Mirosława Nowak-Dziemianowicz
Dla wszelkich naszych wyborów i decyzji kluczowe znaczenie ma koncepcja udanego, dobrego życia. Jest ona zakorzeniona w kulturze, jej sensy i znaczenia są konstruowane społecznie. We współczesnym świecie panuje niepodzielnie koncepcja społeczeństwa i państwa osiągnięć. Społeczeństwo i państwo osiągnięć zastąpiło poprzedzające je państwo dyscyplinarne. Michel Foucault pokazywał, jak funkcjonuje państwo dyscyplinarne. Oparte na nakazach i zakazach, na sankcjach za ich łamanie społeczeństwo, które można pokazać na modelu/schemacie więzienia, koszar, fabryki, szpitala, odeszło w przeszłość. Jego miejsce zajęło społeczeństwo osiągnięć, społeczeństwo sukcesu. Oparte na modelu klubów, centrów handlowych, lotnisk, banków i innych instytucji finansowych lansuje hasło: możesz to zrobić, dasz radę, możesz być każdym, kim tylko zechcesz. Możesz być wiecznie młody, możesz być wiecznie zdrowy, możesz być dowolnie bogaty – twoje życie jest w twoich rękach. Potrzebna jest ci tylko odpowiednia motywacja i wiara w to, że jesteś absolutnym panem własnego losu. No i oczywiście jedyną drogą, jaka prowadzi cię do sukcesu, którym jest dostatnie życie zapewnione przez atrakcyjną pracę, jest EDUKACJA. My, edukatorzy różnej maści, obiecaliśmy całemu pokoleniu życiowy sukces. W społeczeństwie osiągnięć oznacza on oparcie własnego życia na „pozytywnym schemacie możliwości” (Byung Chul-Han, Społeczeństwo zmęczenia, „Krytyka Polityczna” nr 45/2017, Znudzeni, zmęczeni, wściekli, s. 41). Zastąpienie społeczeństwa dyscyplinarnego społeczeństwem osiągnięć miało na celu zwiększenie efektywności i produktywności jego członków. Badania nad rynkiem i wydajnością pracy pokazały, iż nakazy i zakazy zamykają jednostkę w fazie odtwórczego posłuszeństwa. Skierowanie uwagi ludzi na nieograniczone możliwości własnego rozwoju mierzone rynkowymi wskaźnikami wzrostu okazują się znacznie skuteczniejsze. W społeczeństwie dyscyplinarnym ludzie byli przede wszystkim posłuszni, podatni na bezpośrednią manipulację i podporządkowanie. W społeczeństwie osiągnięć są nadal posłuszni, lecz źródła swego posłuszeństwa sami lokują gdzie indziej. Ulegają bowiem złudzeniu, iż jako autorzy własnego życia w pełni sami decydują o własnych wyborach, decyzjach i działaniach. Zewnętrzny wobec nich mechanizm nacisku w postaci mechanizmów rynkowych, opartych na narzuconych, ekonomicznych wymiarach sukcesu, jest dobrze ukryty. Tym, co go ukrywa, jest właśnie narracja osiągnięć, wizja życiowego sukcesu.
Neoliberalna doktryna jedności pozycji ekonomicznej, dobrobytu i dobrostanu (w postaci przekonania o spełnieniu się w koncepcji osiągnięć) wydaje się tak atrakcyjna, tak oczywista, że ludzie traktują ją jak własną koncepcję życia. Mają iluzję dokonywania podmiotowych, wolnych wyborów i nie zdają sobie sprawy, że posłusznie, pod innego rodzaju przymusem realizują nie swoje cele. Neoliberalizm z jego mitem ciągłego wzrostu potrzebuje (potrzebował) ludzi bardzo zaangażowanych w produkcję, wytwarzanie PKB, pomnażanie dochodu narodowego. Potrzebował więc również jakiejś wizji sposobu dochodzenia do tego wzrostu. Wizją taką stała się edukacja na poziomie wyższym. Wszelkie regulacje prawne pozwalające bez warunków niemal (lub z warunkami niezwykle łatwymi do spełnienia) na studiowanie, które pojawiały się po transformacji 1989 roku, umożliwiły niezwykły wprost i nigdy dotąd nieznany rozwój szkolnictwa wyższego. Powstawały nowe niepubliczne uczelnie, wśród kadry akademickiej pojawiło się zjawisko dwuetatowości. Wskaźnik scholaryzacji na poziomie wyższym wzrósł do 50%. Nigdy wcześniej studia nie były w Polsce tak dostępne, jak w latach 1990-2020. Zjawisko to wzmacniało także zaprzestanie jakiejkolwiek selekcji do szkół wyższych, studiować mógł praktycznie każdy. I prawie każdy chciał. Ten kilkakrotny (z 10% w 1990 do 50% w 2019) wzrost liczby studiujących nie był związany z żadnym wzrostem nakładów na szkolnictwo wyższe ani ze zwiększeniem się liczby nauczycieli akademickich proporcjonalnym do zwiększonej liczby studentów.
Edukacja w szkole wyższej to przykład maksymalizacji osiągnięć. Maksymalizacja osiągnięć, której ulegli zarówno aspirujący do uzyskania wyższego wykształcenia ludzie młodzi, jak i my, nauczyciele akademiccy, polega właśnie na tym, iż przymus stapia się z wolnością. Nie działają już w społeczeństwie nakazy bezpośrednie. Nie one wyznaczają kierunek ludzkich działań. To my sami, ulegając koncepcji życia opartego na dążeniu do sukcesu (wymiernego, zdefiniowanego przez neoliberalną ideologię) ulegamy iluzji wolności wyboru. Wolność w koncepcji społeczeństwa osiągnięć stapia się z przymusem. „Muszę mieć wyższe wykształcenie”, zdawała się mówić połowa młodych Polaków, a my – nauczyciele akademiccy, pozostający w tych samych co przedtem kiepskich warunkach, im to zapewniliśmy. „Nadmiar pracy i osiągnięć przeradza się w samowyzysk. Jest on bardziej wydajny niż wyzysk zewnętrzny, gdyż łączy się z poczuciem wolności. Wyzyskujący jest jednocześnie wyzyskiwanym, więc sprawca i ofiara nie dają się już od siebie odróżnić. Ta autoreferencyjność generuje paradoksalną wolność, która na gruncie immanentnych jej struktur przymusu zmienia się w przemoc” (Byung-Chul-Han, s. 45)
Absolwenci polskich uczelni są pełni gniewu i rozczarowania. Ulegli bowiem neoliberalnemu mitowi opartemu na przekonaniu, iż wyższe wykształcenie to jedyna i najlepsza, najbardziej skuteczna droga do życiowego sukcesu.
Stało się tak, gdyż sensotwórczą, opartą na etosie uniwersytetu narrację zastąpiono narracją rynkową, będącą istotą neoliberalnej wizji społecznego świata. Potrzebujemy dzisiaj nowej, odmiennej narracji naszej wspólnoty. MacIntyre w książce Dziedzictwo cnoty wskazuje na wspólnotową genezę naszych przekonań etycznych. Wspólnoty, w których żyjemy, nie składają się z pojedynczych, obdarzonych autonomią jednostek. To jednostki, które są w pewnym stopniu autonomiczne, są wytworem tych wspólnot. Każdy z nas jest wytworem wspólnoty, w której przyszedł na świat, w której się socjalizował, uczył się reguł mówienia o sobie, innych, o swoich relacjach z innymi. We wspólnotach podejmujemy działania skierowane na przetrwanie nas samych jako członków wspólnoty oraz na nią jako całość, której ciągłości i trwania zarówno chcemy, jak i potrzebujemy. Opanowanie języka danej wspólnoty oraz charakterystycznych dla niej sposobów narracji, zawierających obok opowieści o przeszłości, także te o dopuszczalnych i niedopuszczalnych sposobach zachowania jednostek, jest warunkiem bycia jej członkiem. Praktyki narracyjne, polegające na opowiadaniu własnej historii umiejscowionej w trzech porządkach czasu: przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości, stają się konstytutywne dla ludzkiej egzystencji.
„Przyszłość Uniwersytetu oparta być musi na narracji naszej wspólnoty, która wprost nawiązuje do tradycji, do etosu tej instytucji. Pojęcie etosu stosowane zarówno w socjologii, antropologii kultury, jak i etyce zakłada, że przynależność do grupy etosowej jest dobrowolna i związana ze świadomością wyznaczników odrębności określonej grupy. Realizując zatem etos uniwersytetu, mamy do czynienia z postępowaniem identyfikującym się z daną grupą, wartościami i stylem życia związanymi z uniwersyteckością. Mamy do czynienia raczej z kierowaniem się zaleceniami a nie nakazami – charakterystyczna będzie tu postawa akceptacji przynależności do grupy służącej rozwojowi wiedzy, a nie posłuszeństwo wobec jakiś układów odniesień” (J. Dudek, Etos uniwersytetu a globalny kłopot z jego tożsamością, „Studies in Global Ethics and Global Education”, nr 7/2017, s. 26).
Nauka jest systemem społecznym. Dzięki Robertowi Mertonowi właśnie tak, jako rezultat umowy społecznej, traktujemy ten rodzaj naszej aktywności. Umowy społecznej rozumianej jako teoria prawno-polityczna występująca w doktrynach prawa natury, zgodnie z którą powstanie społeczeństwa i państwa nastąpiło w wyniku łączenia się jednostek żyjących uprzednio w „naturalnej” wolności, w drodze porozumienia się, czyli poprzez umowę. Ponadto zapewnia ona autorytet władzy państwowej niezależnie od formy rządów. Teoria umowy społecznej stanowi racjonalne uzasadnienie historycznie ważnego poglądu, że legalna władza państwowa musi wywodzić się od zgody społeczeństwa. Takie podejście, takie rozumienie nauki implikuje określone konsekwencje. Po pierwsze, w ramach zawartej umowy społecznej ludzie nauki akceptują ten sam, wynegocjowany wcześniej system norm, reguł i wartości. Po drugie, ludzie nauki akceptują ten sam, wynegocjowany wcześniej cel działalności instytucji naukowej, jaką jest uniwersytet. Po trzecie, ludzie nauki nie tylko akceptują wspólne, uznane za ważne wartości, normy, reguły służące określonym celom – oni tych reguł, norm, wartości przestrzegają, a ustanowione przez instytucje cele z powodzeniem realizują.
Wizja uniwersytetu jako rynkowego przedsiębiorstwa czy fabryki to wizja, w której najważniejszym, pierwszoplanowym źródłem celów edukacji są potrzeby rynku pracy oraz oczekiwania pracodawców. W tym podejściu do uniwersytetu dominować zaczyna rozum instrumentalny (Kwaśnica R., Dyskurs edukacyjny po inwazji rozumu instrumentalnego. O potrzebie refleksyjności, Wrocław, 2014). Zarówno cele edukacji, jak społeczne oczekiwania od tej praktyki społecznej formułowane są najczęściej językiem charakterystycznym dla racjonalności instrumentalnej, językiem skutecznego działania, pragmatyzmu, prostej użyteczności. Użyteczna edukacja to taka, która odpowiada na potrzeby rynku, te zaś kształtowane są przez politykę rządzących. Użyteczne są wiec dzisiaj, w dobie rozwoju zależnego (w oficjalnych dokumentach jest to zrównoważona wizja rozwoju kraju, określana także jako kontynuacja), przede wszystkim kompetencje techniczne pozwalające Polakom stawać się, zgodnie z przyjętą i realizowaną wizją rozwoju, tanią, wykwalifikowaną siłą roboczą. Siłą roboczą, która może dawać podwaliny pod nowego rodzaju proletariat (czy jak chcą niektórzy – prekariat), nową klasę robotniczą – świetnie wykształconą w zakresie wąsko rozumianej specjalności i technicznej wiedzy.
Narracja, do której odwołuje się dzisiaj uniwersytet, staje się synonimem rynku. Wszystko staje się zasobem, kapitałem, kompetencją. Edukacja dokonała swoistego przemieszczenia – ze sfery wartości do sfery narzędzi i instrumentów. Ma coś dać, coś przynieść, coś zapewnić. Jej rezultaty to jednak nie enigmatyczne, nieco deprecjonowane dzisiaj pojęcie sensu, celu życia, jakiś egzystencjalny wymiar naszego istnienia. To konkret: dobra praca (dobra, czyli gwarantująca finansowy sukces, a nie zaspokojenie potrzeb poznawczych czy indywidualnych pasji), oparta na przypisanej ważności pozycja społeczna (niektóre zawody uznaliśmy za ważne, inne za zbędne), dobra materialne, które jest nam ona w stanie zapewnić. Zapomnieliśmy zupełnie o autotelicznej wartości edukacji, o edukacji prowadzącej do poczucia sensu, nadającej sens naszemu życiu. Zapomnieliśmy o edukacji prowadzącej do uznania.
Przedstawione przeze mnie w książce Szkoła jako przestrzeń uznania (Warszawa 2020) wyniki badań pokazują, iż wszyscy członkowie akademickiej wspólnoty: studenci, doktoranci, nauczyciele akademiccy, badacze, chcieliby powrotu do etosu Uniwersytetu. Powrót albo jakiś rodzaj renegocjacji umowy społecznej, w świetle której etos uniwersytetu (wspólne, oparte na podzielanych wartościach i zasadach dążenie do prawdy, autonomia oraz jedność badań naukowych i nauczania) to podstawa jego funkcjonowania. Pozwoli on nie tylko odrodzić się tej ważnej instytucji społecznego rozwoju, pozwoli jej na nowo stać się wspólnotą sensów i znaczeń, ale także uchroni ją przed przekształceniem się w przedsiębiorstwo czy fabrykę. Oczywiście nie oznacza to rezygnacji ze związków tej instytucji ze światem zewnętrznym, z jego potrzebami i oczekiwaniami ani z rachunkiem ekonomicznym. Wszakże one też mają swoje sensotwórcze znaczenie. Jednak słowo „też” wydaje się tutaj kluczowe.
Prof. dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz, Akademia WSB w Dąbrowie Górniczej, Komitet Nauk Pedagogicznych PAN