logo
FA 2/2022 okolice nauki

Marek Misiak

Ekran i ja

Ekran i ja 1

To, jak władze, media i Kościół mówią o pandemii, jest nie tylko kolejnym ciekawym tematem badań (w tym przypadku językoznawczych). Od marca 2020 roku właśnie z mediów czerpałem wiedzę o chorobie i na podstawie informacji rozpowszechnianych przez czynniki decyzyjne, specjalistów i dziennikarzy, którym ufam, podejmowałem konkretne decyzje: podporządkowywałem się ograniczeniom i stosowałem się do zaleceń, starałem się chronić siebie i rodzinę, rezygnowałem z niektórych zachowań lub do nich wracałem. Mam w domu mały pokój do pracy, a w nim komputer przy oknie, ale to ekran był dla mnie oknem na świat. W miarę rozwoju pandemii widziałem przez nie coraz mniej, coraz mniej było wiedzy, a coraz więcej mgły informacyjnej.

Autorki przeanalizowały sposoby mówienia o pandemii w mediach w trzech obszarach: używanego słownictwa, metafor oraz gatunków wypowiedzi. W tym pierwszym wzięły pod uwagę zarówno posługiwanie się fachową terminologią (szereg terminów pierwszy raz weszło do tak szerokiego stosowania), jak i neosemantyzmy (obecne już w języku wyrazy w nowych znaczeniach) oraz neologizmy. W drugim obszarze zarówno metafory już zakorzenione w języku, jak i zupełnie nowe. W trzecim zarówno gatunki wyróżniane ze względu na zakładany wpływ wypowiedzi na odbiorcę (przestroga, rada), jak i sposób organizacji wypowiedzi (alfabet, akrostych). Publikacja nie pretenduje do całościowości, autorki zakończyły prace nad nią w kwietniu 2021 roku, obejmuje ona zatem pierwsze trzy fale pandemii.

Władysława Bryła i Agnieszka Bryła-Cruz wskazują przede wszystkim, jak nazywane były zagrożenia związane z pandemią i wywoływane nimi emocje. Co ważne, nie skupiają się – co jest błędem poznawczym wielu laików śledzących dyskurs publiczny – na głosach skrajnych, ale na dominujących. W ich analizach widać wyraźnie, jak debata stopniowo oddala się od merytoryki, w miarę jak okazuje się, że pandemia ani nie wygaśnie sama, ani nie zostanie raz na zawsze wyeliminowana dzięki szczepionkom (a przynajmniej obecnej ich generacji). Nie koncentrują się też na agresywnym języku, ale na języku dyskursu w ogóle, dzięki temu nie umykają im zagadnienia, które mogłyby wydawać się bardziej oczywiste i przez to stają się przezroczyste. Dobrym przykładem są odniesienia w komunikatach medialnych do dawniejszych pandemii – „czarnej śmierci” w XIV wieku czy grypy „hiszpanki” w latach 1918–1919 – które pojawiały się nie tylko w wypowiedziach duchownych. Samo użycie słowa „zaraza” ewokuje konkretne skojarzenia, samo przywołanie tych konkretnych wydarzeń historycznych jest oczywiste, ale skojarzenia już takie nie są. Podczas pierwszej fali zakażeń w marcu i kwietniu 2020 roku apokaliptyczne konotacje potrafiły stawać się wręcz natrętnymi. Pod koniec marca w moim miejscu pracy odgórnie wymuszono pracę zdalną. Ostatniego dnia pracy stacjonarnej kolega – w biurze zostało już tylko kilka osób – usiłował załatwić kilka zaległych spraw w innych jednostkach uczelni. W pewnym momencie wyraźnie zaniepokojony wszedł do mojego pokoju: – Nigdzie nie mogę się dodzwonić. Nikt nie odbiera.

Moje pierwsze skojarzenie było ze sceną z filmu Zdarzenie (2008) M. Nighta Shyamalana. Bohater pyta kierownika pociągu, dlaczego ten zatrzymał się na małej stacji w środku lasu. Kolejarz odpowiada: „– We lost contact, sir. – With whom? – With everyone”.

Z czasem myślenie stało się mniej pełne lęku, co znalazło odzwierciedlenie w języku – podobnie jak coraz powszechniejsze lekceważenie zagrożenia. Autorki jedynie dyskretnie podkreślają, że ich zdaniem jest ono realne, a obostrzenia mają sens. Zachowanie naukowej bezstronności, bez traktowania na równi wiedzy i mniemania, to trudna sztuka, zwłaszcza w pracy pisanej niemal na gorąco – obu badaczkom zdecydowanie się to udało.

Marek Misiak

Władysława BRYŁA, Agnieszka BRYŁA-CRUZ, Retoryka okołokoronawirusowa. Szkice językowo-kulturowe, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2021.

Wróć