logo
FA 2/2022 felietony

Piotr Müldner-Nieckowski

W stronę głębi błędu

Znowu miałem przykrość czytania w pewnej dużej gazecie ignoranckich uwag, z których wynika, że błąd jest czymś jeszcze bardziej ludzkim, niż teza wynikająca z ironicznego przysłowia łacińskiego errare humanum est. Ci, którzy się tym powiedzeniem posługują, przeważnie nie wiedzą, że powstało ono nie jako wsparcie niewinności błądzących, ale przede wszystkim jako wskazanie, że ludziom trzeba patrzeć na ręce, ponieważ co chwila ktoś robi coś niewłaściwego, a nawet zgubnego.

Tak zresztą podchodził do sprawy między innymi słynny filozof i nauczyciel logiki Artur Schopenhauer, który ponadto podkreślał, że wielu błądzi celowo, w swoim interesie i przeciwko interesowi innych, a szczególnym zaś obszarem takich gier jest dysputa, w której przebiegu wychodzą na wierzch wszelkie nieuczciwości uczestników. Ich błędy są skrywane, na pierwszy rzut oka nieoczywiste, oszukańcze. Jak trafnie pisze profesor Andrzej Bogusławski, najwybitniejszy nasz filozof języka, szczególnie dotkliwe jest stosowanie fałszu zamiast kłamstwa, ponieważ o ile z kłamstwem można walczyć argumentami, o tyle przeciwko fałszowi armat zawsze brakuje. Wiedzą to dzisiejsi politycy, niestety szczególnie ci z opozycji, którzy posługują się fałszem na co dzień. Racjonalizmy używane w argumentacji wyśmiewają i wykręcają za pomocą chwytów erystyki, często tych najpodlejszych, bo kierowanych ad personam lub ad hominem.

Przypomnę, że o ile błąd (działanie niezgodne z zasadami albo skutek takiego działania) nie musi mieć przyczyny i może wynikać jedynie z przypadku (i bez udziału człowieka) lub – gdy działa człowiek, to z aktywności ślepej (por. niemieckie i angielskie blind – ślepy, stąd polski błąd), o tyle pomyłka jest szczególnym rodzajem błędu i zawsze wynika z mylenia się, to znaczy z nieprawidłowego wyboru metody działania, narzędzia lub obiektu, gdy istotą sprawy jest czynność związana z decydowaniem i jego następstwami.

Obydwa te pojęcia, błąd i szczególny rodzaj błędu – pomyłka, mają charakter względny. To, co dla kogoś jest błędem, dla innego może być ważnym osiągnięciem. To, co bierzemy za pomyłkę, może być celowe, choć nie wszystko, co uznajemy za celowe, jest słuszne lub konieczne.

Błąd i pomyłka są więc pojęciami, których nie można zdefiniować uniwersalnie. Nie sposób ułożyć ich definicji tak, aby były trafne we wszystkich sytuacjach, w których postrzegamy pewną niezgodność z zasadami, przepisami, założeniami czy oczekiwaniami. Dla każdego błędu można znaleźć mniej lub bardziej wyczerpujące tłumaczenie. Pomyłki zwyczajowo umieszczamy wśród zjawisk psychologicznych, dla których mamy jakiś zapas cierpliwości i tolerancji. W ten sposób relatywizujemy występowanie błędów i pomyłek, co jednak nie znaczy, że błądzący i mylący się mają prawo zasługiwać na stałą pobłażliwość. A to dlatego, że skutki mogą być głębokie.

Staramy się błędom i pomyłkom zapobiegać, ponieważ regularnie należą do zjawisk niepożądanych. Przeciwstawiamy im nie tylko wiedzę o tym, co jest poprawne, ale także procedury, sposoby postępowania, które mają za zadanie zwiększanie sprawności działania i eliminowanie niepoprawności w czasie ich powstawania. Procedurami zajmuje się szeroko pojęta prakseologia, dziedzina dziś właściwie przekształcona już w naukę, której wstępny a zapładniający wykład dał Tadeusz Kotarbiński w Traktacie o dobrej robocie z 1955 r. Z prakseologii wynika na przykład przykazanie, że na każdą dokonaną poprawkę błędu należy rzucić okiem, ponieważ i ona może zawierać błąd, a ten może się dodatkowo poszerzyć. Czynności zawodowe nigdy nie powinny występować jednostkowo. Jest konieczne, aby zawsze należały do pewnych procedur, których można się uczyć.

Trzeba przy tym pamiętać, że jako harmonogramy postępowania procedury są sztywne i w pewnych okolicznościach zawodne, ale stosujemy je do zapobiegania błędom wszelkim, w tym niezależnym od człowieka, nad którymi człowiek jednak powinien panować. Zawsze może się zdarzyć sytuacja wymuszająca modyfikację procedury, co postronnych obserwatorów może mylić i wywoływać w nich odruch niechęci (jakże często niezasłużonej). Świadomość współwystępowania procedur standardowych i ich korektur stanowi podstawę skutecznego działania, i to zarówno na przykład redaktora, jak, powiedzmy, chirurga.

Problem wydaje się prosty, dopóki mamy do czynienia z błędami jednostkowymi, samodzielnymi, to znaczy takimi, które nie wikłają innych elementów obiektu (na przykład tekstu albo osobliwie anatomii jamy brzusznej) ani innych czynności (na przykład konstruowania dzieła złożonego z tekstów czy naprawiania zniszczeń nowotworowych). Wystarczy jednak jeden czynnik kontekstowy, jakaś odmianka językowa albo anatomiczna, aby błąd (lub jego wersja: pomyłka) okazał się poważniejszy, głębszy. Im większe powiązanie błędu z elementami kontekstowymi i całością obiektu (na przykład budowy i sensu książki albo konstrukcji i czynności organizmu człowieka) i im mniejsza możliwość skorygowania tego przez osobę działającą, tym większa głębia błędu.

Błędem głębokim jest podanie niewłaściwego numeru strony w spisie treści, czeski błąd w nazwisku, zmiana imienia bohatera w trzecim rozdziale powieści, a w chirurgii choćby zaszycie zapomnianej chusty lub nożyczek w brzuchu.

I tak oto doszliśmy do problemu głębi błędu, która kryje najważniejsze składniki moralne naszego postępowania. Otwiera się otchłań…

e-mail: lpj@lpj.pl

Wróć