logo
FA 3/2022 informacje i komentarze

Andrzej Jabłoński

Tak czy inaczej chodzi o pieniądze

Tak czy inaczej chodzi o pieniądze 1

Fot. Jerzy Maciążek

Andrzej Jabłoński, przewodniczący Komisji Uczelnianej NSZZ Solidarność, o powodach skargi złożonej do ministra edukacji i nauki na działania rektora Uniwersytetu Wrocławskiego, prof. Przemysława Wiszewskiego.

Od lat walczymy o praworządność na uczelni. „Solidarność” zajmuje się wieloma sprawami. Ta jest o tyle bulwersująca, że pan rektor Przemysław Wiszewski na podstawie tego samego artykułu 125 Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce, który minister szkolnictwa wyższego przywołał w decyzji o wygaszeniu jego mandatu, ale z innego paragrafu, zwolnił z pracy adiunkta jednego z wydziałów, który jakoby miał pracować bez zgody rektora w instytucie naukowym PAN. Okazało się, że to nieprawda. Adiunkt zwrócił się o pomoc do związków zawodowych, w tym do NSZZ „Solidarność”. Po zbadaniu sprawy wyszło na jaw, że ów adiunkt rok pracował na uniwersytecie, potem brał na rok urlop bezpłatny w uczelni i pracował w instytucie PAN. Po drugie stwierdziliśmy, że Uniwersytet Wrocławski zawarł z Polską Akademią Nauk umowę o współpracy, a zgodnie z ustawą w takim przypadku zgoda rektora na zatrudnienie w instytucie PAN nie jest potrzebna. Myśmy o tym rektora zawiadomili, przedstawili odpowiednie dokumenty, ale on i tak zwolnił adiunkta. Dopiero w sądzie pracy, do którego ów zwolniony się zwrócił, rektor wycofał swoją decyzję.

Na wieść o dodatkowej pracy zarobkowej pana rektora, stanęliśmy na stanowisku, że prawo musi działać tak samo dla wszystkich – i adiunkta, i rektora. Praktycznie wszystkie związki zawodowe działające na uczelni przyłączyły się do naszej akcji. Zrobiliśmy ankietę, jak wyglądają zarobki w poszczególnych grupach pracowniczych w różnych uczelniach w Polsce. Okazało się, że zarobki naszego rektora są numerem dwa w Polsce, a płace różnych grup pracowników zajmują miejsca od dwudziestego trzeciego do dwudziestego ósmego, w każdym razie szary koniec. To ludzi bardzo zbulwersowało. Pan rektor swoje umowy wrzucił na stronę internetową. Wynikało z nich, że zaczął je realizować, będąc już rektorem, a zakończył w grudniu 2020 roku. Wtedy działała jeszcze rada uczelni pierwszej kadencji, która dwukrotnie zwracała się do ministra o podniesienie zarobków rektora, ale nie udzieliła mu zgody na dodatkowe zarobkowanie. Od stycznia 2021 roku rozpoczęła działanie nowa rada uczelni. W lutym udzieliła ona rektorowi zgody na zarobkowanie. Prawnicy rektora przyjęli karkołomną interpretację, że w tym wypadku prawo działa wstecz, to znaczy, że skoro rada udziela rektorowi zgody na całą kadencję, to właśnie udzieliła takiej zgody na całą kadencję, a zatem także na poprzedni rok. Nie zwróciła jednak uwagi na to, że sama wówczas nie działała, że członkowie rady działali w niej dopiero od stycznia 2021 roku, tymczasem tamte umowy zostały zawarte i zrealizowane za poprzedniej kadencji rady, która takiej zgody nie udzieliła. Ministerstwo to dokładnie zbadało – trwało to dość długo – i uznało, że zachodzą przesłanki wygaszenia mandatu rektora.

W tle mamy jeszcze historię z Fundacją dla Uniwersytetu Wrocławskiego, która zapewne będzie wymagała zaangażowania prokuratury, bo dotyczy sprzeniewierzenia znacznych środków finansowych. Tłumaczenie, że to biznesowy model, a on czasami powoduje wydatki, „nie trzyma się kupy”. Tto jak w filmie Barei: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?”. Chodzi też o to, że część pieniędzy, które zniknęły, to darowizna naszego byłego pracownika, światowej sławy entomologa prof. Wojciecha Puławskiego, jednego z założycieli „Solidarności” na UWr, który w stanie wojennym został w Stanach Zjednoczonych, pracując najpierw w Smithonian Institute, a potem w Kalifornii. Z oszczędności życia przeznaczył 50 tys. dolarów na rzecz Uniwersytetu Wrocławskiego. Za połowę tej kwoty kupiliśmy pewne kolekcje dla uniwersyteckiego muzeum, ale druga połowa, czyli 25 tys. dolarów, zniknęła. Tymczasem to były pieniądze dla naszego muzeum. Nawet nie wiem, jak to prof. Puławskiemu zakomunikować. Jak można coś takiego zrobić? Jak można przejeść takie środki? Przecież w fundacji działają sami pracownicy uniwersytetu, z dziekanem prawa na czele. To erozja poczucia przyzwoitości. To jeszcze przed nami, bo ministerstwo niewiele tutaj pomoże. Musimy to skierować do prokuratury poza Wrocław, bo przecież nasi prawnicy są ściśle powiązani z wrocławskim środowiskiem prawniczym.

Notował Piotr Kieraciński

Wróć