do wskazania przyczyn wymierania i metod ochrony. Krajowe czerwone listy pozwalają ocenić stan flory na szerszym tle, np. innych państw europejskich. Z takiego porównania wynika między innymi, że zagrożenie flory naczyniowej Polski, szacowane na poziomie ok. 20%, jest jednak ponad dwukrotnie niższe niż w najbardziej rozwiniętych gospodarczo państwach Europy Zachodniej. Opracowania gatunków zawarte w czerwonych księgach mówią nie tylko o mechanizmach wymierania flory, ale stanowią także podstawę do formułowania strategii ochrony poszczególnych gatunków.
Mówił pan o weryfikującej roli badań molekularnych w stosunku do klasycznej taksonomii.
Podobnie jak wiele innych obszarów nauk biologicznych metody molekularne zrewolucjonizowały najbardziej klasyczną naukę o roślinach, czyli taksonomię, utożsamianą tutaj z systematyką, której celem jest uporządkowanie świata roślin. Systemy budowane przy pomocy metod klasycznych opierają się na kryterium podobieństwa cech morfologicznych i anatomicznych, które – jak wiadomo – podlegają modyfikacjom środowiskowym. Dla wielu celów okazały się one bardzo praktyczne, w zbyt małym stopniu jednak odzwierciedlają relacje pokrewieństwa filogenetycznego. Podobne nie zawsze wskazuje na pokrewieństwo ewolucyjne. Temu wyzwaniu wychodzi naprzeciw taksonomia molekularna, która porządkuje organizmy i tworzy systemy na podstawie właściwości łańcuchów polipeptydowych, a przede wszystkim sekwencji kwasów nukleinowych. Opiera się więc na cechach, na które nie mają wpływu warunki zewnętrzne, i które wyjątkowo ulegają konwergencji polegającej na upodabniania się cech organizmów należących do odległych nawet grup systematycznych. W tym wypadku podobieństwo wskazuje na pokrewieństwo ewolucyjne. Budowany w ten sposób system organizmów przybiera kształt drzewa rodowego, którego poszczególne elementy są powiązane ewolucyjnie. Badania filogenetyczne prowadzone na poziomie molekularnym często weryfikują to, co zostało ustalone na podstawie cech morfologicznych i anatomicznych. Niekiedy wyniki tych badań potwierdzają opisane wcześniej relacje między taksonami, nierzadko jednak je falsyfikują. W związku z tym systemy organizmów i drzewa rodowe dość mocno się chwieją pod wpływem kolejnych analiz molekularnych, szczególnie na poziomie wyższych jednostek taksonomicznych. Swego czasu doprowadziły do całkowitej przebudowy naszego myślenia i klasyfikacji organizmów wodnych zaliczanych do glonów.
Czy kiedyś będziemy musieli zastąpić klucze do oznaczania roślin testerem genetycznym?
W praktyce codziennej chyba taki moment nie nastąpi zbyt szybko, choć perspektywa jest bardzo kusząca. Nadal trwają poszukiwania idealnych barkodów, zwanych też kodami kreskowymi DNA, czyli sekwencji DNA (jądrowego, mitochondrialnego czy chloroplastowego) pozwalających na identyfikację gatunku. Aktualnie prowadzony jest projekt globalnego barkodingu, jak nazywa się technikę ustalania „kodów kreskowych” DNA, mający na celu stworzenie specjalnych urządzeń do sekwencjonowania, szybkich i łatwych w obsłudze. Nie obawiałbym się konkurencji dla tradycyjnych kluczy do oznaczania roślin pod warunkiem, że ta nowa technologia pobudziłaby zainteresowanie przyrodą i jej różnorodnością. Już teraz widzimy jak chętnie studenci korzystają z aplikacji mobilnych pozwalających z dużym prawdopodobieństwem zidentyfikować gatunki na podstawie automatycznego porównania osobiście wykonanego zdjęcia z ciągle wzbogacanym zbiorem zdjęć zapisanych w bazie aplikacji.
Chciałbym, żeby pan przybliżył czytelnikom znaczenie kolekcji botanicznych, czyli po prostu – zielników.
Naukowe kolekcje botaniczne, zwane najczęściej zielnikami, mają fundamentalne znaczenie dla poznania i opisania różnorodności roślin. Arkusz z zasuszonym okazem rośliny stanowił i nadal stanowi podstawę definiowania nowego gatunku, jest swego rodzaju wzorcem, do którego odnoszą się badacze roślin. Na zawsze związana jest z nim nazwa gatunku nadana przez odkrywcę i jego klasyfikacja. Zielniki są podstawową formą dokumentacji nie tylko badań taksonomicznych, ale także biogeograficznych, ekologicznych, etnobotanicznych, farmaceutycznych i innych. Zasoby zielników na świecie nie są wprawdzie dokładnie policzone, ale o ich rozmiarach może świadczyć liczba kolekcji zestawionych w „Index Herbariorum”. Katalog ten obejmuje aktualnie 3100 herbariów rozmieszczonych na całym świecie, w których zdeponowano 390 mln arkuszy zielnikowych. W Polsce zasoby te szacowane są na poziomie ponad 5 mln i są zlokalizowane przede wszystkim w uniwersytetach i instytutach PAN. Największe kolekcje znajdują się w Instytucie Botaniki PAN im. Władysława Szafera, na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Wrocławskim oraz Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Zielniki jako prosta forma dokumentacji różnorodności roślin znane są już uczniom i studentom, pełniąc ważną funkcję edukacyjną. W pewnym okresie, zupełnie bezpodstawnie, były traktowane przez niespecjalistów niemal wyłącznie jako materiały archiwalne. Co najmniej od trzech dekad herbaria przeżywają swój renesans. Okazało się, że gromadzony w nich od kilkuset lat materiał bardzo dobrze nadaje się nie tylko do badań morfologicznych, ale także do analiz molekularnych. Wypracowane w ostatnich latach protokoły pozwalają sięgać do materiałów unikatowych, często niedostępnych już w przyrodzie. Drugim impulsem była rewolucja informatyczna, dzięki której dane zapisane na etykietach stają się dostępne dla badaczy, jeśli tylko mają dostęp do komputera. Podstawowe informacje o gatunku, miejscu i dacie zebrania rośliny, siedlisku, z którego pochodzą, stały się bezcennym źródłem metaanaliz biogeograficznych, ekologicznych i nadzwyczaj często fenologicznych. Te ostatnie, dotyczące m.in. terminów kwitnienia, owocowania, prowadzone są między innymi w kontekście globalnych zmian klimatycznych. Tu warto odnotować wielką aktywność naszych krajowych herbariów w dziele digitalizacji swoich zasobów, a także docenić dysponentów funduszy europejskich w Polsce, którzy zadecydowali o wsparciu finansowym kilku projektów mających na celu cyfryzację i otwarte udostępnienie zasobów danych o zbiorach przyrodniczych – nie tylko botanicznych. W końcu 2021 roku zakończony został trzyletni projekt, którym miałem zaszczyt kierować, pt. AMU Nature Collections on-line (AMUNATCOLL): digitalizacja i udostępnianie zasobu danych przyrodniczych Wydziału Biologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, zrealizowany ze środków Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa. Dzięki temu projektowi powstała baza danych licząca ponad 2 mln rekordów, dostępna w szerokim zakresie poprzez własny portal (amunatcol.pl), a także przez stronę największej bazy międzynarodowej Global Biodiversity Information Facility. W ramach tego samego programu jest aktualnie realizowany projekt digitalizacji zbiorów zielnikowych zdeponowanych na Uniwersytecie Gdańskim, Uniwersytecie Szczecińskim i w Akademii Pomorskiej w Słupsku, a także projekt obejmujący kilkanaście instytutów PAN. Nie mam wątpliwości, że efekty naukowe, edukacyjne i społeczne tych przedsięwzięć będą widoczne przez wiele lat.
Rozmawiał Piotr Kieraciński