logo
FA 11/2023 rozmowa forum

Rozmowa z prof. Krzysztofem Jóźwiakiem, chemikiem i farmaceutą z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, dyrektorem Narodowego Centrum Nauki

Budujemy renomę

Budujemy renomę 1

Prof. Krzysztof Jóźwiak (ur. w 1971 r.) jest chemikiem i farmaceutą, pracuje na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie. Prowadzi badania z zakresu farmakologii molekularnej i chemii leków. Bada substancje działające na receptory błonowe o potencjalnym zastosowaniu w leczeniu chorób neurodegeneracyjnych i cywilizacyjnych. Jest współautorem ponad 100 publikacji, dwóch międzynarodowych patentów oraz kilkunastu referatów plenarnych wygłoszonych na międzynarodowych konferencjach. Jest redaktorem i współautorem monografii: Drug Stereochemistry: Analytical Methods and Pharmacology (2013). Kierował grantami badawczymi KBN/MNiSW. Uczestniczy w konsorcjum realizującym projekt zlecony przez National Institutes of Health (USA). Jest laureatem programów Focus i Team Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Odbył dwa staże podoktorskie w National Institute on Aging, NIH w Baltimore, USA (2001-2004 i w Laboratorium Biomodelowania Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie (2005-2007). Był profesorem wizytującym na Uniwersytecie Bolońskim (2023). Jest laureatem nagród naukowych Ministra Zdrowia RP. W 2012 roku otrzymał nagrodę UCB-Ehrlich Award for Excellence in Medicinal Chemistry, przyznaną przez Europejską Federację Towarzystw Chemii Leków. W latach 2012-2020 był członkiem Rady Narodowego Centrum Nauki, gdzie pełnił m.in. rolę przewodniczącego Komisji Nauk o Życiu. Od października 2023 r. jest dyrektorem NCN. Fot. NCN

Zależy mi nie tylko na jednorazowym wzroście nakładów, ale na systematycznym rozwiązaniu zapewniającym regularny wzrost budżetu NCN o pewien procent. Brak pewności co do zwiększenia dotacji celowej w kolejnym roku bardzo utrudnia jakiekolwiek planowanie. A przyznawanie grantów jest zobowiązaniem długoterminowym, zaciąganym wobec naukowców i ich pracodawców na kilka lat.

Rozumiem, że decydując się na kandydowanie w konkursie na stanowisko dyrektora Narodowego Centrum Nauki po doświadczeniach wielu lat pracy w Radzie NCN miał pan jasną wizję tego, jak ma działać ta instytucja i jaką rolę widzi pan w niej dla siebie?

Tak było w chwili podejmowania decyzji o udziale w konkursie na stanowisko dyrektora Narodowego Centrum Nauki. Miałem jasną wizję zarządzania Centrum, zastosowania pewnych rozwiązań. Jednak od momentu wygrania konkursu i wskazania mnie przez Radę NCN na tę funkcję do teraz sporo się zmieniło i tę wizję będę musiał dopasować do aktualnych warunków.

Na czym polega ta zmiana warunków?

Przez osiem miesięcy czekałem na powołanie na stanowisko, i w tym okresie także w NCN panowała duża niepewność co do przyszłego kształtu instytucji i w ogóle jej przyszłości. Mam wrażenie, że po rozstrzygnięciach wyborczych i decyzji ministra o powołaniu mnie na stanowisko dyrektora Narodowego Centrum Nauki to się zmieniło, że to uczucie niestabilności losu Centrum znikło. Potwierdza to mój pierwszy tydzień pracy w NCN.

Widział się już pan z przewodniczącym Rady NCN?

Nawet z całą Radą, bo akurat na początku listopada było jej posiedzenie, w którym dyrektor tradycyjnie uczestniczy. To ważne, gdyż w NCN decyzje strategiczne podejmuje Rada. Ona decyduje, jakie programy i konkursy będą otworzone, jakie są procedury, warunki przyznawania środków, ich wysokość na poszczególne konkursy. Myślę, że dobrze rozumiemy się z Radą. Odbieram jej decyzje na podstawie doświadczeń z pracy w tym gremium jako przemyślane i odpowiedzialne.

Jak pan widzi rolę grantów w finansowaniu badań naukowych?

Jest kilka sposobów finansowania nauki i kilka instytucji, które wspierają różne działania naukowe. Z pewnością największym strumieniem jest część subwencji, dawniej mająca postać dotacji statutowej, z której finansowane są własne działania badawcze instytucji. Ważne, żeby te wszystkie środki były dystrybuowane w drodze konkursów, nawet wewnętrznych. To daje gwarancję, że do finansowania skierowane zostaną najciekawsze, najwartościowsze przedsięwzięcia naukowe. To istotne także w przypadku środków spoza subwencji, czyli pozostających w dyspozycji różnych agencji grantowych, w tym NCN, czy też bezpośrednio w gestii ministra nauki. One także powinny być przydzielane na podstawie sensownie opracowanych konkursów, których jury będą tworzyli wysokiej klasy specjaliści.

Zapytałem o to, gdyż mam wrażenie, że w tej chwili nie do końca wiemy, jakie środki są w Polsce przeznaczane na badania. Nie wiemy na przykład, jaką część subwencji uczelnie przeznaczają na badania naukowe i wszystkie związane z nimi sprawy, a jaką na dydaktykę czy inne zadania: promocję, popularyzację itd. Kiedyś była wyodrębniona dotacja na badania naukowe, której wartość stanowiła mniej więcej połowę środków na tzw. dotację podstawową. Wysokość nakładów sytuuje jakoś NCN z jego 1,4 miliarda złotych w obszarze finansowania nauki.

Niezależnie do czego porównujemy, budżet Narodowego Centrum Nauki stanowi raczej drobną część publicznych nakładów na naukę, dokładnie 5,6% nakładów Państwa na dział „Szkolnictwo wyższe i nauka”. Instytucje rzeczywiście mają swobodę decydowania o tym, ile środków kierują bezpośrednio na projekty naukowe czy zakupy aparatury naukowej. I pomimo że znam uczelnie, które odważniej postępują w tym obszarze, to jednak środków na badania bardzo brakuje. W wielu instytucjach, nawet tych bardzo dobrze wypadających w ocenach parametrycznych, nie ma nowych etatów, brakuje środków na aparaturę czy wewnętrzne projekty badawcze. Liczę na to, że po trudnych latach epidemii i inflacji wróci to do sensownego poziomu. Ważne też jest to, żeby pieniądze, które już są na badania przeznaczane, były dystrybuowane w sposób efektywny, w konkursach wyłaniających dobre jakościowo projekty. W tym kontekście rola NCN jest szczególna – w wielu instytucjach granty zewnętrzne, np. z NCN, stają się jedyną opcją sfinansowania doktoranta czy postdoka. Poza tym Centrum poprzez swoją politykę oceny wniosków tworzy dobre standardy, które, mam wrażenie, są coraz powszechniej w Polsce akceptowane i naśladowane.

Jaką rolę Narodowe Centrum Nauki powinno pełnić w systemie nauki? Czy granty NCN powinny być elitarnym, czy powszechnym sposobem finansowania badań? To ustawia oczekiwania w stosunku do konkursów NCN, w tym do współczynnika sukcesu.

Dobre pytanie. Na pewno jedną z ról NCN jest aktywizowanie miejsc i grup naukowców o słabszej kulturze grantowej. Trudno się to robi twardymi, dużymi grantami, dlatego stworzono programy takie jak MINIATURA czy PRELUDIUM BIS. Duża część oferty Centrum jest skierowana do młodych naukowców, którzy naturalnie są najodważniejsi i najbardziej otwarci.

Budżet NCN jest znacząco zaniżony w stosunku do potrzeb środowiska naukowego, liczba przyznawanych grantów i wskaźnik sukcesu w ostatnich konkursach są dramatycznie niskie.

Za to wzrasta przeciętna wysokość grantu. Jest 2,6 razy wyższa niż przed dziesięciu laty.

Tak, to prawda, ale chcę zwrócić uwagę, że nie tylko inflacja na to wpływa. głównym powodem jest obserwacja, że za coraz wyższymi wnioskowanymi i przyznawanymi środkami kryją się coraz ambitniejsze projekty naukowe. A zatem przyczyną wzrostu kosztu projektów jest rozwój polskiej nauki i ambicje badawcze naszych naukowców, tj. dotyczące stawianych celów naukowych, budowy większych, pełniejszych projektów, realizowanych w szerokich współpracach krajowych i międzynarodowych. W stosunku do potrzeb wynikających z tego rozwoju nasz budżet rośnie zbyt wolno. Przez kilkanaście lat „wychowaliśmy” naukowców, całe pokolenie, bo to najczęściej młodzi ludzie, którzy funkcjonują w polskiej nauce tylko dlatego, że jest NCN mogą zdobyć środki na realizację własnych zamierzeń naukowych. W przeciwnym razie byliby poza nauką albo w nauce poza Polską. Ale także naukowcy spoza Polski zobaczyli i uwierzyli, że funkcjonuje u nas rzetelny system grantowy, że można u nas realizować interesujące badania, i składają wnioski, zdobywają środki na projekty, tworzą międzynarodowe zespoły naukowe w Polsce. W ten sposób NCN przyczynia się do umiędzynarodawiania nauki. Budujemy renomę polskiej nauki w świecie. Nasze potrzeby rosną także dlatego, że pojawiła się ta grupa ludzi. Kiedyś dominowało myślenie o przycinaniu pomysłów naukowych do możliwości finansowych. Przez kilkanaście lat istnienia NCN naukowcy nauczyli się robić badania coraz szersze i ambitniejsze, budować większe projekty oparte na pozyskiwaniu środków konkursowych z zewnątrz. Nie boją się stanąć do konkurencji o takie fundusze, przedstawiając naprawdę śmiałe projekty, stosują coraz więcej ciekawych technik, w szerszej współpracy międzynarodowej, która dla badań jest bardzo istotna. My w NCN odpowiadamy na to zapotrzebowanie, na ambicje polskiej nauki, i to z tego głównie powodu granty są coraz droższe. Uważam to za wielki sukces instytucji, za którym nie poszło zwiększone finansowanie.

Między 2012 a 2022 rokiem dotacja celowa NCN wzrosła o 77 procent.

A kompetencje naukowe naszego środowiska znacznie bardziej i dlatego te zasoby finansowe wciąż nie nadążają za potrzebami naukowców, tworzących coraz bardziej wartościowe projekty. Gdyby to była tylko kwestia inflacyjna, obecny budżet pewnie by wystarczał, ale nie w nowej sytuacji, gdy naukowcy stali się ambitniejsi i bardziej kompetentni. Polska nauka jest w zupełnie innym miejscu niż w 2012 roku.

Bardzo ważne jest też to, że NCN jest niezależną instytucją, powstałą dla dobra nauki, jest tworzone i zarządzane przez naukowców. Wnioski są oceniane w otwartych, rzetelnych i transparentnych konkursach przez niezależnych ekspertów, również naukowców. Mamy dzięki temu system, w którym wybierane do finansowania są projekty najwartościowsze pod względem naukowym, wśród których zdarzają się też i takie, które mogą być kontrowersyjne pod względem tematyki. Jeżeli są wiedzione otwartą ciekawością naukowców i wysoko ocenione przez zespoły ekspertów, to wszystko jest dobrze, tak właśnie rozumiemy wolność naukową.

Jest kłopot z umiędzynarodowieniem kadry: dajecie środki na zatrudnianie zagranicznych doktorantów i postdoków, ale zwycięzcy konkursów nie mogą w porę zdobyć wiz i pozwoleń na pracę.

NCN nie może tu wiele pomóc. Trudności pojawiają się na dwóch poziomach: wiz, a zatem polskich placówek konsularnych za granicą, oraz pozwoleń na pracę, co jest w kompetencjach urzędów wojewódzkich. Nawet na tym drugim, bliższym nam poziomie nie udaje się spraw załatwiać tak sprawnie, jakbyśmy sobie życzyli. Zapewne należy zgłosić postulat, żeby zagraniczni naukowcy, którzy zostają zatrudnieni w grantach polskich instytucji, otrzymywali wizy i pozwolenia na pracę w szybkim trybie. To są przecież specjaliści starannie wybrani w międzynarodowych konkursach. Projekty badawcze prowadzimy w warunkach światowej konkurencji; jeśli nie zrealizujemy naszego pomysłu w miarę szybko, na przykład dlatego, że czekamy rok lub dłużej na przyjazd postdoka z Indii może się okazać, że już nie trzeba go realizować, bo podobne czy takie same badania zrobi ktoś za granicą. Dzisiaj czas liczy się w nauce bardziej niż dawniej.

Część zatrudnionych w grantach, pracując intensywnie na stanowiskach postdoków, po siedmiu latach traci możliwość dalszej pracy w projektach finansowanych przez NCN, a okazuje się, że uczelnie nie chcą ich zatrudnić. Czy nie „produkujecie” kompetentnych bezrobotnych?

Rzeczywiście, w grantach NCN jest ograniczenie pracy na stanowiskach postdoka do siedmiu lat po doktoracie. A dokładniej chodzi o to, że ostatni raz można wystartować w konkursie na takie stanowisko w siódmym roku (o ile nie ma się przedłużeń z różnych powodów) i oznacza to, że realnie można pracować w ten sposób około dziesięć – jedenaście lat po doktoracie. Chyba tylko w Stanach Zjednoczonych nie ma żadnych ograniczeń i można być postdokiem nawet w wieku 50 czy więcej lat. Uważam tamten model za gorszy – wykorzystuje pracowników o wysokich kompetencjach, nierzadko zmuszając do pracy na krótkoterminowych kontraktach bez perspektywy stabilizacji. W państwach europejskich są zawsze jakieś ograniczenia czasowe. A na naszym podwórku uważamy to za pozytywne rozwiązanie dla jednostek naukowych, które mają szansę przyjrzeć się naukowcom zatrudnionym przy realizacji projektów zewnętrznych i najlepszych zatrudnić już w innym charakterze. Taka osoba, pracując w najlepszych zespołach badawczych, nabywa kompetencje, które mogą zaprocentować w przyszłości np. własnymi skutecznymi aplikacjami grantowymi. Mówiąc krótko, NCN takimi rozwiązaniami stara się wychodzić naprzeciw potrzebom naukowców i zatrudniających ich jednostek, ale oczywiście nie jest w stanie rozwiązać wszystkich bolączek kadrowych trapiących naukę w Polsce.

Kurczy się nie tylko współczynnik sukcesu w grantach, ale także wielkość środków pośrednich, jakie uzyskują instytucje, w których realizowane są granty. W NCN te środki chyba nigdy nie były wyższe niż 30 procent, teraz są mniejsze, a podobno np. w USA najszacowniejsze instytucje dostają nawet 100 procent wartości projektu na koszty pośrednie. Jak pan chciałby tę sprawę rozwiązać w NCN?

Jest to bardzo ważny element polityki grantowej Centrum. I poprzedni dyrektor prof. Zbigniew Błocki, i ja stoimy na stanowisku, że koszty pośrednie powinny być na możliwie wysokim poziomie. Instytucji musi się opłacać realizacja grantu, a już na pewno nie powinna do niego dopłacać, np. na remonty używanych w badaniach urządzeń. Przy niskich kosztach pośrednich jest takie ryzyko, szczególnie w przypadku mniejszych jednostek, które takich grantów mają niewiele, a muszą ponosić pewne stałe koszty związane z obsługą systemu grantowego. Grant to jednak nie tylko pieniądze, ale także prestiż, impuls projakościowy. Trudno mi odpowiedzieć na pytanie, ile powinny wynosić koszty pośrednie, na pewno powinny być większe, a decyzja powinna być podjęta w porozumieniu z Radą NCN i jest uwarunkowana wysokością dotacji celowej NCN. Niestety w tej chwili działamy z poziomem dwudziestoprocentowych kosztów pośrednich. Bez wzrostu dotacji celowej NCN nie uda się podnieść ani współczynnika sukcesu, ani poziomu kosztów pośrednich dla instytucji naukowych. Jako dyrektorowi Centrum zależy mi nie tylko na jednorazowym wzroście nakładów, ale na systematycznym rozwiązaniu zapewniającym regularny wzrost budżetu NCN o pewien procent. Brak pewności co do zwiększenia dotacji celowej w kolejnym roku bardzo utrudnia jakiekolwiek planowanie. A przyznawanie grantów jest zobowiązaniem długoterminowym, zaciąganym wobec naukowców i ich pracodawców na kilka lat. Warto zauważyć, że dotacja celowa NCN przyznana na dany rok musi być w nim wykorzystana i nie może przejść na rok następny, a zobowiązania wobec grantobiorców przechodzą. Jeszcze kilka lat temu, gdy wprowadzaliśmy czteroletnie, czyli wydłużone projekty w programie OPUS, Rada NCN podjęła decyzję, żeby proporcjonalnie zwiększyć alokację środków na taki konkurs z 350 do 450 milionów złotych. Wskaźnik sukcesu wynosił wtedy około 22 procent. A w tej chwili na jeden konkurs OPUS możemy przeznaczyć 300 milionów złotych, bo tylko tyle jesteśmy w stanie wygospodarować z dotacji celowej na to zadanie. I wskaźnik sukcesu w obecnie rozstrzyganym konkursie spadnie poniżej 10 procent. To jest najlepsza ilustracja zapaści finansowej w systemie grantowym naszego kraju.

Na ile możliwość zakupu aparatury oraz zatrudnienia doktorantów i postdoków wpływają na wzrost wysokości grantów?

Rada Centrum podjęła ostatnio decyzje o podniesieniu wynagrodzeń etatowych kierowników i postdoków w grantach, te stawki muszą być konkurencyjne w kontekście międzynarodowym. Z aparaturą jest inaczej: limit 500 tysięcy złotych na jedno urządzenie był nałożony ustawowo i kwota pozostaje niezmienna od 2010 roku. Założenie jest takie, że Centrum finansuje najlepsze projekty i jeśli wymagają one zakupu lub wytworzenia drogiej aparatury, bo jednostka, w której ma być realizowany grant, jej nie posiada, to ten koszt zgodnie z ustawowymi zadaniami NCN jest finansowany. W naukach eksperymentalnych po prostu tak jest i oczywiście powoduje to wzrost kosztów projektu.

Aparatura pozostaje na uczelni.

Tak. I można traktować to jako korzyść, ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że wymaga serwisu i wiąże się to z koniecznością kolejnych, czasami niemałych wydatków. Ale na przykład w programie SONATINA zakładamy, że kierownik przychodzi z pomysłem do nowego laboratorium, w którym jest aparatura niezbędna do realizacji tego projektu, i nie przewidujemy finansowania dodatkowych urządzeń badawczych.

Coraz częściej słychać opinię, że granty NCN, które dają możliwość zdobycia sporych pieniędzy na długi czas, stają się konkurencją dla grantów ERC.

Mam trochę inną wizję sytuacji. Gdy powstawało NCN, każdy minister, który do Centrum przyjeżdżał, pytał, dlaczego polscy naukowcy nie aplikują do ERC. Dzisiaj jednak to już się zmieniło i są dobre przykłady naukowców z naszego kraju, którzy nauczyli się skutecznie aplikować o granty ERC i je zdobywają. Uważam, że NCN odegrało w tym procesie ważną rolę, a uzasadniam to tym, że właściwie każdy z polskich laureatów ERC był wcześniej laureatem grantów NCN, a często też Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, której roli w tym procesie też nie powinniśmy pominąć. Sami laureaci też chętnie to powtarzają. A zatem wzrastająca liczba polskich laureatów ERC jest także efektem działalności krajowych agencji grantowych i stworzenia lepszej kultury grantowej na lokalnym podwórku. Niedawno mówiłem o tym w wywiadzie dla serwisu internetowego forumakademickie.pl: nie wierzę, że ktoś, kto prowadzi naprawdę topowe, ambitne badania, nie zechce wystąpić o grant w „lidze” ERC tylko dlatego, że łatwiej mógłby znaleźć finansowanie w kraju. Wygląda na to, że najsprawniejsi w tym są młodzi naukowcy, startujący w „swoich” konkursach, na przykład ERC Starting Grants. Liczę na to, że wkrótce większe grono naszych badaczy zacznie zdobywać ERC Advanced Grants. Zaczęliśmy z niskiego poziomu, ale z czasem, budując naukową doskonałość i kulturę grantową, dojdziemy w poszukiwaniach zewnętrznego finansowania dla naszych pomysłów naukowych do ligi europejskiej.

Większość grantów NCN trafia do wąskiego grona instytucji z największych ośrodków naukowych. Padła propozycja wprowadzenia komponentu geograficznego w grantach NCN. Czy pan uważa, że można taki pomysł zrealizować?

Już w czasie powstawania NCN większość wniosków pochodziła z największych ośrodków naukowych. To chyba naturalne – tam jest najwięcej instytucji i naukowców. Sam reprezentuję mniejszy ośrodek i pamiętam, że w tych pionierskich czasach podchodzono do oferty NCN z dystansem i czekano na pierwsze rozstrzygnięcia i rezultaty. Większa kultura grantowa w bardziej aktywnych ośrodkach dawała – i nadal daje – przewagę. Po prostu z aktywniejszych jednostek wychodzi więcej wniosków, a zatem więcej szans na zdobycie środków.

Prof. Zbigniew Błocki w prezentacji na posiedzeniu Uniwersyteckiej Komisji Nauki w Lublinie pokazał, że podobna do naszej sytuacja jest też w innych krajach, przy czym czasami różnice między „centrum” a „prowincją” są tam głębsze. I chodzi nie tylko o kraje postkomunistyczne, ale także państwa „starej Europy”.

Tak, to prawda. Jednak NCN wychodzi naprzeciw, którzy z różnych powodów nie uczestniczyli w konkursach grantowych. Na przykład program MINIATURA w dużej mierze spełnił taką rolę, czyli wprowadził w krąg naszych interesariuszy sporą grupę nowych naukowców. Zwiększył też zróżnicowanie geograficzne grantów, chociaż pewnie oczekiwania lokalnych środowisk naukowych, ale i nasze w Radzie NCN, były jeszcze większe. Natomiast zaskakujący dla NCN był efekt innego konkursu, który mógł być wykorzystany przez osoby rozpoczynające przygodę z grantami. PRELUDIUM BIS to program skierowany do doktorantów ze szkół doktorskich i ich promotorów. Centrum zaproponowało kwotowo ograniczone granty, w których kierownik jest promotorem wybranego w konkursie doktoranta szkoły doktorskiej. Grant zawierał czteroletnie stypendium dla doktoranta i fundusze na badania, a także finansowany przez NAWA staż zagraniczny. Program ten jednak spotkał się ze zbyt małym zainteresowaniem i jego kontynuacja stoi pod znakiem zapytania.

W jaki sposób NCN sprawuje nadzór nad poprawnością realizacji grantów?

Jest on sprawowany kilkustopniowo. Oczywiście prowadzone są wyrywkowe kontrole wybranych projektów, a pewne zadania w tym zakresie ma też jednostka, w której projekt jest realizowany. To na jej konto przelewane są pieniądze i ona odpowiada za to, aby badania i wydatkowanie środków przebiegały zgodnie ze standardami i warunkami umowy. Oczywiście rozumiemy, że w projektach mogą pojawić się różne komplikacje czy konieczność zmian i staramy się podchodzić do takich spraw elastycznie. Jeżeli ktoś na świecie w międzyczasie wykonał i opublikował badania zaplanowane w grancie NCN, kierownik projektu może go odpowiednio zmodyfikować. Zdarza się, że trzeba realizację projektu przedłużyć – tak było w ostatnich latach w okresie pandemii – i do tego staramy się przychylać. Składane są również raporty roczne oceniane w biurze, opisywane są tam postępy w pracach, wskazywane ewentualne zmiany oraz przedstawiane bieżące finanse. Po zakończeniu realizacji projektu składany jest raport końcowy, w którym podsumowane są wszystkie sprawy finansowe oraz wymienione osiągnięcia naukowe. Wykonanie i efekty projektu opisane w raporcie końcowym oceniane są przez specjalne zespoły ekspertów. Moim zdaniem skutecznym narzędziem kontroli jest dobra jakościowo ocena wniosków na etapie przyznawania grantów, przecież oceniamy wtedy wiarygodność wnioskodawców.

Zdarzają się zastrzeżenia co do bezstronności i rzetelności recenzentów.

To prawda, zdarzają się. Mamy bardzo dużą bazę ekspertów i recenzentów, i znajdują się w niej uwagi na temat jakości ich pracy. Rezygnujemy z takich, których praca jest niewłaściwa.

Znam przykład, gdy naukowiec poprawił odrzucony wniosek zgodnie z zastrzeżeniami recenzentów, złożył go w kolejnym konkursie i okazało się, że to, co było wcześniej jego zaletą, teraz jest wadą, a elementy poprawione zgodnie z uwagami recenzentów zostały ocenione źle i wniosek ponownie nie uzyskał finansowania.

Rzeczywiście, konteksty się zmieniają i to, co jeden zespół ekspertów ocenił w danym momencie jako poprawne, drugi może w innym już kontekście ocenić jako niewłaściwe i odwrotnie – to jest cecha oceny eksperckiej. W kolejnym konkursie skład paneli oceniających jest inny, a wniosek jest porównywany z inną konkurencją.

NCN rozbudowało międzynarodowe programy wspólnie z zagranicznymi agencjami grantowymi. Jest sporo programów, a niewiele projektów. Czy warto angażować w to siły i środki?

Uważam to za duży sukces, nauka nie może działać w izolacji. Uczymy się od siebie nawzajem, widzimy, co u nas działa dobrze, a co możemy poprawić, korzystając z doświadczeń innych. Jesteśmy wiarygodnym partnerem budując wspólne programy grantowe. Myślę, że są ważne z wielu powodów, np. otwierają nam, polskim naukowcom, nowe perspektywy naukowe i źródła finansowania, tworzą sieci powiązań badawczych, które mogą procentować w przyszłości. Nie można tego oceniać tylko przez pryzmat liczby projektów i ich wartości. W tych programach wzrosła liczba międzynarodowych projektów z udziałem polskich grup badawczych.

Czego się pan spodziewa po najbliższym roku? Podobno ma być trudny.

Moje główne zadanie na najbliższe miesiące to zadbanie o znaczące, o około 300 milionów złotych (o ponad 21% – red.), zwiększenie finansów NCN.

I wierzy pan, że to możliwe?

Muszę wierzyć. Gdybym nie widział takiej możliwości, nie podejmowałbym się pełnienia funkcji dyrektora. Proponowany poziom zwiększenia budżetu NCN pozwoliłby na powrót do funkcjonowania – w sensie liczby przyznanych grantów, wskaźnika sukcesu oraz wartości kosztów pośrednich – na poziomie lat 2017–2018, przed pandemią. Jeśli budżet w roku 2024 się nie zwiększy, może być konieczność zamknięcia niektórych konkursów albo np. dalsze zmniejszanie alokacji środków na konkurs OPUS. Byłoby to z ogromną szkodą dla polskiej nauki. Będę się też upierał przy konieczności zapewnienia stabilnej, regularnej perspektywy wzrostu dotacji celowej NCN, aby możliwe było planowanie działalności statutowej Centrum w dłuższej perspektywie i zapewnienie środowisku naukowemu odpowiednich środków na realizację projektów badawczych w przyszłości.

Rozmawiał Piotr Kieraciński

Wróć