Marcelina Smużewska
O Marianie Rejewskim napisano wiele. Lubimy się szczycić sukcesami polskiego wywiadu. Ostatnio ukazała się książka Roberta Gawłowskiego na temat tej postaci (Jestem tym, który rozszyfrował Enigmę. Nieznana historia Mariana Rejewskiego, Wydawnictwo Episteme, Lublin 2022). Matematyk jest tu przedstawiony jako bydgoszczanin, syn, mąż i ojciec oraz szeregowy pracownik w Polsce Ludowej. Od większości ludzkich biografii odróżnia tę jednak pewien przebłysk geniuszu, który przytrafił się temu człowiekowi w młodości. Sądzę, że za jego sukcesem – oprócz oczywiście naturalnych zdolności – stoi unikatowa ścieżka edukacyjna, która ściśle wiąże się z kwestią pogranicza.
Marian Rejewski urodził się w Bydgoszczy 16 sierpnia 1905 roku. Jego ojciec Józef prowadził sklepy z wyrobami tytoniowymi. Matka, Matylda z domu Thoms, zajmowała się domem. Marian był siódmym i najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Miał trzy siostry i trzech braci, z których jeden zmarł niedługo po narodzeniu. Rodzina Rejewskich żyła w dobrych warunkach materialnych, co wcale nie było normą w zdominowanej przez Niemców Bydgoszczy. Matka Mariana pochodziła z rodziny browarniczej z Podgórza i wniosła do małżeństwa posag. Ojciec matematyka był sprawnym handlowcem i umiał zdobywać klientów. Żyli w modnej i rozbudowującej się dzielnicy elżbietańskiej (obecnie plac Piastowski). Ich mieszkanie znajdowało się w neorenesansowej kamienicy przy ul. Wileńskiej. Pierwsza szkoła, do której chodził młody Marian Rejewski, to Vorschule der Staedtichen Oberrealschule in Bromberg. Uczęszczał tam w latach 1912–1914. Warto wspomnieć, że uczono tam – jak i we wszystkich szkołach Księstwa Poznańskiego – wyłącznie w języku niemieckim. Stąd Rejewski, mimo że Polak, biegle znał język, co było przydatne w przyszłej karierze kryptologicznej.
Kolejnym szczeblem edukacji było Królewskie Gimnazjum im. Fryderyka Wilhelma (Königlisches Friedrichs-Gimnasium), do którego uczęszczał od 1915 roku. Była to szkoła z tradycjami sięgającymi jeszcze XVII wieku i istniejącego tam kolegium jezuickiego. Placówka wyróżniała się kształceniem w zakresie przedmiotów klasycznych. Polskich uczniów było ok. 20%. Uczono tam greki, łaciny i języka francuskiego. Od 1908 roku języka polskiego nie można było także używać w przestrzeni publicznej, zatem w języku ojczystym Rejewscy rozmawiali jedynie w domu.
Wraz z końcem I wojny światowej w Bydgoszczy zapanowała niepewność. W 1918 roku nie stała się ona automatycznie polska. Po pierwsze, był to strategiczny dla Niemców węzeł komunikacyjny między Poznaniem w Gdańskiem. Po drugie, 70% mieszkańców była pochodzenia niemieckiego. Sytuację zmieniło powstanie wielkopolskie i jego sukces. Bez niego Bydgoszcz zostałaby zapewne integralną częścią Rzeszy. W biografii Rejewskiego widać tę niepewność. Na przykład świadectwo gimnazjalne z 1920 roku jest wystawione w dwóch językach – polskim i niemieckim. Nadal większość uczniów była Niemcami, a zaledwie 13% Polakami. Sytuacja zmieniła się dopiero po 1920 roku. Niemcy zaczęli się izolować od Polaków w prywatnym szkolnictwie. Proporcje Polaków i Niemców w mieście uległy odwróceniu. Na 89 tys. mieszkańców Bydgoszczy, 72% stanowili Polacy, a 27% Niemcy. O zmianie relacji przesądził napływ ludności z Galicji, o której rdzenni bydgoszczanie wypowiadali się raczej pogardliwie, nazywając ją „bosymi antkami” lub „Galicjokami”. Sami określali się jako „tutejsi” lub „Krzyżacy”. Ten antagonizm będzie widoczny w kolejnych latach.
W czerwcu 1921 roku zmarł na raka nestor rodu Józef Rejewski. Marian miał wtedy zaledwie 16 lat. Razem z 21-letnim bratem Janem pozostali jedynymi mężczyznami w rodzinie. Sam Rejewski nigdy tego specjalnie nie podkreślał, ale cechowała go odpowiedzialność i silne więzy rodzinne. Śmierć ojca była więc dla niego wydarzeniem, które w pewnym sensie przesądziło o dalszych losach. Matka Mariana zastąpiła zmarłego męża w sprawach bytowych, prowadząc sklep tytoniowy i kolekturę. Rejewski ukończył gimnazjum 12 czerwca 1923 roku. Zdawał maturę m.in. z byłymi obrońcami Warszawy. Do egzaminu mógł bowiem podejść każdy bez względu na wiek.
Już w gimnazjum było widać, że Rejewski ma łatwość nauki języków. Poza tym wyraźnie interesowała go matematyka i fizyka. Ze względów rodzinnych studia w jakimś odległym miejscu nie wchodziły w grę. Poznań co prawda wymagał przeprowadzki, ale nie był tak odległy jak inne miasta. Poza tym studiowała tam już wcześniej jedna z sióstr Rejewskiego – Aniela. Została absolwentką geografii, po czym wróciła do Bydgoszczy wykonywać zawód nauczycielki. Można więc powiedzieć, że było to miasto oswojone już przez rodzinę Rejewskich. Młody kryptolog studiował na Wydziale Filozoficznym, bo tam ówcześnie była zlokalizowana Katedra Matematyki. Do jego wykładowców należeli profesorowie Zdzisław Krygowski, Franciszek Włodarski, Kazimierz Abramowicz i doktor Władysław Ślebodziński. Największy wpływ na Rejewskiego mieli Abramowicz i Krygowski, którzy przenieśli dorobek matematyczno-filozoficzny szkoły lwowsko-warszawskiej do Poznania.
Prof. Zdzisław Krygowski (1872-1955) pochodził ze Lwowa, natomiast wykształcił się w obszarze matematyki, fizyki i astronomii w Krakowie. Był kierownikiem Katedry Matematyki na Uniwersytecie Poznańskim. Interesował się m.in. teorią funkcji eliptycznych, czyli funkcji określonych na zbiorze liczb zespolonych, które są dwuokresowe, a więc periodyczne wzdłuż dwóch kierunków. Prof. Krygowski interesował się też sztuką, muzyką i grał na fortepianie. Młodszy o dekadę Kazimierz Abramowicz (1888-1936) był wykształcony w Kijowie i interesował się teorią funkcji analitycznych. Rejewski uczestniczył w jego licznych zajęciach. Jednak przede wszystkim to prof. Krygowski stał się mentorem Rejewskiego, a nawet towarzyszem wspólnych górskich wędrówek.
W okresie studiów Rejewskiego nie było egzaminów wstępnych, a jedynie spotkanie z dziekanem. Weryfikacja kandydata odbywała się w toku studiów. Trzeba było opłacić wpisowe, czesne i uiścić opłaty egzaminacyjne. Rok akademicki podzielony był na trymestry, a większość egzaminów miała formę ustną. W skład komisji wchodzili przedstawiciele wszystkich przedmiotów, więc w zasadzie każdy egzamin był publiczny. Uniwersytet Poznański przyciągał głównie studentów z zachodniej Polski i Śląska. Byli to przedstawiciele rodzin rzemieślniczych, kupców, przemysłowców. Większość młodzieży mieszkała na stancjach, bo liczba miejsc w akademikach była niewielka. Największy wpływ wśród studentów miała Bratnia Pomoc i Młodzież Wszechpolska, co nie powinno dziwić świeżo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i walce, jaką Wielkopolska musiała stoczyć, żeby częścią tej Polski się stać. Mariana jednak zbytnio nie interesowała polityka. Skupiał się na nauce. Studia ukończył w terminie – co wcale nie było ówcześnie normą – w związku z dużą liczbą egzaminów. Na nich uzyskiwał zazwyczaj oceny bardzo dobre, co świadczy o pilności i zaangażowaniu młodego kryptologa. Praca magisterska nosiła tytuł Opracować teorię funkcji podwójnie periodycznych drugiego i trzeciego rodzaju oraz wykazać jej zastosowanie. Za rozprawę otrzymał ocenę dobrą.
Podczas ostatniego roku studiów w 1929 roku prof. Krygowski zaprosił wybranych studentów na kurs kryptologiczny. Zadanie to zostało powierzone profesorowi przez kierownika Biura Szyfrów Maksymiliana Ciężkiego. Potrzebował on personelu do swojego biura i uznał, że matematycy sprawdzą się lepiej niż lingwiści (jak postępowano do tej pory). Kluczowe w rekrutacji były więc kompetencje matematyczne i znajomość języka niemieckiego. Rejewski był kandydatem idealnym. Wyróżnił się na kursie i dał się poznać jako znakomity matematyk-kryptolog. Obok niego osiągnięcia mieli także Jerzy Różycki (1909–1942) i Henryk Zygalski (1908–1978), którzy także później stali się pracownikami Biura Szyfrów. Marian Rejewski nie ukończył jednak kursu kryptologicznego, ponieważ zakończył 1 marca 1929 roku studia matematyczne w Poznaniu. Chciał kontynuować pracę na uczelni, ale nie było wtedy ku temu możliwości (brak wolnego etatu), więc rozpoczął studium z matematyki ubezpieczeniowej w Getyndze.
Nauka w Getyndze miała posłużyć Rejewskiemu do tego, żeby zostać aktuariuszem, czyli osobą, która wylicza wartość ryzyka i wartość projektów finansowych. W odbudowującej się Polsce branża ubezpieczeniowa dopiero się rozwijała, więc była możliwość zdobycia pracy i godnych zarobków. Uniwersytet w Getyndze miał ogromną tradycję i prestiż, jednak podjęcie na nim studiów okazało się dla młodego Rejewskiego rozczarowaniem. Po pierwsze, poziom nauczania był niższy niż się spodziewał. Dopadła go też jakaś przewlekła choroba, która utrudniała naukę. Po trzecie, nastroje na uniwersytecie się radykalizowały. Getynga była pod coraz większym wpływem nazistów, dlatego pobyt Rejewskiego w tym ośrodku akademickim nie trwał długo. Jesienią 1930 roku udało się matematykowi zostać asystentem na Uniwersytecie Poznańskim. Było to wówczas spełnienie marzeń.
Mimo że Rejewski nie ukończył kursu kryptologicznego, utrzymywał kontakt z Jerzym Różyckim i Henrykiem Zygalskim. Ci, po ukończeniu kursu, zostali zaangażowani do zadań kryptologicznych w poznańskiej ekspozyturze Biura Szyfrów Wojska Polskiego. To oni dali znać kierownictwu (Franciszkowi Pokornemu, Maksymilianowi Ciężkiemu i Antoniemu Palluthowi), że Rejewski byłby zainteresowany pracą kryptologa. Początkowo zresztą Marian traktował to jako dodatkowe zajęcie, obok pracy na uczelni. Po latach wspominał, że to nie on wybrał kryptologię, tylko raczej kryptologia go wybrała. Trójka młodych matematyków regularnie dostarczała do Warszawy odkodowane depesze, które były zazwyczaj wykradane z niemieckich pociągów pocztowych.
W 1932 roku Rejewski, Różycki i Zygalski zostali przeniesieni do Warszawy, co m.in. zakończyło krótką karierę Mariana Rejewskiego na uczelni, dało jednak lepsze warunki pracy wywiadowczej. Nowe miejsce było ulokowane w Pałacu Saskim, w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego. Początkowo kryptolodzy sądzili, że będą robić to samo, co w Poznaniu – odkodowywać niemieckie depesze. Dostali jednak inne zadanie: zająć się nowym maszynowym kodem, który pojawił się niedawno w komunikacji niemieckiej. Chodziło oczywiście o Enigmę.
Zadanie przed matematykami było trudne i początkowo nie mieli punktu zaczepienia. Po pierwsze, kluczowa była rekonstrukcja maszyny szyfrującej. Po drugie, opracowanie metody, która w szybki sposób pozwalałaby na odtwarzanie kluczy dziennych. Enigma bowiem codziennie zmieniała sposób szyfrowania. Tu z pomocą przyszedł wywiad zachodni. Francuzom nie udało się nic zrobić z planami budowy Enigmy. Nie potrafili wykorzystać też przechwyconych kart do szyfrowania. Uznając materiał za bezwartościowy, przekazano go Polakom. Biuro Szyfrów Wojska Polskiego bardzo dobrze spożytkowało te informacje.
Od jesieni 1932 roku trójka matematyków codziennie głowiła się nad szyfrem, a dodatkowo po godzinach robił to jeszcze Rejewski. W tajemnicy przed kolegami (o co poprosili go przełożeni) dostawał dodatkowe materiały wywiadowcze z Francji. Ostatecznie po raz pierwszy to właśnie Marianowi Rejewskiemu udało się złamać szyfr pod koniec 1932 roku. Zrobił to w okresie teoretycznie wolnym od pracy, gdzieś między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem. Niedługo potem powstała kopia Enigmy wyprodukowana przez polską firmę AVA.
Rejewski i jego współpracownicy w swoich pracach opierali się na teoriach kombinatorycznych. Zauważyli, że permutacje układane przez maszynę mają strukturę cykliczną. Do odtwarzania cykli permutacji wirników Enigmy wykorzystywano zaprojektowany przez Rejewskiego cyklometr i karty charakterystyk. Dzięki tym narzędziom można było dekryptować dzienny kod w około 15 minut. Nieco później, bo w 1938 roku, powstało kolejne narzędzie zwane bombą kryptologiczną. Do tego celu wykorzystywano aż sześć Enigm sprzężonych razem. To umożliwiało odszyfrowywanie podwójnie zakodowanych kluczy dziennych. Taka bomba kryptologiczna ułatwiała i przyspieszała pracę. Z czasem wprowadzono także płachty perforowane wymyślone przez Zygalskiego. One umożliwiały z kolei odnalezienie właściwego położenia wirników Enigmy. W 1939 roku Niemcy znowu zmienili sposób szyfrowania. Od tej pory 6 bomb kryptologicznych to było za mało. Konieczność dalszego inwestowania w szyfry znacznie przekraczała możliwości polskiego wywiadu, dlatego 26 lipca 1939 roku doszło do tajnego spotkania w Pyrach. Tam polscy matematycy spotkali się z przedstawicielami brytyjskiego i francuskiego wywiadu.
Jak wspominał Rejewski, zwłaszcza Brytyjczycy szybko zrozumieli ścieżkę odszyfrowania Enigmy. Zrozumieli zasadę budowania płacht i bomb kryptologicznych. Zapowiedzieli, że stworzą analogiczne rozwiązania u siebie, co istotnie się stało w tajnym ośrodku w Bletchley Park. Każda delegacja otrzymała także replikę Enigmy zbudowaną przez Polaków. Natomiast nasz wywiad od sojuszników nie dowiedział się niczego. Ani Anglicy, ani Francuzi nie pokonali pierwszych trudności związanych z metodą połączeń bębenków w maszynie, wobec czego w istocie nie mieli nic istotnego do przekazania dla naszych służb. Było to niezwykłe, jak bez większych nakładów i zasobów ludzkich udało się to akurat w Polsce, a nie bardziej zamożnym kraju Zachodu. Złamanie szyfrów Enigmy z pewnością zmieniło przebieg II wojny światowej.
Wraz z atakiem Hitlera na Polskę kryptolodzy otrzymali nakaz ewakuacji. Pierwszym przystankiem była Rumunia, skąd matematycy próbowali dostać się do Francji. Umieszczono ich w Gertz niedaleko Paryża, gdzie opiekował się nimi major Gustave Bertrand (1896-1976), którego znali już ze spotkania w Pyrach. Jednak ich potencjał nie był w pełni wykorzystany, co wynikało z nieufności. Wszak polscy kryptolodzy byli członkami obcego wywiadu. W styczniu 1940 roku Polacy spotkali się z Alanem Turingiem (1912–1954), który tak jak wcześniej oni szukał metod odkodowywania depesz Enigmy. Przyjął on jednak inną logikę – chciał odkodować szyfr wychodząc od depeszy, a nie od budowy maszyny, jak to robili wcześniej Polacy. Kryptolodzy wymienili się z nim informacjami, ale raczej postrzegali go jako młodszego kolegę, który nadal się uczy. Nie mogli przewidzieć przyszłych osiągnięć angielskiego matematyka i że stanie się on prekursorem nowej nauki – informatyki.
Polscy kryptolodzy chcieli opuścić Francję i znaleźć się w Wielkiej Brytanii, współpracować z tamtejszym wywiadem, gdyż ten był bardziej zaawansowany w pracach kryptologicznych. Jednak z niewiadomych względów utrzymywano ich pod komendą francuskich służb. Na krótko musieli się ewakuować do Algieru, gdzie zginął w styczniu 1942 roku Jerzy Różycki. Potem pod przybranymi nazwiskami przebywali w różnych lokalizacjach we Francji, gdzie udało im się złamać dwa systemy szyfrów niemieckich wykorzystywane do tropienia ruchu oporu. W styczniu 1943 roku wywiad francuski postanowił przerzucić Polaków do Hiszpanii, co skończyło się niezbyt szczęśliwie. Przewodnik porzucił i obrabował Rejewskiego i Zygalskiego. Podczas samodzielnej podróży zostali aresztowani przez żandarmów hiszpańskich i umieszczeni w więzieniu. Po paru miesiącach udało im się jednak dotrzeć do Wielkiej Brytanii. Ani Rejewski, ani Zygalski nie zostali jednak włączeni do grupy z Bletchley Park. Szkoda, bo zapewne wiele mogli jeszcze osiągnąć. Rejewski wstąpił do Wojska Polskiego na obczyźnie. Zajmował się tam podsłuchiwaniem informacji nadawanych przez wroga. W 1946 roku wrócił do Polski, ponieważ pozostawił tu swoją rodzinę, nie tylko żonę z dwójką dzieci, ale także siostry i matkę. Zygalski zdecydował się zostać na obczyźnie. Tak zakończyła się ich przygoda z szyframi.
Powrót Mariana Rejewskiego do Polski był trudną, ale zrozumiałą decyzją. Był to bowiem przede wszystkim człowiek rodzinny i odpowiedzialny. Nie mógł zostawić żony Ireny z domu Lewandowskiej, którą poślubił w 1934 roku i z którą miał dwójkę dzieci – Andrzeja i Janinę. Wojnę przeżyły także matka Rejewskiego oraz jego trzy siostry, z którymi był związany. Wracał więc do Polski ze świadomością, że jego przedwojenna oraz wojenna karta mogą być nie do zaakceptowania dla nowych władz ludowych. Nie chciał jednak rozpoczynać nowego życia na obczyźnie bez rodziny.
Tym, co ochroniło Rejewskiego przed wczesnymi szykanami organów bezpieczeństwa, był powojenny chaos migracyjny i fakt, że w Biurze Szyfrów Wojska Polskiego Rejewski był zatrudniony jako pracownik cywilny. W ten sposób mógł łatwo deprecjonować swój wkład w pracę wywiadowczą. Do domu – do Bydgoszczy, bo warszawskie mieszkanie zostało Rejewskim odebrane – kryptolog wrócił pod koniec 1946 roku. W lutym 1947 roku rozpoczął pracę w firmie Kabel Polski SA pod zarządem państwowym na stanowisku zwyczajnego pracownika umysłowego. W rzeczywistości oznaczało to pracę w dziale sprzedaży i finansów. Kolejna praca znalazła się w Państwowym Przedsiębiorstwie Mierniczym, a od 1951 roku w Związku Spółdzielni Rzemieślniczych. Od 1954 roku Rejewski pracował w Wojewódzkim Związku Spółdzielni Pracy. Do końca kariery zawodowej był skromnym urzędnikiem i nie wrócił do kryptologii. Podczas odwilży 1956 roku napisał do Ministerstwa Obrony Narodowej list wskazujący, kim jest i że jego wiedza mogłaby jeszcze być wykorzystywana przez polskie władze. Nie dostał odpowiedzi. Od początku był inwigilowany przez służby, ale nic obciążającego nie znaleziono.
Po przejściu na emeryturę w 1967 roku napisał Wspomnienia z mej pracy w Biurze Szyfrów Oddziału II Sztabu Głównego w latach 1930-1945, które wysłał do Wojskowego Instytutu Historycznego w Warszawie. Tekst leżał tam sobie w szufladzie, a Rejewski prowadził spokojne życie emeryta. W 1973 roku gen. Bertrand – ten, który uczestniczył w spotkaniu w Pyrach, a potem podczas wojny był przełożonym kryptologów – wydał swoje wspomnienia, w których opisał dokonania polskich matematyków. Takiej doskonałej sytuacji propagandowej Polska Ludowa nie mogła przegapić. Nagle życie Rejewskiego zmieniło się nie do poznania. Do skromnego mieszkania emeryta zawitały setki reporterów. Nikt nie mógł uwierzyć, że szeregowy urzędnik przeżył pół życia skrywając tajemnicę Enigmy. To właśnie w tej postaci było niezwykłe.
Wróć