logo
FA 2/2022 z laboratoriów

Magdalena Zdrodowska

Głucha wiedza

Inna historia telefonu

Głucha wiedza 1

Źródło: Wikipedia

Niesłyszący majsterkowicze aktywiści wzięli na siebie ciężar pozyskiwania dalekopisów zalegających w amerykańskich biurach, naprawiania wysłużonych maszyn i dostarczania ich do głuchych rodzin, które wcześniej przekonać trzeba było do zainwestowania w telefoniczny abonament. Ten wielki oddolny wysiłek przyniósł znakomity społeczny i komunikacyjny sukces.

Kulturowa historia relacji między niesłyszeniem a techniką (a także między niepełnosprawnością a techniką) zazwyczaj jest opowiadana wedle wielokrotnie powtarzanych i utartych scenariuszy, w których klarownie rozpisywane są role wynalazców, producentów i konsumentów. W opowieściach tych osoby niesłyszące czy z niepełnosprawnościami nieodmiennie zajmują pozycję odbiorców rozwiązań proponowanych przez innych. A jednak, jeśli uwolnić się od założenia, że głuchota jest kondycją niepożądaną, patologiczną i ograniczającą, i dostrzec w niej szansę na doświadczanie kultury, komunikacji czy przedmiotów w odmienny sposób, możliwe stanie się spojrzenie na technikę i jej historię z niecodziennej perspektywy. Doświadczenie niepełnosprawności pozwala dostrzegać w codziennych obiektach afordancje inne od zwyczajowo uznanych, a ukierunkowana na nie innowacyjność osób głuchych i niepełnosprawnych przynosi niejednokrotnie korzyść także dla słyszących i sprawnych użytkowników.

Historia techniki opowiadana z głuchej perspektywy umiejscawia głuchą sprawczość w miejscach, w których zazwyczaj się jej nie dostrzega. Bodaj najpopularniejszym przykładem takiego „odzyskiwania” wielkiej historii techniki jest eksponowanie udziału głuchoty w wynalezieniu telefonu. Jeśli bowiem spojrzeć na telefonię bez kulturowych, społecznych i historycznych naleciałości, będzie jawiła się jako narzędzie radykalnie i bezprecedensowo wzmacniające ludzką mowę. Rozważając telefon z tej perspektywy, można by uznać go za potężny, elektryczny wzmacniacz – pierwszy elektryczny aparat słuchowy. Interpretację taką wzmacnia biografia Aleksandra Grahama Bella, który z zawodu był terapeutą wymowy w szkołach dla niesłyszących, a i w życiu osobistym otoczony był osobami niesłyszącymi – poślubił byłą, głuchą uczennicę.

Koncepcja telefonicznej „archeologii” aparatów słuchowych, a przez to głuchego wkładu w historię jednego z najważniejszych wynalazków współczesności, brzmi atrakcyjnie w czasach, gdy historia społeczna, polityczna, gospodarcza czy techniki opowiadane są na nowo z niehegemonistycznych perspektyw: kobiet, mniejszości etnicznych czy osób z niepełnosprawnościami. Jednak prace Aleksandra Grahama Bella (gorączkowe i owocujące zarzutami o plagiat), jak i nadzieje jego inwestora (a jednocześnie przyszłego teścia), wiązały się przede wszystkim z udoskonaleniem telegrafii, najpotężniejszej sieci informacyjnej drugiej połowy XIX wieku, zaś telefonia okazała się systemem telekomunikacyjnym wykluczającym głuchych użytkowników.

Dostępność telefonii dla niesłyszących

Wykluczenie to było szczególnie dojmujące w krajach, w których telefonia upowszechniała się dynamicznie, stając się istotnym elementem zawodowego, towarzyskiego i społecznego funkcjonowania obywateli. W 1933 roku raport brytyjskiego National Institute for the Deaf alarmował: „Telefonia i radiofonia zrewolucjonizowały życie codzienne. Obydwie niezbędne są w biznesie, a także szczęśliwym życiu społecznym. W zaledwie moment pozwalają pokonać największą nawet odległość, łącząc kontynenty i przyjaciół rozdzielonych oceanem. Nieszczęście głuchych jest dziś większe niż kiedykolwiek dotąd”. Starania o telekomunikacyjną dostępność stały się walką o pełne uczestnictwo w życiu społecznym. Po pierwszej oraz drugiej wojnie światowej, po których do domów wracali ogłuchli weterani, firmy telekomunikacyjne zaczęły być obligowane, także prawnie, do zadbania o dostępność swoich usług. Jak jednak udostępnić osobom, które nie słyszą (lub słyszą bardzo słabo) i często przez to nie mówią wyraźnie, usługę, która opiera się na wyraźnej mowie i dobrym słuchu? Imperatyw mowy i słyszenia wpisany w użytkowanie aparatu telefonicznego ukierunkował wysiłki (słyszących) projektantów na wzmocnienie donośności dźwięku w telefonicznej słuchawce. Nie poprawiało to jednak dostępności ani dla osób głuchych, ani nawet dla słabosłyszących. Brytyjski Telecom w 1956 roku testował wprawdzie wzmacniające słuchawki z wbudowaną regulacją głośności na niesłyszących użytkownikach, jednak dział inżynierski nie przykładał do wyników tych badań zbyt wielkiej wagi, jak zapowiadano: „jakkolwiek komentarze od użytkowników będą dla nas interesujące, nie spodziewamy się, by miały jakąkolwiek techniczną wartość, dlatego przewidujemy, że konkluzje oprzemy na raportach własnych pracowników”. Pozorna konsultacja z głuchymi użytkownikami sprawiała, że ostatecznie inżynierowie nie musieli się konfrontować z potencjalnie krytycznymi opiniami ani zmieniać paradygmatu swoich poszukiwań. Pozostali zamknięci w przewidzianych dotychczasowym trybem użytkowania afordancjach telefonu: maszyny do słuchania i mówienia. Nie dziwią przez to uparte próby uczynienia go po prostu głośniejszym. Strategia ta przyniosła bardzo korzystne skutki, choć nie dla niesłyszących użytkowników. W 1960 roku dział handlowy British Telecom planował, że wzmacniającymi aparatami można byłoby zainteresować „przeciętnych abonentów”, w tym jednak celu „trzeba będzie usunąć wszelkie wzmianki, że jest to sprzęt przeznaczony dla słabosłyszących. Hałaśliwe otoczenie i dbałość o własny wizerunek zachęcą ludzi do nabywania [wzmacniającej] słuchawki”. I faktycznie telefonem o regulowanej głośności udało się zainteresować klientów biznesowych, zamieniając nieudane prace nad specjalną słuchawką dla niesłyszących w sukces specjalistycznej słuchawki do pracy w hałaśliwym biurze.

Głucha wiedza 2

Także w Stanach Zjednoczonych prace prowadzone przez inżynierów AT&T ukierunkowane na dostępność telefonii dla niesłyszących nie przynosiły oczekiwanych efektów, choć trzeba przyznać, że pojawiły się tu propozycje wyjścia poza wzmocnienie dźwięków w słuchawce. Takim rozwiązaniem było na przykład podłączane do telefonu urządzenie Code-Com, które przekładało sygnały elektryczne na mruganie lampki oraz wibracje panelu dotykowego. By się nim posługiwać, potrzebna była znajomość kodu. Producenci proponowali prosty kod, w którym rozmówca na zadawane przez głuchą osobę pytania mógł odpowiedzieć „nie”, „tak, tak” oraz „proszę to powtórzyć”, co przekładało się na serie impulsów o zróżnicowanej liczbie, a dalej dwa lub trzy rozbłyski lampki lub drgnięcia panelu. Zapewniało to komunikację jednokierunkową, nastawioną nie tyle na rozmowę co zdobywanie przez głuchych rozmówców prostych, jednoznacznych odpowiedzi. Bardziej złożona komunikacja wymagałaby bardziej rozbudowanego kodu, w tym zakresie producent oferował ten zaproponowany sto lat wcześniej przez Samuela Morse’a na potrzeby telegrafii. Code-Com był testowany na głuchych klientach. Jak wspomina jeden z uczestników owych testów: „To nie była odpowiedź na nasze potrzeby. Urządzenie nie wzbudzało entuzjazmu, było wręcz trudne do zaakceptowania (…). Jakże byłem zaskoczony, gdy po porażce w testach użytkowników zobaczyłem jego reklamę w „Newsweeku”. Kosztowała pewnie tysiące dolarów, a jestem przekonany, że Code-Com nie spodoba się głuchym. (…) Lepiej by było, gdyby AT&T, Western Electric i Bell Labs konsultowały się z członkami głuchej społeczności, zanim wydadzą fortunę na wątpliwe urządzenia”.

Działający system głuchej telefonii

W rezultacie wykluczania głuchych z etapu projektowania (Robert Imrie określa taką sytuację design apartheidem, segregacją, która sprawia, że osoby głuche czy z niepełnosprawnościami mają bardzo utrudniony dostęp do prestiżowych zawodów związanych z projektowaniem, architekturą czy inżynierią) lub lekceważenia ich opinii jako testerów, pomysły słyszących inżynierów okazywały się nietrafione, mało skuteczne albo ostatecznie trafiły do innego kręgu odbiorców. Dopiero sami niesłyszący majsterkowicze i wynalazcy, wolni od paradygmatu telefonu jako urządzenia opartego na mowie, stworzyli w latach 60. i 70. działający system głuchej telefonii. Doświadczenie życia z niesłyszeniem sprawiło, że głusi innowatorzy dostrzegli w sieci telefonicznej możliwość… pisania i czytania, a kluczem do wykorzystania tej możliwości okazał się dalekopis.

Instrument ten w powojennej Ameryce stał się istotnym elementem biurowej technosfery, a jednocześnie symbolem synchronicznej, niezawodnej, nowoczesnej i profesjonalnej komunikacji. Zsieciowane dalekopisy były maszynami do pisania i drukarkami jednocześnie. Komunikat wystukiwany na klawiaturze nadawcy (a raczej nadawczyni – maszyny te obsługiwane były zasadniczo przez pracujące w biurach kobiety) drukowany był na dalekopisie odbiorcy. Dalekopisy były początkowo osobnymi stacjami do pracy wielkości niewielkiego biurka, a ze względu na ciężar były praktycznie unieruchomione na miejscu, w którym postawili je serwisanci. W latach 60. nieforemne modele zastępowane zaczęły być coraz mniejszymi, wykonanymi z plastiku, a więc lżejszymi instrumentami, które postawić można było na biurku obok maszyny do pisania czy telefonu. Stare kolosy z symbolu wydajności, nowoczesności i szybkości stały się złomem i to bardzo kłopotliwym. Ich transport nastręczał niemałych trudności, nie wiedziano też, jak i gdzie je utylizować. Zainteresowali się nimi radioamatorzy, widząc w dalekopisach przedmiot hobbystycznych przeróbek. Jeden z nich, Robert Weitbrecht, dostrzegł jednak w usieciowionych maszynach do pisania rozwiązanie problemu telekomunikacyjnego wykluczenia społeczności głuchych, do której sam należał. Wymyślił i opatentował modem, dzięki któremu niegdysiejsze biurowe dalekopisy można było skutecznie podłączyć do komercyjnej sieci telefonicznej.

Niesłyszący majsterkowicze aktywiści wzięli na siebie ciężar (organizacyjny oraz dosłowny) pozyskiwania dalekopisów zalegających w amerykańskich biurach, naprawiania wysłużonych maszyn i dostarczania ich do głuchych rodzin, które wcześniej przekonać trzeba było do zainwestowania w telefoniczny abonament. Ten wielki oddolny wysiłek przyniósł znakomity społeczny i komunikacyjny sukces. Wieść o dostępnej telefonii rodziła coraz większy popyt na dalekopisy oraz rosnące zapotrzebowanie na serwisantów, gdyż największym wyzwaniem stało się podtrzymywanie wiekowych dalekopisów w stanie używalności. Użytkownicy, którzy najczęściej nie mieli wcześniej do czynienia ze sprzętem biurowym, nie potrafili sprostać nawet najprostszym naprawom. Równolegle do rosnącej sieci abonentów zaczęła się rozrastać sieć głuchych serwisantów, która wytworzyła mechanizmy wymiany wiedzy oraz kompetencji związanych z konserwacją i naprawą dalekopisów. W niezależnym od oficjalnej kultury technicznej obiegu wydawano podręczniki dla serwisantów oraz organizowano dla nich warsztaty i szkolenia.

Dzięki temu oddolnemu, opartemu na poczuciu misji i dobrej woli wysiłkowi amerykańska głucha wspólnota w latach 70. dysponowała dobrze rozwiniętą i utrzymywaną na zasadach wolontariatu siecią telekomunikacyjną, „wpiętą” w oficjalną sieć telefoniczną. W owym czasie typowym telefonicznym doświadczeniem głuchych konsumentów było… pisanie wiadomości przez telefon, a więc praktyka, która wśród słyszących użytkowników spopularyzowała się dopiero trzydzieści lat później, wraz z nastaniem telefonów komórkowych i popularyzacją SMS-a.

Sprawczość i innowacyjność głuchych

Gdy rynkowi dostarczyciele sprzętu i usług telekomunikacyjnych dostrzegli skuteczność wymyślonej i wcielonej w życie przez głuchych strategii pisania przez telefon w miejsce mówienia i słuchania, przejęli ją i włączyli we własne ekonomie produkcji i innowacji. Dalekopis powrócił do oferty telekomunikacyjnych gigantów, którzy ponownie wprowadzili go na rynek, tym razem już jako małe, lekkie i przyjazne, a z czasem także mobilne urządzenie. Przejęli oni nie tylko pomysł na pisanie przez telefon, ale także gotową sieć głuchych użytkowników, potencjalnych nabywców nowych urządzeń oraz ich rozbudzone apetyty na usługi telekomunikacyjne. Konkurencja między producentami wymuszała opracowanie urządzeń jak najatrakcyjniejszych: ładnych, coraz mniejszych i podążających za najnowszymi trendami w technice. Jednostkę drukującą zastąpił wyświetlacz, z czasem pojawiła się także automatyczna sekretarka, pamięć wewnętrzna do tworzenia i przechowywania komunikatów czy lampka poziomu naładowania baterii.

Jednoczesna polityczna i legislacyjna walka o pełnię telekomunikacyjnych praw sprawiła, że dalekopisy pojawiły się w amerykańskich przestrzeniach publicznych, w budkach telefonicznych obok regularnych telefonów na lotniskach czy w szpitalach, stając się stałym elementem technologicznego pejzażu Stanów Zjednoczonych. W 2002 roku polska delegacja głuchych nauczycieli z niedowierzaniem opisywała swoje amerykańskie dalekopisowe doświadczenie na Uniwersytecie Gallaudeta: „[za]pytaliśmy Boba, naszego sympatycznego głuchego kierownika, czy gdzieś poza terenem [uniwersytetu] można dostać pizzę, na co on zaproponował, że z wielką przyjemnością ją nam zamówi (…). Zaprowadził nas do budki telefonicznej ze słuchawką. Taka sytuacja wydawała się nam tak absurdalna, że zastanawialiśmy się, jak może on dogadać się telefonicznie, skoro jest głuchy. Z niedowierzaniem przypatrując się temu, co robił przy budce, zauważyliśmy, że coś się wysunęło z automatu – był to tekstofon z klawiaturą. Bob, stukając w klawisze, połączył się z firmą, do której wysłał pisemne zamówienie na pizzę. (…) PIZZA WILL BE CARRIED HERE. Z początku nie wiedzieliśmy, czy uwierzyć w jego słowa”.

Historia prób udostępnienia telefonii głuchym użytkownikom pokazuje, jakie konsekwencje ma dla innowacyjności ekspercka wiedza osób niesłyszących (i z niepełnosprawnościami) w projektowaniu rozwiązań, które ich dotyczą. W studiach nad głuchotą pojawiła się koncepcja głuchego pożytku (deaf gain) zaproponowana przez H-D.L. Baumana oraz J.J. Murraya. Badacze ci postawili tezę, że niesłyszenie może być wartością, przynosić korzyść i to nie tylko osobom głuchym. Może także wyprzedzać i antycypować przyszłe rozwiązania techniczne. Mara Mills, historyczka techniki, opisując rolę aparatów słuchowych w postępie miniaturyzacji sprzętu elektronicznego i elektroakustycznego, pisze: „Ludzie głusi i słabosłyszący odgrywali definiujące dla niektórych technologii role wczesnych naśladowców, nabywców i rzemieślniczych wytwórców (…) – pomimo że w dyskursie reklamowym prezentowani byli jako głusi pacjenci, świnki doświadczalne, beneficjenci pomocy społecznej czy nieszczęśni konsumenci”.

Historia techniki niejednokrotnie osadzona jest w praktykach hakowania dostępnych technologii przez osoby z niepełnosprawnościami, a także chałupniczym tworzeniu nowych rozwiązań, gdy te dostępne na rynku nie realizują ich potrzeb. Potrzeby te nazywane bywają „specjalnymi”, czego rezultatem jest przyzwolenie na to, by nie były brane pod uwagę przez producentów czy dostarczycieli usług. Rzekomo „specjalny” charakter podstawowych przecież potrzeb, jak przemieszczanie się w przestrzeni publicznej, dostęp do informacji czy edukacji, bywa łatwą wymówką, aby nie inwestować w nowe rozwiązania. Wysiłek ten przerzucany jest na osoby z niepełnosprawnościami. Bywa, że ich innowacje i hakerskie tricki antycypują praktyki kulturowe i społeczne w czasem charakterystyczne dla głównego nurtu techniki, jak pisanie wiadomości tekstowych na telefonie czy oglądanie filmów bez dźwięku, lecz z napisami. Także ten, dziś powszechny, sposób konsumpcji treści w internecie poprzedziły lata samodzielnego poszukiwania przez niesłyszących rozwiązania dla niedostępności kina i telewizji oraz prawne kampanie zmuszające nadawców do uzupełniania treści o napisy. Mimo to wielu słyszących użytkowników nie wie, że napisy oglądanych bez dźwięku filmów na YouTubie, Netflixie czy Facebooku zawdzięczają właśnie niesłyszącym aktywistom. Dlatego też historie sprawczości i innowacyjności głuchych oraz niepełnosprawnych w domenie techniki (ale też kultury czy prawodawstwa) należy opowiadać wciąż na nowo.

Tekst jest popularnym streszczeniem problematyki rozdziału Odzyskiwanie telefonu z książki Magdaleny Zdrodowskiej Telefon, kino i cyborgi. Wzajemne relacje niesłyszenia i techniki, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2021.

Dr Magdalena Zdrodowska, Instytut Sztuk Audiowizualnych, Wydział Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego

Wróć