Rozmowa z prof. Jerzym Zajadło, prawnikiem i filozofem prawa z Uniwersytetu Gdańskiego, laureatem Nagrody im. Profesora Tadeusza Kotarbińskiego w 2021 roku za książkę "Minima iuridica. Refleksje o pewnych (nie)oczywistościach prawniczych"
Dlaczego na określenie przysłów łacińskich prawnicy używają greckiego słowa „paremia”?
To prawda. Powinniśmy mówić o sentencjach, czasami używamy też tego słowa, ale to greckie się utarło.
W pana książce, nie tyle w treści, co w przypisach, zaskakuje mnie żywotność tematyki. Mianowicie odnosi się pan do bardzo bogatej literatury dotyczącej nie tyko samych paremii, ale w ogóle prawa rzymskiego, i to nie jakichś pradawnych prac, ale mnóstwa publikacji z ostatnich lat.
Prawo rzymskie jest faktycznie źródłem podstawowych zasad prawnych, które uznajemy do dzisiaj, i to jest oczywiste. W tej chwili zszedłem o poziom niżej i zacząłem szukać źródeł naszego poglądu prawniczego w starożytnej Grecji. Mamy eksplozję literatury, zwłaszcza anglosaskiej, na temat źródeł, inspiracji światopoglądu prawniczego w starożytnej Grecji. Jest taki bon mot ukuty przez romanistów, że Grecy znali pojęcie prawa, ale o prawie nie mieli pojęcia. To stwierdzenie jest głęboko nieprawdziwe. W Wielkiej Brytanii jest ośrodek na Uniwersytecie w Edynburgu, a w Stanach Zjednoczonych na Uniwersytecie w Teksasie – oba zajmują się greckimi źródłami prawa. Rozumiem jednak wątpliwości romanistów. Otóż w Grecji nie było zawodowych prawników, tymczasem w Rzymie to profesjonalni prawnicy tworzyli jurysprudencję, właściwie tworzyli prawo rzymskie. Po drugie, Grecy nie mieli czegoś podobnego do kodyfikacji justyniańskiej. Po trzecie, było tyle greckich praw, ile było polis, każda miała swoje własne prawa. Okazuje się jednak, że jest jakieś wspólne jądro tego greckiego prawa, zwłaszcza w prawie publicznym. Napisałem artykuł Czego we współczesnych sporach konstytucyjnych możemy się nauczyć od starożytnych Greków – np. sposobu rozumienia demokracji i powiązania jej z rządami prawa. Wbrew pozorom, demokracja grecka nie była większościowa, lecz deliberatywna i partycypacyjna. Wprawdzie niewolnicy i kobiety nie brali w tym udziału, metojkowie też nie, ale w zarządzaniu państwem w różny sposób uczestniczyli wszyscy wolni obywatele.
Użył pan określenia „światopogląd prawniczy”. W swojej książce określa zaś owe minima iuridica mianem paradygmatów prawoznawstwa.
Właściwie są one paradygmatami nie tyle prawa czy nawet prawoznawstwa i właściwie nie tyle mądrości, co raczej roztropności prawniczej, czyli jurysprudencji. Bo przecież w łacinie mądrość to sapientia, a prudentia to roztropność, umiarkowanie. Porównałem nasz tekst przysięgi, którą składają sędziowie, z przysięgą, którą składali sędziowie greccy, czyli obywatele wybrani do pełnienia przez rok obowiązków, bo nawet nie urzędu, sędziego. Te teksty są, co do sensu, a nie słów, takie same. Nie znamy dokładnej treści przysięgi greckiej, ale jesteśmy w stanie zrekonstruować ją na podstawie mów sądowych Demostenesa. Okazuje się, że istota wymiaru sprawiedliwości dwa tysiące lat temu była taka sama jak dzisiaj. Może warto powiedzieć o systemie sądów w starożytnych Atenach. Nie było tam zawodowych sędziów. Co roku wybierano sześć tysięcy obywateli, którzy zasiadali w organach nazywanych dikasterionami. W każdym było od dwustu do pięciuset sędziów/jurorów, czyli obywateli, którzy sądzili, rozstrzygając spory o charakterze zarówno prywatnym, jak i publicznym.
W książce kilkakrotnie pisze pan, że nie same słowa, ale ich sens jest ważny, np. w komentarzach Ulpiana czy mowach obrończych Cycerona słowa często znaczą co innego niż dzisiaj. Jak dogłębnej znajomości łaciny wymagają studia nad tymi utworami? A przy okazji: skoro to takie ważne, to dlaczego wyrzuciliście łacinę ze studiów prawniczych?
Moja znajomość łaciny nie jest aż tak dogłębna, nie jestem filologiem klasycznym, ale na tyle dobra, żeby się z taką materią zmierzyć. Nawet gdy łacina była na studiach prawniczych jeszcze kilkanaście lat temu, to ten lektorat, trwający jeden rok, był niezwykle ułomny. Nie sposób poznać języka na tyle, by czytać ze zrozumieniem dzieła Cycerona. To była proteza. W pewnym momencie wyrugowaliśmy samą łacinę, zastępując ją przedmiotem o nazwie „łacińska terminologia prawnicza”. Wykładamy go nadal na pierwszym roku studiów w ramach wstępu do prawoznawstwa.
Czy paremie funkcjonują w praktyce prawniczej?
Może to dziwne, ale tak. Przestudiowałem to w orzecznictwie Sądu Najwyższego. Najczęściej używanym zwrotem jest ratio legis. Teoretycznie sędziowie mogliby używać sformułowania polskiego „racja ustawy” czy „sens przepisu”, ale wolą stosować łacińską paremię. Kiedy mówią o sprzeczności z prawem, to używają zwrotu contra legem, a nie „sprzeczne z prawem”. To są takie prawnicze kody językowe. Mamy taki zwrot superficies solo cedit. Gdybym chciał wytłumaczyć po polsku istotę tej sentencji, musiałbym poświęcić na to sporo czasu. Chodzi o to, że to, co stoi na gruncie, należy do właściciela terenu. To nie jest takie proste, ale Rzymianie to wymyślili. Nie piszę o tym wprost, ale podśmiewam się z prawników, że traktują łacinę trochę instrumentalnie. Adwokat przyjmuje klienta, który jest ofiarą wypadku samochodowego. Może powiedzieć mu: będziemy dochodzić szkody rzeczywistej na samochodzie, ale także utraconych korzyści, bo np. samochód służył mu do wykonywania zawodu. Ale może się popisać elokwencją prawniczą i powiedzieć: będziemy dochodzić nie tylko damnum emergens, ale i lucrum censsans. Używamy łaciny głównie do prawa cywilnego, ale przecież także w prawie karnym jest zwrot nullum crimen sine lege, który nie powstał co prawda w okresie rzymskim, lecz w końcu XVIII wieku. A jednak używamy tej sentencji po łacinie. Łacińskimi sentencjami posługujemy się także w logice prawniczej i retoryce prawniczej. Na zajęciach z logiki nie tłumaczymy np. „argumentu z przeciwieństwa”, lecz argumentum a contrario. W retoryce mówimy np. o argumentum ad baculum, czyli argumencie z przemocy (dosłownie „do kija”).
Czym są dla prawa te sentencje?
Paradygmaty prawoznawstwa są szkieletem, twardym jądrem myślenia prawniczego. Bez względu na to, czy prawnik pochodzi z kultury anglosaskiej, czy kontynentalnej, czy jest z Brukseli, czy z Polski, to ma w głowie pewien szkielet myślenia o prawie, który pozwala na zrozumienie się i porozumienie. Jeśli chodzi o wykładnię prawa, to rozumiemy, że musimy to robić w określonej kolejności. Najpierw czytaj tekst – to wykładnia językowa; gdy to nie wystarczy, zobacz jakie ma on miejsce w systemie – to wykładnia systemowa; jak to nie pomoże, sięgnij do celu prawa. Ta kolejność jest paradygmatyczna. To podstawa powszechnie przyjmowana. Rzeczywistość czasami wywraca te paradygmaty do góry nogami, ale to inna sprawa.
Przytoczył pan w książce paremię mówiącą, że najpierw prawo, a potem republika. Bardzo ryzykowne.
Jest taka sentencja, że prawo powinno być ponad polityką (politia legibus, non leges politiae adaptandae – polityka powinna dopasowywać się do ustaw, a nie ustawy do polityki).
W demokracji politycy tworzą prawo.
Zgoda, ale ta sentencja nie taki ma sens. Prawo ustanawia odpowiednia władza. Jednak, gdy to prawo jest ustanowione, musi być przestrzegane, także – a może przede wszystkim – przez tę władzę. Prawo ma oczywiście zdecydowanie wymiar polityczny, ponieważ jest instrumentem uprawiania polityki. Jednak musi mieć walor pewności, powtarzalności i przewidywalności.
Ileż i po co można studiować to prawo rzymskie?
Jest taka przenośnia, że nasza cywilizacja opiera się na trzech wzgórzach: greckim Akropolu, rzymskim Kapitolu i żydowskiej Golgocie. Akropol jest synonimem filozofii, Kapitol – prawa, a Golgota – etyki judeochrześcijańskiej. Choć to uproszczenie, to jednak niezwykle treściwe i trafne. Rzymianie rzeczywiście mieli bardzo ambiwalentny stosunek do filozofii, zwłaszcza rzymscy prawnicy, ale do pewnego momentu. Mianowicie do pojawienia się filozofii stoickiej. I Cyceron, i Ulpian byli pod jej niewątpliwym wpływem. Nie lubili budowania definicji, gdyż każda definicja jest w prawie cywilnym niebezpieczna, bo każdą można podważyć, znaleźć wyjątek. Oni skupiali się na konkretnych przypadkach, ale na ich podstawie stworzyli konstrukcje, które powodowały, że pewne instytucje prawne są powiązane z naturą rzeczy, jak np. umowa kupna – sprzedaży. Dotyczyły one prawa cywilnego. Rzymskie prawo karne było całkiem różne od naszego. Nasze prawo karne, z humanizmem, zasadami, powstało dopiero w wieku oświecenia. Rzymianie pewne zasady czerpali na przykład z literatury. Zasada „niech będzie wysłuchana i druga strona” (audiatur et altera pars) pochodziła z Medei Seneki Młodszego. Dziś uznajemy ją za powszechnie obowiązującą. Rzymianie stworzyli więc takie konstrukcje myślowe, które nam, prawnikom, bardzo odpowiadają, bo są syntetyczne i precyzyjne.
Czy ta precyzja wynika z zasad gramatyki łacińskiej, z konstrukcji języka?
Faktycznie ona jest precyzyjna i syntetyczna. Te zwroty są zwięzłe. Gdybym chciał dokonać ich deskrypcji, często musiałbym wygłosić przemowę. To kody językowe, które funkcjonują pomiędzy kulturami prawnymi. Choć system common law, charakterystyczny dla kultury anglosaskiej, wyrósł z innego pnia, to prawo rzymskie odegrało tam jednak pewną rolę w zakresie podstaw prawniczego myślenia.
Prawo rzymskie jest bliższe systemowi prawnemu wysp czy kontynentu?
Z jednej strony system rzymski chyba jest bliższy naszemu, bo opiera się na prawie stanowionym, na leges. Ale z drugiej, to nie jest do końca prawda, bo być może sposób rozumowania rzymskiego sędziego, rozpatrującego konkretny przypadek, bardziej przypomina swobodę sędziego angielskiego niż naszego, z pozoru sztywno związanego przepisami. Kultura rzymska w jakiś sposób łączy różne systemy prawa: kontynentalny i common law.
Po co ten element klasyczny we współczesnych studiach prawniczych?
Ius est ars boni et aequi – to piękna definicja prawa przytoczona przez Ulpiana. Pokazuje, że prawo jest powiązane nie tylko z profesją, socjotechniką, ale zawiera pewien pierwiastek humanistyczny. U nas nauki prawne zakwalifikowano do nauk społecznych. Dlaczego ten element humanistyczny powinien się zawierać w studiach prawniczych? Mamy taką wyświechtaną sentencję dura lex, sed lex – twarde (surowe) prawo, ale jednak prawo. Walor obowiązywania pochodzi z mocy autorytetu państwa. Do wyjaśnienia sensu tej sentencji nie potrzebuję humanistyki. Jestem w stanie go wyjaśnić przy pomocy instrumentarium nauk społecznych. Ale gdy sięgnę do sentencji ius est ars boni et aequi, nauki społeczne nie wystarczają. Potrzebuję humanistyki, żeby wyjaśnić, czym jest ta sztuka, dobro i słuszność.
Rozmawiał Piotr Kieraciński