Jacek Witkoś
W ciągu minionych 30 lat studia neofilologiczne zmieniły się nie do poznania. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy na gorsze, czy lepsze, ale na pewno wyglądają teraz zupełnie inaczej niż kiedyś. Zacznijmy od kwestii studentów wybierających ten kierunek studiów trzydzieści lat temu. Były to generalnie osoby zainteresowane tematyką związaną z literaturoznawstwem bądź językoznawstwem, w tym dydaktyką, nauczaniem języka. Przypomnę, że w tamtym czasie elementem procedury rekrutacyjnej był egzamin wstępny, co ograniczało liczbę kandydatów całkowicie przypadkowych. Nierzadko widać było już w gronie studentów pierwszego roku osoby, które wręcz pasjonowały się wybranymi przedmiotami i od pierwszych dni na wydziale były nastawione na udział w zajęciach kulturowo-literackich bądź lingwistycznych. Praca ze studentem zmotywowanym i poważnie zainteresowanym przedmiotem studiów stanowiła prawdziwą przyjemność. Chyba też trochę inna była rola prowadzącego zajęcia; w czasach przedinternetowych wykładowca był źródłem informacji, ale też, co szczególnie ważne w przypadku studiów neofilologicznych, wzorem wymowy w języku obcym, sprawności komunikacyjnej, doboru słownictwa itp.
Obecnie studenci są sceptyczni i zdecydowanie bardziej zdystansowani wobec tematyki studiów. O ile wcześniej bardziej identyfikowali się z przedmiotem i treścią studiów, to teraz można ich porównać do widowni w sali operowej czy filharmonii. Są skrupulatni, ale krytyczni, świadomi dużej konkurencji wśród uczelni na rynku krajowym i europejskim i oczekujący działań uatrakcyjniających tok studiów. Niejednokrotnie zachowują się jak wybredny klient w centrum handlu usługami edukacyjnymi, daleki od okazywania zapału, a koncentrujący się na budowaniu własnego portfolio zawierającego umiejętności i sprawności prowadzące do zdobycia dyplomu. Wśród nich jest całkiem sporo „przypadkowych bohaterów”, osób, które może niezbyt chętnie czytają utwory literackie czy artykuły językoznawcze, ale którym „dobrze poszło na maturze z języka obcego” i dlatego wybrały takie studia, co wcale nie oznacza, że łączą swoją przyszłość z wykonywaniem związanego z nimi zawodu. Postawa, którą reprezentują, jest w pełni zgodna z logiką współczesnej edukacji rynkowej i nie można ich za nią krytykować, w pewnym sensie są bardziej dojrzali, racjonalni, a mniej „romantyczni”. Są też w pełni świadomi swoich praw, stali się bardziej partnerami w procesie nauczania, a mniej uczniami chłonącymi (prawie) bezkrytycznie treści podawane ex cathedra. Obecność internetu zrewolucjonizowała dydaktykę uniwersytecką; łatwo sięgać po źródła, łatwo ilustrować wykład kolorowymi slajdami i filmowymi wstawkami. Świadomy student może się uczyć prawie w pełni autonomicznie, chociaż rola wykładowcy wcale nie stała się mniej istotna. Został on teraz bardziej przewodnikiem i doradcą niż wzorem. Kieruje na właściwe tropy, objaśnia wątpliwości i motywuje. Pozwala łączyć punktowe nisze informacyjne w sieci w większą, bardziej spójną całość. Elektroniczny słownik internetowy schowany w aplikacji telefonicznej pełni rolę wzoru i ściągawki, ale nadal autonomiczny student nierzadko zapomina, kiedy i w jakim celu należy po niego sięgać. Nasz obecny student potrzebuje też poczucia akceptacji i sukcesu. Jest bardzo świadomy konkurencji na wszelkich polach; jednak jest też bardziej „kruchy psychicznie” i wrażliwy. W sytuacji braku odczuwalnego powodzenia może się zniechęcić do inwestycji w długofalowy wysiłek.
Przez ostatnie dekady bardzo zmieniła się oferta edukacyjna na wydziałach neofilologicznych. Jestem pełen podziwu dla koleżanek i kolegów z większości filologii obcych, z wyjątkiem filologii angielskiej, którzy zmuszeni byli rozpocząć kształcenie językowe ab ovo (od zera) na pierwszym roku i podołali temu wyzwaniu. To prawda, że taki model obowiązywał już wcześniej, ale jedynie na filologiach mniej mainstreamowych, np. na skandynawistyce, orientalistyce czy japonistyce. Trudno było oczekiwać znajomości nawet podstaw tych języków u absolwentów szkół średnich. Jednak ekspansywna wszechobecność angielszczyzny w kształceniu na poziomie licealnym spowodowała, że na początku tego stulecia najpierw romaniści, a niedługo później także germaniści zmuszeni byli przyjmować na pierwszy rok studiów kandydatki i kandydatów, którzy wymagają podstawowego kształcenia językowego. Ta nowa sytuacja wymagała przygotowania nowych programów nauczania, a przede wszystkim zmiany ugruntowanych nawyków.
W tym kontekście warto wspomnieć o kolejnym wyzwaniu dla studiów neofilologicznych: wprowadzeniu systemu bolońskiego i podziale toku studiów na 3-letni licencjat i dwuletnie studia magisterskie. Wydawałoby się, że środowisko miało dosyć czasu na przystosowanie się do tego systemu studiowania. I faktycznie, formalnoprawnie programy nauczania działają bez zarzutu. Jednak dopiero od niedawna pojawiła się bardzo przyziemna konsekwencja tej zmiany: bardzo odczuwalny spadek liczby kandydatów na studia drugiego stopnia na kierunkach neofilologicznych. Na pierwszy stopień studiów mój wydział przyjmuje od kilku lat ok. 250 osób na wszystkie specjalizacje i kierunki (2018: 344, 2019: 271, 2020: 263, 2021: 208, 2022: 252), jednak po trzech latach spora część absolwentów nas opuszcza i na drugi stopień studiów aplikuje ich sukcesywnie około setki (2019: 101, 2020: 114, 2021: 102, 2022: 104). Powoli zaczyna kiełkować w nas, pracownikach jednostek neofilologicznych, przekonanie, że dla pewnej liczby naszych studentów studia pierwszego stopnia służą głównie (choć są wyjątki) do pogłębienia i ugruntowania praktycznej znajomości języka, natomiast studia drugiego stopnia, odbywane na innym wydziale czy wręcz na innej uczelni, pozwalają wykształcić pożądany profil zawodowy. Takie podejście jest jak najbardziej zrozumiałe i optymalne z punktu widzenia współczesnego młodego człowieka chcącego jak najlepiej przygotować się do pojawienia się na wymagającym rynku pracy, do zwiększenia swoich szans i wypracowania przewag konkurencyjnych. Przecież nasi studenci muszą się przygotować do aplikowania na stanowiska pracy, których my teraz nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. To oni patrzą w przyszłość!
Takie podejście jednak uwiera trochę nas, akademickich neofilologów, przyzwyczajonych do innych, tradycyjnych, dawniejszych praktyk. Ale my również nie dajemy za wygraną i staramy się przyciągnąć jak największą liczbę kandydatów na studia pierwszego stopnia, które też maksymalnie uatrakcyjniamy. Proponujemy nowe kierunki. Przykładowo Wydział Anglistyki UAM w ostatnich latach uruchomił na pierwszym stopniu studiów kształcenie na kierunkach filologia angielsko-celtycka, studia niderlandystyczne, filologia angielsko-chińska, English Studies: Literature and Culture, English Linguistics: Theories, Interfaces, Technologies. Na drugim poziomie kształcenia pojawiły się takie nowości jak angielskojęzyczne: język i komunikacja w ochronie zdrowia (Language and Communication in Healthcare), Language, Mind, Technology, tłumaczenie konferencyjne polsko-angielskie oraz tłumaczenia kreatywne i specjalistyczne (o profilu praktycznym). Podobne nowości pojawiają się też w ofercie innych ośrodków neofilologicznych. Takie zmiany urozmaicają klasyczną formułę studiów neofilologicznych; podnoszą ich wartość praktyczną i aplikacyjną, chociaż odchodzą od typowego akademickiego literaturoznawstwa i językoznawstwa.
Na pewno pozytywnym zjawiskiem w minionych dekadach jest niesamowity wzrost poziomu badań w dyscyplinie językoznawstwa i literaturoznawstwa, mierzony liczbą publikacji umieszczanych w uznawanych czasopismach i renomowanych wydawnictwach książkowych. Bardzo trudna jest ocena jakości publikacji, ale na pewno nauczyliśmy się je lepiej „sprzedawać” odbiorcom, szczególnie poza granicami kraju. Badacze o nachyleniu lingwistycznym i literaturoznawczym opanowali sztukę dobrego lokowania publikacji; zrozumieliśmy, że w celu wzięcia udziału w szerokiej międzynarodowej dyskusji naukowej należy publikować prace za pomocą takiego kanału komunikacji naukowej, który jest szeroko dostępny i czytelny w odbiorze globalnym. Oznacza to publikowanie w czasopismach wydawanych poza granicami kraju i często w językach kongresowych, głównie w języku angielskim. Stanowi to poważne utrudnienie dla koleżanek i kolegów nieanglistów, ale chyba spotyka się z coraz większym zrozumieniem. Podążamy szlakiem, na którym poprzedzają nas neofilolodzy z innych krajów. Publikowanie naszych wyników w ten sposób daje też dodatkowy skutek. Otóż w różnorodnych międzynarodowych rankingach przedmiotowych nasze jednostki lokowane są na dobrych i bardzo dobrych pozycjach. Dane te są powszechnie dostępne w źródłach internetowych, dlatego ograniczę się jedynie do dwóch najnowszych wskazań. W rankingu według dyscyplin (Times Higher Education by Subject 2023, Languages, literature, linguistics) neofilolodzy i filolodzy z UAM oraz UW zostali sklasyfikowani w skali globalnej w przedziale 301-400, a z UJ, UMK oraz UWr. w przedziale 401-500. W węższym rankingu, dotyczącym jedynie językoznawstwa, wyniki są jeszcze bardziej imponujące. QS World University Rankings by Subject 2022, Linguistics odnotowuje, że UJ plasuje się w przedziale 101-150, UW w przedziale 151-200, a UAM w przedziale 201-250. To bardzo dobre notowania uzyskane na tle wymagającej konkurencji. Możemy zatem spojrzeć śmiało w oczy koleżankom i kolegom z obszarów nauk o życiu czy nauk technicznych i ścisłych; to nie tylko oni przyczyniają się do wzmacniania międzynarodowej pozycji Polskiej Nauki.
Otwarcie się na świat, usieciowienie i umiędzynarodowienie dało nam nowe możliwości i wprowadziło na nowy poziom. Wielu polskich badaczy i badaczek sprawuje kierownicze role w globalnych organizacjach branżowych, kongresach itp. Jesteśmy uczestnikami międzynarodowych projektów, sięgamy po środki z European Research Council (ERC) i oczywiście z krajowych agencji grantowych. Przez ostatnie kilkanaście lat doszło do ugruntowania praktyki aplikowania o środki grantowe do odpowiednich agencji (NCN, NPRH, NAWA) i jest to działanie powszechne u badaczy młodego pokolenia. Tradycja aplikowania o środki zaczęła obowiązywać nie tylko wśród przedstawicieli nauk ścisłych, rozpowszechniła się na całe środowisko naukowe. Oczywiście dzieje się to nie bez przeszkód i pewnego oporu środowiska. W moim mniemaniu niechęć i krytycyzm środowiska należy skierować nie w stronę konkretnych agencji grantowych, wszak one dysponują jedynie ograniczonymi środkami, ale właśnie w stronę dysponentów środków na poziomie ministerialnym i budżetowym. Nauka polska i szkolnictwo wyższe są dramatycznie niedofinansowane i neofilologia nie stanowi tu wyjątku. Potrzebujemy więcej środków na badania, więcej środków na działalność bieżącą, w tym dydaktykę, więcej środków na wynagrodzenia, bo inaczej nie odtworzymy osobowego stanu posiadania. Trudno liczyć na nowe kadry tłumnie zdążające do Akademii, jeśli pobory adiunkta niewiele się różnią od płacy minimalnej.
Dziękuję prof. Jackowi Fabiszakowi za pomoc w przygotowaniu tekstu.
Prof. dr hab. Jacek Witkoś, Wydział Anglistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, członek Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, były prorektor UAM ds. nauki i współpracy międzynarodowej