logo
FA 2/2024 felietony

Piotr Müldner-Nieckowski

Warsztaty literackie, a szczególnie poetyckie

Niedawno na łamach „Forum Akademickiego” była mowa o kołach naukowych na uczelniach, ale nie wspominano o podobnych kołach zainteresowań, które mnożą się w rozmaitych organizacjach pozarządowych, ośrodkach kultury, parafiach, teatrach, liceach. Wszystkie takie grupy, skupiające tak zwanych chętnych lub zainteresowanych, działają na zasadzie pełnej dobrowolności. Na przykład warsztaty literackie. Jeśli ktoś próbuje nadawać im status finansowy (np. wprowadzając opłaty uczestników na wynagrodzenie dla prowadzących) albo w inny sposób zmuszać i (albo) zobowiązywać uczestników do czegokolwiek jak w – nie daj Boże – sekcie, to sprzeniewierza się bazowej zasadzie organizacyjnej tego rodzaju koła: łamie sens dobrowolności, ogranicza swobodę uczestników w decydowaniu o sobie. Jeśli w tym zakresie istnieją jakiekolwiek zobowiązania (z wyjątkiem zadań merytorycznie związanych z tematyką koła), których niewykonanie jest w jakikolwiek sposób karcone (choćby upomnieniem słownym), to grupa szybko przestaje być kołem zainteresowań, a staje się zespołem roboczym lub co gorsza właśnie sektą.

Warsztaty, szczególnie poetyckie, w tym koła młodych literatów przy organizacjach pisarskich, takich jak Stowarzyszenie Pisarzy Polskich (np. w Warszawie przy SPP istnieje koło znane jako „Stajnia Literacka”) czy Związek Literatów Polskich, nie są rzadkością. W setkach ośrodków kultury organizuje się stałe lub doraźne spotkania pisarzy z początkującymi wierszopisami, prozaikami. Zgłaszający się z własnej inicjatywy, zapraszani, ale niezmuszani przez nikogo uczestnicy przychodzą na kolejne zebrania i omawiają z prowadzącymi własne utwory, oceniają utwory cudze (kolegów i poetów spoza tej grupy, także poetów znanych, wybitnych i dawnych), wykonują ćwiczenia lub słuchają wykładów. Uczą się z własnej niezawisłej woli, bawią się tym, starają się jak najwięcej dowiedzieć o poezji, jej roli w literaturze i w ogóle w kulturze, funkcji w życiu autorów. Jeśli istnieje taka możliwość, to chcą nauczyć się pisania, a także (to bardzo częsta motywacja) sprawdzić siebie, swoje możliwości, ocenić swoje dotychczasowe dzieła. Prawie wszystkie takie grupy w Polsce mają ten sam system działania, ale niestety nie zawsze dobrych prowadzących. Zdarzają się bowiem osoby, które nie tyle chcą rozwoju uczestników koła, ile wsparcia własnej osoby, tworzenia grupy fanów, i mogą wyrządzać uczestnikom nieodwracalne szkody osobowościowe. Trzeba to brać pod uwagę.

Jednym z najczęstszych nieporozumień dotyczących warsztatów literackich (w tym poetyckich) jest przesąd, że artystą, zwłaszcza artystą słowa, może zostać każdy. Niestety tak nie jest. Osób predestynowanych, czyli obdarzonych talentem, jest stosunkowo niewiele. Jeśli utalentowani piszą złe wiersze, to czasem wystarczy podpowiedzieć, co zrobili źle albo gdzie coś usprawnić, i od razu wskoczą na właściwe tory. Według moich obserwacji talent ma jakieś pięć-siedem procent osób zgłaszających się na warsztaty. Ich uczyć pisania nie trzeba, a pozostałych nauczyć się nie da. Ci drudzy powinni możliwie szybko, ale bezboleśnie dowiedzieć się, że nie mają talentu i w zamian zostać wybornymi znawcami technik odbioru poezji. Zresztą wbrew pozorom na ogół chętnie na to przystają.

I to jest główne zadanie warsztatów poetyckich. Tak samo jak na uczelniach sztuk np. plastycznych – wszyscy do nich się dostający muszą już umieć rysować (jest egzamin!). Mimo to idą na studia, ponieważ chcą się dowiedzieć, czym, co i na czym rysować, malować; czym, z czego i po co rzeźbić, co z tym robić dalej. Wbrew opiniom osób nieznających się na rzeczy rozsądni prowadzący warsztaty poetyckie wcale nie liczą na to, że z jakiegoś beztalencia zrobią laureata literackiego Nobla.

Niektórzy sportowcy nie mają talentu, ale usilną pracą doprowadzają organizm do tak maszynowej automatyki, że to im pozwala wygrywać z niemal każdym talentem. Takim zawodnikiem był na przykład słynny Jean René Lacoste, francuski tenisista, w latach 20. i 30. XX w. zwycięzca turniejów wielkiego szlema, Pucharu Davisa, igrzysk olimpijskich. Jak głosi legenda, talentu nie miał za grosz, ale był tytanem pracy. Skonstruował maszynę do wyrzucania piłek i ścianę do ćwiczeń, fenomenalnie wytrenował organizm.

W poezji tak się nie da. Poezja to gra umysłowa w od urodzenia podatnym mózgu. Sposób bycia i życia, obserwacji, styl wyobraźni, analizy i syntezy. Niekoniecznie samo pisanie. Są poeci, którzy nie napisali ani jednego wiersza. A jeśli pisanie, to według reguł osiągalnych tylko dla niewielu. Wynika też z metod oceny jakości, na przykład wedle znanego dekalogu Leszka Żulińskiego (są również inne, nie mniej trafne):

1) Wiersz jest wytworem rzemiosła językowego. 2) Wiersz powinien być nowatorski. 3) Wiersz dąży do odkrywczości, gardzi banałem. 4) Wiersz powinien być autentyczny i wiarygodny. 5) Wiersz szybuje na skrzydłach emocji i intelektu. 6) Wiersz dąży do szlachetnej prostoty. 7) Wiersz dąży do lakoniczności. 8) Niechaj wiersz będzie niedosłowny, „niedomówiony” i otwarty. 9) Wiersz rodzi się z pychy i z… pokory. 10) Ojcem i matką wiersza jest natchnienie.

Jeśli jakiś tekst nie realizuje jednego z tych punktów, to jest słabym wierszem. Obowiązkiem prowadzącego jest ciekawe rozważanie i wpajanie takich dekalogów. Także uczenie czytania poezji, cichego ze zrozumieniem i głośnego do rozumienia przez innych (nie recytowania w stylu sprzed stu lat). Też nauka oceny puent, konstrukcji, rymów, rytmu. Tworzenia konstrukcji melodycznych wiersza białego. Odróżniania liryki, epiki, traktatu, satyry. I wielu innych fascynujących spraw związanych z językiem i twórczością. Niekoniecznie pisanie własnych słabizn. A jeśli już ktoś napisał kandydatkę na wiersz, to omawianie jej w gronie zaufanych uczestników na zasadzie „ja mówię o tobie, a ty mówisz o mnie”. Poezja jest tyleż publiczna co intymna.

e-mail: lpj@lpj.pl

Wróć