logo
FA 12/2022 dokąd zmierzają neofilologie?

Tomasz G. Pszczółkowski

Neofilologia przed i po transformacji systemowej

Uwagi germanisty i niemcoznawcy

Neofilologia przed i po transformacji systemowej 1

Rys. Sławomir Makal

W ostatnich pięciu–dziesięciu latach obserwuje się spadek liczby osób studiujących niektóre neofilologie. Nauczyciele akademiccy – germaniści czy romaniści – mogą zazdrościć anglistom, którzy niezmiennie od lat mają wysoki nabór na studia, także iberystom, którzy odnotowują rosnące zainteresowanie ich studiami, podczas gdy liczba osób chcących studiować germanistykę czy romanistykę co roku spada.

Korzystając z zaproszenia redakcji „Forum Akademickiego” do podzielenia się przemyśleniami na temat zmian w neofilologii w Polsce w minionym trzydziestoleciu, chciałbym spojrzeć na ten okres z perspektywy bez mała 50 lat mojej pracy naukowo-dydaktycznej. Prowadziłem zajęcia dydaktyczne z adeptami germanistyki i filologii niemieckiej na Uniwersytecie Warszawskim jako głównym miejscu pracy, ale także w trzech kolegiach nauczycielskich języków obcych (w Warszawie, Szczytnie i Łowiczu) oraz w dwóch uczelniach niepublicznych (Akademii Humanistycznej w Pułtusku i Wszechnicy Polskiej w Warszawie). Wypowiadam się tu jako germanista, ale i politolog-historyk niemieckich doktryn politycznych, w szczególności ordoliberalizmu, któremu poświęcona była moja dysertacja doktorska, po której habilitowałem się z metodologii badań nad myślą polityczną Fryderyka Nietzschego. Moje zainteresowania badawcze okazały się przydatne w pracy naukowo-dydaktycznej we wszystkich wspomnianych wyżej instytucjach. Prowadziłem zajęcia z praktycznej nauki języka niemieckiego, historii krajów niemieckiego obszaru językowego, realioznawstwa, czyli wiedzy o krajach niemieckojęzycznych. W ostatnim dwudziestoleciu skupiłem się w badaniach i dydaktyce na komparatystyce kulturowej, komunikacji międzykulturowej i różnicach kulturowych między Polakami i Niemcami.

Patrząc w przeszłość i porównując germanistykę z lat przed transformacją ustrojową z jej obecną kondycją, można zauważyć istotne zmiany. Podzieliłbym je na dobre i niekorzystne. Do zmian dobrych zaliczam włączenie się polskich naukowców i studentów do międzynarodowego obiegu naukowego, czyli korzystanie przez nich z możliwości pracy naukowej i studiowania za granicą, w przypadku germanistów w Niemczech, Austrii i Szwajcarii; różne formy współpracy naukowej z zagranicą czy też ograniczony jedynie finansami dostęp do udziału w konferencjach, do bibliotek i literatury. Trzeba tu dodać, iż naukowcy w PRL mieli co prawda ograniczone możliwości wyjazdów na Zachód, ale jednak wielu z nich miało i nawiązywało kontakty naukowe i osobiste ze swymi kolegami za granicą. W PRL dostęp do literatury zachodniej był wprawdzie ograniczony nie tylko ówczesnymi uwarunkowaniami politycznymi, czyli przynależnością Polski do bloku wschodniego i podziałem Niemiec, ale także szczupłością środków przy ówczesnym, niewyobrażalnym dzisiaj, kursie wymiany walut. Dość powiedzieć, że asystent w latach 70. ubiegłego wieku zarabiał miesięcznie nieco ponad 3000 złotych, czyli równowartość 20–25 dolarów, tj. około 40–50 marek zachodnioniemieckich, za które można było kupić… jedną książkę naukową albo dwie książki w formacie kieszonkowym. Ale istniał np. Instytut Austriacki w Warszawie, w którego bibliotece można było korzystać z austriackiej prasy i literatury, uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych, jak wizyty pisarzy itp.

Proces boloński, zmiana programów, Erasmus…

Do zmian korzystnych po 1990 roku zaliczyłbym realizację procesu bolońskiego w części dotyczącej wprowadzenia studiów trójstopniowych. Co prawda część neofilologów-nauczycieli akademickich ubolewa nad likwidacją jednolitych pięcioletnich studiów magisterskich, gdyż studia dwustopniowe wymusiły zmiany programów nauczania. W przypadku studiów filologicznych, w których istotne jest opanowanie języka obcego, trzyletnie studia licencjackie traktowane są przez część studentów jako okazja do poznania języka, a po uzyskaniu licencjatu wielu nie kontynuuje nauki na neofilologicznych studiach magisterskich, lecz niekiedy podejmuje studia na dość dalekich od neofilologii kierunkach. Ale dzięki podziałowi studiów neofilologicznych na dwa stopnie studenci studiów II stopnia uzyskali możliwość zgłębienia problemów wychodzących poza literaturoznawstwo i językoznawstwo, z dziedzin związanych z kulturą, polityką, gospodarką czy społeczeństwem danego obszaru językowego.

W okresie przygotowawczym przed wejściem do UE Polska mogła już korzystać z różnych programów unijnego wsparcia w dziedzinie edukacji. Piszący te słowa ma osobiste doświadczenia we współpracy z Generalną Dyrekcją do spraw Edukacji i Kultury Komisji Europejskiej jako koordynator jednego z projektów w ramach programu Sokratesa – Lingua D, „Opracowanie środków pomocnych w nauczaniu języków obcych i w ocenie kompetencji w językach obcych” – realizowanego pod tytułem „Nauka dla Europy” w latach 2000–2002. Projekt ten, który kosztował UE nieco ponad 415 tys. euro, miał na celu przygotowanie na płytach CD kursów czytania codziennych tekstów (np. prasowych) w czterech językach: polskim i czeskim dla osób niemieckojęzycznych oraz niemieckim i niderlandzkim dla Polaków i był realizowany przez dydaktyków języków obcych z pięciu uczelni: Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, Uniwersytetu Wiedeńskiego, Uniwersytetu im. Karola w Pradze oraz Uniwersytetu w Tilburgu.

Współpraca naukowców i dydaktyków z krajów europejskich jest także jednym z ważniejszych pozytywów przemian po 1990 roku. Wspomnieć tu można o powszechnie znanym i funkcjonującym także obecnie programie Erasmusa. Współpraca uczelni i studentów z różnych krajów w ramach UE służy także integracji nauki europejskiej, odchodzeniu od traktowania jej jako „dobra narodowego”. Myśl tę wyraził swego czasu (w 1813 roku) Goethe w rozmowie z historykiem Heinrichem Ludenem: „nauka i sztuka należą do świata, a przed nimi upadają bariery narodowości”. Europeizacja albo szerzej: umiędzynarodowienie nauki dotyczy bardziej nauk technicznych i przyrodniczych, w mniejszym stopniu nauk filologicznych, gdyż te ostatnie ze swej istoty zajmują się obcością i innością.

Polska germanistyka przed uruchomieniem procesu bolońskiego w 1999 roku, czyli przed rozbiciem pięcioletnich studiów magisterskich na trzyletnie studia licencjackie i dwuletnie studia magisterskie, była w zakresie treści badań i dydaktyki pod silnym wpływem germanistyki niemieckiej. Studenci realizowali programy studiów porównywalne z niemieckimi. Zajęcia dydaktyczne z literatury obejmowały wówczas kanon lektur obowiązujący na niemieckich uczelniach, poczynając od najdawniejszych utworów pisanych w języku starowysokoniemieckim (Althochdeutsch, VIII–XI wiek), poprzez teksty pisarzy tworzących w języku średniowyskoniemieckim (Mittelhochdeutsch, 1050-1350), literaturę czasów nowożytnych aż do współczesności. Także program językoznawstwa był dawniej szerszy i obejmował m.in. gramatykę historyczną. Obecnie studenci na wykładzie z historii literatury poznają poszczególne epoki literackie, ale ich lektury obejmują w większości utwory z epok późniejszych.

Tym, co wyraźnie różni germanistykę polską od niemieckiej, są realizowane na studiach germanistycznych w Polsce przedmioty z zakresu historii i kultury niemieckiej, wiedzy o krajach niemieckojęzycznych w takich dziedzinach jak polityka, społeczeństwo, gospodarka. Na studiach II stopnia w Instytucie Germanistyki UW, jednostce macierzystej autora, prowadzone są oprócz realizowanych programów z literaturoznawstwa i językoznawstwa m.in. zajęcia z polsko-niemieckiej komparatystyki kulturowej, komunikacji międzykulturowej, stosunków polsko-niemieckich oraz historii krajów niemieckiego obszaru językowego w XX i XXI wieku. Studenci poznają ponadto nowe prądy w wybranych przez siebie dziedzinach: językoznawstwie, kulturoznawstwie, literaturoznawstwie i glottodydaktyce. Studia II stopnia są doskonałą okazją do rozwijania zainteresowań naukowych przez studentów, którzy wybierają jedną z sześciu specjalności: 1. historię kultury i komparatystykę kulturową, 2. komunikację międzykulturową, 3. Glottodydaktykę, 4. językoznawstwo z elementami tłumaczeń, 5. historię literatury i krytyki literackiej oraz translatorykę literacką, 6. polsko-niemieckie studia transkulturowe (blok zajęć współprowadzony z Wydziałem Polonistyki UW i Slawistyką oraz Germanistyką na Uniwersytecie w Tybindze), 7. komunikację w biznesie. Kilka z tych specjalizacji ukierunkowanych jest na rozwój kompetencji i umiejętności przydatnych na rynku pracy i zawiera przedmioty o dużej doniosłości praktycznej, jak konwersatorium dotyczące kultury, języków i obyczajów współczesnej Europy, seminaria z zakresu różnic kulturowych między Polakami i Niemcami, zajęcia tłumaczeniowe (dokumentów, tekstów użytkowych, prasowych i fachowych), etykieta językowa w biznesie, e-biznes, korespondencja w biznesie, literaturoznawstwo stosowane, krytyka literacka w praktyce.

Regres zainteresowania

Przechodząc do niekorzystnych zmian, a właściwie zjawisk w środowisku uczelnianych germanistów i szerzej: neofilologów w minionym trzydziestoleciu, trzeba znów odwołać się do przeszłości, do czasu przed transformacją. W celu lepszego zrozumienia współczesnego regresu w sferze zainteresowania studiami neofilologicznymi – pomijając anglistykę czy iberystykę, które cieszą się niezmiennie dużą popularnością – warto przypomnieć, jaki był poziom zainteresowania germanistyką w Polsce w minionym pięćdziesięcioleciu. W odróżnieniu od innych ośrodków neofilologicznych w Polsce, w których instytuty bądź katedry mają w swych nazwach słowo „filologia”, np. Instytut Filologii Germańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, na Uniwersytecie Warszawskim od końca lat 70. obowiązującą nazwą jednostki jest Instytut Germanistyki. Zmiana nazwy miała na celu odzwierciedlenie faktu, iż poza filologią niemiecką, czyli literaturoznawstwem i językoznawstwem krajów niemieckojęzycznych, pracownicy instytutu oraz współpracujący z nim naukowcy prowadzili badania naukowe i dydaktykę także w innych dziedzinach związanych ze sprawami niemieckimi, jak kulturoznawstwo, politologia, historia, socjologia. W końcu lat 70. powstało także czasopismo naukowe służące publikacji wyników wspomnianych badań, „Studia Niemcoznawcze”, ukazujące się pod redakcją prof. Michała Cieśli, a następnie wydawane przez prof. Lecha Kolago. Czasopismo to było początkowo organem Interdyscyplinarnego Zespołu Niemcoznawczego, w skład którego wchodzili pracownicy kilku jednostek UW, reprezentujący wspomniane wyżej dyscypliny, a po nieformalnym rozwiązaniu się tegoż zespołu stało się czasopismem Instytutu Germanistyki UW i ukazuje się do dnia dzisiejszego (do chwili obecnej jest to 67 tomów).

W latach 60.-80. studia germanistyczne dostępne były dla osób, które zdały egzamin wstępny (pisemny i ustny). Obowiązywały limity przyjęć (60 miejsc przy około 240-300 kandydatach, później limity były nieco wyższe). Dzięki egzaminom wstępnym poziom kandydatów przyjętych na studia był w miarę wyrównany. Absolwenci pięcioletnich studiów magisterskich germanistyki byli „rozchwytywani” przez różnych pracodawców i od razu znajdowali zatrudnienie. Ówczesny podział świata na przeciwstawne obozy polityczne, jak i odgórnie ograniczona liczba absolwentów (przez wspomniane limity przyjęć na studia) dawały im możliwość wyboru miejsca pracy.

W pierwszym dziesięcioleciu transformacji systemowej w Polsce zainteresowanie studiami neofilologicznymi, w tym germanistycznymi, bardzo wzrosło. W 1991 roku powstało na UW Nauczycielskie Kolegium Języka Niemieckiego, następnie także w innych ośrodkach akademickich, niekiedy w mniejszych miastach, jak Radom, Sieradz, Szczytno czy Łowicz, powoływano do życia kolegia kształcące przyszłych nauczycieli. Poza państwowymi powstawały w latach 90. liczne prywatne szkoły wyższe z kierunkami filologicznymi. W Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku, przekształconej następnie w Akademię Humanistyczną im. Aleksandra Gieysztora, poza lektoratami języków obcych, prowadzonymi przez wykładowców w większości dojeżdżających do pracy w tej uczelni z innych ośrodków, powstał w 1998/99 roku na Wydziale Pedagogicznym odrębny kierunek studiów pod nazwą dydaktyka języków obcych. Na zaoczne studia magisterskie, prowadzone w weekendy, przyjeżdżało do Pułtuska praktycznie z całej Polski po kilkadziesiąt osób – w dużej części czynni zawodowo nauczyciele języków: angielskiego, rosyjskiego i niemieckiego – by uzupełniać wiedzę w zakresie glottodydaktyki, ale także wiedzę ogólną dotyczącą współczesnej Europy, komunikacji interkulturowej, realioznawstwa. Studia na wspomnianym kierunku ukończyło w okresie istnienia WSH i AH kilkaset osób. W Warszawie uruchomiono m.in. we Wszechnicy Polskiej w 2007 roku studia licencjackie w zakresie filologii niemieckiej, angielskiej i rosyjskiej, na których kształciło się do połowy lat 2010 także kilkaset osób.

W ostatnich pięciu–dziesięciu latach obserwuje się spadek liczby osób studiujących niektóre neofilologie. Nauczyciele akademiccy – germaniści czy romaniści – mogą zazdrościć anglistom, którzy niezmiennie od lat mają wysoki nabór na studia, także iberystom, którzy odnotowują rosnące zainteresowanie ich studiami, podczas gdy liczba osób chcących studiować germanistykę czy romanistykę co roku spada. Jest to spowodowane przydatnością języka angielskiego w życiu, jego popularnością na świecie, traktowaniem go jako środka międzynarodowej komunikacji.

Przede wszystkim komunikatywność

Niemcy niestety walnie przyczyniają się do umocnienia pozycji angielszczyzny czy amerykańszczyzny także w swoim kraju (albo krajach związkowych, jako że stanowią one federację), a to dlatego, że słownictwo, a nawet frazeologia z obu wariantów języka – brytyjskiego i amerykańskiego – coraz częściej i na coraz większą skalę przenikają do współczesnej niemczyzny. Właściwie nie sposób już dzisiaj mówić o czystości językowej wśród mieszkańców krajów niemieckojęzycznych. Liczy się przede wszystkim komunikatywność, a spory odsetek spośród 27% mieszkańców pochodzenia nieniemieckiego i tak posługuje się niemczyzną z błędami, choć oczywiście są wśród tych ludzi także osoby władające językiem kraju swego zamieszkania w sposób doskonały, jak chociażby literaci pochodzenia tureckiego czy polskiego piszący po niemiecku, czy dość liczni prezenterzy publiczno-prawnych stacji telewizyjnych, których wygląd i nazwiska wskazują na ich nieniemieckie korzenie. Ale ponieważ multikulturalizm stał się, wbrew opiniom niektórych polityków niemieckich, faktem społecznym uzasadniającym różnorodność kulturową i współistnienie Niemców „biologicznych” i „obcokulturowych”, wielu „rodzimych” Niemców nie widzi w tym problemu.

Osoby i organizacje występujące w obronie niemczyzny, jak np. Stowarzyszenie Języka Niemieckiego (niem. Verein Deutsche Sprache) są atakowane jako konserwatyści, nacjonaliści, „wiecznie wczorajsi” (niem. Ewiggestrige). Temu zagadnieniu poświęciłem artykuł w LCXVII tomie czasopisma „Studia Niemcoznawcze”. Można wręcz postawić trudną do obalenia tezę, iż bez znajomości angielszczyzny (bądź amerykańszczyzny) zrozumienie obecnie używanego na niemieckim obszarze kulturowym języka jest dla niektórych ludzi wyzwaniem. Co więcej, niektóre formy użycia języka niemieckiego w przestrzeni publicznej podlegają w dzisiejszych Niemczech swoistym restrykcjom. Względy tzw. poprawności politycznej i genderyzmu, egzekwowane zwłaszcza poprzez media mainstreamowe – tzw. nadawców publicznych radiowych i telewizyjnych, ale także dziennikarzy opiniotwórczych gazet i czasopism – ograniczają swobodę wypowiedzi, a nawet wolność słowa poprzez wprowadzanie wytycznych dotyczących użycia zgodnych z genderem form językowych. Dominująca w dzisiejszych Niemczech opcja lewicowa, bynajmniej nieograniczona do obecnej koalicji rządzącej, narzuca swoje normy językowe w ten sposób, że np. student staje się „osobą studiującą”, a lekarz „personelem medycznym” albo „osobą w służbie lekarskiej”. Znane są przypadki, że studenci niepiszący prac semestralnych w sposób zgodny z genderem, mają obniżane oceny. Na niemieckich uczelniach oprócz wspomnianych wytycznych językowych istnieją także specjalne komórki do spraw prewencji dyskryminacji i molestowania seksualnego. Np. na Uniwersytecie Marcina Lutra w Halle i Wittenberdze do takiej komórki wpłynęła skarga na jednego z profesorów, który nie stosował się do reguł genderowych i wymagał od studentów używania tradycyjnych, ustalonych form językowych. Sprawa naukowca znajdzie być może finał w sądzie.

Użycie form zgodnych z genderem odnosi się nie tylko do słowa pisanego. Niektóre osoby prowadzące programy informacyjne w radiu i telewizji publicznej wymawiają nowo tworzone, genderowe formy wyrazów (np. StudentInnen, tzn. studenci i studentki, w połączeniu jednowyrazowym) w taki sposób, by różnice płci stawały się niewyczuwalne, tj. robiąc krótką pauzę w środku wymawianego wyrazu, przed samogłoską i. Oczywiście tworzenie tego nowego rodzaju słów jest wyuczalne i zapewne koleżanki i koledzy dydaktycy sprostają temu wyzwaniu narzuconemu im przez dominujących w dzisiejszych Niemczech zwolenników nieróżnicowania ludzi według płci. Jako germanista starej daty mogę im jedynie współczuć.

Wymazywanie

Z genderem wiąże się także kolejny problem, w dużej mierze związany z używaniem języka, tj. wszechobecne w niemieckim dyskursie publicznym dążenie do poprawności politycznej. Najnowszym przykładem tej tendencji jest wykreślenie z planów wydawniczych jednego z niemieckich wydawnictw powieści przygodowych Karola Maya o wodzu Apaczów Winnetou, utworów uznanych przez nadwrażliwą, odczuwającą w duchu wokeizmu część niemieckiej lewicy za rasistowskie i dyskryminujące rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Wspomnieć jeszcze trzeba o zjawisku cancel culture, czyli kultury (czy rzeczywiście kultury? chyba raczej praktyki) wymazywania z przestrzeni publicznej osób, które naraziły się w swej działalności artystycznej czy naukowej niepoprawnością myślenia bądź nieprawomyślnością przekraczającą granice ustalone przez mainstream. Pociąga to za sobą opór ze strony zwolenników nieograniczonej swobody wypowiedzi, prowadząc do i tak już ostrych podziałów w niemieckim społeczeństwie. Germaniści zagraniczni (Auslandsgermanisten), jako zewnętrzni obserwatorzy tych zjawisk, mają tę przewagę nad swoimi niemieckimi kolegami, że mogą o tych uwarunkowaniach dyskursu publicznego oraz o tychże konfliktach – importowanych do Niemiec ze Stanów Zjednoczonych – rozmawiać i pisać bez obawy przed wykluczeniem ze wspólnoty (artystycznej czy naukowej), co spotkało już kilku niemieckich profesorów, których wypowiedzi interpretowano jako skrajnie prawicowe czy wręcz faszystowskie.

Zresztą innowacji – moim zdaniem na gorsze – było w minionym trzydziestoleciu więcej. Zaliczam do nich np. reformę niemieckiej ortografii z roku 1996, krytykowaną także przez wielu germanistów, jak i użytkowników języka, zarówno rodzimych, jak i obcych, a polegającą na „uproszczeniu” pisowni, niekiedy prowadzącym do językowych niejasności. W efekcie protestów dokonano w latach 2004 i 2006 zmian w najbardziej kontrowersyjnych zasadach, a następnie w latach 2011, 2017 i 2018 kolejnych poprawek w pisowni, przy czym np. niektóre wydawnictwa stosują swoje własne zasady ortograficzne, co pogłębia trudności użytkowników języka z ich stosowaniem. Osoby uczące się języka, jak i nauczające go mają z tym sporo problemów i trudności te będą się jeszcze pogłębiać.

Dużo, zbyt dużo zaszło zmian w Niemczech, z którymi my, germaniści zagraniczni, musimy się mierzyć. Zjednoczenie obu państw niemieckich w jeden organizm państwowy, z którego cieszyli się zwłaszcza pamiętający szykany wschodnioniemieckich pograniczników i celników na granicy niemiecko-niemieckiej, dało nam możliwość swobodnego podróżowania i poznawania jakże ciekawych miejsc w Niemczech, kraju pod względem zabytków kultury i nauki naprawdę atrakcyjnym. Nasi studenci korzystają z wymian studenckich w ramach Erasmusa, niektórzy jeżdżą tam na wakacje do pracy, absolwenci znajdują zatrudnienie w niemieckich firmach po obu stronach granicy polsko-niemieckiej. Są to zmiany pozytywne i można się z nich cieszyć. Ale obecna sytuacja międzynarodowa, w szczególności wojna na wschodzie Europy, nie pozwala patrzeć optymistycznie w przyszłość, a tym bardziej snuć planów rozwoju nauki i edukacji, w tym także w zakresie neofilologii i germanistyki. Dlatego też łatwiej i przyjemniej jest pisać o przeszłości, która mimo swych trudnych, a niekiedy i ciemnych stron, była stabilna i przewidywalna.

Dr hab. Tomasz G. Pszczółkowski, emerytowany prof. UW, germanista i politolog, długoletni kierownik Zakładu Kultury Niemieckiego Obszaru Językowego, a następnie Zakładu Studiów nad Krajami Niemieckiego Obszaru Językowego w Instytucie Germanistyki UW

Wróć