Leszek Szaruga
Zagęszczenie i przyspieszenie zmian – do niedawna ledwo dostrzegalne, dziś jednak już uderzające swą intensywnością – musi siłą rzeczy doprowadzić do zasadniczych zmian w sferze nauki i edukacji. Ktoś niedawno przypomniał, że jakieś pół wieku temu nasze wyobrażenie o świecie, którego elementem jest drobna, skalista kulka, na jakiej żyjemy, było nieporównywalne z tym, co obecnie wiemy. Wszechświat zogromniał i odsłania coraz więcej zagadkowych zjawisk, o których wiedza być może pozwoli w relatywnie dalekiej, liczonej w tysiącach, a może dziesiątkach tysięcy lat przyszłości nam lub istotom, które na bazie, jaką stanowi obecna forma inteligentnego życia na naszej planecie, wydobyć się z ograniczeń skazujących to życie na zagładę. Pomijam, rzecz jasna, niepowstrzymaną jak dotąd tendencję do samozagłady ludzkości – to wydaje się mało interesujące, choć skądinąd dość prawdopodobne.
Proces, który w tej chwili powinien stać się przedmiotem szczególnej uwagi, to gwałtowny przyrost naturalny. W ciągu tylko mojego życia populacja ludzi, mimo wciąż i nieustannie toczonych wojen, wzrosła ponad dwukrotnie, a to oznacza, że przez sam ten fakt nastąpić musiało przyspieszenie badań naukowych we wszystkich dziedzinach. Procentowo zapewne liczba naukowo zatrudnionych jest niezmienna, ale w liczbach bezwzględnych jest to przyrost ogromny, a tym samym wzrasta nie tylko ilość pisanych wierszy czy malowanych obrazów, ale też i wynalazków, w szczególności w sferze, że tak to w uproszczeniu nazwę, elektronicznej. Drobiazg: pół wieku temu rozmowę z Nowym Jorkiem musiałem zamawiać poprzez centralę międzynarodową i czekać na połączenie czasem kilka godzin, gdy dziś w każdej chwili i z dowolnego miejsca mogę rozmawiać ze znajomym spacerującym po Manhattanie. Internet pozwala mi przeglądać zdjęcia robione przez teleskop Webba, ukazujące obrazy kosmosu sprzed 12 miliardów lat. Już nie mówię o takich udogodnieniach jak płacenie blikiem…
To tylko pierwsze z brzegu przykłady. Ale właśnie te przykłady uświadamiają mi, że noszę w kieszeni nie tylko telefon, lecz także filmotekę, bibliotekę, wszelkie encyklopedie, a nawet już podręcznego tłumacza, nie mówiąc o zasobach muzycznych. Mam natychmiastowy dostęp do wiedzy, a to mnie zwalnia z konieczności wbijania jej sobie w pamięć. Natomiast bez wątpienia powinienem się kształcić w sposobach wykorzystywania tych możliwości. No może ja już nie, ale moi studenci i studentki na pewno. Być może za chwilę nie będzie możliwe zdobycie podstawowego wykształcenia bez umiejętności programowania – o ile wiem, jeszcze to nie jest konieczne. Ale mamy też do czynienia z gigantycznym przyrostem informacji liczonej już w quettobajtach (1030) lub quectobajtach (10-30). Jak tę informację porządkować, by móc ją skutecznie wykorzystywać? Znajdą się specjaliści także od tego, w ogóle najbliższa przyszłość zapowiada mnóstwo zmian w tej dziedzinie: nowe zawody, dawne będą praktykowane jako rodzaj „rękodzieła”. Ale nie ulega kwestii fakt, że bardzo dalekim zmianom ulegną programy nauczania, wciąż pokutujący model XIX-wieczny całkowicie się już wyczerpał. Zmiany wszakże muszą objąć całość procesu kształcenia: od przedszkoli po szkoły doktoranckie (jeśli ten model się utrzyma).
Temu wszystkiemu towarzyszyć będą daleko idące zmiany społeczne, co także nie pozostanie bez wpływu nie tylko na pojmowanie ludzkiej tożsamości – gatunkowej i indywidualnej – ale również lokalnej. Przyznam, że gdy słucham dyskusji na temat nieudanych prób stworzenia społeczności wielokulturowej, ogarnia mnie śmiech. Gdy spojrzeć z dystansu, widać wyraźnie, że świat jest wielokulturowy, pytaniem natomiast zasadniczym jest zagadnienie stworzenia tym wielu kulturom, pozostającym obok siebie, ale i mieszającym się z sobą, warunków możliwie bezkonfliktowej koegzystencji. Ucieczki przed tym nie ma, nie do zatrzymania jest napływ imigrantów głównie na osi Południe-Północ (a przyzwyczajeni jesteśmy rozglądać się ze wschodu na zachód), i nie chodzi nawet o „biedne Południe”, bo nie tylko bieda będzie napędzać ruchy mas ludzkich, choć i ten czynnik ma oczywiście swoje znaczenie. Tym bardziej to oczywiste, że społeczeństwa Północy w dość szybkim tempie się starzeją – ktoś będzie musiał zarobić na ich egzystencję.
Żyjemy obecnie w okresie przełomu, który zapewne będzie się charakteryzował mniej lub bardziej odczuwalnymi wstrząsami społecznymi, być może nawet chaosem. W stosunkowo krótkim okresie świat przeszedł bardzo gwałtowne przemiany, począwszy od fali ruchów dekolonizacyjnych, poprzez rozpad dwubiegunowego układu sił, aż po gigantyczną rewolucję technologiczną ostatniego ćwierćwiecza. W tym wszystkim coraz bardziej bezradni, skazani na działania reaktywne, a tym samym skuteczne jedynie doraźnie, są politycy, w większości pozbawieni wyobraźni i z uporem, jak choćby w kwestiach przemian klimatycznych, zaprzeczający ustaleniom nauki. Ale, jak zwykle, życie będzie się toczyć dalej i może uda się uniknąć globalnej anarchii.
Wróć