Marek Misiak
Jakiś czas temu moja córka (cztery lata) zażądała w kawiarni: „Tata, włącz waklasienie”. Przez chwilę nie rozumiałem, ale nastąpiło olśnienie – „waklasienie” to „waskriesjeńje”, czyli воскресенье (po rosyjsku „zmartwychwstanie”, a także „niedziela”). Chodziło jej o to, żebym włączył na smartfonie aplikację, przy której kilka razy ćwiczyłem wymowę rosyjską. W tym momencie nieznajomy mężczyzna spytał, czy nie boję się, że dziecku pomieszają się języki. Odpowiedziałem, że i tak słyszy w domu kilka języków, gdy nie chcemy, by nas rozumiała, przechodzimy na chwilę na niemiecki (angielski ma już w przedszkolu).
Stereotypy o nauce języków obcych i różnie rozumianej wielojęzyczności to ważny wątek w książce Johna C. Mahera. Skutkują czymś więcej niż teoretycznymi sporami, gdyż w wyniku traktowania wielojęzyczności jako potencjalnego zagrożenia, np. dla poprawnego przebiegu edukacji, niektóre mniejsze języki zanikają. Ktoś mógłby stwierdzić: To żaden problem. Im mniej języków na Ziemi, tym ludziom będzie łatwiej się dogadać. Jednak Maher w swoim wywodzie wchodzi stopniowo na coraz wyższy poziom ogólności. Bogactwo języków to bogactwo językowych obrazów świata i sposobów jego rozumienia. Nawet martwe języki, jeśli tylko zostały opisane i/lub zarejestrowane, pozwalają poszerzać wiedzę w różnych obszarach. Jednocześnie autor nie poprzestaje na sugestywnych metaforach w rodzaju „Znać inny język – to jak mieć drugą duszę” (przypisywane Karolowi Wielkiemu), ale przytacza zarówno wyniki studiów badawczych, jak i dowody z praktyki edukacyjnej i społecznej z krajów wyraźnie dwu– lub wielojęzycznych (najciekawsze pochodzą z Kanady). Z konieczności skrótowo omawiane są najczęściej wyróżniane rodzaje wielojęzyczności: używanie innego języka w pracy czy szkole, a innego w domu, innego w sytuacjach oficjalnych, a innego do codziennej komunikacji.
Metafory bywają bowiem niebezpieczne, jeśli potraktować je zbyt szeroko. Maher jako przykład wskazuje Herdera, który tak bardzo podkreślał odmienność różnych narodów, że nie wierzył w możliwość autentycznego porozumienia między nimi; z takiego właśnie myślenia (w zniekształconej i zwulgaryzowanej wersji) wynikają negatywnie rozumiany nacjonalizm i ksenofobia. Autor podaje zatem przykłady z różnych kręgów kulturowych, gdy mieszanie przez mówiących różnych języków w obrębie jednej wypowiedzi przyczynia się do jej wzbogacenia (zarówno treściowego, jak i stylistycznego), a nie do utraty czegoś czy ogólnego obniżenia poziomu mówienia i myślenia. Ważnym wątkiem jest znaczenie języka w polityce – przy kształtowaniu się państw narodowych i podkreślaniu przez nie odrębności (wątek ważny w kontekście rosyjskiej inwazji na Ukrainę). Obrazoburczo dla niektórych czytelników mogą zabrzmieć rozważania o mniejszym, zdaniem Mahera, niż się uważa znaczeniu tożsamości narodowej/etnicznej u osób, które wyemigrowały do innego kraju lub są potomkami imigrantów. Jakkolwiek prezentuje on wyłącznie subiektywną perspektywę, inspirujące mogą okazać się spostrzeżenia o kształtowaniu się w wielokulturowych społeczeństwach tożsamości mieszanych, czasem będących wręcz efektem świadomego wyboru. Relacje między wielojęzycznością i wielokulturowością są złożone, nawet jeśli ta druga nie wszędzie dobrze się sprawdza (zamiast jednego pluralistycznego społeczeństwa powstają bańki), ta pierwsza nie musi być postrzegana jako zagrożenie samo w sobie. Nie bez powodu moja córka domagała się możliwości powtórzenia za aplikacją słów po rosyjsku, książka Mahera pozwala głębiej zastanowić się nad tym, czy ten lub inny język może być czymś wstydliwym lub zakazanym z powodów politycznych. Wielojęzyczność to nie akademicki problem, to codzienne wyzwanie.
Marek Misiak
John C. MAHER, Wielojęzyczność, tłum. Weronika Szubko-Sitarek, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2023, seria: Krótkie Wprowadzenie.
Wróć