Mariusz Karwowski
Lekkoatletka Iga Baumgart-Witan Fot. Paweł Skraba
Po przepis na sukces, także ten ostatni, gdy po sześciu latach z rzędu na drugim miejscu wśród uczelni niepublicznych udało się wreszcie wskoczyć na najwyższy stopień podium AMP-ów, trzeba sięgnąć wstecz aż do końca ubiegłego wieku. Władze nowo utworzonej wtedy Wyższej Pomorskiej Szkoły Turystyki i Hotelarstwa, na czele z jej założycielem Krzysztofem Sikorą, kierując się zamiłowaniem do sportu, postawiły sobie za cel stworzenie komfortowych warunków do studiowania także tym, którzy z uwagi na zgrupowania, zawody, treningi nie mogą regularnie uczęszczać na zajęcia. W ten sposób dzisiejsza Wyższa Szkoła Gospodarki stała się prawdziwym azylem dla sportowców. Mogą odbywać zaliczenia, zdawać egzaminy i pisać prace dyplomowe bez konieczności ograniczania aktywności na polu sportowym. Z początku były to pojedyncze osoby, choć o uznanych nazwiskach, jak np. kajakarka Beata Mikołajczyk czy wioślarz Robert Sycz. Wieść o niespotykanych nigdzie indziej udogodnieniach szybko się rozniosła i wkrótce chętnych zaczęło przybywać.
– Naszym priorytetem było dostosowanie planu zajęć i obowiązków wynikających z bycia studentem do wymagań sportu kwalifikowanego, a więc związanego ze współzawodnictwem na najwyższym szczeblu. Osoby, które spędzają ponad dwieście i więcej dni w roku poza domem, nie mają możliwości studiowania, nawet w trybie zaocznym. A u nas kończyły studia. Takiego systemu, jaki wdrożyliśmy, nie było wcześniej nigdzie, ani na AWF-ach, ani kierunkach sportowych. Staliśmy się pionierami – podkreśla Filip Wiśniewski, prezes AZS WSG.
Wioślarz Dariusz Paczkowski Fot. Paweł Skraba
I dodaje, że nie był to program „na chwilę”, lecz przemyślana strategia. Składa się na nią kilka elementów. Podstawę stanowi indywidualna organizacja studiów. Ubiegać się o nią może każdy sportowiec, zarówno amator, jak i zawodowiec. Wykładowcy są na tyle elastyczni, że dopasowują formę i termin zaliczeń do potrzeb takiego studenta. Krokiem dalej było uruchomienie wsparcia finansowego. To o tyle wyjątkowa sytuacja, że WSG jako uczelnia niepubliczna pozbawiona jest dofinansowania z budżetu państwa. Możliwości warunkuje więc czesne. Tymczasem dla najlepszych postanowiono wprowadzić… zniżki. Najwięcej – nawet do 100% rabatu – korzystają ci z wybitnymi osiągnięciami. Jeśli utrzymają formę na sportowych arenach przez kilka sezonów, a do tego zaliczą po drodze wszystkie wymagane przedmioty, mogą studiować nawet za darmo! Taka furtka to dla utytułowanych czempionów nie lada gratka. Nic dziwnego, że dla wielu stała się magnesem. Na liście studentów widnieją nazwiska aż 30 olimpijczyków, m.in. wioślarek Magdaleny Fularczyk-Kozłowskiej (złoty medal IO w Rio de Janeiro, brąz IO w Londynie) i Marty Wieliczko (srebro IO w Tokio), kajakarki Heleny Wiśniewskiej (brąz IO w Tokio), sztangisty Marcina Dołęgi (brąz IO w Pekinie) czy lekkoatletki Igi Baumgart-Witan (złoto i srebro IO w Tokio), która notabene właśnie na studiach w WSG… poznała swojego męża. Pozostali mogą liczyć na stypendium rektora (1000 zł).
– System stypendialny jest u nas podporządkowany ściśle potrzebom sportowców. Mamy ich obecnie około 250 i musimy tak zarządzać środkami, żeby obdzielić jak najwięcej osób. To taki amerykański model, przy czym daleko nam jeszcze do finansowania na tamtym poziomie, ale „rusztowanie” już jest – zaznacza Wiśniewski.
Na stypendia przeznaczono dotąd w WSG łącznie około 5 mln złotych. Ale to nie wszystko. Program, w którym wzięło udział już ponad 420 wyczynowców, obejmuje także wsparcie zawodowe i personalne. Ten ostatni filar ma we współczesnym zawodowym sporcie kolosalne znaczenie. Kiedy przygotowania do wielkiej imprezy są dokładnie rozplanowane, włącznie z cyklami treningowymi, a na szybko potrzebny jest psycholog, to uczelnia go zapewnia, nie trzeba czekać w kolejce. Sportowcem opiekuje się też specjalnie wyznaczony tutor dydaktyczny. Poszczególne elementy decydują o tym, że program działa bez zarzutu.
Gdy w 2019 roku wystartowała Narodowa Reprezentacja Akademicka, w sposób naturalny uzupełniła te kwestie, które dla niepublicznej uczelni mogły być problematyczne, np. finansowanie dodatkowych zajęć. W ministerialnej inicjatywie bydgoska WSG odgrywa znaczącą rolę, stanowiąc rok w rok jedną z najliczniejszych ekip. W premierowej odsłonie uczestniczyło 22 jej studentów, w kolejnej 31, a ostatnio aż 42. Daje to trzecie miejsce wśród wszystkich uczelni. W NRA są m.in. kajakarka Sandra Ostrowska, ciężarowiec Bartłomiej Adamus, wioślarz Mateusz Biskup. O potencjale studentów z Bydgoszczy świadczy choćby fakt, że w Akademickich Mistrzostwach Świata czy Europy sięgnęli dotychczas po 86 medali.
Mistrzowie AMP w ergometrze wioślarskim Fot. Paweł Skraba
Co ciekawe, uczelnia kształci czempionów, mimo że sama nie prowadziła dotąd sekcji wyczynowych. Jak to możliwe? Otóż rzeczywiście studiują oni w WSG i kiedy tylko mogą, reprezentują jej barwy na różnego rodzaju zawodach, ale na co dzień trenują jednak w swoich rodzimych klubach. Ta instytucjonalna współpraca jest tu więc kluczowa dla rozwoju ich karier, jak i wykształcenia.
– Mówiąc obrazowo, spada nam z pleców obowiązek kierowania daną osobą od strony typowo sportowej. Dzięki temu mamy większe pole manewru w zakresie dydaktyki. Obie te ścieżki się zazębiają. I to działa – przekonuje Wiśniewski, porównując to do samonapędzającej się machiny.
Kluby z całego regionu, z którymi uczelnia utrzymuje kontakty, zachęcają swoich zawodników do studiowania na WSG. Ci przekazują dalej informację o tym, jak skutecznie można pogodzić aktywność sportową na najwyższym poziomie z edukacją, stając się zarazem chodzącą wizytówką programu. Marketing szeptany przyczynia się bowiem do tego, że na studia zgłaszają się osoby z całej Polski, i to nie tylko tuż po maturze, ale i starsi. Taka sytuacja jest choćby w kajakarstwie – w Bydgoszczy kształci się obecnie ponad dwudziestu reprezentantów klas mistrzowskich w tej dyscyplinie z Poznania, Krakowa, Olsztyna czy Warszawy. Wypracowana w WSG formuła doskonale wpisuje się w ich potrzeby.
W ogóle miasto nad Brdą sportami wodnymi stoi, dlatego uczelnia – oprócz wybudowanej w 2005 roku hali widowiskowo-sportowej, sal do fitnessu, tańca i sportów walki, profesjonalnej siłowni, boiska do streetballa – ma też swoją przystań na Kanale Bydgoskim, a obok kajaków i motorówek także… dwie smocze łodzie. W tym bardzo popularnym w Niemczech czy Holandii sporcie akademickim, polegającym na długodystansowych wyścigach 10– lub 20-osobowych ekip, na krajowym podwórku WSG już od sześciu lat nie ma sobie równych. To jedyny w Polsce, poza Smokami Północy, związanymi z Politechniką Gdańską, uczelniany klub w tej dyscyplinie.
Prezes KU AZS WSG Filip Wiśniewski odbiera dyplom za zwycięstwo w AMP-ach podczas Gali Sportu Akademickiego w Lublinie Fot. Paweł Skraba
Studenci AZS WSG mogą trenować w sumie w 21 stałych sekcjach i kilku dodatkowych, powoływanych jedynie na potrzeby konkretnych zawodów. Klubowa oferta obejmuje także sportowców z niepełnosprawnościami (m.in. goalballboccia, dart, bilard, tenis stołowy, kręgle, szachy). Dwa lata temu, idąc za światowym trendem, utworzono sekcję e-sportową. Specjalną pracownię wyposażono w dziesięć stanowisk, przy których gamerzy mogą doskonalić swoje umiejętności. Bez większej promocji, a okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Niedawno ruszył nabór do nowej sekcji badmintona. Uruchomiono też pierwszą kwalifikowaną sekcję pływania.
– Chcemy w przypadku kilku wybranych dyscyplin pójść w tym kierunku, żeby poprowadzić wyczynowego sportowca w obu sferach: treningu i nauki. Studenci Wyższej Szkoły Gospodarki to jednak nie tylko zawodowcy. Wielu wystarczy rywalizacja na niższym poziomie. Kilka miesięcy temu znów (po 14 latach!) okazali się najlepsi w gronie uczelni niepublicznych w Akademickich Mistrzostwach Polski. Przełamali tym samym sześcioletni monopol Akademii Leona Koźmińskiego. Na sukces złożyły się m.in. zwycięstwo w męskim ergometrze wioślarskim oraz medale w wioślarstwie, piłce nożnej, siatkówce plażowej kobiet i tenisie stołowym mężczyzn. Indywidualnie bydgoszczanie stawali na podium 12 razy (4 złote, 3 srebrne, 5 brązowych medali).
– Sport był od zawsze bardzo istotnym elementem strategii naszej uczelni. Zwycięstwo w AMP-ach to duża satysfakcja i powód do dumy. Cieszymy się, że nasz system się sprawdza i umożliwia realizację studenckich planów na życie i sport – przyznaje rektor dr Marek Chamot.
Podczas naszego spotkania smartfon prezesa cały czas wibruje. Zagaduję go o to na koniec. Okazuje się, że to wcale nie przypadek.
– Kiedy zbliża się połowa września, mój telefon rozgrzewa się do czerwoności. Wszystkim się przypomina, że nadeszła pora na zaliczenia i egzaminy. Pytają: co jeszcze da się uratować i co robić? I tak co roku, już się przyzwyczaiłem – śmieje się Wiśniewski. – Ale to tylko świadczy o tym, jak ważne dla nich jest utrzymanie statusu studenta i zadbanie o swoją przyszłość – konstatuje.
Wróć