Maja Pawłowska
Od ponad czterdziestu lat jestem związana z Instytutem Filologii Romańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Poznałam go najpierw jako studentka, by następnie, już jako magister filologii romańskiej, przejść poszczególne szczeble kariery zawodowej: od asystentki w zakładzie literatury i kultury francuskiej do profesora uniwersytetu. Doświadczyłam kilku zmian programowych, mogłam zaobserwować, jakim przekształceniom podlegał w ciągu lat profil studenta filologii romańskiej. Sądzę, że są one symptomatyczne dla transformacji, jakie zachodziły na większości neofilologii, dlatego pozwolę sobie na garść refleksji.
Chcąc dobrze uchwycić przemiany, jakie dokonały się w profilu studentów neofilologii, należy cofnąć się do czasów sprzed przełomu 1989 roku. Część czytelników może je dobrze pamiętać, ale młode pokolenia nie zawsze zdają sobie sprawę ze zmian, jakie zaszły w ciągu ostatniego półwiecza. Tym bardziej że formalna struktura szkolnictwa wyższego pozostała w tym okresie niezmienna. W Polsce okresu PRL nie występowało zjawisko znacznego rozwarstwienia dochodów w zależności od wykształcenia. W związku z tym różnice w poborach poszczególnych grup społecznych i zawodowych nie były znaczące, a dodatkowo pracownicy fizyczni zarabiali często lepiej od umysłowych (robotnik wykwalifikowany był więc na ogół lepiej uposażony od nauczyciela francuskiego). Ponadto wszystkie studia filologiczne były ściśle powiązane z zawodem nauczyciela, ponieważ zdobycie dyplomu warunkowane było odbyciem specjalizacji nauczycielskiej. Wymóg ten odpowiadał charakterowi rynku pracy: większość absolwentów neofilologii znajdowała po uzyskaniu dyplomu zatrudnienie w szkołach średnich, a tylko niewielka ich część zajmowała się tłumaczeniami. Zjawisko zatrudnienia na wysoko opłacanych stanowiskach w firmach zagranicznych praktycznie nie istniało. Z tych powodów czynniki ekonomiczne zajmowały odległe miejsce przy wyborze kierunków studiów. Kandydaci na studentów kierowali się raczej upodobaniem do języków obcych, zainteresowaniem daną kulturą bądź chęcią pracy w szkolnictwie.
Studia były bezpłatne, ponieważ prowadziły je wyłącznie uczelnie państwowe, ale limity przyjęć na pierwsze lata były ograniczone, dostosowane do potrzeb szkolnictwa. Istniał też limit wieku zdających na studia stacjonarne (28 lat). System boloński nie istniał, studenci filologii studiowali w trybie 5-letnim, zwanym dziś jednolitym. Jeśli chodzi o romanistykę wrocławską, do 1989 przyjmowała ona na pierwszy rok około 30 osób, z których mniej więcej połowa zdobywała tytuł magistra. Mimo zapewnień władz o szerokim, darmowym dostępie do wiedzy, wykształcenie wyższe było elitarne: studiowało ogółem tylko dziesięć procent młodzieży w wieku od 18 do 24 lat.
Ponieważ kandydatów na filologię romańską było zawsze kilkakrotnie więcej niż miejsc, osoby przyjęte musiały legitymować się bardzo wysoką oceną z matury (język polski i obcy), a ponadto zdawały trudny egzamin wstępny. Obejmował on część pisemną i ustną z języka francuskiego oraz egzamin ustny z gramatyki i literatury polskiej. Warto zauważyć, że zakres egzaminów wstępnych na studia neofilologiczne (nie tylko romanistyczne) wykraczał poza program nauczania w liceach. Wybierając studia neofilologiczne, młody człowiek musiał więc odpowiednio wcześniej podjąć przygotowania. W zależności od motywacji, zdolności oraz sposobu uczenia się (korepetycje bądź samodzielna nauka) okres ten trwał od pół roku do dwóch, a nawet trzech lat. Na studia trafiało więc dość wąskie grono osób naprawdę zainteresowanych kierunkiem i mających dobrze opanowane podstawy języka obcego (mniej więcej na poziomie B2). Przypomnijmy tutaj, że w czteroletnim liceum uczniowie obowiązkowo uczyli się, oprócz języka rosyjskiego, także języka zachodniego: niemieckiego, angielskiego lub francuskiego. Około połowa wybierała język niemiecki, 37,5% uczniów wybierało angielski a 12,5% francuski.
Nie da się dziś sprawdzić, jakie były faktyczne motywy uczniów wybierających studia neofilologiczne, ale można się tego domyślać. Biorąc pod uwagę, że w czasach komunistycznych rzadko podróżowano do krajów zachodnich, a liczba osób z zagranicy odwiedzających Polskę też była niewielka, perspektywa rzeczywistego posługiwania się wyuczonym językiem obcym w kontaktach z cudzoziemcami była ograniczona. Poza największymi miastami nie było też dostępu do prasy obcojęzycznej. W związku z tym, mając świadomość, że nauka języka obcego może pozostać umiejętnością bierną i mało praktykowaną w życiu zawodowym, wyborem języka zachodniego w liceum nie kierowały względy praktyczne, tak jak to się dzieje dziś, a upodobania ucznia lub oferta szkoły.
Warto również poświęcić kilka słów przygotowaniu literackiemu studentów filologii romańskiej w poprzedniej epoce. Po pierwsze, wszyscy byli absolwentami polskich liceów, w których nauczanie polskiej literatury i języka oraz języków obcych było znormalizowane. Istniał jeden podręcznik do nauczania języka polskiego obowiązujący w klasach o profilu humanistycznym oraz jeden, z którego uczyli się uczniowie innych profili. Należy podkreślić, że nauka literatury odbywała się w porządku chronologicznym. W pierwszej klasie liceum zaczynano od mitów greckich, by w czwartej skończyć na literaturze współczesnej. W ten sposób uczeń miał dość dobrze wyrobione pojęcie o epokach literackich i głównych prądach estetycznych, potrafił je sytuować w czasie. Ponadto komisja ministerialna ustalała listę lektur obowiązkowych, do której włączano również arcydzieła literatury światowej. Stanowiły one około 15% całego spisu. Lista ta podlegała pewnym okresowym fluktuacjom, nie zmienia to jednak faktu, że maturzysta kończył edukację z ogólnym wyobrażeniem o arcydziełach literatury francuskiej i potrafił wskazać epokę, z której pochodziły.
Nawet jeżeli utwory klasyków literatury francuskiej nie były omawiane na lekcjach, można je było znaleźć w polskim przekładzie w bibliotekach. Co więcej, państwowy rynek wydawniczy był regulowany przez cenzurę, która nie tylko blokowała wydawanie tekstów niepoprawnych politycznie, ale również tekstów należących do tzw. literatury popularnej, masowej, o niskiej wartości artystycznej. Wydawnictwa stawiały sobie za cel edukowanie i rozwijanie intelektualne społeczeństwa, a nie schlebianie mało wyrafinowanym gustom. W efekcie kandydaci na studia neofilologiczne od momentu rozpoczęcia skolaryzacji mieli kontakt prawie wyłącznie z literaturą wysoką. Minusem tej sytuacji było to, że czytelnicy pozostawali całkowicie zależni od krajowej oferty wydawniczej: niekompatybilność zarobków w Polsce i na Zachodzie oraz zamknięcie kraju sprawiały, że zakup książek w krajach „dewizowych” pozostawał poza zasięgiem finansowym zdecydowanej większości obywateli. Państwo regulowało dostęp do kultury zachodniej: utwory nieprzetłumaczone na język polski nie istniały w świadomości czytelniczej. Mimo to młodzież wybierająca się na studia neofilologiczne w większości była oczytana, ponieważ do przełomu cyfrowego lektura książek była aktywnością rozpowszechnioną i uznaną.
W kontekście przedstawionych tu ograniczeń politycznych studia neofilologiczne były swoistym oknem na świat poza żelazną kurtyną, ponieważ umożliwiały intensywną naukę języków obcych oraz lekturę tekstów nietłumaczonych i w praktyce niedostępnych dla reszty czytelników. Niezależnie od inspirujących lektur wykładowcy byli dla studentów przewodnikami po nieznanych im, dalekich krajach. Większość osób zatrudnionych w Instytucie Filologii Romańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego miała za sobą co najmniej roczny okres studiów na uczelni francuskiej lub frankofońskiej, gdzie oprócz biegłej znajomości języka zdobywała wiedzę o tamtejszych realiach życia. Odpowiadało to oczekiwaniom studiujących. Nauka języka francuskiego stanowiła jedynie część ich aspiracji, w równym stopniu zależało im na poznaniu cywilizacji krajów romańskich. Wypełnianie luk w wiedzy było dla kadry uczelnianej zadaniem stosunkowo nieskomplikowanym, gdyż wszyscy studenci byli w podobny sposób uformowani w szkołach średnich. Prowadzący znał kanon przerobionych przez nich lektur, wiedział z jakiego podręcznika i w jaki sposób uczyli się literatury polskiej. Mógł na zajęciach odwoływać się do nabytej przez nich uprzednio wiedzy.
Reasumując: w czasach peerelowskich kandydat na pięcioletnie studia romanistyczne miał dobrą znajomość języka francuskiego i gramatyki polskiej, był oczytany, jednak jego wiedza o Francji była czysto podręcznikowa, kulturę i realia tego kraju poznawał na studiach dzięki prowadzącym oraz ucząc się z podręczników francuskich. Po studiach często zostawał nauczycielem języka francuskiego w szkolnictwie średnim, rzadziej wyższym.
Transformacja ustrojowa doprowadziła do głębokich zmian we wszystkich dziedzinach życia. Uczelnie musiały zmierzyć się z nieoczekiwanymi wyzwaniami, jakie postawiła przed nimi gospodarka rynkowa. Otwarcie granic, nowe stosunki ekonomiczne i wejście pracodawców zagranicznych do Polski spowodowały postępującą ewolucję profilu studenta. Co ciekawe, struktury organizacyjne, w tym nazwy instytutów czy wydziałów, w zasadzie nie zmieniły się po roku 1989, co nadal wywołuje poczucie, iż zachodzące zmiany były w istocie niewielkie.
W nowej rzeczywistości pojawiło się zjawisko bezrobocia oraz duża rozpiętość zarobków. Inaczej niż w poprzednim okresie wynagrodzenie stało się pochodną wykształcenia. Wybór kierunku studiów zaczął wiązać się z wyborem lepiej lub gorzej opłacanej ścieżki zawodowej. Zarobki nauczycieli zaczęły oscylować wokół lub poniżej średniej krajowej i stan ten utrzymuje się do dnia dzisiejszego. Znajomość języka obcego przestała być postrzegana wyłącznie w kategoriach upodobań ucznia, a później pozytywnego autowizerunku człowieka kulturalnego, należącego do warstwy inteligenckiej. Zmieniła się w narzędzie i jeden z atutów na rynku pracy. Struktura nauczania poszczególnych języków obcych zaczęła odbijać możliwości ekonomiczne, jakie dawała ich znajomość. I tak, język niemiecki stracił uprzywilejowaną pozycję na rzecz angielskiego. W roku szkolnym 1997-98 już 40% uczniów uczyło się angielskiego, 30% niemieckiego, 24% rosyjskiego, 5% francuskiego, a 1% innych języków obcych. Proces dominacji języka angielskiego pogłębia się nieprzerwanie, świadczą o tym proporcje poszczególnych języków obcych zdawanych obowiązkowo na egzaminie maturalnym. W 2022 roku wybory języka obcego na poziomie podstawowym wśród licealistów kształtowały się następująco: język angielski 95,8%, język niemiecki 2,6%, język rosyjski 0,9%, język francuski 0,3%, pozostałe języki 0,4%. Proporcje te ulegają zmianom, gdy wziąć pod uwagę nie wybory maturalne, ale języki nauczane w polskich szkołach średnich, w których 80% młodzieży uczy się dwóch języków obcych: na pierwszym miejscu pozostaje angielski (98%), proporcja niemieckiego rośnie do 54%, na kolejnych miejscach plasują się hiszpański (15%), francuski (12%), rosyjski (11%) i włoski (3%).
W 1999 roku rozpoczęto przebudowę systemu szkolnictwa, której efektem było wprowadzenie nowej matury, a oceny z poszczególnych przedmiotów zastąpiono skalą procentową. Kolejne reformy łagodziły kryteria, które należało spełnić, aby zdać egzamin maturalny, będący warunkiem ubiegania się o miejsce na uczelni. Na większości kierunków, w tym na neofilologiach, zniesiono egzaminy wstępne. Przyjmowanie kandydatów odbywa się elektronicznie, na podstawie konkursu świadectw maturalnych.
Kolejną zmianą, jaka nastąpiła po roku 1989, była niespotykana w historii polskiej edukacji demokratyzacja studiów wyższych. Miała ona podłoże dość pragmatyczne: w kraju z bardzo wysoką stopą bezrobocia rządzącym zależało na opóźnieniu wejścia młodzieży na rynek pracy. Dlatego wielokrotnie zwiększono limity przyjęć na najbardziej popularne kierunki studiów i zaczęto tworzyć nowe. Powstał też nieistniejący uprzednio sektor uczelni niepublicznych, oferujących odpłatnie m.in. studia neofilologiczne. Studia stały się szeroko dostępne, a liczba osób z wyższym wykształceniem w ciągu ostatnich lat wzrosła czterokrotnie, osiągając w grupie wiekowej 25–34 poziom około 43%. Tak oto edukacja, traktowana przez pokolenia jako przywilej, swoista wartość i przepustka do świata elit, stała się po prostu towarem albo inwestycją.
Jednak niestety ilość nie przeszła w jakość. Ograniczę się do przykładu sytuacji na filologii francuskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Tutejsza romanistyka zawsze cieszyła się dobrą reputacją i wielką popularnością wśród kandydatów na studia. Mimo trzykrotnego zwiększenia limitu miejsc na pierwszym roku studiów (do 90) w szczytowym momencie popularności kierunku, liczba kandydatów stale wahała się od 2 do 3 osób na miejsce. W ostatnich latach liczba miejsc na pierwszy rok zmniejszyła się do 60, ale liczba kandydatów pozostaje nadal wysoka. Natomiast profil ich zmienił się zdecydowanie.
Studentów filologii francuskiej można podzielić z grubsza na dwie kategorie. Do pierwszej zaliczam osoby autentycznie zainteresowane studiami humanistycznymi, językiem, literaturą i kulturą francuską, które wyboru kierunku dokonały świadomie, są oczytane i pragną pogłębiać swoją wiedzę. Na podstawie mojego ponadtrzydziestoletniego doświadczenia wykładowcy mogę stwierdzić, że grupa ta jest procentowo stała i oscyluje wokół 10% studentów pierwszego roku (!). Wraz z możliwością uczenia się na dwóch kierunkach studiów pojawił się też nowy typ kursanta: bez przygotowania filologicznego, studiującego już na kierunkach niezwiązanych z szeroko rozumianą humanistyką (prawo, medycyna, kierunki politechniczne itp.), mającego ogromne luki czytelnicze zarówno w literaturze polskiej, jak i francuskiej, ale wybierającego romanistykę świadomie, jako dopełnienie edukacji. Studenci ci są bardzo zmotywowani, uczą się z pasją i w szybkim tempie nadrabiają zaległości.
Do drugiej grupy, obejmującej resztę studentów, zaliczam młodzież, która decydując się na kierunek, nie jest świadoma jego specyfiki. Pobudki ich wyborów bywają różne. Niektórzy nie bardzo wiedzą, czym są studia romanistyczne, idą na nie na próbę i w ciągu pierwszych dwóch semestrów albo się w nich odnajdują, albo rezygnują. Są też osoby, które wybrały filologię francuską sądząc, iż jest to darmowy, intensywny kurs języka. Nie posiadają motywacji do zgłębiania przedmiotów specjalistycznych, a niekiedy też odpowiednio szerokich horyzontów myślowych, by zrozumieć i opanować program. Oni również rezygnują, najczęściej w pierwszych dwóch miesiącach studiów. Są też osoby, które nie dostały się na wymarzone studia z powodu niewystarczającej liczby punktów z przedmiotów maturalnych i które postanowiły przeczekać rok przed ponownym zdawaniem egzaminów, ucząc się języka francuskiego. Często są to dobrzy, inteligentni studenci, których prowadzący żegnają z żalem. Zdarzają się również niestety osoby, dla których studia stanowią intelektualne wyzwanie przekraczające ich możliwości, ale które, nie zważając na otrzymywane prawie ze wszystkich przedmiotów oceny niedostateczne, z niebywałym uporem, wykorzystując wszelkie możliwości formalne i pobłażliwą, kapitulancką postawę władz dziekańskich, starają się zaliczać kolejne semestry. Niekiedy, osiągając oceny na pograniczu niedostatecznej i dostatecznej, kończą studia licencjackie.
Należy wspomnieć też o grupie nieobecnej w czasach komunizmu, czyli o studentach zagranicznych. Od kilku lat około 5% studentów filologii romańskiej to cudzoziemcy. Pochodzą z krajów frankofońskich (najczęściej z rodzin mieszanych polsko-francuskich) lub też są to osoby z Białorusi i Ukrainy, posiadające Kartę Polaka, a w obecnym roku akademickim dołączyli do nich także Ukraińcy niemający korzeni polskich. Podejście obu tych grup do nauki różni się znacząco. Młodzież frankofońska najczęściej wybiera filologię francuską, myśląc, że z racji swojej biegłej znajomości języka w sposób lekki, łatwy i przyjemny zdobędzie dyplom uczelni. Studentów tych spotykają spore rozczarowania. Okazuje się często, że mają oni kłopoty z gramatyką i ortografią francuską, a przedmioty specjalistyczne, jak np. historia literatury czy gramatyka opisowa, wiążą się z wysiłkiem intelektualnym, na który nie byli przygotowani i którego nie chcą podjąć. Zwykle rezygnują ze studiów po pierwszym roku, rzadziej zdobywają dyplom licencjata, w wyjątkowych przypadkach kończą studia magisterskie. Natomiast Białorusini czy Ukraińcy muszą pokonać podstawową trudność, jaką stanowi dla nich poprawne pisanie w języku polskim oraz rozumienie języka polskiego. Dla części z nich jest to wyzwanie ponad siły i rezygnują ze studiów, jednak nie jest to regułą. Zdarzają się, i to często, studenci, którzy traktują studia neofilologiczne w Polsce jako swoją życiową szansę: są bardzo pracowici, zmotywowani i stopniowo nadrabiają zaległości, kończąc studia nie tylko licencjackie, ale i magisterskie. Ogólnie po pierwszym roku studiów odpada lub rezygnuje około 30-40% studentów.
Wprowadzenie, wzorem innych krajów europejskich, podziału na studia pierwszego i drugiego stopnia sprawiło, że spora część osób zadowala się dyplomem licencjata. Można zauważyć tu dwa wyraźne trendy: po studiach licencjackich niektórzy kontynuują naukę na studiach magisterskich za granicą, na uczelniach frankofońskich bądź na innych uczelniach polskich, traktując okres studiów jako czas maksymalnej mobilności. Druga grupa kończy edukację wyższą po pierwszym stopniu i uznaje ją za wystarczający atut do satysfakcjonującego funkcjonowania na rynku pracy. Istotnie w czasach dominacji języka angielskiego znajomość języka i kultury francuskiej stała się umiejętnością dość rzadką i bardzo poszukiwaną na dolnośląskim rynku pracy. Studia magisterskie kontynuuje około 20-25% studentów rozpoczynających swój kursus na romanistyce wrocławskiej, reszta przychodzi z innych ośrodków w kraju.
Zmienił się też zasadniczo bagaż intelektualny kandydatów na studia, do którego zaliczę poziom znajomości języka francuskiego oraz współczesnych realiów, literatury i kultury tego kraju. Jeżeli chodzi o znajomość języka francuskiego, to w porównaniu do okresu sprzed przemian uległa ona radykalnemu pogorszeniu. Okazało się, że otwarcie granic, możliwość podróżowania i nieograniczony dostęp do mediów frankofońskich nie przyczyniły się do lepszej znajomości języka francuskiego studentów romanistyki.
Gdy na studia trafili pierwsi absolwenci wprowadzonego w 1999 trzyletniego liceum, okazało się, że poziom znajomości języka francuskiego obniżył się w sposób gwałtowny i dramatyczny. Braki ujawniały się zwłaszcza na zajęciach specjalizacyjnych, podczas których studenci nie byli w stanie zrozumieć dłuższego wywodu prowadzonego w tym języku. Ta frustrująca dla obu stron sytuacja doprowadziła do coraz częstszych wyjaśnień w języku polskim, zwłaszcza na pierwszym roku. Okazało się też, że zmniejszenie procentowego udziału języka francuskiego w nauczaniu języków obcych w szkołach średnich zaowocowało zmniejszającą się liczbą potencjalnych kandydatów na romanistykę. W tej sytuacji w 2011 otwarto studia dla osób nieznających języka francuskiego. Możliwość ta cieszy się do dziś dużą popularnością. Istnieją więc teraz dwie ścieżki edukacyjne: dla początkujących i dla zaawansowanych. Łączą się one na czwartym semestrze studiów, kiedy to większość zajęć jest prowadzona po francusku.
Również znajomość kultury i literatury zmieniła się diametralnie. Realia życia we Francji można z łatwością poznać podczas zagranicznych podróży lub z Internetu. Kraje francuskojęzyczne przestały być tajemniczym i atrakcyjnym obszarem, odkrywanym dzięki studiom filologicznym. Natomiast oczytanie, a nawet pewna erudycja, cechujące w poprzedniej epoce kandydatów na neofilologie, stały się już wspomnieniem. Rynek wydawniczy zalała literatura masowa, mająca nikłe wartości poznawcze i nieposzerzająca horyzontów czytelników. Przede wszystkim jednak czytelnictwo tradycyjne jest wypierane przez kulturę cyfrową, z jej skrótowością, nieprecyzyjnością i uproszczeniami. Dodatkowo w szkołach średnich zaczęto obniżać wymagania stawiane uczniom, zarzucając wymóg lektury całego dzieła literackiego, szczególnie w klasach o profilu niehumanistycznym, poprzestając na analizie jego fragmentów. Ponadto zrezygnowano z chronologicznego nauczania literatury na korzyść eksplikacji tematycznych, po których uczniowie nie mają uporządkowanego pojęcia o epokach czy prądach literackich. Chronologizacja zdarzeń sprawia im więc olbrzymią trudność. Co więcej, brak jednolitych podręczników czy bezwzględnie obowiązującego wszystkich uczniów kanonu lektur sprawia, że prowadzący zajęcia z literatury nie wie, jaka jest wiedza studentów na temat lektur, historii i kultury. Musi ją dopiero rozpoznać i dostosować swój przekaz w trakcie zajęć.
Wszystkie wymienione powyżej czynniki sprawiają, że nakreślenie profilu współczesnego studenta romanistyki jest trudne. Może to być osoba studiująca z pasją lub z trudnością, chcąca zdobyć szeroką wiedzę humanistyczną bądź tylko praktyczną umiejętność porozumiewania się po francusku, mówiąca dobrze w języku obcym lub ucząca się go od podstaw, zdecydowana na studia pięcioletnie lub kończąca je po pierwszym stopniu. Mimo tych krytycznych uwag, na podstawie swojego doświadczenia mogę z przekonaniem stwierdzić, że w dzisiejszych, dość niestabilnych warunkach często obserwuję rozwój intelektualny młodego człowieka. Następuje on zwykle przy odpowiednim zaangażowaniu obu stron – uczących i uczonych – dając wykładowcy autentyczną satysfakcję zawodową.
Dr hab. Maja Pawłowska, prof. UWr., kierownik Zakładu Literatury i Kultury Francuskiej, Instytut Filologii Romańskiej, Wydział Filologiczny Uniwersytetu Wrocławskiego