Tomasz Witkowski
Rys. Sławomir Makal
„Celem nauki nie jest otwieranie drzwi nieskończonej mądrości, lecz położenie kresu nieskończonym błędom”.
Bertold Brecht
Mieszkańcy jednego z bloków w Gorzowie Wielkopolskim zaalarmowali policję po tym, jak przez kilka tygodni nie widzieli swojej siedemdziesięcioletniej sąsiadki. Funkcjonariuszom nie udało się dostać do mieszkania przez drzwi, ponieważ były zasypane zgromadzonymi tam przedmiotami. Ostatecznie poproszono o pomoc straż pożarną. Po wejściu do mieszkania przez okno odnaleziono ciało kobiety pod jednym ze stosów przedmiotów, które prawdopodobnie przygniotły ją i unieruchomiły. W ciągu doby z 42-metrowego mieszkania usunięto cztery kontenery śmieci i zamówiono kolejnych dziesięć. Kobieta cierpiała na syllogomanię – patologiczne zbieractwo.
Psychologia dobrze poznała i opisała to zaburzenie. Patologiczne zbieractwo może być przyczyną śmierci, jak to miało miejsce w opisanym wyżej przypadku. „Kolekcje” osiągają takie rozmiary, że praktycznie uniemożliwiają poruszanie się po domu, a zbieracz, żeby gdzieś się dostać, musi korzystać z wąskich tuneli albo karkołomnych ścieżek przez zwały rupieci. W badaniach psychologów z Worcester Polytechnic Institute Project Center w Melbourne okazało się, że w Australii patologiczne zbieractwo jest przyczyną prawie jednej czwartej tragicznych śmierci w pożarach domów ludzi cierpiących na to zaburzenie. Syllogomania dotyka najczęściej ludzi starszych po 40-50 roku życia, choć od tej reguły bywają wyjątki. Jej szczególną odmianą jest gromadzenie zwierząt domowych, co stwarza dodatkowe zagrożenia sanitarne.
Złagodzenie objawów patologicznego zbieractwa jest niemożliwe bez pozbycia się zbędnych przedmiotów. Poprawa jakości życia ludzi, których dotknęła ta przypadłość, prowadzi jedynie przez dość radykalne odejmowanie. To klasyczny przykład dodawania przez odejmowanie. Nie jest to jedyna sfera życia, w której obowiązuje ta zasada. Odejmowanie przynosi niewyobrażalne korzyści w przypadku biurokracji. Spiętrzenie procedur biurokratycznych powoduje paraliż systemów administracyjnych, a próby jego przezwyciężenia kończą się często tym, że petenci poza tradycyjną papierową dokumentacją muszą jeszcze prowadzić ją i przechowywać w formie cyfrowej.
„Posągi powstają przez odejmowanie” stwierdził kiedyś filozof Proklos Ateńczyk. Nie sposób ująć tego trafniej. Żadna, najpiękniejsza nawet bryła najszlachetniejszego marmuru nigdy nie stała się przedmiotem adoracji, zanim nie odjęto od niej zbędnej materii. Jak głosi tradycja, w pełni świadom był tego Michał Anioł, twórca majestatycznego posągu Dawida. Indagowany o sekret swojego geniuszu miał odrzec, parafrazując słowa Proklosa: „To bardzo proste, wystarczyło usunąć wszystko, co nie było Dawidem”. Artysta twierdził, że widzi postaci ukryte w marmurze, a jego rolą jest jedynie ich wydobycie. Zdumiewającym świadectwem tego przekonania są jego cztery nieukończone rzeźby niewolników uwięzionych w marmurze.
Aby stworzyć sobie lepsze wyobrażenie, czym jest zasada dodawania przez odejmowanie w działaniu, spróbujmy przyjrzeć się naszej własnej kondycji zdrowotnej. Prawdopodobnie dla większości z nas prawdziwym okaże się twierdzenie, że rezygnacja z niektórych używek (tytoń, alkohol, kofeina i inne), odjęcie z codziennej diety nadmiaru niektórych pokarmów (cukry, tłuszcze itp.), mogą dać nam więcej korzyści niż przyjmowanie tuzina dodatkowych tabletek dziennie, których zadaniem ma być redukcja negatywnych skutków owych nadwyżek, które sobie ustawicznie zapewniamy, wdrażanie nowatorskich diet czy wymyślnych programów treningowych. Nassim Taleb w swojej książce Antykruchość, wyjaśniając działanie tej zasady, przedstawia obliczenia, z których wynika, że rezygnacja z palenia tytoniu przez wszystkich ludzi na ziemi przyniosłaby w skali globalnej więcej korzyści niż daje ich cały złożony system opieki medycznej. Innymi słowy, gdyby ludzkość w tym samym momencie rzuciła palenie i jednocześnie zamknęła wszystkie szpitale, przychodnie i zlikwidowała całą opiekę medyczną, to korzyści zdrowotne dla całej populacji i tak byłyby dodatnie.
Patologicznym zbieraczem, który może zginąć w pożarze lub pod stertą zgromadzonych przez siebie rupieci, może być jeden z naszych miłych sąsiadów, którym kłaniamy się codziennie w drodze do pracy. Nie dowiemy się tego, dopóki nie zajrzymy do jego mieszkania. Podobnie wiele obszarów naszego codziennego życia, jak również niektóre dziedziny nauki przepełniają niepotrzebne przedmioty, pojęcia, konstrukty, koncepcje, choć na pierwszy rzut oka wydają się uporządkowane i schludne. Dopiero przypadek odkrywa przed nami, że to, co braliśmy za rodzaj porządku, okazuje się niczym innym, jak tylko nikomu niepotrzebnymi rupieciami, które utrudniają zarówno rozwój, jak i codzienne funkcjonowanie.
Takiego odkrycia dokonano, kiedy pewna grupa, złożona ze specjalistów w zakresie ochrony zdrowia, pracująca nad wdrożeniem teorii psychologicznej na potrzeby zmiany zachowań pracowników opieki medycznej, zidentyfikowała 33 teorie psychologiczne wyjaśniające zachowania za pomocą 128 konstruktów teoretycznych. I nie był to wynik dokonanego przez nich wyczerpującego przeglądu literatury, lecz po prostu efekt jednej sesji burzy mózgów. Jest wysoce nieprawdopodobne, że potrzebujemy tak wielu teorii i konstruktów, aby wyjaśnić zachowanie. W tym konkretnym wypadku zachowanie dość proste, bowiem implementacja tych teorii miała służyć… zwiększeniu częstotliwości mycia rąk przez pracowników służby zdrowia!
Nie jest to odosobniony precedens. W innym przypadku autorzy podjęli wysiłek zidentyfikowania teorii przydatnych w modyfikacji zachowań prozdrowotnych z czterech rożnych dziedzin: psychologii, antropologii, ekonomii i socjologii. Tym razem podeszli jednak do tego systematycznie, dokonując przeglądu istniejącej na ten temat literatury. Naliczyli 82 teorie, z których tylko kilka zostało przed publikacją poddanych rygorystycznej weryfikacji empirycznej.
Proliferatywny charakter niektórych dziedzin nauki dość dobrze oddaje określenie „nauka śmieciowa”. Określa się tym mianem dwojakiego rodzaju prace. Te, które powstają na zamówienie i mają potwierdzać założenia zamawiającego (np. firmy produkującej jakiś środek, która badaniami usiłuje potwierdzić jego skuteczność), a także takie, których nikt nigdy nie czyta i nie wykorzystuje w swojej pracy. O ile te pierwsze są często trudnymi do wykrycia oszustwami, o tyle te drugie dość łatwo zidentyfikować i policzyć ich udział w ogólnej produkcji naukowej. Są to po prostu prace, których nikt nie zacytował przez pięć lat, nawet sami autorzy. A jeśli tak, to znaczy, że albo ich nikt nie przeczytał, albo po lekturze uznał za nieprzydatne do jego pracy. Udział nauki śmieciowej jest różny w różnych dziedzinach. Obecnie szacuje się, że stanowi ona około 82% w naukach humanistycznych, 32% w naukach społecznych, 27% w naukach przyrodniczych i 12% w naukach medycznych. Czy nie przypomina to mieszkania patologicznego zbieracza? Przecież nawet stosunkowo niski wynik udziału nauk śmieciowych w medycynie może przerazić, jeśli uświadomimy sobie, jak ogromne są koszty takich badań, w porównaniu na przykład z kosztami badań humanistów.
Jeszcze gorzej rzecz ma się z ogólną wiedzą gromadzoną przez ludzi. Ciekawą analizę przeprowadził architekt i futurolog Richard Buckminster Fuller. Swoje obliczenia odniósł do okresu 200 tysięcy lat ewolucji gatunku Homo sapiens. Przyjął, że w ciągu pierwszych 198 tysięcy lat ludzkość zgromadziła pewną sumę wiedzy. Jej podwojenie zajęło już tylko niecałe 1500 lat. Ta podwojona suma wiedzy została ponownie zdublowana już tylko w ciągu 500 lat. Pomiędzy rokiem 1900 a 1950 ponownie ją pomnożyliśmy przez dwa. W pewnym momencie przyrost wiedzy nabrał charakteru wykładniczego. Na kolejną taką operację potrzebowaliśmy dwadzieścia lat, następnie już tylko dziesięć, potem osiem, aby około roku 2017 dojść do 13 miesięcy. Dzisiaj suma wiedzy jest podwajana co około 12 godzin, a tempo systematycznie się zwiększa.
Oczywiście spora część tej wiedzy ma charakter addytywny. Nie da się przecież powstrzymać przyrostu danych historycznych. Coraz większa liczba ludzi dostarcza coraz większej liczby wydarzeń, które są elementami tej wiedzy. Ale ogromna jej część ma wartość podobną do przedmiotów gromadzonych przez patologicznych zbieraczy. Nikt nigdy z niej nie skorzysta, a utrudnia ona poszukiwanie tej pożądanej wiedzy. Już dzisiaj, pomimo nieprawdopodobnie wydajnych algorytmów przeszukujących światowe zasoby wiedzy, dotarcie do tej właściwej pochłania większość naszego czasu.
Tylko trochę lepiej rzecz ma się w nauce, choć i tutaj przyrost wiedzy przybiera charakter wykładniczy. O ile w latach 70. na całym świecie publikowano około 500 tysięcy artykułów naukowych rocznie, o tyle dzisiaj liczba ta przekracza już 4 miliony. Dlaczego nie potrafimy powstrzymać się przed takim zachłannym gromadzeniem śmieci? Odpowiedź na to pytanie tkwi prawdopodobnie w naturze naszych umysłów. Od dawna obserwowano, że wśród pomysłów racjonalizatorskich zaledwie około 10% ma charakter subtraktywny, pozostałe polegają na dodawaniu. Te spostrzeżenia sugerowały, że umysł ludzki preferuje myślenie addytywne. Ale dopiero w 2021 roku Gabrielle S. Adams z University of Virginia wraz ze swoimi współpracownikami wykazała w badaniach eksperymentalnych, że kiedy ludzie poszukują sposobów ulepszenia jakiejś procedury, wzmocnienia własnej argumentacji, sposobów oddziaływania na innych, zwykle nie dostrzegają możliwości subtraktywnych, polegających na odejmowaniu. W ośmiu przeprowadzonych przez badaczy eksperymentach uczestnicy poszukiwali sposobów złagodzenia przeciążonych harmonogramów, zmniejszenia biurokracji, poprawy konstrukcji z klocków Lego, ulepszenia pola golfowego, a także zminimalizowania oddziaływania ludzi na planetę. W każdej sytuacji badani nie dostrzegali możliwości korzystnych zmian subtraktywnych w porównaniu do addytywnych, nawet jeśli w zadaniu sugerowano im te pierwsze. Eksperymentatorzy tłumaczą ten efekt przeciążeniem poznawczym, które wywołują pomysły subtraktywne. O wiele łatwiej przychodzi nam dodawać coś do istniejących rozwiązań, niż odejmować, czyniąc je przez to lepszymi, nawet jeśli rzecz dotyczy tak błahych czynności jak konstrukcja z klocków czy plan wycieczki.
Jeden ze współautorów tych badań, profesor Leidy Klotz, również w 2021 roku, opublikował książkę zatytułowaną Subtract: The Untapped Science of Less [Odejmowanie. Niewykorzystana nauka mniejszego], w której nie tylko wyjaśnia ewolucyjne korzenie naszych tendencji do zbieractwa, ale również omawia mechanizm neurofizjologiczny tego zjawiska. Gromadzenie jedzenia, ale także innych przedmiotów aktywizuje w mózgu ten sam układ nagrody, który odpowiada za odczuwanie przyjemności podczas jedzenia, jest pobudzany po przyjęciu kokainy czy w trakcie przeglądania lajków na Facebooku. W przypadku patologicznych zbieraczy uaktywnia się prawdopodobnie za każdym razem, kiedy dodają oni do swojej „kolekcji” jakiś przedmiot.
Naszą awersję do odejmowania wyjaśnia również mocno ugruntowana empirycznie teoria perspektywy, stworzona przez laureata nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Daniela Kahnemana i nieżyjącego już Amosa Tverskiego. Wykazali w niej, że nasza psychologiczna niechęć do strat jest dużo silniejsza niż zadowolenie z osiąganych zysków. Strata 100 dolarów boli nas tak bardzo, że zysk 100 dolarów nie równoważy negatywnych emocji, których doznaliśmy wcześniej, tracąc. To dlatego tak niechętnie pozbywamy się czegokolwiek, również akcji, które systematycznie przynoszą nam straty.
Prezentowane wyniki badań po raz kolejny pokazują, że to, co pomagało nam przeżyć na plejstoceńskiej sawannie, w antropocenie stało się kulą u nogi. Rozwiązaniem tego problemu może być podejście, które wspomniany już wcześniej Nassim Taleb nazwał epistemologią subtraktywną. W myśl tej zasady: „Największym – i najtrwalszym – wkładem w naukę jest usuwanie z niej tego, co naszym zdaniem jest błędne”. Warto jednak podkreślić, że epistemologia subtraktywna, jakkolwiek oparta na odejmowaniu, nie jest metodą redukcjonistyczną. Ta ostatnia korzysta z dzielenia jako podstawowej funkcji umożliwiającej poznawanie rzeczywistości. Jej istotą jest kawałkowanie złożonych całości na mniejsze części i próba ich opisu z nadzieją, że tak opisane elementy dadzą jakiś obraz całości.
Metody, które kształtują epistemologię subtraktywną, choć rzadko nazywane w ten sposób, nie powstały w XXI wieku. Jednym z bardziej znanych prekursorów był Pirron z Elidy, założyciel szkoły sceptycznej, bo tak nazwano ten ostatni wielki obóz filozoficzny epoki hellenistycznej. Stał on na uboczu głównego nurtu, w którym aktywne były inne szkoły, i przeciwstawiał im swoją doktrynę, podkreślając niepewność wygłaszanych sądów o rzeczywistości. Pirroniści powstrzymywali się od wydawania sądów, co miało służyć zasadniczej funkcji filozofii – osiągnięciu spokoju ducha, a w konsekwencji szczęścia. Dążąc do niego, podawali w wątpliwość sądy formułowane przez filozofów innych szkół. Ich sceptycyzm umożliwił wyrugowanie wielu dowolności i błędów w przyjmowanych wówczas poglądach filozoficznych. Zużytkowali i usystematyzowali wszystko, co było krytyczną myślą w Grecji, znakomicie to jeszcze pomnożywszy. Jako „teoretyczne sumienie” epoki, podnieśli poziom wymagań stawianych dowodom i w ogóle nauce, oczyszczając ją z wszelkich śmieciowych twierdzeń. I choć nie to było ich celem, stało się mimowolnie największym osiągnięciem tego obozu filozoficznego.
Nie mniejsze znaczenie w rozwoju metod subtraktywnych mieli neoplatoniści, tacy jak Proklos Ateńczyk, i przedstawiciele teologii apofatycznej, zwanej czasami teologią negatywną, żeby wymienić chociażby Grzegorza z Nyssy czy Akwinatę. Przedstawiciele tego nurtu, szukając możliwości poznania natury boga, wypracowali podejście określane jako via negativa, którego istotą jest dookreślanie badanego zjawiska za pomocą formuł przeczących. Ich zdaniem, więcej dla rozumienia natury boga daje określenie tego, jaki bóg nie jest, niż poszukiwanie trafnych jego opisów. Via negativa przetrwała jako metoda rozumowania i znalazła szerokie zastosowanie nie tylko w teologii.
Znakomitym spadkobiercą tych tradycji był również średniowieczny franciszkanin William z Ockham. Przytłoczony mnogością spekulatywnych systemów średniowiecznej scholastyki, chcąc zrobić z nimi porządek, postulował zasadę ekonomii myślenia, którą znamy dzisiaj jako brzytwę Ockhama. Zgodnie z nią w wyjaśnianiu zjawisk należy dążyć do prostoty, wybierając takie wyjaśnienia, które opierają się na jak najmniejszej liczbie założeń i pojęć. Dzisiejsze, najbardziej znane sformułowanie tej zasady „Nie należy mnożyć bytów ponad potrzebę” (Entia non sunt multiplicanda praeter necessitatem) pochodzi prawdopodobnie już z siedemnastego wieku.
Dzisiejsza nauka, zagracona niczym mieszkanie patologicznego zbieracza, domaga się porządków na miarę tych, które swego czasu przeprowadził w niej Pirron czy później, w średniowiecznej scholastyce, William z Ockham. Nie zanosi się jednak na to, a przynajmniej nieprędko. Na przeszkodzie stoi z jednej strony natura naszych addytywnych umysłów, które stronią od odejmowania. Z drugiej zaś społeczny system kontroli nauki. Najświętszą zasadą, która kieruje zachowaniami współczesnych uczonych, jest maksyma przeciwna dodawaniu przez odejmowanie: „publikuj lub giń” (publish or perish). To dzięki niej jesteśmy dzisiaj świadkami wykładniczego przyrostu liczby publikacji naukowych, z których znaczną część stanowi nauka śmieciowa, zaciemniająca obraz rzeczywistości zamiast go rozjaśniać.
W epistemologii subtraktywnej równie ważne jak poznanie tego, co działa, co jest skuteczne, jest dowiedzenie się jak najwięcej o tym, co nie działa i jest nieskuteczne. Negatywny rezultat badania, jeśli tylko nie jest wynikiem błędów, to odciosany fragment marmurowej bryły, dzięki któremu wyraźniejszy staje się zarys ostatecznej rzeźby. Zdobywając wiedzę na temat nieistotnych związków, niedziałających metod, nietrafionych konstruktów, zbliżamy się do kształtu, którego tak niecierpliwie poszukuje dłuto rzeźbiarza. Tymczasem społeczność naukowa świadomie zrezygnowała z gromadzenia tej wiedzy, przyjmując zasadę niepublikowania negatywnych wyników badań. Dzisiaj naukowiec poszukujący zależności pomiędzy interesującymi go zmiennymi nie ma żadnej możliwości sprawdzenia, czy ktoś, zadając te same pytania, nie uzyskał negatywnych rezultatów. Nawet jeśli setka uczonych błąkała się po tych samych zaułkach labiryntu przez lata, kolejny będzie musiał powtórzyć ich kroki, bo miejsce na negatywne wyniki jest wyłącznie w ich szufladach i w zakamarkach twardych dysków. Dopiero od niedawna podejmuje się próby zmiany tego stanu rzeczy.
Dlaczego uczeni nie postępują tak jak rzeźbiarze? Wśród typowych uwag, machinalnie zamieszczanych przez recenzentów prac naukowych, często pojawia się zastrzeżenie, że bibliografia jest przestarzała lub nie dość aktualna. Autorzy gonią zatem za nowościami, popędzani przez innych. Jak gdyby na przykład prawo Yerkesa-Dodsona, ogłoszone drukiem w 1908 roku, mogło stracić swoją moc wyjaśniającą wyłącznie poprzez upływ czasu. Tak się składa, że silne i dobrze opisane zależności doskonale opierają się upływowi czasu, w przeciwieństwie do nietrwałych nowości, a przekonanie, że to co nowe jest lepsze od tego co stare, jest aż nazbyt często zwykłym błędem poznawczym określanym mianem neomanii. Niestety nauka nie oparła się temu, co kieruje pospólstwem – pogoni za nowością wyłącznie ze względu na sam fakt, że jest nowością, i natrętnym powielaniu modnych wzorców. Dzisiaj naukowe doniesienia często przypominają czołówki serwisów informacyjnych – są równie hałaśliwe jak one i… równie szybko z nich znikają.
Narzędzia epistemologii subtraktywnej to analiza negatywnych rezultatów badań, replikacje, krytyczne przeglądy badań. Stanowią one śmiertelne niebezpieczeństwo dla rzesz naukowych urzędników, których utrzymujemy z naszych podatków. Najlepiej ilustrują to gorące dyskusje, jakie wybuchają po ogłoszeniu wyników kolejnych dużych projektów replikacyjnych. Tam, gdzie przeprowadza się działania odejmowania, bardzo łatwo można znaleźć się w miejscu równania zwanym odjemnikiem. To główny powód, dla którego epistemologia subtraktywna prawdopodobnie nigdy nie stanie się znaczącym podejściem w nauce, a uczeni będą przekonywać nas i siebie nawzajem o potrzebie pluralizmu, konstruktywizmu i kreatywności w nauce. Najwyższe uznanie dla oryginalności stawianych hipotez już spowodowało, że znaczącej części badań w wielu dziedzinach nie da się powtórzyć.
Nauka dopomina się o porządki, a każdy wysiłek poświęcony na ich przeprowadzenie ma ogromne znaczenie. O ile wiele nowych, często miałkich hipotez wyląduje dość szybko na śmietniku historii, o tyle każda rzetelna praca włożona w oczyszczenie nauki będzie niczym użycie dłuta przez rzeźbiarza, który bezpowrotnie odejmuje z bryły marmuru niepotrzebne fragmenty, aby przybliżyć nam ukryte w jej wnętrzu piękno. Epistemologia subtraktywna nie jest czymś, co miałoby zastąpić tradycyjny proces badawczy. Bez niego nie będzie postępu. Ale uporczywe tworzenie nowych konstruktów, bez wyrzucania starych, zużytych i niepotrzebnych, nie zda się na nic. Zginą przytłoczone nadmiarem śmiecia.
Dr Tomasz Witkowski, psycholog, pisarz, współzałożyciel Klubu Sceptyków Polskich