logo
FA 12/2022 felietony

Leszek Szaruga

Germanie kontra Rzym

Germanie kontra Rzym 1

Źródło: Wikipedia

Z wielką uwagą oglądam teraz serial Barbarzyńcy, który oferuje Netflix. Opowiada on o losach wodza germańskiego plemienia Cherusków, Arminiusza, znanego bardziej pod imieniem Hermann (16 p.n.e. – 21), którego trzydziestometrowy pomnik wystawiony w roku 1875 podziwiać można na wzgórzu Teutberg w Lesie Teutoburskim, niedaleko Detmold, gdzie nieodmiennie od dziesięcioleci odwiedzany jest przez liczne grono turystów. W dzieciństwie mąż ów, podobnie jak synowie innych plemion germańskich, uprowadzony został do Rzymu, by stać się gwarantem pokojowego współdziałania jego pobratymców z Imperium. Wychowany i wykształcony przez obcych utożsamiał się raczej z ich kulturą niż z „dzikusami”, z którymi był spokrewniony. Jak na barbarzyńcę, zrobił w Rzymie zawrotną karierę i zyskał elitarny status ekwity, by w końcu objąć – z rozkazu imperatora – stanowisko wodza swego plemienia.

Na ile tak rekonstruowany w niemieckim serialu przebieg wydarzeń zgodny jest z prawdą historyczną, nie sposób przesądzać, dość że powrót w rodzinne strony obudził w nim ambicje polityczne i doprowadził do idei zjednoczenia plemion germańskich i być może nawet planów opanowania Rzymu, który konsekwentnie dążył do podporządkowania sobie obszarów należących do opisywanej pod koniec I wieku naszej ery przez Tacyta Germanii. W roku 9 po Chrystusie dowodzone przez Arminiusza siły germańskie zwabiły w pułapkę i wycięły w pień trzy rzymskie legiony dowodzone przez Kwinktyliusza Warusa, który, by ocalić swą cześć, popełnił samobójstwo. Zwycięstwo to powstrzymało impet Rzymu, pobudziło ludy germańskie do oporu, co w końcu, decyzją cesarza Tyberiusza (42 p.n.e. – 37), doprowadziło do ustanowienia granicy z Imperium na Renie i Dunaju (Tak przy okazji: warto przeczytać ostatni tom rzymskiej trylogii Jacka Bocheńskiego Tyberiusz Cezar, wydanej w roku 2009, dwa tysiące lat po bitwie w Lesie Teutoburskim).

Postać Arminiusza, w szczególności zaś jego zwycięstwo w Lesie Teutoburskim, stała się inspiracją wielu dzieł literatury niemieckiej. W 1520 roku Ulrich von Hutten pisał o tym wydarzeniu i o bojownikach o wyzwolenie Germanów spod władztwa Rzymu: „Spośród nich wywodzi się też bohater najbardziej ze wszystkich niezwyciężony i najśmielszy, Arminiusz (…) który nie tylko swój gród, ziemię i ojczyznę, lecz cały naród niemiecki z rąk Rzymu, potęgi natenczas największej i w panowania rozkwicie, wybawił i wolność mu darował”, które to słowa przytacza w swej monografii Mity Niemców (wydanie polskie 2013) Herfried Münkler. Wspomnieć też warto o inspirowanych przez to wydarzenie dziełach literackich: dramacie Herdera Arminiusz, trylogii dramatycznej Klopstocka Bitwa Hermanna, Hermann i książęta oraz Śmierć Hermanna czy sztuce Heinricha von Kleista Bitwa Hermanna. Ma też ta bitwa dość bogatą ikonografię.

Jedno nie ulega kwestii: od XIX stulecia poczynając, postać Arminiusza i bitwa w Lesie Teutoburskim stanowią jeden z mitów kształtujących niemiecką świadomość historyczną. Co interesujące, kojarzono Arminiusza z Zygfrydem z Pieśni Nibelungów czy nawet z walczącym przeciw Rzymowi, utożsamianemu z papiestwem, Marcinem Lutrem. W szczególności splatały się te wątki w okresie kształtowania w XIX wieku nowożytnego państwa narodowego, jednoczącego za sprawą politycznych inicjatyw Otto von Bismarcka kraje niemieckie w II Rzeszę.

Piszę o tym, gdyż ten bieg wypadków pokazuje, jak skomplikowanym organizmem jest Europa. Nawet pomijając ich krwawy wymiar, rzecz dotyczy możliwości, jakie powstają na wszelkich pograniczach. Nikt z nas na co dzień nie chce pamiętać o tym, że Imperium Romanum to nie tylko historyczny punkt odniesienia cywilizacji zwanej czasem łacińską, ale też potęga, z którą mierzyły się przybyłe do Europy ludy germańskie i słowiańskie, traktowane przez Rzymian jako w gruncie rzeczy jedna, niespecjalnie zróżnicowana masa „barbarzyńców”. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero po lekturze Barbarzyńskiej Europy Karola Modzelewskiego, książki, której znaczenia nie sposób przecenić, choć w istocie dopiero otwiera bardzo interesujące i szerokie pole badawcze.

Ale też piszę dlatego, że w obecnej dobie, gdy wielu wierzy w jedność Europy, inni zaś wyrażają obawy o jej spójność, różnice dzielące poszczególne jej społeczności zdają się znów odgrywać istotniejszą rolę niż wcześniej. Interesujący wydaje się zatem sam fakt wykreowania w Niemczech obecnie, w roku 2020, tego serialu. Czym jest to sięgnięcie do przedchrześcijańskiej historii Europy? Czy zwrot ku przeszłości niesie coś więcej niż tylko chęć opowiedzenia zajmującej historii, czy też jest – w zamyśle twórców – nową próbą mocowania lub przedefiniowania niemieckiej tożsamości? Czy, co niewykluczone, jest to sygnał zapowiadający podobne próby i dążenia w innych krajach? Ożywianie i odnawianie mitów nigdy nie było zabawą bezpieczną, może prowadzić – 2000 lat po wydarzeniach je gruntujących – do ich istotnego przewartościowania, ale też może budzić resentymenty.

Wróć